-
ja też!
Przełamana i zmobilizowana postanowiłam wyjść "z podziemii" i ujawnić swoje niecne plany. Zaczynam od nowa (po raz który to już sama nie wiem:P ) - nie od jutra, nie od okrągłej daty. TERAZ. Mam nadzieję, że dzięki Waszej pomocy, pod Waszym czujnym okiem uda mi się tym razem osiągnąć wymarzoną wagę i nareszcie pozbyć się kompleksów. Kolejne niepowodzenie nie wchodzi w grę - tym razem musi się udać.
Dzisiaj już nie zanudzam. Jutro doniosę jak idzie mi walka z ograniczeniem jedzonka i ćwiczonkami.
Samych sukcesów w walce z małym i dużym glodem życzę sobie i Wam:)
-
Mnie w takim razie nie pozostaje nic innego jak trzymać kciuki :) A może napiszesz coś o sobie? :)
Pozdrawiam :)
-
heju gosm, alez nie zanudzasz, pisz, pisz, ta lektura jest bardzo przyjemna! :-)
-
Cze!!!!
Zgadzam sie z kolezankami:) Im wiecej informacji na twoj temat tym lepiej:) Czekam na meldunek z placu boju:)
Pozdrowka
-
Ja też czekam na więcej info!W końcu to pamiętnik!Prawda?!
Pozdarwiam serdecznie! :D
-
Widzę, że tu nie tylko podtrzymywana na duchu stracę zbędne kilogramy, ale i dobre duszyczki pozwolą mi na otworzenie się na świat:) A więc uwalniam myśli!
Napisanie właściwie sprowokował post SunAngel bodajże z 1 marca (akurat na jej trafiłam, być może i inne dziewczyny mają podobne problemy). Po jego przeczytaniu stwierdziłam "toż to moje myśli! moje przeżycia!" Ale po kolei...
Odchudzam się odkąd zaczęłam zwracać uwagę na to, iż tu i tam jest za dużo centymetrów - ale to chyba większość z nas tak ma:P. Masz ci los - kobieta. I niestety zazwyczaj - to po raz drugi poświadczy o słabej płci - waga po osiągnięciu jakiegoś złotego środka rośnie. Jakieś 2 miesiące temu, po kilku miesiącach kontrolowania wagi - ale też bez przesady (osiągnęłam 56 kg), wpadłam w sidła jedzenia, jedzenia, jedzenia. A licznik wagi nabijał, aż wreszcie dopadł nieznośnej cyfry 62 kg :/ Częściowo wiązało się to z niezbyt sprzyjającym momentem w moim życiu, ale również i z brakiem jakielkolwiek aktywności fizycznej. Moja wina, moja wina. Powiedziałam sobie dość. Ostatni weekend był straszny - wariowałam wręcz: czarne myśli, cięte słowa, jednym słowem zimowa (?) depresja. Niby nie powinnam mieć kompleksów (wiele osób mi tak mówi), a jednak nie mogę zaakceptować swojego ciała. Jedynie co pozostaje mi zrobić to je zmienić. Stwierdziłam, iż być może, gdy wyjdę z tym na forum, gdy podzielę się z kimś, będzie mi łatwiej. Podobni ludzie, podobne problemy. Bo ja już nie mam momentami siły i naprawdę tym razem musi się udać. Moja wymarzona waga to 52 kg - czasami aż się diwię, że ja - taka pewna siebie, zdecydowana i uparta osoba - nie potrafi przez jakiś czas dla swojego dobra (!) bez przymusu (!) narzucić sobie jakąś dietę. Źle napisałam - nie potrafiła, bo od jutra rano wszystko ulegnie zmianie:) Tylko ciekawe na jak długo...
Dziękuję jeszcze raz za odzew:) Wsparcie bez wątpienia się przyda.
Życzę miłego wieczorku.
