chudnę, chudnę, już chudnę!
Właśnie dzisiaj rozpoczynam proces Zrzucanie Wagi.
Nie mam wymarzonej liczby kilogramów, tylko wymarzoną sylwetkę.
Dzień rozpoczął się śniadaniem: sałatka z pomidorów, kawa z mlekiem. Strasznie mało kalorii - nie za mało? Hmmm.
Chwilowo sprzątam mieszkanie. Dwa papierosy od rana. Za chwilę będzie trzeci. Uczucia głodu jeszcze nie czuję. Na półce pod oknem stoi dżem pomarańczowy, postaram się go nie tknąć.
Komputer włączony cały czas. Będę pojawiać się z doskoku, jak siebie znam, to na początku pierdyliard razy dziennie. Co dalej - oby starczyło wytrwałości!!!
Z lustra patrzy na mnie lekko zapuszczona dwudziestosześciolatka. Czas coś z tym zrobić!!!
dzień pierwszy, po trzynastej
właśnie zjadam ogórka. jest wielki, sycący, i smakuje jak hamburger, nie inaczej!!! taaak, nie ma to jak autosugestia, nieprawdaż. zapijam go szklanką wody - przynajmniej tyle dobrze, że woda to mój napój codzienny, nie słodzę herbaty a kawę pijam sporadycznie (teraz mam w planie codzienną poranną kawę, na obudzenie no i czerpię z kopenkaskiej ;)) i też bez cukru więc kłopotu nie ma.
trzeciego papierosa jeszcze nie było.
ogórek zabił głód, woda wypełniła żołądek. na jak długo? mój pęcherz pracuje nadzwyczaj sprawnie, za chwilę polecę do łazienki jak znam życie.
ogórek był bez soli. pozbywajmy się wody uwięzionej w tłuszczykach!
stay tuned, wrócę wkrótce. pierwszy dzień najtrudniejszy, byle do wieczora...