-
Małagosiu - co do najważniejszego: bardzo chętnie! Namów tylko Monik'a (Wy już się znacie osobiście, prawda?). Kiedy dokładnie będziesz w Wwie, w jakich godzinach będziesz wolna i gdzie? Re: krytykowanie mojego związku, czy jak by to tam nazwać. Wiesz, przelewając te smutki publicznie na Internetowy papier wiem doskonale na co się narażam, ale zrobiłam to świadomie. Po pierwsze zrzuciłam z siebie psychicznie coś, co mnie boli i dzięki temu powoli dochodzę do wniosków, które są "moje" i które chcę względem siebie wyformułować. Po drugie, póki nikt bezmyślnie, z głupoty albo z czystej złośliwości nie rani mnie - jest okej. Czasami też Wasze uwagi dają mi coś do myślenia na temat swoich problemów, wówczas biję się dzień, dwa z myślami i sama ważę, która strona ma rację i na ile. Trudno jest być obiektywnym względem siebie. Natomiast jeśli czegoś nie cierpię i tępię każdą swoją tłustą komórką, to bezmyślna nietolerancja względem innej osoby i jej życia. Ba, jest mnóstwo rzeczy i aspektów życia względem których sama mam problemy z tolerancją, ale uważam to albo za swoją siłę (bo nie należy tych niektórych rzeczy tolerować wokół siebie) albo za swoją słabość (bo należy zrozumieć, być wyrozumiałym, pomóc). Jednak na ten etap myślenia dotarłam o xxxx lat później, niż wiek (czasami) rozmówcy. Zdarza mi się ostro postępować z koleżanką, ba, krzywdzić ją może swoimi słowami, ale tylko wówczas, gdy wiem _wszystko_ na temat sytuacji i jestem przekonana, że powinna coś zmienić, by wyrwać się z pewnego toksycznego, złego układu, ale to tak bardziej teoretycznie piszę, po prostu pamiętam 2 sytuacje, kiedy ośmieliłam się wtrącić i krytykować otwarcie, w tym w 1 przypadku miałam rację, tyle że zamiast nie wziąć w ogólne ślubu skazanego (naprawdę) z góry na absolutną klęskę, koleżanka rozwiodła się pół roku po, z bobasem na ręku, a w drugim przypadku moje potrząśnięcie i tak nic nie dało, koleżanka żyje nadal swym beznadziejnym życiem, z tym że sądzę że tu akurat nic się nie zmieni i zejdzie z tego świata za xxxx lat nieszczęśliwa i samotna [...]. Ale co ja się tu rozpisuję.
Zdjęcia? A bardzo proszę, z radością wklejam, to moje ukochane miejsce na ziemi, totalnie poza cywilizacją:
-
Bellu, nie nie, ja tej mieszanki wczoraj wprułam ponad 400g (chińska i dodatkowo brokuły), nie 150g. Kopiuję bezpośrednio z Dziennika kalorii i zaraz za wskazaniem jednostki miary/porcji (np. 100g) jest skrótowe wskazanie typu 1 albo 1,8 (czyli 100g 1,8 to 180 g). Więc warzyw jem olbrzymią ilość i wiesz co? wcale to nie spowodowało wzrostu wagi. Natomiast zastanawiam się po ch...ę zalewałam dotąd kurczaka olejem, skoro 1 łyżka w zupełności wystarcza i jeszcze za dużo się wydaje, po co do warzyw na patelni/w garnku wlewałam tyle oleju, skoro robię je teraz bez tłuszczu, i wychodzą pyszne (tyle że zalewam sosem z przyprawy i bulionu). O Nutelli zapomnij. Forget!
Hybrisku, majonezu nadal nie kupiłam, więc nie ma. Jeśli naprawdę nie będę mogła wytrzymać psychicznie (chodzi o mój ukochany, pełen chemii majonez "tradycyjny", granatowy Hellman's), to zjem tą 1 łyżkę. Póki co, ta ilość warzyw z obiadu wystarcza zupełnie, żeby mnie wypełnić po ostatnią tłustą komórkę. Na truskawki za pozwoleniem Szanownej Pani sobie pozwoliłam wczoraj i z sosikiem z jogurtu bezcukrowego+słodzik wyszły przepyszne. Facet z warzywniaka tylko zdębiał kiedy na odwieczne pytanie: Kobiałka? usłyszał - Nie, niech mi pan dokładnie odważy 300g. Moja elektroniczna waga oceniła jednak tę ilość na 200g (sprawa do zbadania) i tyle wprułam. Bez szkody dla wagi, a ilość żarcia wczoraj była im-po-nu-ją-ca. Bardzo dziękuję za rady
Solvinku, Magdinku, no właśnie wczoraj aż zajrzałam, co się dzieje, że tak ucichłaś, ale nie zdążyłam się wpisać zanim zasnęłam nad klawiaturą. Odepchnij te szare chmury, przecież chudniejsz w tempie oszałamiającym! Bardzo, bardzo gratuluję wytrwałości
Bev' - 1. masz rację. Dziś dostałam skulonego jimejla ale jestem nieprzejednana. Pewnie wieczorem odbiorę skulony telefon (w końcu jutro przylatuje), ale będę dalej nieprzejednana. Wina po jego stronie, nie po mojej, i póki nie zrozumie, to . Oj wiem, ma bardzo zły okres w tej chwili, ale kurczę, nad związkiem też trzeba pracować, nie tylko problemami się zajmować. Dziś nadal nastrój w tym temacie pod hasłem "Mężczyzna Mój Wróg". 3. jestem tłumokiem (rozumiesz?). 4. ojej, przykro mi ((uściski)), nie będę kontynuować tematu. Nie wiem jak do tego podchodzisz, więc nie chcę nic więcej pisać...
Agula, ależ ja też cykle DC chcę powtarzać, stąd pytanie. Ale wiesz co, ja se przez ten tydzień podjem tego i owego, tyle że 1) minimalnie tłuszczu 2) bez cukru 3) bez soli 4) owoców minimalnie 4) bez strączkowych. Myślę, że to zdrowe podejście. Głodu brak, póki co. Słuchaj, a Ty ketozę kontrolujesz paskami? jak często?
-
Qrka, nie rozumiem dlaczego jesteś tłumokiem. Przepraszam, jeśli zadałam niewłaściwe pytanie
Ja dziś w ogóle już nieiwele kumam. Wspadam tylko na chwilkę zajrzeć.
Co do tego, że się z Małgośką znamy to poznałyśmy się tu na forum a potem okazało się, że Małgoś ma tu przyszłych teściów i przyjeżdża do nich. To się umówiłyśmy i spotkałyśmy. Nawet na koncercie była dzielna dziewczyna
Spadowywuję póki co. Co do spotkania to wracam bladym świtem 4-go i wszsytko będzie zależało czy będe w stanie na tyle wcześnie podnieść kuper z wyra, żeby zdążyć poejchać do taty na urodziny i jeszcze się spotkać. Jak się nie uda, to nstępnym razem. małgosia często bywa.
-
Ok, rozumiem. Next hint: -aczem, a nawet -aczką, a nie -okiem.
-
ja sie zastanawiam czy nie zostac tlumaczem...
czy to jest trudne?
[inne pytanie nie przuchodza mi do glowy...]
JA
JOJO
waga około 85 kg.
-
Ketozę to sprawdzam paskami Keto-Diastix, dwa razy w tygodniu, czasem trzy. Z tego również względu, że jest tych pasków aż 50 a po otwarciu butelki ważność ich jest tylko 6 miesięcy i to trzeba pilnować szczelnego zamykania pojemniczka. Szkoda, żeby się zmarnowały, więc sobie sprawdzam ketozę i przy okazji poziom glukozy. Kupiłam bez recepty i dałam za nie tak coś koło 17zł.
ETAP I
-
aaaa, rozumiem. to masz mój zawód. z jakiego języka? I jak możesz, to może napisz, czy z tego da się wyżyć po ludzku, bo ja to tylko takiego okazjonalnego klienta mam, średnio raz na dwa miesiące.
