-
Aia- a co zrobilas z ta pozyczona ksiazka , ktora ci pies zjadl ? Bo ja mam wlasnie taka sytuacje, tylko ze ksiazke pozyczylam od takiej starszej pani a moj pies wylal na nia sok jezynowy . Cholercia ale miala przez to dola kilka dni a teraz kombinuje jak wyjsc z tego .
Mi sie kiedys zdazylo umyc zeby kremem do golenia , w takiej tubce sobie lezal a rano czlowiek zaspany ...
A ten facet po domestosie to chyba blondynem zostal ??
-
A mój znajomy kiedyś w nocy przy bólu gardła zamiast tabletek do ssania wziął globulkę dopochwową przeciwgrzybiczną Serio
FLEUVE
-
Popalił sobie trochę włosy.... Ale generalnie nic mu się straszliwego nie stało, bo żona zaintereweniowała.....Mój kolega w ogóle jest kochany, bo pisałam już, że jest matematykiem i jest roztargniony i długo można by o nim gadać. Kiedyś, dawno temu (jeszcze w dobie braku telefonów komórkowych) pojechał na staż za granicę i miał dzwonić do żony mówiąc co u niego słychać....Żona odchodziła od zmysłów, bo przez miesiąc się nie odzywał, a on zapomniał numeru telefonu do domu..... Ja naprawdę tego nie wymyślam...i uwoelbiam ludzi, którzy żyją w innych stanach świadomości....
Sibko, ja bardzo się kajałam w bibliotece i przyniosłam dwie swoje książki (nowe) w ramach przeprosin. Pani była miła i zgodziła się, więc nawet nic nie zapłaciłam....Ale Ty masz gorszą sytuację...Nie da rady odkupić tej książki?....W księgarni lub antykwariacie?...Jeżeli nawet trafiłabyś na inne wydanie, to kup je, kup czekoladę i idź przeprosić starszą panią przyznając się do wszystkiego....A jak nie uda Ci się odkupić, to moim zdaniem idź do Pani, przeproś gorąco i zapytaj jaką inną książką mogłabyć wymazać swój grzech... Wiem, ze to głupia sprawa, współczuję Ci, ale innego wyjścia nie ma...Ja kiedyś pożyczyłam od znajomych telefon i mój synuś go zrzucił, o matko, ale byla głupia sytuacja....Nie mogłam już go odkupić, bo to był stary typ....
A Twoja starsza pani miła jest?....
-
Jeden dzień mnie nie było, a tu tak wesolutko!
Wiola, mam nadzieję, że nie skusiłaś się w końcu na tę czekoladę, no chyba, że gorzka i co najmniej 70% kakao. Twój synek jest bardzo błyskotliwy! Pisz nam o nim częściej, bo teksty ma nieziemskie! Strona nie jest o ptaszyskach, chociaż gdyby zastosować daleko posunięte skojarzenia, to też mogłaby być. Może kiedyś się odważę i napiszę. A z tymi metamorfozami Bazylego to normalna sprawa - w końcu kot ma 7 żyć . Nie przejmuj się, nawet jeśli cię tu nie ma, to mnie już tak bardzo kojarzysz się z tą stroną, że nie sposób o tobie zapomnieć!
Aia, mnie też się podobają takie poranki. A jeśli jeszcze wszystko jest zasnute lekką mgłą, to już jestem cała szczęśliwa. Zresztą ostatnio łapię się na tym, że jadąc do/z pracy, uśmiecham się do siebie oglądając jesienne, urocze widoczki. A twój pies to plastyczny geniusz! Tam, gdzie ty widziałaś cukier, płyn i narzędzia, stała najprawdziwsza w świecie instalacja! Takiej wyobrażni i połączeń materii mógłby pozazdrościć twojemu psu niejeden plastyk!
Qqrq, ja też jestem roztargniona i zapominalska - wczoraj kupiłam książkę Jandy. Zaczęłam czytać, a ona tak znajomo brzmi - w domu mam drugą taką samą!!!
Siba, co do zniszczonej książki, to radzę ci podobnie jak Aia!
Fleuve, czytałam gdzieś, że apetyt ci wrócił i spałaszowałaś w nocy pół chałki! Ale z ciebie obżartuszek! :P
To teraz przyznam się z wielką skruchą, że w czwartek wyciągnęłam męża na pizzę w naszym ulubionym lokalu Nie jadłam pizzy już od pół roku. To chyba mogę powiedzieć, że jem sporadycznie, prawda?
Trzymajcie się ciepło i milutkiego weekendu!
-
Nesztku
ale mi chodzi o to jedno takie ptaszydło, które coś tam... coś tam...
ale jak mam napisać o co mi chodzi, żeby się wszyscy nie domyślili, i na dodatek nie jestem pewna, czy sama dobrze się domyślam?
