Strona 1 z 2 1 2 OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 1 do 10 z 17

Wątek: kawa nigdy nie może być za mocna, piękna kobieta za słaba :)

  1. #1
    Guest

    Domyślnie kawa nigdy nie może być za mocna, piękna kobieta za słaba :)

    Witam wszystkich - mam na imię Kalina i od dłuższego czasu śledzę Wasze wątki na tym Forum, czasami się na nich udzielając. oczywiście jak wszyscy, a przynajmniej przytłaczająca większość Forumowiczów, prowadzę coś na kształt diety. aczkolwiek nie mogę tego dietą w ścisłym słowa znaczeniu nazwać, bo nie jest to jakaś restrykcyjna "kuracja", ale raczej sposób życia, swoista droga, którą pragnę stąpać jak najdłużej. cóż mogę o sobie powiedzieć? mam 18 lat i jestem tuż po maturze, więc, jak łatwo się domyśleć, mam aktualnie wakacje i sporo czasu na rozważania na temat odżywiania się oraz na ćwiczenia (a także na leżenie, nic nie robienie i zbijanie bąków...) ale od około trzech tygodni ograniczam się w jedzeniu, spożywając tym samym koło 1500 kcal, również dużo ćwiczę. niestety zdarzają mi się "wpadki", ale nie uznaję ich za coś, co przekreśla moje starania o piękną sylwetkę... nie chcę się jakoś wywyższać, ale mam nadzieję, że to już za mną, po prostu uświadomiłam sobie, że warto po prostu więcej poćwiczyć. w moim życiu bywało różnie, mogę powiedzieć, że problemy z akceptacją własnego ciała, a także osobowości, dotyczą mnie od dość dawna... generalnie odchudzam się odkąd pamiętam, a tak na poważnie, to z przerwami od około 2-3 lat. w tym okresie osiągałam różne rozbieżności wagowe, począwszy od 70 kg, kończąc nawet na 55 kg, co przy moim wzroście stanowiło dość małą wagę... a mam 174 cm, więc do osób najniższych nie należę obecnie, jak można zauważyć z mojego tickera, ważę 65 kg, a moje BMI jest jak najbardziej w normie... ale niestety jestem też nieszczęśliwą posiadaczką tzw. "grubych kości". niektórzy twierdzą, że to mit i tylko usprawiedliwienie dla własnej nadwagi i łakomstwa, ale ja sądzę, że to się sprawdza. mimo że wagę mam jak najbardziej w normie, to jednak przeszkadza mi tłuszcz nagromadzony w okolicach bioder, pośladków i tych nieszczęsnych ud. mam typową figurę klepsydry, czyli dość szerokie biodra, pełne pośladki i uda, a także rozbudowane ramiona... w sumie proporcje są ok, ale chciałabym naprawdę stracić nieco z okolic bioder i ud, niekoniecznie za pomocą diet, głodówek czy odmawiania sobie wszelakich przyjemności - ja postanowiłam ćwiczyć jak najwięcej, bo wiem, że jeśli zacznę się głodzić i ostro dietować, to prędzej czy później skończy się to dla mnie niedobrze, gdyż albo nie będę wiedziała, kiedy przestać albo rzucę się wreszcie na jedzenie i ponownie zacznie się mega objadanie, jak już kilkakrotnie wcześniej bywało... takie sytuacje w żadnym wypadku miłe nie są!
    chciałabym, aby ten wątek stanowił dla mnie wsparcie i miejsce, gdzie mogłabym napisać to, co mi leży na sercu, bo uważam, że chudnięciu nie towarzyszy tylko zmiana kształtów ciała i utrata kilogramów, ale także metamorfoza psychiki. a to może pójść w dwie strony... będzie mi bardzo miło, jeśli od czasu do czasu usłyszę coś miłego od innych "współodchudzaczy" - razem trzymać kciuki jest zawsze raźniej
    może na początek coś o moim ciele, wymiarach i celach:
    wzrost - 174 cm, waga - 65 kg cel: 60 kg
    talia - 68 cm (chciałabym osiągnąć chociaż 65 cm, ale nie zależy mi na jakiejś drastycznej utracie cm z tej okolicy)
    pośladki - 97 cm (ech, to ciężka okolica, bo kości miednicy mam dość rozłożyste, więc sporo nie zrzucę, na początek satysfakcjonuje mnie absolutnie 95 cm, później zobaczymy )
    uda - czyli moja zmora - 57 cm mięśnie tam są, ale tłuszczu też sporo, całe szczęście, że cellulitu jako takiego jeszcze nie mam, wychodzę z założenia, że jeśli teraz tego nie wyćwiczę, to później będzie mi coraz trudniej...

    WSZYSTKO PRZEDE MNĄ - chciałabym podejść do tego z uśmiechem na ustach i z silną wolą oraz chęcią osiągnięcia sukcesu i dojścia do akceptacji własnego ciała. chciałabym mój kiedyś zanucić: 'I'm walking on sunshine' albo 'summertime and living is easy'...

    pozdrawiam

  2. #2
    Guest

    Domyślnie

    stwierdziłam, że życie jest niesprawiedliwe i niezwykle bolesne jest to, że nie każdemu tyle samo się dostało. co z tego, że mam te 174, a nawet 175 cm wzrostu, skoro moje wymiary i proporcje pozostawiają wiele do życzenia. co z tego, że ćwiczę, nie obżeram się, dbam o stan skóry, łykam witaminy i robię dla siebie tyle, ile w mojej mocy. co z tego, że moja waga jest jak najbardziej w normie i większość ludzi owe 65 kg przy takim wzroście by satysfakcjonowało... jeśli znam masę dziewczyn, które będąc mojego wzrostu, a nawet niższe i ważąc zarazem więcej niż ja, np. 70 kg, mają lepsze wymiary... cieżko jest być na diecie, kiedy ciało płata takie figle, wcale nie jest tak łatwo pracować nad swoją sylwetką i można się zniechęcić staram się sobie powtarzać, że waga nie jest istotna, przecież nie mam wypisane na czole "ooooo toooo ooooonaaa, taaaa z 65 kg!", w dowodzie tego też nie ma ale mimo wszystko waga stanowi dla mnie jakiś rodzaj odzwierciedlenia poczynań dietowych... choć tak bardzo zależy mi na tym, żeby zleciały centymetry...

    jakiś czas temu dużo czytałam o różnego rodzaju zaburzeniach w odżywianiu, anoreksji, bulimii, ortoreksji, kompulsywnym jedzeniu, o podłożu tych problemów, a przede wszystkim o braku akceptacji, zarówno ze strony otoczenia i najbliższych, jak i braku samoakceptacji i samozrozumienia... sądzę, że mam z tym niejaki problem, z tego, co pamiętam, to moje ciało przestało mi się podobać wraz z wejściem w okres, kiedy to zaczęłam dojrzewać... prawdę mówiąc, nie znoszę moich bioder, pośladków, ud i to nie dlatego, że są one jakieś masakrycznie grube czy coś w tym stylu, po prostu dlatego, że są... nie podobają mi się i tyle, ćwiczę, ćwiczę, masuję, dobrze jem - wszystko jedno, jest tak jak jest... jedyne, co mi pozostało to przestać narzekać i wziąć się podwójnie do roboty

  3. #3
    Guest

    Domyślnie



    Halle Berry - jedna z moich motywacji...

  4. #4
    aga512 jest nieaktywny Nowy na forum
    Dołączył
    13-05-2006
    Posty
    0

    Domyślnie

    witam
    moze najpierw sie przedstawie mam na imie agnieszka i równiez mam 18 lat i 170cm. jak wiekszosc z nas odchudzam sie nie pierwszy raz i zawsze sobie powtarzam ze ostatni ze tym razem schudne i utrzymam wage, ale zawsze mnie sie to nie udawało. pamietam ze moja najmniejsza waga to było 53 kilogramy, no ale niestety szybko sie to zmieniło . Przed swietami Bozego Narodzenia wazyłam 69 kilogramów i juz nie miesciłam sie w zadne z moich ubran co zmusiło mnie do zakupu nowych i patrzenia na wieksze rozmiary, które w sklepach zawsze zostaja wykupywane jako ostatnie. odchudzam sie od 20 maja, odkad trafiłam na to forum. Wczesniej wytrzymywałam tak wałsnie około 3 - 4 tygodni ( dokładnie jestem na tym etapie). ale czytajac wypowiedzi innych jakos mnie to motywuje i zabieram sie z siebie z wieksza checia. Zmieniło sie moje podejscie do diety, nie mysle juz co sekunde zeby cos wziasc do ust. Choc ostatni weekend nalezał raczej do tych nie udanych, bo troche zjadłam, ale sie nie poddałam. widze juz róznice ale jeszcze nie jest ona taka duza aby inni zauwazali. kiedy juz taka bedzie i ktos zauwazy i powie ze swietnie wygladam bedzie to naprawde dla mnie duza satysfakcja. DIeta jest tez dobrym pretekstem dla mnie zeby wrescie zaczac dbac o swoja forme, bo jak przewaznie sie obrzerałam to nie chciało mnie sie cwiczyc. Narazie jest jeszcze kiepska ale to tylko kwestia czasu podobnie jak z utrata kilogramów.
    Przez efekt jojo który kilkakrotni miałam moje ciało stało sie mało jedrne i w porównaniu do dawnych czasów kiedy byłam z ta sama waga jest duzo gorsze i wiecej jest tłuszczu. NIE CHCE JUZ EFEKTU JOJO.


    mam nadzieje ze razem osiagniemy swoje cele. Chetnie bede wpadac.
    zycze powodzenia i trzymam kciuki

    buźki:*:*

  5. #5
    Guest

    Domyślnie

    aga512, bardzo mi miło, że wpadłaś i że będziemy mogły się wpierać

    też mnie dopadło coś w rodzaju jojo, na szczęście nic wielkiego, ale jednak jeszcze w okolicach studniówki ważyłam 60-62 kg, ale przez maturę, stres i wieczorne podjadanie przytyłam do jakiś 66 kg... czułam się taka ociężała, toporna, naprawdę było źle - ciągle słodycze, kaloryczne potrawy, napychanie się wieczorem itp... teraz ważę 65, a może nawet już 64 kg, to byłoby piękne!
    bardzo boję się, że przez te ciągłe wahania wagi na poziomie 5 kg zniszczy mi się skóra, panicznie boję się rozstępów i takich innych, dlatego staram pozbyć się tych kilku kilogramów poprzez ćwiczenia... mam nadzieję, że to coś poskutkuje, bo naprawdę jestem w kropce niby to nie tak dużo, ale jednak, naprawdę mi ciężko, zwłaszcza, że zazwyczaj w przeszłości byłam szczupła, a nabawiłam się czegoś, co ja nazywam "kompleksem syreny" - czyli niemożliwość zaakceptowania swoich bioder, pośladków i ud, ogólnie odcinanie się od dolnych partii ciała... może trochę wyolbrzymiam, ale u mnie tak to właśnie wygląda

    pozdrawiam

  6. #6
    aga512 jest nieaktywny Nowy na forum
    Dołączył
    13-05-2006
    Posty
    0

    Domyślnie

    oj rozstepy to ja juz niestety mam na szczescie tylko po wewnetrznej stronie ud.
    a co do kompleksów to ja mam ogromne mam ciagle powtarz mnie ze to tylko ja sie tak postrzegam i nikt inny mnie tak nie widzi. No a jak ma widziec jak przeciez nie rozbieram sie przed kazdym na ulicy najbardziej mnie denerwuje to ze jak cokolwiek zjem albo nawet napije sie wody to bandzior mam jak stąd do Moskwy troche to przygniebiajace jak spojrzew dól a tam on taki wystajacy, troszke to utrudnia utrzymanie diety. Powtarzam sobie tylko ciagle ze jak schudne to juz tego nie bedzie itp

    oczywiscie ze poskutkuje tylko ze wolniej bedzie spadała waga bo przeciez bedzie ci sie tez rozrastała tkanka miesniowa co na wadze bedzie widzac ale w centymetrach bedzie mniej

    buźki:*:*

  7. #7
    Guest

    Domyślnie

    co do kompleksów - to też mam, OGROMNE... począwszy od tych na punkcie własnego ciała i wyglądu, a skończywszy na kompleksach dotyczących mojego wnętrza, charakteru, intelektu... ciągle przyrównuję się do innych ludzi i wychodzi mi na to, że jestem gorsza od nich, bo grubsza, masywniejsza, ale także mniej oczytana, elokwentna czy zwyczajnie głupia. teraz może już mam mniej z tym problemów, ale pamiętam czas, kiedy nie mogłam znaleźć w moim ciele absolutnie NICZEGO, z czego mogłabym być dumna, albo chociaż zadowolona... stopy wydawały mi się niekształtne, łydki krzywe, kolana kościste, uda za grube, otłuszczone, biodra za szerokie, brzuch za wydatny, piersi za małe, dłonie za masywne, łokcie zbyt sterczące, ramiona za szerokie, głowa za duża, nos zbyt zadarty, oczy nie ten kolor, włosy za słabe, karnacja za jasna, skóra za sucha i wieeeeleee wieeeeeele innych - och, jak to czytam, to po prostu śmiać mi się chce, jaka wtedy byłam... ale wówczas to był ciężki okres, teraz już przezwyciężyłam w większości te problemy i mam o sobie lepsze mniemanie, ale to jeszcze nie do końca jest tak, jak bym chciała i jak być powinno. ALE ZMIENIĘ SIĘ, ZMIENIĘ

    a jutro jadę nad zalew nieopodal opalać się i będzie pięknie pozdrawiam

  8. #8
    aga512 jest nieaktywny Nowy na forum
    Dołączył
    13-05-2006
    Posty
    0

    Domyślnie

    oj ja tez na kazda swoja czesc ciała mogłabym znalezc wade ale wole awet o tym nie myslec

    im mam mniej kilogramów tym bardziej otwieram sie na ludzie. Zaledwie miesiac temu myslałam ze jak tak wygładam to ze mniej beda chcieli ze mna przebywac itp. Z natury jetem bardzo spontaniczna i ciagle usmiechnieta i bardzo skora do wygłupów ale odkad przytyłam ograniczyło mi to ruchy i charakter. teraz chce znowu byc naturalna i taka jaka naprawde jestem w głebi duszy. Mysle ze schudniecie mi ułatwi ten problem.


    ymmmm słoneczko sam usmiech pojawia sie na twarzy oj przydałoby sie poopalac. Moja karnacja jest bardzo jasna i zawsze jak sie opalam to i tak bardzo szybko mi to schodzi, ale warto nawet byc 2 tygodnie ładnie opalony. Poza tym ciało wygłada zgrabniej i ładniej takie opalone.


    buźki:*:*

  9. #9
    Guest

    Domyślnie

    aga, ja też mam dość jasną karnację i opalam się na czerwono najpierw, ale potem mi brązowieje i jest ok, dlatego uważam, że warto... zwłaszcza, że ciało wydaje się wówczas bardziej kształtne i smukłe, tak, opalenizna działa cuda.

    zauważyłam, że schudłam nieco, może nie widać tego za bardzo w kilogramach, ale od ćwiczeń nieco uda mi poleciały, co mnie niezmiernie cieszy. niestety dzisiaj chyba nie będę miała jak poćwiczyć i wykonać serię ćwiczeń na okolice ud i brzucha, ponieważ ech, wyglądam właśnie tak: nieco spiekłam sobie uda, bo chyba nałożyłam za mało filtru przeciwsłonecznego i taki oto jest skutek, oj, nie za mocno, mam nadzieję, że nie będę cierpieć pod wieczór...

  10. #10
    aga512 jest nieaktywny Nowy na forum
    Dołączył
    13-05-2006
    Posty
    0

    Domyślnie

    no własnie tego nie lubie najbardziej. Siedze i siedze na słoncu a potem spalona, wiec jak bede sie opalała ( pierwszy raz w tym roku) to nałoze na siebie tone filtru choc smaruje sie filtrem to i tak mam czesto spalone dłonie i stopy, mam tak strasznie delikatna skóre w tych miejscach. Pamietam jak byłam we Włoszech to non stop wieczorem musiałam sobie nakładac na te miejsca pianke na poparzenia, bo inaczej to bym nie mogła wyjsc z pokoju

    buźki:*:*

Strona 1 z 2 1 2 OstatniOstatni

Zakładki

Zakładki
-->

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •