ooooooj, muszę przyznać, że kilka dni mnie tu nie było... no cóż. ostatnio nie wychodzi mi z dietą, ale to na szczęście nie oznacza, że się obżeram czy coś takiego (na szczęście NIE...:)) jedyna pociecha... jem całkiem sporo, ale mam nadzieję, że 2000 kcal nie przekraczam, trochę ćwiczę (ale znowu nie tyle, ile bym chciała), ogólnie nie jest najłatwiej, nie mam pozytywnego podejścia, a to ono jest najważniejsze w diecie... :?
w dodatku chyba będę musiała zrobić morfologię krwi i inne badania, bo słabo się czuję i podobno nieco zmizerniałam, nie wiem już sama...
postanowiłam od dziś przejść na dietę South Beach, więc obecnie dziś jest mój pierwszy dzień I fazy... zero pieczywa, owoców, to dla mnie baaaaaardzo baaaaardzo trudne, zwłaszcza dlatego, że jestem osobą uzależnioną (tak, naprawdę, UZALEŻNIONĄ) od WĘGLOWODANÓW... to moja zmora, pieczywo mogę jeść godzinami, o wypiekach słodkich już nie mówiąc. a wszystko idzie w tyłek, ech :( zobaczymy, jak wyjdzie z tą SB, mam nadzieję, że uda mi się przeprowadzić chociaż I fazę w całości, II faza jest już mniej rygorystyczna, będę mogła powoli wprowadzać moje kochane węglowodanki... być może te 2-3 tygodnie w czasie I fazy nieco oduczą mnie i odzwyczają od zapychania się pieczywem i sprawią, że mój organizm nie będzie domagał się takiej ilości cukru :)