ja po moich wszytskich przezyciach, zrobie wszytsko zeby nie przytyc...
nie dam sie jojo.
najwyzej do konca zycia bede jesc dzem i suchary,
Wersja do druku
ja po moich wszytskich przezyciach, zrobie wszytsko zeby nie przytyc...
nie dam sie jojo.
najwyzej do konca zycia bede jesc dzem i suchary,
No to ja Ci mówie jedz więcej ale regularnie. Bo na 600kcal to ni dość ze metabolizm spowolni to jeszcze jak coś wysokokalorycznego raz zjesz to sie od razu odłoży jako tluszcz i nieszczęście gotowe.
ja o jojo się będe martwić jak już schudne :twisted:
Ale lepiej już zacznij obmyślać plan. :wink: Jak bedziesz ważyć te 58kg to bedziesz musiała jeść maxymalnie 1740kcal żeby nieprzytyć. Więc ładnie... :)Cytat:
Zamieszczone przez suspense
to zalezy od trubu zycia. ja wazac 10 kg mniej jedzac 2 tys nie tylam
No wiadomo. Te obliczenia są dostosowane dla ludzi o miernej aktywności fizycznej. Normalne że jak więcej ćwiczysz to można więcej jeść. Fajna sprawa... :P 30km na rowerze przed imieninami cioci i zero wyrzutów sumienia. :wink:
ja sie boje, ze przy 1200 bede znowu tyc jak prosiak...
albo wielki puchar lodowy i godzinka biegania :P
no bo jak jesz te 600 to organizm cora zmniej potrzebuje i potem male zapotrzebowanie jest. no tak jojo wyglada.
zwiekszam powoli to ilosc kcal.
wiecie, ze to forum mnie (mozna tak powiedziec) uratowalo... prznajmniej w minimalnym stopniu. miesiac temu np mialam taka powazna schize ze balam sie zjesc kawalek jablka. pwnie na dzien dzisiejszy nie jadlabym 400kcal dziennie tylo 300.
teraz w sumie niewiele sie zmienia.
ale nie mam juz tak ogromnych wyrzutow sumienia ze zjadlam caly kubek jogurtu a nie pol.
wchodze na forum, pisze, ze zjadlam ilestam pierogow bo mi mama wcisnela, czytam ze nic sie nie stalo i ze i tak jest ok. i to mi pomaga.
bez tego bym chyba zaliczala wc...