Witam ponownie.
Wrocilam. Po kosmicznie dlugiej przerwie. I z nawrotem kg.. Przegralam z kretesem. z sama soba i ze swoimi slabosciami. po raz kolejny zreszta wiec czemu ja sie dziwie. Brak mi konsekwencji, samozaparcia i mobilizaji dluzszej niz dwa dni. Mam dosc ogladania zdjec i chwil kiedy widze tylko swoj coraz wiekszy o zgrozo brzuch, wylewajace sie boczki, ogromne biodra i uda. Chce uwierzyc w siebie i swoje piekno. Dla Niego.
Nadeszla jesien, a z nia jesienna handra i niechec do samej siebie w lustrze. W moim zyciu wiele sie zmienilo. Na lepsze. Czasami mam wrazenie ze wlasnie ta pewnosc wiecznego szczescia doprowadzila mnie tu gdzie jestem. Przyzwyczajenie spowodowalo ze wygladam jak wygladam. Bo przeciez "jak kocha to nie wazne ile waze". Ale dosc oszukiwania siebie. Za 1,5roku biore slub. A moim najwiekszym koszmarem jest mysl o tym ze w bialej sukni bede wygladac jak w cyrkowym namiocie. Dlatego biore swoje zycie za rogi i probuje je jakos okielznac. Bede piekna!! Przede wszystkim dla siebie. i zdrowa!!
Nie przechodze na jakas konkretna diete. Tak jak ostatnim razem przede wszystkim MŻ i ruch. Moim Icelem jest zrzucic 5kg do konca roku. Wierze ze sie uda.
I tak na koniec: mam 20 lat, 167cm wzrostu, 15kg nadbagazu i jestem slodyczoholiczka nieustannie walczaca ze swoim nalogiem. Jak narazie jest 1:0 dla slodyczy.
Pozdrawiam