W każdym razie trzymam kciuki, żeby ten cud się zdarzył!!!!
I się zdarzy NAPEWNO, no bo ja przecież kciuki trzymam, o!
-
Wioluś? Mówisz o bocianie?.....
-
Aia
jakie słodkie pytanko!!!... ale nie mogę na nie odpowiedzieć
... jak widać w sobotę też można pracować
kupiłam sobie czarną wedlowską na pocieszenie i zeżrę ją całą
-
Ach, o takie ptaszysko wam chodzi...Ciekawe dlaczego o tym nie pomyślałam? Ciężko mi to pisać (oby mój mąż nigdy tego nie czytał, bo sprawa nie dotyczy tylko mnie), ale (a niech tam, raz kozie śmierć) tak Na razie na tym poprzestanę.
Wiola, pracować w sobotę? Nie przydarzyło mi się to od kilku lat. Całkowicie zasługiwałaś na pocieszenie w postaci Wedla.
Jak wasza dieta i motywacja? U mnie wszystko pada pod wieczór - od rana jestem zmotywowana i spięta, a pod koniec dnia nie mogę oprzeć się różnym smakołykom. Czyżby zmęczenie materiału?
Pewnie znów będę w mniejszości - bardzo lubię burze i mgły. I wczoraj właśnie napawałam się takim widokiem z balkonu. Zamglony, czarny las robi z bliska niesamowite wrażenie. Aż mnie ciarki przechodziły po plecach... Już dobrze po północy, pod kołderką ciemności i mgły właśnie, w asyście silnego mężczyzny, czyli mężą, wybrałam się na spacer z jamnikową i Bazylim na smyczy. Kot nigdy nie będzie chodził na smyczy tak jak pies, chyba że w kierunku wybranym przez siebie. Nasz albo leżał na środku chodnika, albo z namaszczeniem obwąchiwał każdy krzaczek, albo przyjaźnie ocierał się o jamnikową. Pies spoglądał na Bazylego, a potem rzucał na nas szczęśliwe spojrzenia. Chyba nie możemy go zawieść dziś wieczorem? Tylko czy mgła dopisze?
-
Moja Ty Nesztko
nadziei nie trać, bo w tej materii cuda często się zdarzają,
wiem coś o tym... :P :P
Moja motywacja spadła do zera...zupełnie nie pojmuję dlaczego .
Przecież niedługo imprezka, a ja taka jakaś tłuściutka sobie jestem, a mogłabym nie być przecież, gdybym tylko bardzo tego chciała...
Staram sie nie łamać zasad MM, ale np. wczoraj z wielkim smakiem zjadłam na obiad rosół z pysznym domowym makaronem, którego nigdy nie jadałam, bo nie przepadałam.... a tu nagle oblazła mnie ochota jakaś i sobie zjadłam. Wszystko by było pięknie, gdyby waga nie stała jak zaczarowana. Wiem, wiem, beznadziejna jestem...
A może jednak sie zmotywuję??? Tak fajnie się chudło :P
-
Kochane,
taki jakiś czas nastał, że padają motywacje, co widać na wielu wątkach forumowych.
Mnie strasznie podoba się metoda Montignac, ale w dalszym ciągu i chyba jednak na stałe, powstrzymam się od tego sposobu odżywiania ze względu na to, ze uwielbiam dobre jedzonko i wiem, że czułabym się nieszczęśliwa idąc z moimi chłopakami na pizzę i poprzestając na sałatce ( w której zresztą podejrzliwym okiem łypałabym na ewentualny cukier), czy będąc u kogoś na kawie i nie jedząc ciasta....To nie dla mnie, mimo niewątpliwych korzyści płynących z tej diety zarówno dla naszego zdrowia, jak i figury. Dlatego rozumiem Wiolę, bo myślę, że zwyczajnie trudno jest odmawiać sobie na dłuższą metę, takiego rdzennie tkwiącego w nas jedzonka, jak rosół z makaronem. I tu zaczyna się ten problem, że niezależnie od stosowanej metody chudnięcia, zawsze trzeba cholender jasny myśleć o jedzeniu "czy nie za dużo, czy to mogę, ile zgrzeszyłam itd...". Rosół z makaronem jest zdrowy (domowy) i nie popełniłaś żadnego grzechu, Wioluś....Z punktu widzenia normalnego odżywiania....I dlatego wiem, ze nie wtrwałabym na Montim....
Neszta, w życiu zawsze trzeba myśleć pozytywnie! A burze i mgły też uwielbiam! Dzisiaj też powinna dopisać mgła, bo zapowiada się ciepły dzień, a noce są już bardzo chłodne. Ucałuj Bazylego i jamniora!
Trzymajcie się!
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki