sama się temu wciąż dziwię
Wiesz, Sessetko, jak sobie spojrzę w przeszłość, to wiem naprawdę, że gdyby nie pomoc Pana Boga to bym z tego nie wyszła. Bo tak po ludzku to już było naprawdę baardzo trudne, o ile niemożliwe...
No ale dobry Bóg posłużył się ewidentnie moim obecnym mężem. Wiedziałam, że będąc chorą/uzależnioną nie będę w stanie żyć w małżeństwie i założyć rodziny, a baardzo mi na tym zależało.
Od kiedy więc powiedziałam o bulimii Marcinowi, zaczęłam z nią po raz kolejny walczyć. No i nie było to takie łatwe. Kolejny raz mówiłam, że "to już się więcej nie powtórzy" itd. Ale niestety powtarzało się. Aż w końcu Marcin oznajmił mi - w wielkim bólu - że niestety nie możemy być razem, że on nie jest w stanie tego unieść... Choć wiem, że już wtedy bardzo mnie kochał. Może nawet dlatego tak powiedział. I to był dla mnie impuls, by włożyć wszystkie swoje siły w tę walkę. Marcin dał się namówić i poszliśmy w naszej miłosci dalej. On bardzo przeżywał moje zdrowienie. Nie mogl patrzec jak bardzo mnie ta choroba niszczy. Ale tez bardzo mi pomogl. Od tamtego dnia juz nigdy nie wymiotowalam. W listopadzie miną jakies 4 lata. I potem jak juz pisalam zdrowienie szlo dalej. Marcin duuzo ze mna rozmawial - pytal jakie sa we mnie emocje kiedy jem, po co to robie, itp... Ciezko to opisac.
Nie chce bys zle mnie zrozumiala i zle zrozumiala te sytuacje. To nie byl szantaz z Marcina strony. To byla jego walka o mnie. Wiem ze wtedy mowil na powaznie. Choc pozniej twierdzil ze nie bylby w stanie mnie zostawic. Ja w kazdym razie zobaczylam jak bardzo mi na nim zalezy i postawilam wszystko na jedna karte.
I naprawde mam pewnosc, ze Pan Bóg był wtedy ze mną, z nami... Jest zresztą do dzisiaj - i pozwala mi normalnie myśleć o odchudzaniu, w wolności...
Tak to było ze mną...
A co do Twojej koleżanki, to nie wiem jak jej możesz' pomoc... Każda historia jest inna. Jestem pewna, że jej bulimia jest po cos, ze troche dzieki" niej jest teraz tym kim jest... I dzieki niej moze zrozumiec bardziej siebie.
Ja dzisiaj dziekuje Bogu za moja historię - mimo ze do dzisaj odczuwal jej skutki. Nigdy bym się nie przekonala jaką moc ma milosc gdyby nie ta choroba... Milosc ludzka i ta ponadludzka :)
Pozdrawiam cieplutko