A poza tym wczoraj nie napisałam, ale ten łosiek jest obłedny na zdjęciu
-
witam slonecznie
spokojnie zdazymy tym razem, bo ja jestem w wawie do 6 wlacznie. tzn 6 - go to pewnie po poludniu bedziemy sie zbierac do domu, ale 5 caly dzien w miare wolny
a szczegoly to jeszcze mamy czas ustalic, ale juz sie ciesze
PIEKNE ZDJECIA!!!!!!!!!!!!!! OBLEDNE!!!!!!!!!!!!! na priva przesylam maila i prosze o wiecej
-
Dzień 4 bez DC - dziś całe 113kg ale nie zamierzam przesuwać suwaka, bo 1) nie chcę sobie psuć humoru 2) czuję się niewyewakuowana od wewnątrz, więc zapewne dodatkowe dekagramy, to tzw. treść wewnętrzna. Poza tym spać poszłam o 8mej rano (gulp!) i wstałam przed chwilą. Kupa sprzątania przede mną i doprowadzenie się do ładnego wyglądu, bo na chwilę obecną pisze do Was tłuste, pryszczate zombie
Julcyku, może uściślij pytanie, to temat rzeka, a nie wiem, które aspekty Cię interesują, czy zostanie, czy też bycie tłumaczem itp.
Agula - ok, dzięki. Zapytam zaraz w aptece (choć tam babsztyle wyjątkowo niesympatyczne pracują i zwykle albo nie maaaaają albo nie wieeedzą albo wiedzą coś zupełnie innego, niż powinny) i ewentualnie Cię jeszcze podpytam.
Bev' - fr/ang/norw., pasywnie/komunikuję się w jeszcze paru językach, ale nie na tyle, by w nich pracować. Nie umiem odpowiedzieć na Twoje pytanie, bo mam za sobą 15 lat pracy i stukania od 10 do 30 stron dziennie lub więcej, i należę, nie chwaląc się wcale, do tzw. czołówki. Droga od tłumaczenia okazjonalnego do profesjonalnego jest mi mało znana, może tylko z obserwacji koleżanek, ale ich tryb pracy (parę stron w tygodniu) różni się od mojego wszystkim niemalże - doświadczeniem, warsztatem, narzędziami. Ze swojego punktu widzenia mogę odpowiedzieć że tak, zarabia się bardzo nieźle, ale też to lata współpracy z klientami, renoma, jakość . Nie chcę przez to powiedzieć, że siedzę na kokosach, bo z pewnych względów (z cyklu lekkodepresyjnych) zawaliłam mnóstwo możliwości, poza tym rynek zmienił się przez lata diametralnie i bywają miesiące, kiedy nawet najlepsi umierają ze strachu przed poborcą podatkowym. Aaaaach, nie obrażaj zwierzęcia! To renifer, nie łoś!
Małagosiu - ja też się bardzo cieszę Nie dostałam wiad. na PW (tylko nadmieniam, bo Hybris też miała coś mi wysłać i gucio, nie wiem, może nie dostaję, coś nie działa?).
-
I cytat z dzisiejszej Wyborczej:
Naukowcy z Ohio przez 16 lat badali kilkadziesiąt tysięcy kobiet w USA i doszli do następującego wniosku: śpisz krócej, tyjesz bardziej. Kobiety, które pozwalały sobie na mniej niż pięć godzin nocnego odpoczynku. przytyły o 2,5 kg więcej niż te, które wylegiwały się dłużej. Przybór wagi wydaje się niewielki, ale to liczba uśredniona - niektóre z badanych przytyły nawet o 15 kg!
Od jakiegoś czasu było wiadomo, że nieregularny sen zaburza odpowiednie wydzielanie hormonu, który jest odpowiedzialny za uczucie głodu. Dlatego pierwszym wnioskiem naukowców było, że krótko sypiające kobiety po prostu więcej jadły. Ale okazało się, że jest i poważniejsza przyczyna tycia. Otóż największemu rozchwianiu ulega produkcja hormonu, który kontroluje spalanie kalorii w naszym organizmie podczas odpoczynku. Innymi słowy: im mniej śpimy, tym mniej masy tracimy, a ponieważ następnego dnia jesteśmy zmęczeni, to niechętnie podejmujemy jakikolwiek wysiłek, dzięki któremu moglibyśmy stracić następne kalorie. I tak koło się zamyka.
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki