Zdesperowana, zdeterminowana i zdyscyplinowana !
Witajcie! :D
Jestem nowa, więc na początek może mała autoprezentacja :D Mam 26 lat, 170cm wzrostu i jakieś 80kg na wadze. Do tego mam męża, pracę która mnie wkurza i psa, który wkurza mojego męża, hihi :D To tyle suchych faktów.
Od lat mam problem z wagą. Zaczęlo się w liceum. Zawsze uważałam, że jestem "większa" niż koleżanki (choć warzyłam wtedy 60-parę - teraz o tym marzę). W którymś momencie wpadłam na pomysł, żeby się odchudzać... i tak się odchudzam do dziś. Czasami tak sobie myślę, że to przez te wszystkie diety tak się spasłam :wink: Marzyłam i marzę o 57. Problem w tym, że na marzeniach się zwykle kończy. Opycham się świństwami i jednocześnie planuję dietę "na jutro".
Parę razy udało mi się osiągnąć swój cel. Znam więc smak sukcesu. A jest to słodki smak! Kiedy odzyskuję formę, staję się inna osobą. Jestem pełna życia, rozpiera mnie radość i pewność siebie! Kiedy tyję, staję się przygaszona, smutna, izoluję się od ludzi i chyba w ogóle od życia. Teraz jestem na tym właśnie etapie. Mój smutek pogłębia fakt, że dobiłam do 80kg. Nigdy tyle nie ważyłam :( Mam kompleksy, nie kupuję sobie ubrań, bo załamuje mnie to, że pasuje na mnie rozmiar 46, który jest dostępny w może 5% sklepów! Patrzę na koleżanki w pracy i marzę, aby w końcu schudnąć. Wyobrażam sobie, jak będzie cudownie jak schudnę, co sobie kupię, co zrobię, gdzie pojadę, z kim się spotkam. Wierzę, że jak odzyskam figurę nic nie będzie w stanie mnie pokonać, poradzę sobie ze wszystkim, bo radość będę czerpać z siebie, będę się cieszyć samą sobą i będę się dobrze czuć ze sobą.
Waga psuje moje relacje z ludźmi. Nie spotykam się ze znajomymi, bo się wstydzę tego jak wyglądam. Na weselu kuzynki jedna z ciotek spytała mnie czy jestem w ciąży, a kochany wujaszek powiedział mi wprost że bardzo przytyłam! :evil: Nie wychodzę na spotkania integracyjne organizowane w pracy, przez co nie mam zbyt dobrych relacji z kolegami i koleżankami. Mam ochotę rzucić tą robotę i przez jakieś 3 miesiące skupić się tylko na diecie i ćwiczeniach. Całe szczęście mam kochanego męża, który nie miałby nic przeciwko temu.
Właśnie... mój mąż... Kochany, znamy się już dobrych parę lat. Relacje z nim też nie są takie jak bym chciała. Jestem bardzo zazdrosna, boję się, że mnie rzuci dla kogoś atrakcyjniejszego. Marzę o tym aby nosić sexowną bieliznę i uwodzić go miniówką, ale na mój tyłek wchodzą tylko babcine gacie :wink: Kiedy jestem w formie jestem prawdziwą kocicą, nikt mi się nie oprze :D On pewnie tęskni za tą-mną.
Jak widzicie, nie jest ze mną dobrze. Muszę schudnąć raz na zawsze. Takie bujanie się z dietami i nie-dietami nie może trwać wiecznie. Muszę schudnąć, utrzymać wagę i zacząć żyć normalnie! Wiem jednak, że nie nadaję się na długie diety, chudnięcie 0,5kg na tydzień. Znam siebie i wiem, że takie tempo mnie zniechęci. Dlatego zaplanowałam sobie dietę cambridge: pełny cykl (5 tygodni) + tydzień na normalnym jedzeniu + pełny cykl (5 tygodni). Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to skończę pod koniec lipca. Nie liczę, że uda mi się dojść do 57kg, ale myślę, że do 60kilku powinno się udać. Zaczynam od jutra. Wiem, kolejne "jutro"... :D Ale tym razem tak musi być, cambridge trzeba zacząć od początku dnia.
Jak napisalam w temacie, jestem zdesperowana, zdeterminowana i będę zdyscyplinowana! Zapomniałam napisać, że będę się też dużo ruszać. Myślałam o tym, żeby założyć tu taki kącik zdesperowanych i zdeterminowanych kobitek :D Byłby ktoś chętny? Zapraszam!! :D (Jeśli w ogóle ktoś dobrnął do końca tego postu, hihi :wink: )
Całuski!!!