Super tu jest! Cieszę się, ze tu trafiłam. Zaraz poczytam o Waszych zmaganiach.
Zaczynam dziś!
Będę się starała codziennie tu wpisywać.
Dzisiejszy wpis, sobota: wstałam o piątej (zbudził mnie sms). Postanowiłam, że skoro to mój pierwszy dzień zdrowego życia, to muszę się zważyć. Niestety, nie było to takie proste z powodu braku wagi w łazience. Cichutko, aby nie obudzić rodzinki, udałam się na poszukiwania tego niezbędnego w odchudzaniu urządzenia. W drugiej łazience też wagi nie znalazłam. Eureka! Ostatnio widziałam ją w garażu. I wyobrażcie sobie, co było potem. Zawsze ważę się bez balastu w postaci ubrań więc i tym razem musiałam tak zrobić bo kolejny kilogram, nawet spowodowany szlafrokiemi koszulą, na pewno by mnie dobił. Zatem stałam w tym garażu, na tej wadze, cała goła i z jednej strony smutna, bo 65 ważyłam 2-3 tyg.po porodach (przed porodem 73kg, zaraz po urodzeniu dzieci- 68kg).
Z drugiej strony, tliła się we mnie nadzieja, że może tym razem nie zboczę na manowce.
Jak tak stałam na tej wadze, to oświeciło mnie, że już dłużej nie chcę być gruba, że źle się czuję jak się nie ruszam i dużo jem. że wcale nie muszę jeść słodyczy i ptasiego mleczka. Że nareszcie mam czas dla siebie, bo przecież dom już zbudowany, dzieci podrosły i mają swoje zajęcia. Mam fajna pracę, może niezbyt płatną ale ją lubię i nie pochłania mi całego dnia. Że przecież mam wolną wolę i sama mogę decydować o tym, co jest dla mnie dobre i nie ulegać impulsom, emocjom i napychać się byle czym.
To takie moje rozgrzeszenie. Przyznaję się, że miałam dużo stresów w ciągu ostatnich 3 lat. Rekompensatą było jedzenie w nadmiernych ilościach, również słodyczy. Wcale w tym czasie nie ćwiczyłam, nie jeździłam na rowerze itd. Byłam okropna! Nie chcę tak więcej!
Moje centymetry (stan na dzień pierwszy - 28.04.2007)
łydka 39
nad kolanem 40
udo 59
biodra 104
pod pępkiem 93
nad pępkiem 83
pod biustem87
ramię 29