-
Kolejna walka o przetrwanie
Witajcie :) Mam 26 lat i jestem tu już po raz nie wiem który, byłam dawno temu pod różnymi pseudonimami, ale tym razem mam za sobą pewien mały sukces i chciałabym, aby trwał on dalej.
Będę tu zaglądać, ale nie mogę obiecać, że codziennie będę pisać, ba! Nie mogę obiecać nawet tego, że codziennie będę tu wchodzić. Jednak chciałabym mieć na forum dodatkowy motywator, kopa, który sprawi, że unaoczni mi się to, czego dokonałam do tej pory i jeśli nadeszłaby chwila zwątpienia, to spojrzę na suwak i wszelkie złe myśli odejdą w niepamięć.
Dlaczego tym razem mi się udaje? A no dlatego, że mam przyjaciółkę, również z wagą 3-cyfrową (już na granicy dwucyfrowej), no i - prozaicznie - kiedy przeszła na dietę nie chciałam być gorsza. Nie chciałam znowu ponieść porażki, nie chciałam być tą, która demotywuje, która nawet nie próbuje walczyć, a wszystko od początku skazuje na porażkę. Zaczęło się niewinnie, myślałam, że nam zaraz przejdzie, jak i przechodziło wiele razy. Zaczęłam dzień z myślą, że dziś(wtedy) zjem tylko maślankę i serek wiejski. Następnego dnia zaczęłam zjadać swoje zamrożone zapasy, tzn.jakieś chude mięso mielone, trochę warzyw, kurczaka... Po 3 czy 4 dniach zdrowszego odżywiania stwierdziłam, że zaczynam Dukana. Już kiedyś na nim byłam, choć nigdy nie tak długo, jak teraz; tak długo nie byłam jeszcze na żadnej diecie.
Dlaczego Dukan? Powodów jest kilka.
Po pierwsze - byłam kiedyś na tej diecie i pamiętałam mniej więcej o co chodzi.
Po drugie, uwielbiam drób, kurczak jest moim ulubionym mięsem. Kocham też owoce morza i ryby (jeśli mnie akurat stać;)), indyka, wołowinę, jajka, lubię też serki wiejskie, jogurty, etc.
Po trzecie - nie znoszę liczenia każdej zjedzonej kalorii, ważenia produktów etc., zniechęciłoby mnie to, nie chciałoby mi się i już, poza tym przejmowanie się każdym kęsem czegoś bardziej kalorycznego, to dla mnie katorga.
No i po czwarte - nie znoszę być głodna; zdarzają mi się wówczas napady wilczego głodu, jedzenie kompulsywne - dla tych, co wiedzą, będzie to zrozumiałe, jeśli nie wiedzą, to niech poczytają :), no i ogólnie będąc głodna czasem mam wrażenie, że jestem bliska omdlenia. Nie dałabym rady jedząc np. głównie warzywa, po nich jestem głodna, przelatuje to przeze mnie jak przez sito i nic nie daje.
Minusy diety? Nie zgadzam się z twierdzeniem, że można jeść ile się chce. Biorąc pod uwagę pojemność mojego żołądka i to, ile w nim się zmieści, nie polecam jedzenia bez ograniczeń. Oczywiście każdy ma inny organizm, ale gdy pewnego dnia zjadłam wieczorem np.1,5 piersi z kurczaka, oczywiście smażoną bez tłuszczu, na teflonie, zgodnie z zasadami etc., to waga poszła w górę, no i nieraz zauważyłam prawidłowość, że jednak jeśli jem dużo, to tyję. Jeszcze 2 miesiące temu potrafiłam pochłonąć dużego kebaba + frytki, a po powrocie do domu jeszcze talerz makaronu z sosem, no i dopiero wtedy czułam, że sobie pojadłam. Stąd też wiem, że taki poziom najedzenia, do przesycenia wręcz, nie jest dobry nawet na diecie teoretycznie bez ograniczeń.
No i wiadomo, dla niektórych proteinówka może się wydawać monotonną dietą, mogą źle reagować, jak każdy. Jednak w sieci jest tyle przepisów, że nieraz już sama nie wiem, co danego dnia zrobić, a kończy się i tak czymś zwykłym, bez szału, co i tak nadal niezmiennie mi smakuje.
Nie będę wklejać przepisów, jadłospisów z każdego dnia, bo nie o to tu chodzi. Jasne, czasem coś wrzucę, ale raczej nic nadzwyczajnego nie robię, więc po co. Jestem tu po to, aby mieć kolejną motywację.
Największy problem diety? Jak dla mnie - picie. Trzeba mnóstwo pić, im więcej tym lepiej. Nadal z tym walczę, nie chcę wykończyć sobie nerek, jednak nigdy nie piłam dużo i przyznam - muszę się zmuszać. Już się staram rano pić 0,5l herbaty + w pracy jakieś 1,5 litra wody, ewentualnie jakaś cola czy mleko (uwaga - ja po mleku tyję, choć niby mogę, jednak zalecam ostrożność:)). Dla mnie tyle picia to tragedia, ale jak mus, to mus, trudno.
Dietetyczne grzeszki? Jestem w bodajże 45.dniu diety, no i jeśli chodzi o grzechy jedzeniowe, to takowe były tylko raz - na Wielkanoc zjadłam 2 wielkie kawały przepysznego sernika, jakieś czekoladowe jajka i chyba udko z kaczki. Gorzej z innymi grzechami, bo jednak co tydzień, albo i 2 razy w tygodniu imprezuję, no i bez piwa/wódki się nie obejdzie... Więc w tygodniu zdarza mi się nawet wchłonąć 8 piw, co nie jest absolutnie powodem do dumy, ale przynajmniej pozwala mi to nie zwariować. Czemu nie zwariować? Leczę się na depresję i zaburzenia osobowości, no i czasem naprawdę trudno jest ze sobą wytrzymać, ogarnąć się i wyjść. Alkohol pomaga, no i na mnie działa tak, że gdy wrócę po alku, to już nie jem, nie mam napadów głodu, a w efekcie następnego dnia widzę spadek wagi :) Pewnie posypią się głosy krytyki, ale z tym też się trzeba liczyć.
No i na końcu najważniejsze - schudłam w ciągu tych 44 dni 18.1 kg, jeszcze trochę więcej niż 2 razy tyle, a będę wyglądać jak człowiek. Nie dążę do wagi 60kg, kiedyś mając około 80kg czułam się dobrze, więc zakładam, żeby mieć chociaż tyle, a czy zleci więcej - czas pokaże. Nie chcę się męczyć po to, aby wpasować się w jakieś kanony wagi, chcę się czuć dobrze ze sobą.
PS Lubię pisać, przepraszam Was z góry ^^
http://straznik.dieta.pl/zobacz/stra...55f6d28065.png
-
Odp: Kolejna walka o przetrwanie
Jak na tak krótki czas to masz imponujący wynik.Gratuluję ! Sama kiedyś schudłam na Dukanie ale zabrakło mi sił na skończenie diety i dotarcie do wagi marzeń. Będę trzymać za Ciebie kciuki.
-
Odp: Kolejna walka o przetrwanie
Dzięki, też za siebie trzymam:) a Ty teraz masz jakąś konkretną dietę, coś planujesz? Jejku, wszyscy mają cel około 60kg, tylko ja 80... :(
Dzisiaj jadłam mało jak na weekend, ale jestem jakoś zmotywowana spadkiem i bardziej boję się wzrostu wagi niż głodu...
Śniadanie - pół cycka z kurczaka + 2 jajka sadzone + korniszon
Obiad - drugie pół cycka zamarynowałam w jogurcie i przyprawach, no i zjadłam po usmażeniu na teflonie
Kolacja - jakieś 100g ryby, miało być więcej, ale jak się komuś tłumaczy żeby nie kupował najtańszej ryby, to nie rozumie... I tak z około 400g fileta zostało mi 100g, no i się jeszcze rozleciało, więc kolacji prawie nie odczułam.
Ale trudno, jutro może coś zjem więcej, muszę iść po chudy twaróg żeby sobie pastę z tuńczykiem zrobić do pracy, bo inaczej bieda będzie z jedzeniem w pracy. Ciekawe, co jutro będzie na wadze, choć wiem, że nie tędy droga żeby prawie nic nie jeść, ale boję się przytyć.
Jeszcze wmuszę w siebie 0,5l herbaty, bo mało dziś piłam, no i można spać :P
http://straznik.dieta.pl/zobacz/stra...69824134c9.png
-
Odp: Kolejna walka o przetrwanie
Witam serdecznie, jestem pełna podziwu ile schudłas przez miesiąc. Ja też waże tyle ile ty na początku 136.7 kg i szukam dla siebie jakiejś diety.też chodził mi po głowie dukan, którego nigdy nie próbowałam.Ja też mam problem z kompulsami i nienawidzę być głodna bo zaraz boli mnie koszmarnie głową.tak więc zachęcona twoimi sukcesami zaczynam od jutra dukana.pozdrawiam.
-
Odp: Kolejna walka o przetrwanie
Przy Dukanie picie to konieczność.To było dla mnie chyba najgorsze. Nienawidzę pić gdy nie odczuwam pragnienia. Jestem na diecie oxy. Na razie jestem zadowolona ale tak naprawdę jeszcze nie jestem w stanie ocenić czy jest ok czy nie. Co do celów wagowych to nie powinnaś oglądać się na innych. Ja np.boję się że gdybym ustawiła sobie cel 80kg to po dojściu do 80kg stwierdziłabym że skoro tyle sobie założyłam to starczy tego dietowania i poszłabym w tango. A wiem, że przy 80kg nie będę wyglądać tak jakbym chciała. Wiesz, nigdy w dorosłym życiu nie byłam szczupła a też przez długi czas nie było u mnie w domu wagi więc ciężko było mi ustalić ile "powinnam" ważyć. Przy ustalaniu celu skorzystałam ze strony Dukana.Zrobiłam test 2 razy. Za pierwszym razem w najniższą wagę wpisałam tę którą miałam po Dukanie (85 kg swoją drogą utrzymaną przez 1.5 roku prawie), za drugim tę która wydawała mi się prawdopodobna czyli najniższa jaką znam na pewno(80 kg) minus 10 kg bo tyle mi na oko wtedy brakowało do koszuli, którą kiedyś nosiłam.Wyniki z obu czyli 69 i 63 zsumowałam, podzieliłam na 2 i wyszło mi 66 więc w ramach błędu statystycznego dołożyłam jeszcze jeden kg do przodu ;)
Chodź brzmi to paradoksalnie to żeby schudnąć trzeba jeść. Nie pozwól sobie na odczuwanie głodu.
-
Odp: Kolejna walka o przetrwanie
Cześć wszystkim.
Koszmarek, gratulacje. Schudnij i pilnuj wagi, bo wierz mi, im człowiek starszy, tym trudniej zbić wagę.
Ja (już po 40-tce) w ciągu ostatnich dwóch tygodni byłam 10 dni na proteinach i 4 dni na PW. Efekt: - 2kg. Żałosne. Tyle się męczyć i zrzucić 2 kg? Napisałabym, że odechciewa mi się diety, ale nie mogę odpuścić. Na szafie leżą dwa kartony ciuchów w które nie wchodzę - jest ich chyba więcej niż tych,które wiszą w szafie. Poza tym mam w domu wielkie lustra i gdy na siebie patrzę, widzę otyłą kobietę.....a to nie jest widok miły dla oka. Jest mi przykro że tak wyglądam bo jestem estetką i mój wygląd nie pasuje do tego kim naprawdę jestem.
-
Odp: Kolejna walka o przetrwanie
Co do picia- zbliża się lato, będzie gorąco więc organizm będzie dopominał się płynów.
-
Odp: Kolejna walka o przetrwanie
O, jak miło, że ktoś tu zagląda! :)
Po kolei - babielato_ - sama jestem zdziwiona, że tyle mi się udało, ale to może dlatego, że jeszcze nie wytrwałam na diecie dłużej niż 2, ewentualnie 3 tygodnie. Tak 'porządnie' jeszcze nie dietowałam, ale w końcu jakoś idzie... Tobie też się uda, ale próbuj. Dużo daje przekonanie, że tak naprawdę nie jesteś na diecie, tylko zmieniasz swoje życie, zmieniasz nawyki, nie że musisz, a CHCESZ. Po prostu tego chciej :) Powodzenia, jeśli będziesz miała swój wątek, to czekam na informację :)
Kropladeszczu - dokładnie, dla mnie picie to katorga... Czuję, że aż mnie wydyma, gdy za dużo wypiję, ale jako że po prostu zapominam o tym, żeby pić, to naraz wypijam 0,5 l herbaty, więc nawet wielbłąda by wydęło po takiej ilości naraz :P ja właśnie się boję celu np.60 kg, bo nigdy w dojrzałym wieku tyle nie ważyłam i nie chcę się zniechęcać myślą, że to i tak nieosiągalne.... Wolę mieć chociaż 80, a później się pomyśli. Na razie mam mocne postanowienie, że jeśli uda mi się schudnąć, to nigdy, przenigdy nie chcę się już doprowadzić do tego koszmarnego stanu, wyglądu, czucia się niemal niepełnosprawną przez wagę i wygląd... O, fajny pomysł podsunęłaś z tym testem Dukana, niech no ja tylko znajdę chwilę :) o OXY też czytałam i brzmi zachęcająco, powodzonka :) Tak, najgorzej czuć się głodnym, bo później można się rzucić na byle co...
Voyager - właśnie niestety słyszałam, że im ktoś starszy, tym trudniej zrzucić, no i skóra już nie ta - dlatego chcę dać sobie szansę czucia się ładną, choć jeszcze przez chwilę. Doskonale znam uczucie, kiedy widzisz otyłą kobietę w lustrze, 8 podbródków, no i uciekasz przed aparatem, najlepiej pod stół... Ubierasz nie to, co chcesz, tylko to, co jakimś cudem uda Ci się kupić, bleh. Ale powoli do celu, 2 kg to też coś, lepiej wolniej, a stabilnie, niż szybko i z jojo, czego sama bardzo się boję...
Dzisiaj żywieniowo bardzo podobnie do wczoraj, nie bardzo miałam kiedy sobie przygotować coś innego.
Śniadanie - pół piersi kurczaka + jajko + 0,5 l herbaty
Obiad - pół cycka + korniszon
Kolacja - sznycel z piersi indyka + pół piersi z kurczaka
Ale udało mi się wypić ponad 2l herbaty i wody, więc chyba nie jest źle.
Znacie jakieś lekkie ćwiczenia na mięśnie brzucha? Boję się wiszącej skóry, a zwykłe brzuszki póki co mnie przerastają przy mojej wadze, bolą mnie plecy gdy leżę na ziemi, chciałam wczoraj coś spróbować, ale nic z tego, mam wrażenie że podłoga wchodzi mi w kręgosłup.
-
Odp: Kolejna walka o przetrwanie
Tradycyjne ćwiczenia na mięśnie brzucha w moim przypadku też nie mają szans. Bardzo podobają mi się treningi Tiffany Rothe.Jeśli nie przeszkadza Ci że trening jest po angielsku to sprawdź 10 min Booty Shaking Waist Workout albo 10 Minute Booty Shaking Towel Workout właśnie jej. Filmiki z treningami sama autorka wrzuciła na youtube.
Też dopiero zaczynam z aktywnością fizyczną i faktycznie jest problem z czymś dla osób naprawdę dużych.Większość treningów jest zrobiona pod osoby już szczupłe/wysportowane.
-
Odp: Kolejna walka o przetrwanie
Nie przeszkadza mi, że coś jest po ang, można patrzeć i robić po prostu to samo jak się nie rozumie ang, ale akurat z tym nie mam problemu :) W tym tyg. coś waga mnie denerwowała, 1 dzień miałam 117, potem 119, raz 120 nawet, ale dzisiaj stanęło na 117.6. Jednak dopóki się nie ustabilizuje, to nie ruszam suwaka :P
Dzisiejsze menu - 2x gotowany kurczak, jajecznica z 3 jajek z cebulą i mlekiem, a będzie jeszcze kawałek tuńczyka. A, no i szklankę maślanki wypiłam, tyle że później się kapłam, że ma więcej węgli niż białka... Może od tego nie umrę. Z piciem ostatnio się staram i minimum 2 l dziennie wody i herbaty jest, więc daję radę.
Co do ćwiczeń, to są też fajne jeśli się wpisze coś w stylu 'plus size workout/exercises', polskich filmów jakoś nie znalazłam, a ćwiczenia Chodakowskiej etc. są nie na moje stawy póki co. Postanowiłam spacerować od poniedziałku minimum 3 razy w tygodniu, a że mam psa, to się ucieszy, mam nadzieję, że będzie mi się chciało.
-
Odp: Kolejna walka o przetrwanie
Co ile się ważysz ? Ja musiałam sobie wagę na szafie postawić żeby codziennie nie sprawdzać jak mi idzie :D
-
Odp: Kolejna walka o przetrwanie
No właśnie codziennie, czasem jak mi odbije to i więcej... Dukan niby pisał, że im częściej tym lepiej, bo waga spada aż tak szybko (tu akurat się z nim nie zgadzam, ważenie kilka razy dziennie może co najwyżej zniechęcić...No i aż tak szybko nie spada), ale nie przesadzam. Ale silniejsze ode mnie jest to, że zaraz po wstaniu z łóżka i wizycie w łazience muszę wejść na wagę, to jest tak silne, że nie umiem póki co tego nie robić..
Dzisiaj 117.6 :) oby już nie wzrosło powyżej 118
-
Odp: Kolejna walka o przetrwanie
Też jestem wagową maniaczką dlatego moja stoi na szafie. W przeszłości miałam już tak, że gdy waga wskazywała wzrost wagi np. dwa dni z rzędu to rzucałam dietę bo to przecież nie ma sensu bo tyję zamiast chudnąć.
Kolejny mały sukces. Czas na aktualizację suwaczka ;)
-
Odp: Kolejna walka o przetrwanie
Dzisiaj 117.1, ale nadal boję się zaktualizować suwak, nie umiem uwierzyć, jeszcze trochę poczekam, jeśli nie wzrośnie, to zrobię to w weekend :P
-
Odp: Kolejna walka o przetrwanie
I jak tam ? Nadal widzę niezaktualizowany suwaczek....
-
Odp: Kolejna walka o przetrwanie
Jakiś zastój wagi mam, bo jest te 117 i za nic w świecie nie chce być mniej, a nie grzeszę :P jakiś bunt na pokładzie... No i nie zaglądam przez brak czasu, ale dzięki, że jesteś :) Już aktualizuję, natychmiast!
PS Coś tu się pozmieniało na forum, wszystko wygląda inaczej, czy to tylko u mnie? Nie umiem znaleźć w ustawieniach nic, co pozwoliłoby mi zaktualizować suwak... Gdzie są stare opcje, gdzie jest wszystko?
PS2 - jakimś cudem do tego dotarłam i suwak zaktualizowałam, ale coś tu się pomieszało na forum, chyba że to tylko w mojej główce/przeglądarce
-
Odp: Kolejna walka o przetrwanie
Gratuluję powodu do przestawienia suwaczka.
niestety zmiany strony chyba nie poszły w dobrą stronę, część opcji przenieśli w inne miejsce, część usunęli.
Ps. też jestem z Zabrza :)
-
Odp: Kolejna walka o przetrwanie
Trochę się organizm pobuntuje, ale w końcu zaskoczy i zaczną kg lecieć.
-
Odp: Kolejna walka o przetrwanie
Glory, fajnie że jesteś i fajnie, że też jesteś z Zabrza:) i jeszcze mamy podobną wagę.
Droga kroplo - już tyle na to czekałam, że straciłam nadzieję.
Ale zrobiłam coś pewnie nie do końca mądrego, ale skutecznego - byłam na paru piwkach 2 razy i postanowiłam w te piwne dni nie jeść już po powrocie do domu. A więc było tylko śniadanie + ewentualnie II śniadanie + piwa. Efekt? Po pierwszym razie minus 2kg, po drugim też i tak oto waga dziś wskazała 113.1! Nareszcie jakiś spadek, choć wiem, że to z odwodnienia. Jednak myślę, że 117 już nie powinno być, ale wstrzymam się z suwakiem do ustabilizowania wagi, żebym nie musiała go później gonić...
-
Odp: Kolejna walka o przetrwanie
Mądre to to piwkowanie nie było, niemniej podziwiam , że potrafisz nie jeść po piwie...mi się dopiero wtedy włącza opróżnianie lodówki, dlatego na diecie wystrzegam się alkoholu, bo gotowa jestem pożreć wsystkie domowe zapasy jedzenia...chyba, że idę przy okazji potańczyc, wtedy to, co wypiję, to i wyskaczę, a zanim dotrę do domu, to zapomnę, że chciałam jeść :)
Gratuluję spadków, tylko czy nie za dużo na raz ? pamiętaj, ze waga szybko stracona to większa szansa na jojo.
-
Odp: Kolejna walka o przetrwanie
Dosyć niekonwencjonalny sposób na utratę wagi ..ale jak daje trochę radości to czemu nie. Najważniejsze to iść do przodu.
-
Odp: Kolejna walka o przetrwanie
Wiem, wiem, ale pisząc tu, liczę się też z krytyką. Jak nie piłam też spadała, jednak ostatnio długo był zastój, więc coś musiałam wymyślić żeby się nie załamać.
Wiem też, że szybko spada i to trochę dobrze, a trochę mniej dobrze, ale właściwie to nie chodzę głodna, jem to, co mogę, niczego nie ograniczam, nie głodzę się, więc...niech sobie spada. Na pewno inaczej to wygląda w moim przypadku, gdy miałam do zrzucenia około 50kg, a nie np.5.
Dziś było 115.7/116.2. Nie podoba mi się to nowe forum, nic a nic :(
-
Odp: Kolejna walka o przetrwanie
Wszystko jest dla ludzi. Czasem trzeba się na chwilę zatrzymać, żeby móc później iść dalej.
-
Odp: Kolejna walka o przetrwanie
Oj, dawno mnie nie było. Dalej dietowo, tylko coś zastój wagowy był bardzo długi. Niestety zaczęłam zmniejszać porcje jedzenia, bo zastój zaczął mnie demotywować i bałam się, że zaraz to rzucę w cholerę... Ale w końcu waga spadła, dziś pokazała 113.5, a ogólnie w tym tyg. było maks 115.2. Ale boję się ruszać suwaka, boję się, że jak zacznę jeść tak żebym nie była głodna, to znowu będę mieć 117 :( na razie staram się sobą nie martwić, ale mam nadzieję, że nie pójdzie to w złym kierunku, jeśli przez kilka dni mi nie wzrośnie, to spróbuję zacząć jeść więcej, ech.
Dziś już zjadłam sporo, bo jajecznicę z 4 jajek (tak, tak, zmieściła mi się, mam rozciągnięty żołądek jak na grubasa przystało:)), mam jeszcze całą pierś i może coś jeszcze wymyślę. Przykładowo w tym tyg. jadłam na śniadanie np. pierś i potem 2 drobiowe kiełbaski w ramach kolacji. Albo pół piersi rano i udko gotowane bez skóry na kolację. Raz był twarożek 250g + korniszon + trochę jogurtu naturalnego i pierś na kolację. Tak, widzę mnóstwo żywieniowych błędów i muszę nad tym popracować, bo zaraz całkiem będę musiała przestać jeść żeby waga spadała, ajajaj, ale tak się boję przytyć, że aż boję się jeść.
-
Odp: Kolejna walka o przetrwanie
Nie wiem ile ważyła ta pierś, ale jeśli nie była to pierś z indyka i to w całości, to bardzo źle mi to wygląda ;( 4 jajka + cycek, toż to ok 700 kalorii, a powinnaś jeść moim zdaniem minimum 1700). Miło, gdy waga spada, ale uwierz mi, do niczego dobrego tą drogą nie zajdziesz, sama 10 lat temu schudłam prawie 40 kg, zaczynałam od 1200 kalorii, a skończyłam na 700, własnie dlatego, ze waga nie chciała spadać. Skończyło się obwisłą skórą, wypadającymi włosami i metabolizmem tak spowolnionym, że do teraz odczuwam tego skutki, a wagi oczywiście nie dałam rady utrzymać i po 2-3 latach wróciło z nawiązką.
Moim zdaniem na naprawdę długie przestoje warto jest dorzucić więcej wody, mniej soli i więcej ruchu, najlepiej takiego, który nie obciąża stawów ( basen, spacery, rower). Narobili nam w Zabrzu parkowych siłowni, słonko świeci, miło się ćwiczy, na basenie na placu Krakowskim też tłoku nie ma, czasami tak trafiam, że jestem tam sama ;)
Może uda ci się przy okazji dorwać gdzieś wagę pokazującą ilość tłuszczu/ wody/ mięśni w organiźmie, może wcale nie masz przestoju, tylko mięśni ci przybywa, a te są cięższe od tłuszczyku, a może spada tłuszcz, a woda stoi ?
-
Odp: Kolejna walka o przetrwanie
Coraz rzadziej piszę, ale trzymam się diety... Choć właściwie chwilowo mogłabym nazwać wątek: głodowanie na Dukanie. Dlaczego? Zdarza mi się jeść bardzo mało, bo boję się przytyć. Ale ale...za to waga pokazała dziś 109.5 kg, jednak jak dziś uda mi się jeść normalnie, to zostawię sobie na suwaku margines błędu i dam 110.5, mam nadzieję, że więcej już nigdy nie będzie.
Wczorajsze menu: 100g sałaty + jakieś 400g mięsa z indyka, no i chyba jakiś ogórek, bo mam fazę P+W.
Dzisiaj na razie nie jest źle, bo zjadłam jakieś 100g serka wiejskiego light + jajko, no i jakieś 300g mięsa z indyka pieczonego na wodzie. A, no i ogórek małosolny. A na wieczór rozmrażam 2 podudzia z kurczaka, więc jutro spodziewam się bardziej wzrostu wagi, ale cóż, w weekend trzeba coś zjeść.
Ahaaa, zapomniałabym - wczoraj tak długo patrzyłam na nektarynkę, niemal się do niej modliłam, no i zgrzeszyłam - siostra niemal siłą ją we mnie wmusiła, no ale trudno, potrzebuję pewnie jakichś witamin. Mój drugi żywieniowy grzech od początku diety, więc jakoś się trzymam. Boję się, że moje różne zaburzenia depresyjne etc. będą miały wpływ na bardziej autodestrukcyjne odchudzanie, ale cóż, jestem zdesperowana, jak schudnięcie nie zmieni czegoś na lepsze, to już nic tego nie zrobi. Mam dość bycia brzydszą, grubą, niezauważaną, szarą myszką, w dodatku wiecznym singlem. Zobaczymy jak to wyjdzie.