no oczywiście - forum świruje, a mnie post wysłał się podwójnie.
Później coś z tym zrobię.
Wersja do druku
no oczywiście - forum świruje, a mnie post wysłał się podwójnie.
Później coś z tym zrobię.
Coś w tym jest - ponieważ jestem w trakcie pakowania odkrywam w szafkach rzeczy ładne i nigdy nie używane, bo szkoda na codzień. Jem na starych talerzykach, a w szafce kurzy się ślicznościowy komplecik błękitnych przezroczystych talerzyków na rzeźbionych nóżkach, którego nie wyciągałam nawet na święta. Fakt że święta przeważnie u Rodziców spędzamy.
Ale to o ładnych rzeczach. A co powiesz na taką manię, która nie pozwala niczego wyrzucić? Stare zdefasonowane buty (ale były takie wygodne!), powyciągany dres (pamiątka znad morza), kompletnie rozpadająca się, wymazana olejem silnikowym książka "Jeżdżę samochodem VW" (mam drugą w dobrym stanie) i inne tego typu. TO jest problem .. :?
No tak, wiedziałam, że Hybris w końcu dokopie się i do tego mojego problemu, Miriel i ty też, może nawet jeszcze bardziej. Ostatnio stwierdziłam, że nie mam już miejsca w moim 64metrowym mieszkaniu. A jestem ja i tato. Przez wszystkie lata rodzina (w tym również ja) zagruziła je dokładnie sprzętami i rzeczami "na później" -to do Hybris, i jeszcze bardziej tymi "z wczoraj"- do Miriel... Od miesiąca walczę z zagraceniem metodycznie. Wychodząc z założenia, że jeśli nie używałam czegoś od 3 lat to z pewnością nie jest mi to niezbędne do życia. Chyba, że są to ciuszki, te odkrywam od nowa i sprawiają mi nielada radochę. Teraz przekonuję się jak wygodnie i komfortowo mogę mieszkać :wink: nie wydając ani grosza na nowe sprzęty, tylko po prostu pozbywając się starych.
Witam!
Właśnie siedzę pałaszując moje 150 gram pierogów popijając je kawą z dwoma łyżeczkami cukru (dokładnie 380 kalorii) i czytam. Też mam syndrom "kolekcji" u mnie było tak, że jeśli coś było ładne, ale niestety nie w rozmiarze S nawet nie chciałam na to patrzeć. Oczywiście ja też nie byłam Ską... Kupowałam to o rozmiar lun dwa mniejsze i tak pólka w szafie zapełniła się rzeczami i plakietką "przecież schudnę...". Oczywiście u mnie to popadanie ze skrajności w skrajnośc. Ciągu mojego niezyt długiego zycia miałam rózne głupie pomysły. Dotyczyły głównie słuchanej muzyki i całej tej subkulturowej otoczki. W gimnazjum byłam szczuplutka (typowa chłopieca sylwetka) ale chowałam się pod flanelowymi koszulami, spodniami, które bez paska pewnie by mi spadły i koszulkami w rozmiarze męskiego XL. Później był pomysł z noszeniem się na czarno ( część tego została do dziś) co wygladało strasznie łacznie z wielkimi glanami> mała dziewczynka w ogromnych workowatych czarnych rzeczach z chłopiecą fryzurą ciagle mówiąca "nie"- tak dla zasady. No a później był kolor- zaczęłam słuchać innej muzyki- ciuchy nadal był wielkie, po głowie chodzil pomysł zrobienia irokeza... Przeszło mi obecnie słucham muzyki od metalu przez jazz po poważną i ubieram się przeciętnie, ot zwyczajna dziewczyna.
Tak więc kiedy zaczęłam tyć coś mi się w główce poprzewracało, cały młodzieńczy bunt minął... Chciałam chodzic w mniejszych rzeczach, ale miałam same wielkie, które teraz wyglądały na mnie normalnie , ale nadal mało atrakcyjnie. Później doszedł sport (rower, ścianka) i dieta dlatego założyłam moją "kolekcję". Cieszę się kiedy te rzeczy zaczynają wyglądać na mnie znośnie. Nie powiem, że dobrze bo nadal są przymałe, ale wiem, że niedługo moje ubrania będą pięknie nam nie leżeć :).
Buuuziaki :*
Hehe, poniekąd mnie pocieszyłyście - widzę, że w moich chomiczych zapędach nie jestem odosobniona ;) Ale... i tu kolejna refleksja, mam chyba dzisiaj za dużo czasu na myślenie.
Może życie przypomina bardzo to, co wyziera z postu Pringuski, czyli pogoń. Gonię za wszystkim, nadludzkim wysiłkiem wspinam się na szczyt, nierzadko po trupach, a kiedy juz ten mój szczyt szczytów osiągnę - zawsze przychodzi to samo pytanie: "co teraz? co dalej?" I jakoś głupio się przyznać, ale zawsze miałam problem z odpowiedzią na nie. Ba, kiedy nie potrafiłam jej znaleźć w konsternacji rzucałam się w kolejna pogoń, w której zapędzałam się na taki sam, a nawet wyższy szczyt, i tak w kółko. Nie podoba mi się to, bardzo nie podoba. Wygląda to tak, jakbym stale chciała/musiała mierzyć się ze sobą, że coś potrafię, dam radę, zdobędę... A gdzie radość z sukcesu? Ta niestety rozmienia się na drobne.
Naszło mnie takie myślenie wczoraj, kiedy zrobiłam przegląd mojej kolekcji perfum - juz nieraz Wam pisałam, że mam tego sporo, ale tym razem nawet mnie ilość zaskoczyła. To moja pasja od kilku lat. Szperam, wyszukuje, czytam, poznaję nowości, ciekawostki, nuty, nosy, ale to tylko jedna strona medalu - druga jest taka, że gromadzę kolejne flakony, a potem kolejne i kolejne. Gust mam dość specyficzny, a jednocześnie nie skupiam się na zapachach massmarketowych, lubie marki nieszowe, niedostępne w Polsce, limitowanki, zapachy wycofane z obiegu. Każdy kolejny flakon to wyszukiwanie, szperanie, czekanie, przeglądanie dziesiątków aukcji internetowych, a potem oczekiwanie na listonosza, euforia otwierania paczki, ogladanie nowego flakonu, pierwsze "psiki" na skórę, napawanie się zdobyczą... Ale potem konsternacja - jak długo tak można? Na pewno mam o wiele, wiele więcej, niz potrzebuję. Na pewno mam też więcej, niz jestem w stanie zużyć. Ale z drugiej strony nie chcę rezygnować z mojej pasji, zwłaszcza, że ja w dużym stopniu odbieram świat przez pryzmat zapachów - tzn. jestem w stanie powiedzieć, jakie perfumy towarzyszyły mi we wszystkich wazniejszych momentach zycia. Musze sobie nałozyć jakieś ramy i trzymac się ich. Mam już nawet pewne pomysły. Przede wszystkim - na jakiś czas abstynencja od kupowania kolejnych flaszek. Choćby nie wiem, jakie okazje to były. Nie, musze się nacieszyć tym, co już mam... tak dawno nie miałam na sobie kilku moich ulubionych zapachów... :)
Moja pogoń ma też swoje przełożenie na dietę. Jak dzis pamietam, że poprzednio, kiedy byłam juz schudnięta, pomyślałam jak idiotka ostatnia: no, schudłam, tylko jakie teraz wyzwanie mam sobie postawić? W nagrodę za tę głupotę los sprezentowało mi 50 kg jojo... No i juz miałam wyzwanie. Mogłabym się jeszcze wściekać i wyklinać na siebie, ale to też mnie czegoś nauczyło. Że w pewnym momencie trzeba umieć się zatrzymać, przestać biec, dążyć, starać się o więcej i więcej. Że jeszcze 15 kg, a potem będę mogła sie zatrzymać, rozejrzeć dookoła, odetchnąć pełną piersią, i z szerokim uśmiechem lekkim krokiem pójść sobie dalej. Może nie tempem żółwim, ale już spokojnie, bez tej nerwowości, stałego pospiechu. Ja już się nabiegałam...
Miriel, pytasz, co Ci napiszę odnośnie Twojego pietyzmu dla starych przedmiotów, nawet tych juz całkiem nieuzytecznych? Ano opowiem Ci, jak było po smierci matki Piotrka, która też kochała i uwielbiała gromadzić, będąc przy tym organicznie niezdolną do wyrzucenia czegokolwiek, nawet zupełnie nieuzytecznego. Kiedy umarła, ojciec P zażyczył sobie, żebysmy uprzątnęli jej rzeczy. Bardzo dużym problemem była niesamowita ilość gazet i wszelkiego rodzaju papierów. Maryla (moja szwagierka in spe) znalazła firmę, która odbiera od ludzi makulaturę, a potem sprzedaje ja i z tego czerpie zyski. Zadzwoniła, umówiła się, z tym, że kiedy powtórzyła z naciskiem, że żuk to za mało, właściciel firmy ja prawie wykpił... Przyjechali panowie, młode krzepkie chłopaki... opis całej operacji pominę, ale wyobraż sobie, że na 14 metrach kwadratowych swojego pokoju matka P zgromadziła ok. 2 TONY najprzeróżniejszego rodzaju papierzysk, nie licząc książek. Żuk obracał na dwa kursy, a panowie zgodnie stwierdzili, że widzieli juz niejedno, ale to ich zaskoczyło bardzo ;) I tyle Ci powiem ;) Wnioski wyciągnij sama ;)
ściskam kompleksowo ;)
Miałam już dziś nie truć, miałam w ogóle nie wchodzić do internetu, ale znowu zdarzyło się coś takiego, że cała się trzęsę z nerwów. Nic nie wkurza mnie tak jak glupota i okrucieństwo wobec zwierząt... ale wkurza mnie w taki beznadziejnie bezsilny sposób :evil:
Zadzwoniła do mnie "kocia mama" - starsza pani opiekująca się kotami na warszawskich Stegnach, zresztą sama majaca 10 sztuk w domu, która nam naraiła Mańke i Truśkę.
Opowiada mi, że jest kocica - młoda, zdrowa, której jej właścicielka nie odebrała z lecznicy po sterylizacji. Po prostu sobie gdzieś wyjechała, porzucając kota. Zwierzatko ok. 3 tygodni spędziło w lecznicowej klatce, jest biedne, przerażone, wymizerowane... zresztą spróbujcie sobie wyobrazić, co ona czuje. Jest też bardzo wychudzona - w lecznicy karmili ją bardzo mało, żeby... nie zanieczyszczała za bardzo klatki :evil: Mnie skręca po prostu. Pani pytała mnie, czy nie znam kogoś, kto by tą kicię przygarnął, zapewnił jej spokój, dom i pomógł odzyskać zaufanie do ludzi... Dziewczyny, rozpaczliwie myślę, czy ja mogę sobie pozwolić na... piatego kota. W tej chwili ta pani wzięła kićkę do siebie, karmi ją, kocinka jest w domu. A mną szarpią wątpliwości. Wiecie, ja nie jestem normalna, ja po prostu chciałabym przytulić do serca każde biedne, skrzywdzone zwierzę, ale jednocześnie pomóc mu, dac dom, jedzenie, bezpieczny kąt. Ja WIEM, że w tej chwili już nie dzieje się jej krzywda. Ale wiem też, że chciałabym wynagrodzić jej całe to zło, którego dzięki nieskończonej podłości swojej "pani" doświadczyła.
Bredzę, przepraszam. Ale bardzo, bardzo zastanawiam się, co mam robić.
ufffffffff... zła, zła, zła. Na siebie. Jestem juz na diecie pół roku prawie, a wciąż zdarzają mi się klasyczne błędy nowicjusza. Dziś jest dzisń ważenia i powinnam o tym pamiętać, kiedy wczoraj lekką rączką sypałam Vegetę do obiadu. Dobre było, słone, a dziś w nagrode waga mi pokazała 1,5 kg więcej. Bo oczywiście kalorycznie było wzorowo, nawet poniżej limitu: 1041. No żesz... dziś komponuje menu tak, żeby nie musieć solić niczego, jutro się zważę i odnotuję w kapowniku, chcę, żeby wynik był miarodajny.
W sprawie koci jeszcze się nie zdecydowałam. Piotrek niby daje mi wolną rękę, ale widzę, że zachwycony perspektywą nie jest. Podjęcie decyzji nie jest łatwe, zwłaszcza, że decyzja na "nie" wywołuje we mnie potworne wyrzuty sumienia. Ale z drugiej strony jest Maciek, o którego muszę dbać przee wszystkim, bo chory i biedny. Upały męczą go strasznie, na szczęście dziś w nocy była burza i powietrze zrobiło się trochę lżejsze. Bo wczoraj wszystkie moje kluski leżały pokotem, przez co właśnie na "pokoty" zostały przemianowane.
O, Miśka nie ma, to Mańka szaleje. Ileż to małe ma energii... :)
Tyle właściwie. Znowu niespodziewanie mi się praca na niedzielę nazbierała, ale to nawet dobrze, bo w pon. będę musiała posłać przelewy za kilka wygranych ciuszków - więc gotówka się przyda :) Wczoraj wygrałam na przykład spódniczkę-ucieleśnienie moich marzeń - zawsze chciałam taką w kwiaty i w takiej kolorystyce. Ambitnie, bo na... 96 w biodrach. Ale tak mi się podobała, że normalnie nie mogłam odpuścić... Załozenie jej będzie chyba ukoroniwaniem mojego odchudzania :)
Qurcze, wrzuciłabym Wam zdjęcnie, ale nie umiem :( Jeśli mnie ktoś nauczy, to Wam pokażę :)
pozdawiam!
to było moje rozpaczliwe usiłowanie wklejenia tego !~#%#!%$^%$# zdjęcia... wrrr...
Hybris łap. http://forum.dieta.pl/forum/viewtopi...009&highlight= ten link prowadzi do wątku, w którym jest wszystko opisane. jak wklejać zdjęcia [chyba na 2 stronie] i takie inne...
co do kotki to nie wiem co powiedziec. nie moge sobie wyobrazić jak można zostawić bede zwierze w klatce... i w ogole tak olac. to tak jak wyrzucić niemowlę do śmietnika... wrr!
po pierwsze :oops: :( nie umiem ci pomóc ze zdjęciem , sama jestem w tym temacie nie obeznana, ale pewnie inne dobre duszyczki pomogą :D
po drugie jestem tu pierwszy raz u ciebie iiiiii
DZIEWCZYNO JAK TY REWELACYJNIE SCHUDŁAŚ :!: :!: :!: :shock: :shock:
wspaniale GRATULUJE
a po trzecie, to myślisz że po takich vegetach i soleniach waga leci do góry,bo przyznaje się bez bicia, że lubie sól :oops: cięzko by mi było z niej zrezygnować
a co do zwierzątek i tych durnych ludzi (sorry za słowa) to ja wole nie słuchać bo coś mnie sciska tam w serduszku; do niedawna tak tego jeszcze nie odbierałam, ale jak 4 lata temu przyszła do mnie Zarka ( piękny owczarek niemiecki) to teraz nie potrafie przejść obojętnie wobec żadnego zwierzątka; jeśli człowiek nie potrafi pokochac zatroszczyć się o zwierze, to taki sam pewnie jest dla innych ludzi, bo ja nie potrafie zrozumieć takich czynów i pozostawiania zwierzaczków na pastwe losu
buziaczki :*