Na dobry początek dnia - siłownia :)
No więc dzisiaj postanowiłam wreszcie zacząć dietę. Po raz nie wiem już który. Jak na razie trzymam się nieźle. Jem mało, nie zjadłam nic słodkiego, także nie jest źle. Poza tym ćwiczyłam 1 godzinę na siłowni i 1 godzinę chodziłam na stepperze. Poranne ćwiczenia są jednak dużo fajniejsze niż wieczorne, a póki nie znalazłam pracy, mogę chodzić rano i w ten sposób radzić sobie z tą jakże frustrującą sytuacją. Mam do zrzucenia jakieś 60 kilo. Będzie ciężko, ale wierzę w siebie i sukces. Chcę być szczupła póki jestem młoda, bo jak się zestarzeję to na co mi szczupła sylwetka? Także trzymajcie za mnie kciuki.
Pierwsze efekty już widoczne :)
Są już pierwsze sukcesiki mojej walki o szczupłą sylwetkę :) Wczoraj się ważyłam i schudłam w ubiegym tygodniu 3 kilo. Dużo, ale na początu zawsze chudnie się najwięcej. Jeszcze tylko jakieś 63 i osiągnę swoją wagę idealną. A tak serio dążę do 70 kilo, a potem zobaczę czy chcę chudnąć dalej. To jednak przyjemne uczucie gdy po tygodniu wyrzeczeń widzisz jakieś rezultaty. Trzymajcie za mnie kciuki, pozdrawiam wszystkich szczupłych inaczej :)
kolejny kilogram z głowy :)
W ubiegłym tygodniu udało mi się zrzucić jedynie kilogram tłuszczyku, ale to dlatego, że nie trzymałam się ściśle diety. Ale jak tu sie trzymać diety gdy szuka się pracy? To szalenie frustrujące zajęcie, zwłaszcza, gdy nikt nie odpowiada. A szukam już od marca... Ale dzisiaj zaczął się nowy tydzień, w trakcie którego chcę schudnąć przynajmniej 2 kilo. Plan mam taki, by do Sylwestra ważyć nie więcej jak 85 kilo. Przede mną wiele wyrzeczeń i ciężka praca, ale wiem, że warto, bo najlepsze uczucie, to kupić ciuch w dużo mniejszym rozmiarze i wejść w niego bez problemu. No więc dalszy ciąg mojego boju o lepsze życie.
Pozdrawiam wszystkich szczupłych inaczej i trzymam kciuki również za wasze diety :)
Klęska, porażka i znowu podły nastrój :(
No dobra, czas przyznać przed samą sobą, że tym razem znowu dieta legła w gruzach. Dlaczego ja nie potrafię wytrzymać w postanowieniu? We wszystkich innych dziedzinach życia, jak sobie coś postanowię, to tak musi być i już, a na tym jednym jedynym polu zawsze ponoszę porażkę. Czy wynika to tylko z tego, że jestem kompulsywnym żarłokiem? Dlaczego we wszystkich innych miejscach i dziedzinach mam silną wolę, zawsze zdobywam to, czego pragnę i na czym mi zależy, ale diety nie umiem utrzymać? Czy to jest aż tak trudne?
Czasami myślę, że wcale mi nie przeszkadza kilkudziesięcio-kilogramowa nadwaga, że czuję się dobrze w swoim ciele, mogę jeść co chcę i nie odmawiać sobie ukochanych słodyczy i kanapek z majonezem. Ale nadchodzi taka chwila kiedy chciałoby się być szczupłym i powabnym. Po prostu kobietą, która może ubrać co chce i nie martwić się o zwisające fałdki tłuszczu czy za małe ubranie.
To chyba znowu depresja :(
No i jak to przezwyciężyć??