tu adresik :mrgreen: no to od tej pory tu wolno pisać tylko na psychologiczne tematy, żeby potem jak ktoś wejdzie żeby się czegoś dowiedzieć a tu jakieś bzdety będą :roll: .
No to do następnego- mądrościowego postu ;)
Wersja do druku
tu adresik :mrgreen: no to od tej pory tu wolno pisać tylko na psychologiczne tematy, żeby potem jak ktoś wejdzie żeby się czegoś dowiedzieć a tu jakieś bzdety będą :roll: .
No to do następnego- mądrościowego postu ;)
Wes-ciesze się,ze nie porzuciłas watku.
A można zadawac pytania?
Bo ja mam kilka:)
Np-dlaczego ludzie potrafia super schudnąć,potem jakiś czas fajnie sie tak trzymac,a potem...bach i wszystko powraca...(patrz np p.Ewa Bem)-bardzo się tego boje...czy juz zawsze w psychice trzeba bedzie miec zapalona czerwona lampke?Czy rzeczywiście mozna się tak przestawić by to weszło w krew i tak juz zostało...
http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto...22043617_d.jpg
no własnie, tak jak piszecie. ja mysle ze jesli ktos ma sklonnosci do tycia, to niestety, bedzie trzeba sie juz zawsze pilnowac... :? ciasteczka won, pizza won itp. itd.
Oczywiście, że możesz pytać, ale przypominam, że ja psychologiem nie jestem i się opieram tylko (albo aż ;) ) na własnych doświadczeniach no i tego co usłysze od psychologa.
Psycholog mi nie powiedziała czemu człowieka dopada jojo, bo się jej nie pytałam. Jest zapewne pare przyczyn:
1. Najprostrza- źle dobrana dieta, metabolizm zwalnia, my jemy normalnie (nawet nie musimy się obżerać) iii...tyjemy.
1a. Źle dobrana dieta, jesteśmy sfrustrowane, zmęczone, głodne i...się opychamy
2. Szara rzeczywistość nas dopada- wyobrażamy sobie, że jak schudniemy to już w ogóle świat należy do mnie- a tu klops, bo jest tak samo, te same problemy, te same kłopoty...no oprócz waga i za małe ciuchy ;)
3. Pisałam o tym wcześniej- nadwaga to skutek a nie przyczyna. Jeśli wyleczymy skutek to nie znaczy że wyleczyliśmy przyczynę, czyli to po co się idzie do psychologa ;)- i myśle, że to jest najważniejsze.
4. Nawiązując do punktu 3- jedzenie było wcześniej czymś ważnym- tłumiło uczucia, było podporą na smutki, kiedy się go pozbędziemy i nic nie znajdziemy wzamian...to wrócimy do niego.
5. Kiedy uzależniamy odchudzanie od kogoś/czegoś co nas zawiodło. Np. odchudzam się, żeby mnie X zauważył. X przestał nam się podobać, albo nagle znalazł/a sobie kogoś- nie mamy już motywacji.
6. Zmiany w życiu na gorsze, które nas dołują- wracamy do pocieszyciela, bo nie umiemy inaczej sobie z tym poradzić.
Ehhh...no i tak można wymieniać...nie wiem jaki miała powód Ewa Bem, ale bardzo prawdopodobne że jeden z nich.
Co do drugiego pytania- a czy to źle, że już nigdy nie zjemy całej pizzy naraz?? Kiedy zlikwidujemy wszystkie problemy z powyższych, to nagle się okaże, że wystarczy nam jeden kawałek pizzy a nie cała. Myśle, że to kompletna bzdura, że musimy do końca życia odmawiać sobie czekolady, czy pierogów- ważne, żeby one nie były pocieszycielem albo sposobem na życie.
Przecież nikt nie jest tutaj dlatego, że zjadł 5 pierogów albo tabliczkę czekolady ;)
:) Słusznie gadasz! Podoba mi się zwłaszcza punkt drugi. Ileż kobietek spieprzyło swój wielomiesięczny wysiłek, bo po udanym odchudzaniu, życie ich rozczarowało. Ja kiedyś dla jednego takiego lovelasa straciłam w ciągu miesiąca 12kg :roll: Oczywiście nic mi z tego nie przyszło, bo i tak mnie nie zechciał :P
poludnica, a jak on wyglądał? :oops: :roll:
Dlatego ważne jest zacząć samemu, a nie: jak mama rzuci palenie, jak chłopak zaprosi mnie w tany, jak za pół roku będzie ślub koleżanki...bo to wszystko jest ulotne. Mama niech rzuca palenie jeśli chce, chłopak nie musi prosić na żadne tany, a ślub...cóż on też minie ;), a co potem??
Westalko dokładnie. Aby na zawsze poradzić sobie z problemem za dużej wagi nie wystarczy schudnąć. Wszystko tkwi w naszej psychice. To tutaj też zaczyna się odchudzanie. Lepiej nie robić tego dla kogoś czy czegoś choć niejednokrotnie daje większą możliwość osiągnięcia sukcesu. Lepiej zrobić to dla siebie. Czasem wyobrażam sobie,że jeśli tyłabym nadal to w wieku 20 lat czy troszkę więcej byłabym kaleką. A tego nie chce. Przemawia za nami często wzgląd estetyczny. Mówimy sobie,że jak schudniemy to będziemy się ładniej ubierać, podobać sobie i otoczeniu itd. A o zdrowiu już zapominamy. A to bardzo złe...
Nasze społeczeństwo tyje i ciężko jest z tym sobie poradzić skoro ludzie nie wiedzą nic o jedzeniu. Przecież "jesteś tym co jesz". Mało kto wie co je i wie jakie są konsekwencje jedzenia ciągle fast foodów, słodyczy, chipsów itd. Nie oszukujmy się. Ludzie wiedzą "to nie jest zdrowe" ale myślą że nie jest aż tak złe by tego nie móc jeść. My jak schudniemy mądrze to nie tylko zyskujemy sylwetkę i lepsze zdrowie, ale także wiedze potrzebną by móc lepiej się żywić. To nieocenione doświadczenie. Może nikt nie chciałby przez to przechodzić, ale spojrzmy na jasną stronę tego. Wiemy jak jeść, wiemy że można sobie pozwolić na coś niezdrowego raz na jakiś czas ale nie codziennie czy kilka razy w tygodniu. Dzięki wiedzy jaką posiediśmy dzięki problemowi nadwagi możemy później zdrowiej żywić dzieci itd. Mówiąc szczerze to dostaję zawrotu głowy gdy widzę kilkulatka z dużą paczką chipsów a jego matka nie wie,że znajduje się w niej (zależnie od firm produkującej chipsy) tyle akryloamidu który starczyłby zatruć dorosłego człowieka...
Mam nadzieję,że mam wystacająco dużo predyspozycji by zostać dietetykiem i móc efektywnie pomagać ludziom nie tylko układając dietę, ale tez wesprzeć ich psychicznie. To nie będzie łatwe zadanie...
Nie ma co przesadzać ze zdrową żywnością, ale mnie mdli na widok i zapach fast foodów. Nie nawidze mc Donaldsów i innych hamburgerów, kiedyś jeszcze pity lubiałam ale teraz jak się przechodzi obok budek z tym to taki smród zajeżdża że się jeść i żyć odechcewa :?. Czasami mnie przerażenie bierze jak widze na szynce napis: szynka wysokowydajna, zawartość męsa 30% ( :shock: :shock: :shock: ), żeby nazwę "szynka" tak zhańbić...
Właśnie zjadłam malutki kawałek pieczeni rzymskiej (kupna) i właśnie mnie brzuch zaczął boleć...wole nie myśleć co zjadłam.
No i właśnie, myśle, że jedzenie takiego dziadostwa to brak szacunku dla własnego organizmu. Już pomijam fakt, że ktoś się tłumaczy, że musi, bo lubi, bo go ciągnie czy coś. Fakt- słodycze uzależniają, ale wystarczy przecierpieć przez tydzień dwa i już nie ciągnie!! Moja mama pije gorzką kawę i herbatę, więc od czasu do czasu pozwala sobie na ciastko, ale to nie jest regularne i codzienne, więc ona nie jest uzależniona od słodyczy, jeżeli my przestaniemy patrzeć na słodycze czy frytki czy pizza jako coś wspaniałego, coś co pozwoli nam się cieszyć życiem, nagrodą czy coś w tym stylu, no i przede wszystkim jeśli to nie będzie upragniony zakazany owoc to minie nam na to ochota. Ja mogę sobie pozwolić na ciacho czy świerzy chleb, ale po co? Po co mam truć się jakimś snickersem, skoro nic mi to nie daje?? Lepiej upiec ciasto- jeśli już się ma ochotę na coś fajnego, albo zrobić pite po swojemu niż truć się byle badziewiem.
No, to ja ide dalej się uczyć ;);)
Hejo ;) Masz rację ..trzeba omijać szerokim lukiem te wszystkie budki :) U nas w skzolnym sklepiku pizza smakuje jak kurde..coś typoow nie od określenia więc mam uprzedzenia i nie jem ;) Czasem sobie pomysle jakby było miło zjeśc takiego hamburgera czy cuś ...ale jakoś ..nie kupuję ;) Już dłłługo nie jadłam. Jak pracowałam i miałam siano to czesto poszkole chodizłam na frytki teraz sie dużo zmieniło;)
Pite? co to ? napsiz mi na moim wątku..moze jakiś rpzepis? :roll: