-
Pyzuniu dziekuje za wizyte u mnie.Z zazdriościa patrze na twój suwaczek.Ehhh gdzie mo do takije wagi.
Twoje dziecko zaczęło biegac a moje uczy sie chodzic.Pociesznie wygląda taki maluszek maszerujący po chodniku.Mnie taki widok wzrusza prawie do łez.Niezbyt czesto mam okazję obserwowac z boku mojego synka maszerujacego zaz wyczaj to ja trzymam go za raczki co niestety odbija sie na moim kręgosłupie.
Zycze milego słonecznego weekendu.
-
xxxona mój też właśnie od niedawna chodzi, ale na moje nieszczęście uceika zawsze w przeciwną stronę niż idziemy, ręki za chiny nie chce dać, wszystko "siam" i wogóle paskuda mała się zrobiła ;) także jak chcę szybciej iść gdzieś to go niosę.....
pyza- kurcze jak co to fajnie idzie, i piszesz z taką"łatwoącią" o tym 3-godzinnym rowerku, ja cholnder na 10 minut ledwo się kusze.....
-
Witam
Jestem nowa, przeczytalam caly Twoj watek Pyzu, i bardzo mnie zmotywowalas, tymbardziej ze startuje z takiej samej wagi z jakiej Ty zaczynalas, i juz masz takie efekty! Cos wspanialego, mam nadzieje, ze i mnie sie uda. pozwolisz wiec, ze bede Cie odwiedzala, sama tez zapraszam serdecznie do mnie, co by wspomoc mnie w bojach.:)
Pozdrawiam
-
A dzisiaj waga znowu hop w górę, ale jak się patrzy na mój wykres wagi to wygląda on bardzo ciekawie - raz w górę, raz w dół i tak w kółko... zamiast spadać cały czas coś ta waga kręci i smęci... no ale cóż - przeżyć trzeba i tyle... :)
Jak wiadomo od poniedziałku łatwiej... bo wczoraj była masakra - ledwo do 1000 dobiłam... wogóle nie chciało mi się jeść i jakoś w tym zabieganiu totalnym niedzielnym po prostu nie znalazłam na to czasu... ech... pewnie dlatego znowu skoczyła małpka w górę.
Od dzisiaj przykładnie dietkuję... co 3 godziny cuś... to może jutro się waga zlituje... :D
-
Pyza, ty się niczym nie przejmuj, bo takie skoki wagi są przeważnie wirtualne, tzn. może coś, co zjadłaś, było słone i teraz masz mały przestój wody? Albo akurat Ci w jelitach sporo zalega? I tak się zdarza :) Więc spoko, na pewno nie utyłaś.
Ale masz rację, musisz nauczyć się regularności i systematyczności, inaczej nie da rady. Jeśli ustalasz sobie pułap kaloryczny na 1400-1500 kcal, to nie możesz nagle dawać organizmowi tysiaka, a potem znowu 1500, bo Ci metablizm zgłupieje. Jedzenie co trzy godziny to bardzo dobry pomysł, a przede wszystkim zdrowy, po jakimś czasie wyrabia Ci się taki odruch i nawet po diecie dobrze jest go utrzymać.
Więc kochana - bierz się za siebie, oczywiście nie mam tu na mysli ładnego dietowania, bo naprawdę ślicznie się trzymasz, ale dodaj swojej diecie trochę logiki - zaprocentuje, wierzaj ;)
pozdrawiam!
-
Pyz ! A kuku!
przylazlam!
Bardzo milo mi sie przeczytalo , ze nigdzie CI sie nie spieszy. Super. Spokojnie, rozwaznie i zdrowo oraz bez zbednego stresu. Rewelacja. A wachania jak to wachania. Nawet sie nie chce przyznac ile dzis wazylam rano... 81... z 79... ale juz wiem,ze to tylko woda czy cos tam i spadnie ktoregos dnia natychmiast hurtem. W kazdym razie wachania niech sobie beda a my badz wytrwale !
sciski biegajaca Matko Polko!
:D
-
Aaaaaaa...
Dzisiaj z rana robiłam uniki wagi :)
Postanowiłam wrócić do ważenia się raz w tygodniu - w sobotę - stanowczo więcej mnie to motywowało niż takie codzienne ważenie się. :)
Unik był szybki i polegał na wypiciu w tempie ekspresowym szklanki (0,33l) wody mineralnej. Po takim czymś wynik na wadze byłby już napewno niewiarygodny :D
W sobotę polazłam rano na spacer na okoliczne targowisko... w poszukiwaniu spodni bo jakoś tak ostatnio garderoba z tych elegantszych mi sie mocno skurczyła.
Przykładam do siebie rozmiar 40... ech... chyba mi z tyłka spadnie... mierzymy ze sprzedawczynią... ups... na pewno :) Zakupiłam rozmiar 38 spodni (musiałam je skrócić o przeszło 10 cm, no ale w trakcie odchudzania raczej nie mam co liczyć na to że urosnę... a szkoda bo by się przydało). Z deka były jeszcze troszkę niewygodne wczoraj ale już dzisiaj ekstra - stanowczo na stringach lepiej leżą... hihi
Wczoraj dochodziłam do ładu z samą sobą (w czym wcale nie pomagała mi moja jęcząca wychodzącymi piątkami latorośl) i obiecałam sobie skończyć z tymi skokami kaloryczności dni - raz niecały 1000, drugiego dnia obiecane 1400- 1500... a później znowu brak czasu... (dobra wymówka) i tym razem 1200 - przez trzy dni na równym poziomie i znowu odchyłki raz w lewo raz w prawo... jakoś na początku diety lepiej mi się to układało... :) więc przez kilka dni sprawdzę na jakim pułapie jest jednak najlepiej (z obserwacji wynika że po dniu na 1000 następnego dnia ciągle coś bym jadła... więc 1000 odpada... bo następny dzień 1500).
Koniec z wahaniami - od tej chwili stały pułap - nigdzie się nie spieszę i chudnę, chudnę, chudnę... :)
PS. O rety ale elaborat wyszedł :D
-
o - romiar 38 to juz super, ja nadal szukam w sklepie 44 :wink: a dopiero po chwili zaczynam patrzec na normalny, niestety nic nie udało mi sie kupic
-
pyza - ja tak sobie czytam Ciebie i coraz bardziej zazdroszczę...
kiedys miałam Ciebie gonić... ale teraz jużi tak nie dogonię...
gratuluję spodni w rozmiarze 38!!!!!! mi jeszcze dużo dużo do takiego rozmiaru brakuje...bo cały czas męczę się w 42 :oops:
dobrze, że sie nie śpieszysz w odchudzaniu.. najwazniejsza jest przecież ładna figurka a nie kilogramy... no a figurke muszisz mieć ładną :)
ciesze sie bardzo, że tak dobrze Ci idzie :)
i nie martw mi sie tu wahaniami wagi!!!! :evil:
pozdrawiam cieplusio :)
-
Asiulu - do ładnej figury to mi jeszcze daleko... przy 158 cm wzrostu... figura ładna się robi poniżej 57 kg - więc jeszcze troszkę do zrzucenia mi zostało.. najbardziej męczą mnie przy tej wadze moje piękne "skrzela" i nienajmniejszy brzuszek, który jednak z tygodnia na tydzień wydaje się być mniejszy (całe szczęście :D )
Ogólnie rzecz biorąc jestem z siebie zadowolona... wczoraj było 1211kcal... dzisiaj też będzie coś koło tego.. :) jutro też... 1200 to jednak najlepsza dla mnie ilość i tego będę się trzymała, a może za trzy, cztery miesiące dojdę do swoje j wymarzonej wymuskanej wagi... tutaj wzdycham przeogromnie bo jakoś ostatnio ciężko mi spadki idą i w tempie kwietniowym to te 12 kg zajmie mi 9 miesięcy...
Ale rozmiar 38 na dupce cieszy - szczególnie, że gdy zaczynałam odchudzanie był to rozmier 44, czasami wręcz 46... A dzisiaj udało mi się wejść w bluzkę o rozmiarze M i nawet ładnie leżała... :D
-
Pisać nie mam o czym - wszystko się układa... z wpadek zaliczyłam wczoraj dwie łyżki kapuśniaku i plasterek gotowanej szynki po swojej kolacji, przy karmieniu córki - co dużego grzechu kalorycznego nie zrobiło... a dodało jeden wniosek, że muszę jeść kolację razem z nią i najlepiej to samo :) już kiedyś próbowałam i szło dobrze - później jakoś zmieniło się coś no i było już gorzej z utrzymaniem swojego ostatniego posiłku.
Jako grzechu tego nie traktuję, bo co innego gdyby to była czekoladka czy jakiś cukierek, ale z kapuśniaczka mnóstwo zdrowia - a i szyneczka gotowana tłusta nie była a białeczka troszkę miała... :)
Jutro ważenie i pomiarki i mam słodką cichutką nadzieję, że mimo iż nie czuję specjalnie po ubraniach coby mnie ubyło, to jednak będzie może troszeczkę mniej... :)
-
pyzka, kapusniaku nie zaluj- kapusta kiszona odchudza :wink: :wink:
wpadlam powiedziec pa, bede gdzies za miesiac.. nie porzucam dietki, porzucam komputerowanie tylko.. pokus bedzie sporo, ale postaram sie trzymac.. w koncu lato i jesc sie nie chce, prawdza..
nie che, nie chce, nie chce- jak powtorze jeszcze kilka razy, to moze rzeczywiscie sie nie bedzie chcialo.. :wink: :lol:
w kazdym razie, buziaki i trzyymaj sie..
-
pyza nie smutkaj się - jakby każda z nas grzeszyła kapusniaczkiem to wszytskie byłybyśmy laski jak nie wiem co (hyyyy i tak jesteśmy laski tylko z paroma kiloskami więcej)... jak silan napisała kapusta odchudza, więc nie przejmuj się takim grzeszkiem :)
trzymam kciukaski za pomiarki!!
-
Kapusta, nie kapusta, coś mi w tym tygodniu nie podpasowało - po porannym ważeniu zawód w oczach... tylko -0,4 kg... a przy takim ładnym dietkowaniu myślałam że coś się ruszy a tu nici... bęc...
Pewnie jutro na złość będzie lepiej... bo jutro też się zważę, tak dla pewności... suwaczek zmieniam na 65,7 bo się należy... i zaczynam się z tego cieszyć... bo jednak w dół a nie w górę....
Zaraz dokończy gotować się pyszny barszczyk ukraiński... doprawię go jogurtem... i dużą ilością pietruszki i kopru... a potem rowerek... niunię w siedzonko i mykamy na wieś... 18 km w jedną stronę, w większości przez las i pola.. :)
-
Witaj Pyzuniu. Wagą sie zbytnio nie przejmuj wkońcu spada w dół . Bez pośpiechu pomalutku , pomalutku dojdziesz do wymarzonej wagi.:):). Rowerek to bardzo dobra inicjatywa, ja mam jedynie stacjonarny a przyznam , że przydał by mi sie taki zwykły żeby urozmaicić swoje podróże , narazie jest tylko okno pokojowe.Pozdrawiam cieplutko
i życze powodzeni przy kolejnym ważeniu . Buźka:*:*:*
-
Hejka Pyzuniu
Bardzo ładnie Ci idzie :lol: Sama przecież wiesz, że raz waga spada wolniej raz szybciej a i zastoi nie brakuje :evil:
Najważniejsze, że idzie nieustająco w prawą stronę a nie jak u niektórych prawdziwych grzeszników powoli w lewą :cry:
Musisz uzbroić sie w cierpliwość i przypomnij sobie stare ludowe hiiiiiiiiiiihiiiiiiiiiiiiiii przysłowie:
co nagle to po :twisted:
Dzięki za odwiedziny i antyprasowalnicze zrozumienie
Buziaki H
-
pyza zawsze dobre i to 0,4 kg... jak ja przez miesiąc przy przykładnym dietkowaniu nie schudłam nawet 0,1 kg... no ale teraz idzie mi dobrze :)
tez pojeździłabym sobie na rowerku, ale niestety choróbsko się jakies do mnie przyczepiło mi nie chce sobie pójść :evil:
pozdrawiam :)
-
Wskakuję dzisiaj rano na wagę... (odwyk działa bardzo kiepsko, ale to w końcu taki niewinny nałóg :D nie będę na siłę z tym walczyła) a tu 64,9...
Schodzę i wchodzę... 64,9 - żartuje sobie ze mnie :?: :)
jeszcze raz... 65,3 - no teraz jestem skłonna uwierzyć :D
Wczoraj z rana trasa do 3Miasta i wieczorkiem powrót - w domku byłam na 21:30... i mimo tajskiego pysznego kurczaczka kokosowego (odsączonego na ręczniczku :)), kilku kanapek - bo niespecjalnie miałam co innego wziąć na drogę a wałówka być musiała :D, tony jabłek (no koło 300 g) waga pokazała 0,2 kg mniej niż we wtorek... aż dziwne :)
Nie podliczałam kcal wczorajszego dnia bo już śniadanko i kanapki na drogę dały koło 1300kcal... tajskie nawet nie wiem jak wycenić... a było naprawdę pyszniaste.... ech... :)
A dzisiaj zjadłam dwie kulki lodów i napewno sobie nie będę ich żałowała... były pyszne i też zdrowe :)
Wczoraj dostałam od koleżanki, z którą spotkałam się w Gdyni, płytkę ze zdjęciami z długiego weekendu czerwcowego 2005 i majowego 2006... Obejrzałam sobie swoje zdjątka i stwierdziłam, że teraz już się nie dziwię że stwierdziła, iż nie poznałaby mnie na ulicy... Nie widziałyśmy się dokładnie 11 miesięcy, a w moim przypadku różnica 14 kg to naprawdę spora różnica... jak się okazało po przyjrzeniu się zdjęciom.
Cieszę się tylko, że już tak nie wyglądam :D
-
Pyza przyjmnij moje gratulacje!!!Jak to czasem fajnie powrocic wstecz ,poogladac stare zdjecia i zobaczyc roznice w naszym wygladzie! :lol: Ja sobie obiecalam zostawic na pamiatke jedna pare dzinsow ,zeby miec co powspominac kiedys :wink:
A co do kapusniaczku,to ja wlasnie dzieki niemu zrzucilam moje pierwsze kilogramy,naprawde dobrze odchudza!Jeszcze do niego powroce!!
Pyza ,Biedactwo az mi sie Ciebie szkoda zrobilo jak przeczytalam o tym gipsie w 5 tym miesiacu ciazy! :!: :!: :cry: Kurcze,ale pech :evil:
Ja tez planuje jeszcze w tym roku z mezem Dzidziusia,ale poki co chce troche pozbyc sie sadelka :oops:
Sciskam! Rybka87
-
-
Przedwczoraj wagha pokazała takie piękne cyferki. Niestety dzisiaj - po wczorajszym soleniu pomidorów pewnie... waga ta sama co przed tygodniem... buuu...
Ale jak jutro się zmniejszy to suwaczek przestawię - a co :!:
Poza tym nic nowego. Dietka jakoś idzie. Powoli zaczynam znowu wdrażać się w ćwiczenia, coby zacząć tak jak na początku diety codziennie. Wtedy widziałam efekty, a bez ćwiczeń są one conajmniej mierne.
Mała pójdzie spać - a ja hop na step :) a potem peeling kawowy i książeczka przy południowej kawce :)
Miałam nadzieję że pogoda będzie ładniejsza i pojadę na rowerze do rodziców a tu niestety pogoda się do niczego nie nadaje, co najwyżej do niedalekiego spaceru - ale dobre i to...
-
Oj, bo solone jest dooobrutkie :D Sama lubię sypnąć hojną łapką, w nagrodę staje mi waga, a jak posolę mniej, to jak dziś - hop i 40 dkg mniej z dnia na dzień... Więc nic to innego jak gospodarka wodna, bo niestety, na 1200 kcal spadków 40 dekowych raczej nie mam szans odnotować :)
Pyza, Twój suwaczek i tak ładnie wygląda, widze, że zbliżasz się już do połówki. Pewnie już ta połówka przed soleniem została przekroczona, co? ;) Nie martw się, jeśli tak, to znaczy, że ona już Twoja, tylko schowała głowę w piasek.
W Warszawie też kretyńska pogoda, chyba na całym Mazowszu tak, właściwie nie wiadomo, czy świeci to słońce, czy nie. Nic to, nie jest ten maj najładniejszy, jakoś trzeba go przeżyć... ;)
Trzymaj się mocno i realizuj ambitnie swoje weekendowe plany :D
-
Hi Pyza!!! U mnie tez pogoda do niczego,w domku z mezem siedzimy ... :roll:
Nie lubie takich dni,bo odruchowo chce sie jesc,napic jakiegos piwka,ale daje rade.
Tak to jest jak tylko jedna osoba sie w domu odchudza :cry: :!:
Waga stoi w miejscu na dodatek.Rowniez mam nadzieje,ze jutro jak sie zwaze bede mogla przesunac suwaczek.Pozyjemy -zobaczymy :wink:
Buzka! Rybka87
-
Oficjalnie - 65,3 :) i kolejne 0,4 kg stłuczone :D
A tak przy okazji :!: :!: MINĘŁAM POŁOWĘ :!: :!:
-
Witaj Pyza! U mnie tez ruszyl wreszcie kilogram na dol,wpadlam sie pochwalic :D :!:
Gratuluje polmetka!
-
-
Pyzunia! Gratuluję serdecznie osiągnięć!. U mnie takie 14 kg nie jest prawie wcale widoczne ( niestety!). No , ale cóż trzeba nadal walczyć. Oby tak dalej!
-
Waga skoczyła w górę... trzy dni temu o cały kilogram... @ dostanę dopiero w poniedziałek o 10:00, więc skąd ten skok wagi skoro cały czas mieszczę się w limicie :) :?: nie wiem co się dzieje, więc trcht trucht w ramach nadzoru do pani doktor (i tak byłam umówiona na kontrolę) i jutro daję się kłuć... TSH - tak na wszelki wypadek.... glukoza (a może to anemia) i ogólne - tak ogólnie sprawdzić co i jak... Zobaczymy... pewnie wszystko będzie w normie znając życie a moja waga powoli spadnie do tego samego poziomu...
Od wczoraj wzięłam się za ćwiczenia... położyłam małą spać i poćwiczyłam troszkę ponad pół godzinki stepu i odrobinę dywanowców. Od razu lepiej się poczułam, chociaż spałam 4,5 godziny, bo położyłam się po prysznicu o 23:30 a obudziłam się o 4 rano... masakra - mam tylko nadzieję że to nie przeszkodzi mi w chudnięciu...
Ależ się rozpiszłam. :) Uciekam, bo dużo pracki czeka na dołożenie do niej mojej rączki :)
-
Dziękuję za życzenia :D
W pracy jak to w pracy, raz lepiej raz gorzej. Poprostu trzeba znaleść lepszą :D
Powodzenia w gubieniu kilogramków :D
-
Witaj pyzo :)
Dawno mnie u Ciebie nie było. Moja waga stała jak zaczarowana, więc i pisać mi się nie chciało :wink:
Teraz znów trochę ruszyło, więc się chwalę :D
Widzę, że Ty walczysz dzielnie i zapamiętale i to z efektami. Półmetek za Tobą ! Gratulacje wielkie! :D
-
Za mną kilka dni głębokiej porażki jeśli chodzi o jedzenie i super jeśli chodzi o ćwiczenia.
Na chwilę daję sobie spokój z dietą - muszę odpocząć psychicznie bo złapał mnie olbrzymi dołek... czuję, że coś jest nie tak - za tydzień wyniki badań, więc będzie wiadomo... Czuję się skołowana, w dodatku z nosa cieknie, głowa pęka - nie czuję się sobą... poniosły mnie nerwy i uderzyłam moją niuńkę - niezbyt mocno ale poczułam się koszmarnie i płakałam razem z nią.
Przeczytałam ostatni wpis Hybris i kolejny raz się rozpłakałam. Uświadomiłam sobie, że problemy które mam są niczym w porównaniu z jej problemami... i dlatego muszę nabrać do siebie dystansu i odpocząć przed drugą częścią diety.
To chyba świadczy, że nie należę do mocnych osób... jestem ostatnio psychicznym wrakiem, który pod płaszczykiem uśmiechu ukrywał straszne dziury we własnym jestestwie...
Wyzdrowieję, poukładam siebie i wrócę do diety. Może za kilka dni, a może tygodni. Ale nie poddam się i osiągnę swój cel... to jedno wiem
-
Pyzko współczuję ci paskudnego nastroju, ja tez dzisiaj tak do bani jestem i czuję isę przez to niedobrą mamuśką :(
A co do wagi trudno coś mi napisać bo sama mam złe "doświadczenia".
-
Witaj!!!!!!!!!!
Rzeczywiście powinnaś odpocząć od diety. Wystarczy, że będziesz jeść racjonalnie. Mam nadzieję, że nie łapie Cię żadna depresja, a to tylko strach przed badaniami, a właściwie ich wynikami. I wierzę, że wszystko będzie w porządku.
Pozdrawiam!!!!!!!!!!!!!!!
-
Witaj Pyzuniu!!!
Jak samopoczucie,grypsko juz ucieklo???
U mnie na szczescie chorobsko jak szybko przyszlo-tak samo odeszlo.
A to slowa pewnej piosenki,ktore utkwily mi w glowie,mysle,ze beda na chanderke w sam raz :roll: :idea:
:arrow: "Potrzebne sa szare dni
potrzebne niechcane lzy
potrzebne milczace sny
do szczescia sa potrzebne
To co ,ze oczy pelne lez
i tak nadejdzie nowy dzien"
Zycze udanego startu w nowym tygodniu! Rybka87
-
Pyzuniu pozdrawiam Cię serdecznie i gratuluję osiągnięć :lol: :lol:
Mam nadzieję, że złe samopoczucie szybko minie
Buziaki H :lol:
-
Powoli zbieram się w sobie, wychodzą na prostą.
Zajmie mi to jeszcze parę chwil ale napewno już jestem tego bliżej niż dalej... znowu się uśmiecham, nie złoszczę cały czas, nie krzyczę na dziecko (i na męża). :D
Dzisiaj rano na wadze - w przedostatni dzień okresu - 66,2... a potrafiło już wyskakiwać 66,9... nie wiem czy po okresie spadnę niżej, ale nawet jeśli nie - nie będzie tragedii. Powoli dojdę i do 60 i niżej - bo odżyła we mnie nadzieja że się uda... nigdy zresztą do końca nie zgasła, tylko lekko przygasła. A ja na to pozwoliłam...
Nie liczę kcal - ale wiem, że zjadam ich około 1500... zaczęłam kręcić hula-hop tak około 15 min (nie ciągłe bo po około minucie przeważnie koło mi już spada... i tak sporo lepiej niż miesiąc temu - wtedy utrzymywałam kółko 10 sekund :) ) wracam do stepu - jak tylko poukładam sobie wszystko w domku porządnie by mieć chwilkę dla siebie - niech w końcu tatuś też się zajmie wieczorami dzieckiem :)
Tak stwierdziłam, że może od dzisiaj wrócę do liczenia kcal :?: hmmm nie jest zły pomysł
A suwaczka nie zmieniam, już niedługo będzie znowu aktualny - mam nadzieję że od razu po okresie :)
-
-
Zawirowania powoli ustają, lekka anemia, która wynikła z badań praktycznie zażegnana... przez ostatni tydzień robiłam już podchody do powrotu do dietki... i dzisiaj wielki dzień początka kolejnego etapu...
Nadrobiłam odrobinkę kilogramowo... - na wadze dzisiaj 66,0 i to traktuję - jeśli jutro się potwierdzi - jako wagę dzisiejszą... Jeśli jutro będzie nadal 66... zaczynam równo od 66 :)
Wychodzę na prostą i psychicznie i fizycznie - potrzebowałam takiej chwilowej odskoczni... dostałam ją a teraz biorę się za to by dojść do celu anektując na to wszystkie siły jakie pozostają mi po codziennych obowiązkach :)
-
Hi Pyza, zatem wielkie kciukasy za początek nowego etapu. :P
-
Długo nie pisałam bo nie było o czym...
Dieta :?: Jaka dieta :?: Chwilowo nie była to dieta z prawdziwego zdarzenia - dlatego nie pisałam... było mi wstyd, że stoję w miejscu zamiast iść do przodu.
Było... bo już nie jest.
To, że się zatrzymałam pozwoliło mi odetchnąć i pozwolić sprawdzić czy potrafię już zdrowiej i rozsądniej jeść... bez liczenia i pełnego nadzoru...
Teraz wiem, że potrafię... waga coprawda skoczyła trochę w górę - o czym już pisałam, ale cały czas kręci się w granicach 66 :)
Od 10 czerwca zaczęłam znów liczyć kcal, ale bez ich ograniczania - wychodziło mi mniej więcej 1800 dziennie... Nie ćwiczyłam prawie wcale - poza hula-hop no i spacerkami. I nie przytyłam. Z tego bardzo się cieszę.
Od wczoraj znów zeszłam na niższy pułap kcal i w sobotę okaże się czy będzie dobrze :)
Dam radę zbędnym kilogramom - to wiem. I wiem, że to tylko kwestia czasu. A tego mam dużo bo już teraz o wiele lepiej się czuję w swojej skórze, chociaż wciąż czuję się gruba...
Wczoraj 1107kcal :)
Dzisiaj jak narazie niecałe 700kcal :)
Stres, który ostatnio stał się stałym elementem mojego życia, diecie nie pomaga, ale jakoś staram się sobie z tym radzić - i radzę sobie coraz lepiej... chociaż jeszcze nie dość dobrze.
Jak mantrę powtarzam sobie cały czas, że wszystko się ułoży, a jak się ułoży ja chcę w to ułożone życie wejść lżejsza o parę kilogramów :)