-
jeżeli chodzi o twoje problemy z odchudzaniem, percepcją własnej osoby, realizacją celów to witaj w klubie :-) ja też się zastanawiam jak ja, osoba pogodna, konsekwentna, przebojowa (no, jeszcze więcej sobie pokadzę, ale może nie dziś:-) może mieć problemy z utratą wagi. A jednak. Jedzenie jest silniejsze ode mnie :-( Do tego mogę doładować głodówki, jo-jo, załamane weekendy i uzbiera się tego trochę w moim życiu :-) a jaki wzrost mash gosm?? Bo w sumie Twoja waga nie jest porażająca i dołączam do zespołu osob prawiących Ci komplementy :-) 62 to piękna waga.. uhh... kiedy ja taką osiagnę :-) Ale rozmiem, że źle się z nia czujesz, spada Ci poczucie wartości wynikające z niemożności zrealizownia załozonych przez Ciebie celów (uh, zabrzmiało górnolotni) czyli reasumując czujesz się do dupy :-( A może problem jest gdzie indziej pogrzebany?? Pisz, pisz!! :-)))
-
Witaj Słonko :)
ehh.no niestety tak to z nami bywa,raz ubywa raz przybywa.... ;) Mi niestety przybyło,ale nie łamie sie tylko znowu zaczynam wtaczać ten głaz na góre,marze o tym ,zeby go w koncu wtoczyc,ale niestety mity o Syzyfie nie są tak optymistyczne :(
Ale bedzie dobrze.Musi.Wiem ,ze potrafie.Wiem,tez ,ze niewiele trzeba zeby sie przewrócic i ze mozna nie powstac.Teraz wstałam i walcze dalej.Tobie sie uda!!!!! Jest tu strasznie duzo przemiłych osób,ktore beda Cie wspierac :) trzymaj sie cieplo .pozdrowionki.
-
witam gosm :!: :!: :!:
chciałam Ci powiedzieć, że ja to bym chciała mieć taką wagę, jak ty masz. na razie wymarzyłam sobie 65 kg i do nich będę dążyć, ale w przyszłości chciałabym ważyć 60kg. ustaliłam sobie termin do przyszłego roku akademickiego na te 20kg :!: :!: :!: nie wiem czy plan uda sie zrealizować, ale zawsze trzeba mierzyć wysoko, jak powiedział kiedyś znany wiesz ;) "tam sięgaj, gdzie wzrok nie sięga" ;) myśle, że mi się uda,. Tobie też tego życzę z całego mego serduszka i przy okazji składam najgorętsze życzonka z okazji Dnia Kobiet ;)
http://i.wp.pl/a/i/kartki2/wariant1/kartka1722.jpg
a ty mnie możesz znaleźć ;) http://forum.dieta.pl/forum/viewtopic.php?t=56613
-
Dzień Kobiet to doskonały dzień na rozpoczęcie planowanych zmian - tak dość optymistycznie rozpoczęłam mój dzionek. Niestety wraz z upływem godzin nie było już tak kolorowo. Co prawda wyrobiłam się w czarodziejskich 1000 kcal, za chwilke idę ćwiczyć, jednak dręczy mnie coś innego. Już wyjaśniam...
Zazwyczaj mam tak, że na śnaidanko wypijam herbatkę zieloną lub czerwoną i nic nie jem - po prostu nie mam ochoty, rano jedzenie wręcz mnie odpycha. Po powrocie ze szkoły mniej więcej około 14 zabieram się do obiadu. I tu niestety zaczynają sięschody :? Mianowicie - nawet gdy sobie zaplanuję ile mogę zjeść, bywa, że skuszę się na więcej tak, że za jednym razem potrafie zjeść stanowczo za dużo ilość kalorii. :cry: Uprzedzam zdania - nie, tu nie pomoże to, że zjem jakieś śniadanie (w końcu to najważniejszy posiłek w ciągu dnia i powinna go jeść, wiem to wszystko, ale cóż poradzić na to jak się nie da) - nawet wtedy będzie podobnie. I tak dzisiaj wszystko co zjadłam (czyli pół wędzonej makreli, drożdżówka, talerz makaronu - albo troszku więcej, bo w międzyczasie podjadałam, troszkę serka białego) 'wchłonęłam' w zaledwie 5 godzin! Blisko 1000 kcal w 5 godzin! Nie zawsze tak mam, ale są właśnie takie tragiczne dni - niby nie zjadłam dużo kalorycznie, ale ilościowo na raz to o niebo za dużo! Co więc robić drogie moje? Znacie może jakieś drastyczne nawet sposoby? Do wieczora nic nie zjem - to pewne, jednak ta jednoposiłkowa (no prawie jednoposiłkowa) bomba kaloryczna potrafi zabić :oops: Proszę o rady!
Dobita, ale wciaż z nadzieją (naiwna?)
gosm
P.S. Mój wzrost to 170 cm.