A co Ty waszeńko chcesz robic na dzialeczce w takom pogode, a moze uiebie jest ladnie , bo u mnie zimno i kurzy sniegiem
A co Ty waszeńko chcesz robic na dzialeczce w takom pogode, a moze uiebie jest ladnie , bo u mnie zimno i kurzy sniegiem
największe jojo 80kg
obecnie -> 71,5
mój pamiętnik chwilowo zawieszony: to znowu ja... - Grupy Wsparcia Dieta.pl
pogoda była przyzwoita zabraliśmy teściową. Potem oakazało się, że zabrała coś do kawy (W-Zki) i mówi do mnie: Aga, a Ty chcesz drugą, bo chuda jesteś jak szczypiorek???
KOCHAM TEŚCIOWĄ (ale zjadłam pół w-z)
Etap I start 2-01-2014 koniec......- odchudzanie SEZON NA ODCHUDZANIE ......
Etap II ..... wychodzenie z diety
Etap III ..... stabilizacja wagi i pilnowanie się do końca życia
Szynka w czosnku i pomarańczy
Szynka wieprzowa surowa 1kg
Pomarańcza
kilka ząbków czosnku ( mnie wychodzi 4-5)
Vegeta
ziele
listek
Przygotowanie wymaga zaplanowania obiadu na dwa dni przed - bo tyle czasu mięsko nabiera mocy w lodówce
Szynke w całosci natrzeć (nasolić) vegetą - mocno, czosnek obrać pokroić w cieniutkie płasterki i obłozyc nimi szynkę zdjąć skórkę z pomarańczy, wykroić białe pokroić w paseczki i obłozyć szynkę ze wszytkich stron
Obłożoną szynkę wsadzić w szczelną reklamówkę, wycisnąć sok z połowy pomarańczy, resztę zjeść . Owinąć szczelnie i wsadzić na dwa dni do lodówki
Po dwóch dniach wjąć szynkę włożyć do garnka, dodać listek kilka kulek ziela angielskiego, podlać wodą do połowy mięsa i dusić na małym ogniu pod przykryciem ponad godzinę, aż zmięknie. Po połgodzinie duszenia mięso przekręcić. Wszystkie kawałki czosnku i skórki z marynaty wrzuć do duszenia
podawać jak pieczeń
z wywaru po gotowaniu, jogurtu i czosnku mozna zrobić sos....
Etap I start 2-01-2014 koniec......- odchudzanie SEZON NA ODCHUDZANIE ......
Etap II ..... wychodzenie z diety
Etap III ..... stabilizacja wagi i pilnowanie się do końca życia
super komplement!
a w-ztka Ci sie nalazela! tak ladnie diekuejsz a to niedziela. pol jest w porzadku:D
buziaczki!
pół ciacha od tesciowej ładnie ze masz umair ja jakbym sie zabrala do tego ciach to bym jadla jadla i jadla nio a ze od szybiorkow Cie wyzywa to super
Dobranoc :*
największe jojo 80kg
obecnie -> 71,5
mój pamiętnik chwilowo zawieszony: to znowu ja... - Grupy Wsparcia Dieta.pl
Staram się jak mogę nie żreć, tylko próbować
poniedziałek
Śniadanie: Woda z miodem i cytryną, ser biały 80g kromka chleba na zakwasie, ogórek świeży, kawałek pomidora. = 265
II śniadanie kawa z mlekiem = 40
Kasza jęczmienna surówka = 210
Obiad szynka w pomarańczach, surówka z pekińskiej, ziemniak = 360
Kolacja: jabłko 70
Ruch: TBC
SUMA 975
Ocena: trochę za mało zjadłam - 5
Znowu za mało. Ale to za niedzielną W-zetkę znaczy pół W-zetki, ale takiej pokaźnej. Idę dziś poćwiczyć, mamy TBC z moją ulubiona instruktorką – nawet ja ( choć na brak kondycji nie narzekam, padam po zajęciach)
Wtorek:
Śniadanie: woda z miodem i cytryną, kromka chleba razowego twarożek ze szczypiorkiem i ogórkiem 300
II śniadanie kawa z mlekiem 40
Lunch: dwie kromki chleba z szynką i kiwi 350
Obiad: mieszanka warzywna, pieczarki, ziemniaki ser zółty zapieczone: jakieś 500
Kolacja: jabłko 60
Ruch: basen
Suma: 1250
Ocena: troskę za dużo zjadłam
Środa:
Śniadanie: woda z miodem i cytryną, kromka chleba razowego twarożek ze szczypiorkiem i ogórkiem 300
II śniadanie kawa z mlekiem 40
Lunch: łazanki z mielonym mięsem z indyka 500
Obiad: kromka chleba z pasztetem i pomidorkiem 200
Kolacja – jabłko 60
Ruch: fat burning w klubie
Suma: 1100
Ocena: celująca – 6
Etap I start 2-01-2014 koniec......- odchudzanie SEZON NA ODCHUDZANIE ......
Etap II ..... wychodzenie z diety
Etap III ..... stabilizacja wagi i pilnowanie się do końca życia
jakoś tak mi sie napisało
Zaczęłam w roku 2001 od wagi 74 kg , najpierw sama, i z wagą 69 kg trafiłam tutaj, na stare forum. Odchudzałam się różnymi dietami,( najpierw 1000, potem byłą 13-nastka, monti.... z liczeniem, kapuściana....) forum padło chyba w marcu i od tamtej pory regularnie tyję jesienią około 3 kilogramów (robi się 5 potem dobijają mnie świeta Bożego Narodzenia ( +1 lub 2kg) i od stycznia rozpoczynam proces zrzucania około 5 kg na lato. Zwykle udaje mi się do maja ważyć te 55-56 kg, co przy mojej budowie jest ok. (wygladam szczuplej niż ważę, ale to efekty regularnego uprawiania sportu)
Nie potrafię przerwać tego procesu, trwa on od kilku lat – tak bardzo chciałabym zatrzymać wagę i nie przybierać znów..... to czas dietowania na przemian z bulimicznym żarciem, kończonym tabletkami na przeczyszczenie, czas zdrowego żywienia latem, czas dzikich napadów głodu w październiku.... czas buntu i czas pokornego dietowania, czas euforii z powodu każdego zgubinego kilogramia i czas depresjii z powodu żarcia .... zajadanych na pociechę.
Jak więszość grubasków, zajadam problemy i raczej nie kapustą kiszoną.
Hustawka.
Czy kiedyś wyrwę się z tego błędnego koła, w którym żarcie rządzi moim życiem???
Co do ćwiczeń – kiedyś byłam okropnym leniuszkiem wymawiajacym się brakiem czasu. Nic mi się chciało. Był to też efekt zmiany adresu – mieszkałam pod Warszawą, od przystanku do domu czy chcę czy nie musiałam zasuwać kilometr.
Potem autobusiki pod domem i kochany, podważący mnie mąż wykasowały mi rozkładu dnia te spacerki....
Ćwiczyć zaczęłam w sumie dopiero przy wadze około 59 kg – czyli po zrzuceniu 15kg – po roku odchudzania. To był istny dramat – niby waga pokazywała 59 a ja wcale nie wygladałam ładnie – piersi zamieniły się w “uszy spaniela”, na nogach i biodrach wszystko luźno się bujało, skóra była mało elastyczna.... No ,a o pustym worku ze skóry na brzuszku nie wspomnę. Był koniec stycznia, koleżanka wyciągnęła mnie do fitness klubu na zajęcia TBC (totality body condition). Razem wykupiłyśmy karnet na luty na zajęcia dwa razy w tygodniu. Co to była za kompromitacja..... W czasie rozgrzewki wszyscy wykonywali jakieś kroczki taneczne, których nikt mi nie pokazał, machali rękami, na co moja zerowa koordynacja nie pozwalała ( albo ręce albo nogi, razem się nie dawało). Po rozgrzewce ( 15 min) dziewczyny były rozgrzane, a ja , czerwona jak burak i sapiąca jak lokomotywa, myślałam, że zejdę z tego świata. potem dali mi najmniejsze półkilowe hantelki, od których omal nie odpadły mi ręce (wszystkie dziewczyny bez trudu ćwiczyły wiekszymi) nie wspomnę już o innych ćwiczeniach... Na następnych zajęciach spadłam ze stepu ( koordynacja) wykręcając sobie kostkę.... Nie wspomnę już o tym, ze cały luty chodziłam połamana, pokręcona i kulejąca..... Po kazdych zajeciach obiecywałam sobie, że już nigdy, nie wracam, pal to licho.....
Ale wykupiłam karnet na kolejny miesiąc. Dlatego, że wymiary mi spadły, i dlatego, ze koleżnka nie dawała mi żyć( dziękuję). Dlatego też, że na nogach pojawiły się te mięsnie, które teraz już całkiem ładnie się rysują ( z nóg jestem dumna...żeby brzuch chciał być taki....)
W tym czasie kupiliśmy z mężem rowery i łyżwy, a ja wróciłam do konnej jazdy , zapisałam się na basen.... I myślę o kupieniu rolek w tym sezonie
W sumie to tyle o moim odchudzaniu. Trwa od 5 lat, i chyba już na zawsze, mało to optymistyczne.....
Wyniosłam z tego wszystkiego dwie rzeczy:
Po pierwsze pokochałam ćwiczenia, mam dobrą kondycję i znacznie lepsza koordynację
Po drugie nie dopuszczam do dużych wahań wagi, stale jej pilnuję, w końcu lepiej walczyć z 4-6 kg niż z prawie dwudziestoma.
Chciałabym nauczyć się przetrzymywać okres od września do grudnia nie tyjąc. Nie wiem jak to zrobić......
Etap I start 2-01-2014 koniec......- odchudzanie SEZON NA ODCHUDZANIE ......
Etap II ..... wychodzenie z diety
Etap III ..... stabilizacja wagi i pilnowanie się do końca życia
Ho, ho waszka ,ale spowiedź!! Ale jest to piekne i dobre dla zdrowia psychicznego. Ja w liceum ważyłam zawsze 59-60 kg. Nie ważyłam się i nie myslałam o wadze ale przy mojej koleżance która chodziła na taniec od zarodka i ktora przy miom wzroiście ważyła 48 kg zawsze byłam gruba tzn. tak sie czułam. Potem zaczęłam się odchudzać. I tak balansowałam do 68kg. Potem pojechałam do Angli i tam schudłam do 60 kg a jak wróciłam to przytyłam do 72 kg!!! I wtedy byłam świadkiem na weselu u mojego brata. Zdjęcia koszmar!!! A potem jakos tak zeszlam na 4 i 5 roku studiow w granice 64 - 66 i tak bylo do zajscia w ciąże. Chociaż 5 miesięcy leżałam i wogóle nie wolno mi było chodzić - nawet do kibla- to przytyłam tylko 13 kg jak wróciłam po porodzie do domu to ważyłam 68 kg. No i zaczęłam mniej jeść i ... tracic pokarm. I wtedy znow jadłam usprawiedliwiając sie że to dla dziecka. Przez 11 miesięcy karmienia przytyłam do 71 kg no a teraz jest 61 kg. Marzę , naprawdę marzę o tych 58 kg a potem o 55 kg. Nigdy tyle nie ważyłam. I widzisz że od 10 lat albo tyję albo odchudzam sie ale zawsze mieszczę sie w tych 10 kg. Mam szczupłe koleżanki i one mnie motywują. Ale naprawdę chcę to robic dla siebie, dla synka no i dla męża i dla tych fajnych męskich spojrzeń bo co jak co to do brzydali nie należę.
Wiem że przyjdzie lato i znów będę się denerwować że mogę chodzic tylko w podkoszulkach albo szerokich bluzkach. A mam stanowisko kierownicze i muszę jakoś wyglądać.
W sumie to powinnam to wszystko napisać u siebie na wątku ale chciałam napisać że moje zycie mniej lub bardziej kręci sie wokól wagi.
Napisz nam swoje wymiarki bo ja strasznie lubie porownywać swoje do kogoś jeśli mamy podobny wzrost - bo ja 165 cm. Pozdrówka!!!
Ja 164 i marzę o 55.... a w liceum ważyłam 51-53 kg
Etap I start 2-01-2014 koniec......- odchudzanie SEZON NA ODCHUDZANIE ......
Etap II ..... wychodzenie z diety
Etap III ..... stabilizacja wagi i pilnowanie się do końca życia
hej waszeczko:D
jaka spowiedz... kurcze nigdy nie myslalam, ze zycie na stale moze krecic sie wokol wagi...
zawsze mi sie wydawalo, ze to jest takie hop-siup schudnac a potem mozna jesc co sie chce... ale ja jestem naiwa:P
wiec juz wiem, ze musze caly czas pilnowac wagi...
buziaczki
Zakładki