-
Aście ze dziewczyny temat znalazły :wink: Ohydne te opisy, fakt, ale bardziej mnie zohydzają śledzie w żołądku popite li i jedynie herbatką.
Peszymistin, gratuluję stabilizacji 69tki :) Ja w piątek wskakuję na wagę i zobaczymy co będzie :roll:
W pracy ten problem, że jedyne co jest dostępne to zamówione jedzenie. Już mam dość, ale zawsze mogę wziąć jakąś zupę. Dziś nader przezornie postąpiłam (hoho! kto by pomyślał ;) ) i wzięłam serek wiejski i w pudełku sałatkę z tuńczykiem. Strasznie jestem ostatnio rybożerna, dwa razy dziennie i codziennie ryba, dziś to już rekord.
Pożarte:
kawa z mlekiem i cukrem, 2 kanapki z goudą i warzywami
2 parówki drobiowe
serek wiejski
sałatka z tuną
3 koreczki śledziowe
skubnięcie makreli wędzonej ;)
piwniczanka duża + mała kropla beskidu
Ostatnio jestem dziwnie zmęczona, przecież już po przesileniu wiosennym! A ja już o 21:00 mogę iść spać, mimo że wstałam późno. Jakieś rozmamłanie w powietrzu, no i coraz goręcej. Latoo, dziś cały dzień przelatany w krótkim rękawku :)
Tak się zastanawiam co ze sobą w długi weekend zrobić, bo ma być upał wręcz, także szkoda przesiedzieć taki czas w mieście.
Coś jurewiczka siedzi cicho, pewnie sobie chudnie, paskudnica jedna :twisted: na SB i nie śmie się pochwalić! :lol:
pozdrówki
-
Padam z nóg,
dziś pożarte:
kawa z mlekiem i cukrem, 2 kanapki z serem, warzywami itd.
2 serki wiejskie (II śniadanie i podwieczorek)
barszcz czerwony z uszkami (grzech te uszka, ale nie było możliwości nic innego zjeść :( Albo to, albo głód.)
omlet z warzywami,
piwniczanka duża
Nieźle, abstra***ąc od tych uszek :? Wiecie co, kiszki stoją mi w miejscu od paru dni, miazga :oops: Czuję się ohydnie odęta, marzę tylko o herbatce na przeczyszczenie :evil: A jutro jak na złość ważenie!
Ide oglądać "Dreamgirls", wreszcie ;)
pozdr
-
hej :)
no temat dziewczyny maja okropny :P:P
a co do uszek to ile ich zjadlas? pewnie malo wiec nie marudz! :)
Co do filmow to wczoraj ogladnelam Holiday i bardzo bardzo bardzo bardzo mi sie podobalo! :) 8)
-
cześć pris..
to ja - paskudnica :) :)
nic nie schudłam na tej 2 fazie.. ale jeszcze mam czas :P
i dodam jeszcze, że objadłam sie weglami, że hoho :)
Ale tylko dozwolonymi weglami :)
ciekawe te linki i ta wata :P
mi natomiast coś wylazło pod pachami - kupiłam antyperspirant, który zawierał mleczko z kokosa a mam na to uczulenie..
boli jak cholera.. piecze - swędzi..
prawie cały dzien przechodzilam z rekoma na biodrach.. byle nie zaciskać pach..
wygladam jak wciąż w gotowości do odtańczenia krakowiaka :wink:
pewnie jutro będzie lepiej.. zrobie okład z rumianku :)
teraz spadam pod prysznic a pozniej troche nauki...
Miłego chudnięcia wam zycze
pa
-
No, to zaraz dacie mi w kość ;)
Ważyłam się dziś. Na wadze praktycznie 72kg, czyli punkt wyjścia, a nie miałam prawa przytyć. Tyle że wzięłam pod uwagę fakt że 4 dni nie byłam na kibelku :evil: Zgroza.
Dlatego dziś pożarte:
kawa z mlekiem i cukrem, 2 kanapki standard
LÓD KOKOSOWY Z CZEKOLADĄ
PIWO
2 laski kabanosa
KANAPKA z ciemnym pieczywem jako obiad
sałatka włoska z mozarellą
PRINCE POLO
dużo wody, pepsi light.
I co? Przepraszam za fizjologię, ale wreszcie mi jelita ruszyły. Ok, to jest mój grzeszny dzień i od jutra jestem znów w karbach, ale najwyraźniej muszę coś zmienić w swojej diecie, bo te zaparcia..! :x Czuję się po tej maksymalnej wyżerce lżejsza niż wczoraj po tych sałateczkach z połowy tygodnia.
Coż ja mam ze sobą zrobić? Pasuje mi mój sposób odżywiania, tzn węgle rano, ale organizm mi daje bardziej niż wyraźnie znać że coś jednak jest z tym nie tak. Kurde! nie pomagała ani kawa pita masowo, ani wielkie ilości wody pite na raz, ani dużo ciepłych zup. Nic.
Nie chcę SB, nie chcę liczyć kalorii, ale co ja mam jeść do jasnej ciasnej żeby mi jelita normalnie pracowały???
-
peszka: nic dodać, nic ująć. jestem za!
ogólnie nie będę się pewnie trzymała tych 3oo ml, raczej mojego wypróbowanego 15oo.
tylko, że ja na tym chudnę i z wypróżnianiem się nigdy nie mam żadnych problemów.
jednak wszystko co napisałaś brzmi bardzo sensownie i na pewno jest mądre.
pris: taki dzień z jedzeniem wszystkiego to dobry pomysł (o ile jest to np. raz na miesiąc czy na dwa tygodnie, a nie codziennie). ponieważ nie ma bata- jelita muszą po czymś takim ruszyć.
pozdrawiam
i miłego weekendu życzę :D
-
Widzicie mój ticker? 70kg z wyraźną tendencją do 69,5 ;) Wczoraj 72kg, dzisiaj rano 69,5-70 i to było po dniu totalnego popuszczenia pasa i... wyczekanej wizycie w kibelku 8)
Cieszę się, poza tym po tym spróbowaniu wszystkiego wczoraj na co miałam chętkę (no, odmówilam sobie tylko wielkiego zestawu z frytami w KFC, ale uznałam to już za przesadę ;) ) naprawdę czuję się fizycznie wyśmienicie, a psychicznie... no, możecie się domyślać :D Jadłam z premedytacją zakazane (to moje odpuszczenie jest zaplanowane raz w tygodniu, aczkolwiek to miało być grzeszenie pod postacią np batonika, a nie aż tylu rzeczy, ale stwierdziłam że mając zaczopowane jelita mam już dość) i bez choćby cienia poczucia winy.
Dziś nie mam zamiaru sobie folgować dalej, zaraz jadę do Tesco po warzywa, mrożonki też, mięsko chude, etc. Mam chcicę na łososia.
peszymistin :arrow: dzięki za opis diety, brzmi fajnie, tylko jakbyś mogła mi jakoś doradzić jak takową dietę prowadzić w przykładowym trybie dnia - wstaję rano (szybkie śniadanie), obładowana laptopem i książkami biegnę na uczelnię, potem biegnę do pracy i tam siedzę do wieczora (19-20:00). Próbowałam brać małe porcje jedzenia ze sobą, ale dźwigam tak dużo już i tak mam wypchaną torbę, że każdy dodatkowy tobołek czyni ze mnie dromadera. Po uczelni mogę skoczyć co prawda do Żabki czy gdziekolwiek i kupić sobie jakiś serek wiejski i zjeść w biurze. Mogę też w pracy sobie zamówić zupę czy sałatkę (choć z tym ciężko, mało restauracji z dowozem ma w swoim menu duże i dobre sałatki, o ironio - przoduje w tym KFC!), ale na 6 godzin siedzenia za biurkiem to trochę mało :roll: Kończy się to zazwyczaj tak, że jem w pracy bardzo mało i mnie ssie, bo po prostu nie mam CO zjeść, dopiero wieczorem w domu jestem w stanie przygotować sobie ciepły i wartościowy posiłek. A czasem mi się nawet już nie chce, tak mam ściśnięty żołądek. Wiem, że jest to bez sensu, ale na razie nie wiem jak wybrnąć z tego konfliktu mojego kręgosłupa przeciążonego dźwiganiem i chęci noszenia ze sobą gotowych małych posiłeczków, które przygotowuję rano na cały dzień. Bo w sklepie naprawdę jest niewiele "chudych" rzeczy gotowych do zjedzenia,a ciężko w pracy gotować sobie...
Małe porcje często brzmią naprawdę świetnie. Tym bardziej że może być w tym jabłko, banan, baton, byle jedno. Może to rozwiązanie dla mnie? Tylko boję się utonąć w gotowych-śmieciowych produktach. Typu właśnie zapychanie dnia kromką chleba, za 2h baton, za następne 2h cola light, etc. O, ja bym tak mogła z pewnością ;) ale awitaminoza jak w banku.
PESZKA :!: Jak masz chcicę to jak Boga kocham sobie RAZ popuść! Naprawdę, nie ma sensu tworzyć z ziemniaków i normalnego, polskiego obiadu mitycznego potwora, który śni Ci się po nocach i myślisz o nim ze strachem, ale i z żądzą ;) Ziemniaki nie są tego warte! :lol: Serio, myślenie o jedzeniu jest złe ;) Im więcej o nim rozmyślasz (vide: Twoja mania liczenia kalorii) tym gorzej, bo zaczyna zbyt dużą rolę odgrywać w życiu. Ja kiedyś miałam lekki odchył na punkcie tropienia cukru w każdym jedzeniu i z lubością znajdywałam IG każdego produktu ;) Zamiast myśleć o przeczytanej książce, filmie na którym byłam w kinie, moim facecie, etc. myślałam o cholernej marchwi i chytrej kukurydzy. Śniły mi się zestawy w KFC, budziłam się wręcz trzęsąc się jak po koszmarze, że MOŻE MI SIĘ NOGA PODWINĄĆ i takowy zestaw zjem! Bez jaj, raz można popuścić, byle nie dać się wkręcić, że jak raz, to i dzisiaj też mogę troszkę, i jutro, itd... bo to już lawina jest ;) Wtedy przestaje się świrować i mielić w mózgu te wszystkie pyszne zakazane rzeczy.
agassi :arrow: taki grzeszny dzień to naprawdę... rzadko. Tydzień temu tez poszalałam, tyle że z alkoholem, nie słodyczami. Wczoraj po raz pierwszy od ponad 2 tyg zjadłam coś z czekoladą. Było pysznie :)
pozdrawiam i miłego weekendu
-
Pris jak wymyslisz cos to daj znac :) bo tez skorzystam :D
-
chyba kazdy musi znalesc cos dla siebie.. :roll:
Peszymistin dla mnie ziemniaki to tez w sumie potwor.. co nie oznacza ze ich nie jem. Jem jak sobie odpuszczam diete.. :oops: :roll:
-
Oj wiem że marudzę.
Najchętniej bym się poruszała autem, tyle że samochód w Krakowie to problem jakich mało ;) Korek za korkiem, a zaparkuj gdzieś - to już graniczy z cudem. Ale fakt, rozwalam sobie kręgosłup, tyle że plecak wymusza noszenie ciuchów mocno niezobowiązujacych, a na to sobie pozwolić nie mogę. No cóż, trudno.
A co do wypracowania swojego sposobu - masz rację. Muszę znaleźć sposób, żeby utrzymać obecne tempo (1,5 kg/tydz) przy jednoczesnym zachowaniu dobrego samopoczucia. I tempa trawienia.
Kurka flak, najchętniej bym się zaopatrzyła w jakąś herbatkę co łagodnie przeczyszcza, gdyby nie to, że ponoć uzależniają. Nie wiem, nigdy nie stosowałam. A odkąd mam inne tabletki anty, co dodatkowo fundują mi jako efekt uboczny zaparcia, jest to mój stały problem.
Bleh :twisted:
-
w sumie to Wam współczuję :roll: ziemniaki- potwór, słodycz- potwór :roll:
laski, wyluzujcie. wszystko jest dla ludzi. nie mówię, że macie się objadać, ale przecież każdy normalny człowiek je WSZYSTKO. tylko my mamy problemy z tym, że jemy za dużo.
ale trzeba jeść tak, żeby nie czuć, że się ograniczamy. takie moje zdanie na ten temat.
a te diety wszystkie to jakieś chore wymysły. moja prababcia zawsze mówiła NŻT (nie żryj tyle) i była szczupła do końca (99 lat miała jak umarła), nigdy nie chorowała, nie miała problemów ze zdrowiem.
i ja też będę jadła wszystko, ale mniej. i schudnę. raz schudłam, wagę utrzymuję. SB zrobiłam dwa razy, zawsze było jojo (z mojej winy co prawda, ale co zrobić, skoro ja nie mogę wytrzymać bez słodyczy, piwka, pizzy, tostów?) :lol:
prsi: 1,5 kilo na tydzień to chyba trochę za ostre tempo :roll:
przez pierwsze tygodnie jak najbardziej, ale potem? :roll:
-
Agassi :arrow: 1-1,5kg/tydz to ostre tempo? Hmm, wydawało mi się zawsze że właśnie takie jest odpowiednie i zdrowe, 4-5kg miesięcznie straty. Poza tym i tak waga stanie :) To jak w banku, także to że teraz mi leci, to znaczy że prędko stanie. Staram się na to przygotować psychicznie (stoicko ;) ).
Co NŻT Twojej babci - kochana, ja wiem doskonale, że słodycze i ziemniaki w normalnych ilościach są ok i wszystko dla ludzi (dodałaś - normalnych ludzi, śmiem twierdzić że w kwestii hamowania się przed jedzeniem chyba nie jesteśmy tu do końca normalne, wystarczy popatrzec na nasze wagi startowe). Tyle że jak się nie umiesz pohamować próbując NŻT i jesz coraz więcej, tak mimochodem, przypadkiem... a potem wkurw na samą siebie. To ja, jak na razie, wolę unikać tych moich ukochanych potworów, albo pozwalam sobie na nie cyklicznie i czekam na to jak na święto. Powiedz szczerze, czy próbując NŻT - udaje Ci się? Tak serio, bez przymykania oczu na skład tego posiłku NŻT, na jego porę, na drobne umknięcia.
NIE WIERZĘ w NŻT, chyba że masz zdrową psychikę niesplamioną żadną dietą w przeszłości. I NŻT może pomóc pozbyć się drobnego nadmiaru kilosków, a nie 8-10-30.
Bo taka nadwaga z powietrza się nie bierze, tylko z tego jak masz w głowie poukładane swoje "życie żywieniowe", że tak to nazwę. Czyli co, ile, kiedy jesz. Na dieta.pl nie ma osób ze zdrowym podejściem do jedzenia, które bez przymusu jedzą tyle, ile ciało potrzebuje.
Dlatego potrzebujemy jakiś karbów, typu liczenie kalorii, szukanie cukrów, bo dla każdego "ŻRYJ POŁOWĘ!" oznacza zupełnie inną porcję zupełnie innego jedzenia. Jeden Big Mac zamiast dwóch to wciąż niedobrze, więc te archaizmy zostawmy dla ludzi bez problemów z przemianą materii i z własnym podejściem do jedzenia.
Każda z nas ma tu jakiś problem z tym cholernym żarciem, vide: ile lat tu już jesteśmy, ile było jojo, ile diet i sposobów.
Najgorsze zresztą jest i tak wyjście z diety i uniknięcie jojo. Tutaj zawsze zawalam, w tym przejściu do normalności.
-
cześć.
pris zgadzam się z Tobą, że wszystkie mamy problemy żywieniem i dlatego powinnyśmy się starać podchodzić do jedzenia jak do najprostszej czynności na świecie. Wiem, ze to trudne i uważam, że nam odchudzającym się jest dużo trudniej niż na przyklad rzucającemu palenie. Ponieważ my MUSIMY jeśc, żeby życ. i MUSIMY powiedzieć w pewnym momencie stop. a taki palacz zupełnie nie pali. a przynajmniej stara się. Mam nadzieję, ze zrosumiałyście o co mi chodzi...
co do metody odchudzania się. Ja w tej chwili stosuję całkiem dobrą. Tak mi się przynajmniej wydaję. Mianowicie nie jem po 19 i staram się ruszać. Oczywiście do tego dochodzi brak węglowodanów wieczorami, bo ja najbardziej tyję od węgli.
pris nie wiem gdzie pracujesz, ale jeśli gdzieś przy rynku, to polecam "Dookoła świata". to jest na Szewskiej. I można wziąć sobie tam na wynos jedzenie. Mają całkiem dobre sałatki. mała porcja [4 rodzaje] to 7 zł, a duża [6] to 10. i tego wychodzi naprawdę dużo.
a co do chrapki na ryby, to polecam śledzie. Czytałam ostatnio, że mają najwięcej tluszczy omega 3 plus czy jakoś tak. i są bardzo zdrowe, o ile nie przesolone.
pozdrawiam.
-
pris -> udanego długaśnego weekendu zyczę..
niech kilosy spadaja i nigdy nie powracają..
do zobaczyska 7 maja
pa
-
Zacznę od klasycznego wątku pt "Dziś pożarte" ;)
- latte z cukrem, 2 kanapki z cielęciną, serem, warzywami
- żurek
- maślanka z truskawkami (jakieś 200ml)
- cola light, piwniczanka.
Wiem, że mało, ale jakoś nie miałam dziś ochoty na nic. Muszę przetrwać resztę weekendu bez alkoholu, chociaż jutro czeka mnie grill... :? i pewnie piwsko się będzie lało strumieniami. Odmówić komuś ciastka to trochę inna ranga niż odmówić alkoholu na imprezie, choć to szlachetnie bardzo. Postaram się w każdym razie wytrwać, za to zjeść kurczaczka z grilla ;)
julcyk :arrow: fajnie że wpadłaś :) Kurcze, zaczyna się robic przytulnie i naprawdę... "jak w domu" (wirtualnym), jakkolwiek pretensjonalnie to brzmi ;) Twój sposób brzmi nieźle i co najważniejsze - jest prosty, byle być konsekwentnym :)
peszymistin :arrow: przecież i tak osiągnęłaś sukces, nie ma co sobie teraz wyrzucać na brak kontroli nad dietą. Jeszcze jak zaczęłaś SB to może trochę za dużo tego katowania biednego ciałka z tą resztką tłuszczyku? ;) Biedak ma dość i dlatego się domaga normalnego obiadu z ziemniarami. Nie myślałaś żeby sobie pofolgować trochę, odpocząć? Zrobić jakiś "lajtowy tydzień" z odświeżeniem znajomości z dawno nie jedzonymi pysznościami? Ale z pełną świadomością że za 7 dni jesteś znowu na diecie. Przy tym nie liczyć kalorii, porcji, jeść i już. Trzymać się w karbach i pełnej samokontroli to trochę męczące na dłuższą metę, urlop dobra rzecz, byle to nie była UCIECZKA :) tylko świadomy odpoczynek kilkudniowy.
Nie wiem czy to do Ciebie przemawia, ale takie mam wrażenie czytając Twoje posty, że faktycznie trzymasz się od początku, nie jojujesz dramatycznie jak my tu niemal wszystkie.
jurewiczka :arrow: zaraz zajrzę na Twoje SB-owanie, też życzę udanego wypoczynku!
EDIT: postanowiłam się zmierzyć:
wzrost - 176
biust - 102
talia - 78 ("oponka na brzuchu" pod pępkiem - 87 :oops: )
biodra - 98
udo - 57
ramię - 28
-
..To tylko wczorajsze "pożarte":
- kawa z mlekiem i cukrem, 2 kanapki z mięsem i serem, warzywami, 2 jajka na miękko
- nieco maślanki (malutko)
- smażony łosoś i sałata z vinegret (mmm...)
- czerwone wino i kęsik grillowanej nóżki kurzej
- mnóstwo wody.
Jestem "wessana" w siebie coraz bardziej :roll: Wreszcie CZUJĘ że chudnę..! Wiem, że trochę mało jem, ale dzięki odmawianiu sobie kolacji mam wieczorem płaski brzuch, a nie ohydnie wydęty co się przenosi na następny ranek. To wielkie śniadańska, które jem napędzają mnie na cały dzień, a że nic sobie nie odmawiam (poza słodyczem na dobre zwieńczenie posiłku ;) ) to i psychika nie fiksuje.
pozdrówki
-
No ja mam chyba żołądek dość obkurczony, np dziś pożarte:
- 2 parówki drobiowe, 2 kanapki z serem i warzywami, herbata
- herbata, kawa z mlekiem (bez cukru) - już nie słodzę!
- wątróbka drobiowa + warzywa z patelni + sałata z balsamico
- woda.
Peszymistin, to co piszesz o "skokach" dwudniowych SB to mówiąc szczerze - sensu to nie ma za grosz, niestety. Po pierwsze, jeśli się dużo ruszasz to ta dieta jest zupełnie nie dla Ciebie, bo jednak I faza jest mocno słabowita. Po drugie dieta działa tak faktycznie po 3-4 dniach zupełnie bez węgli, dopiero kiedy organizm zaczyna szukać alternatywnych ;) źródeł energii poza cukrami. Wchodzisz w stan ketozy, co poza tym daje niezły haj ;) tzn entuzjazm do diety. Tu masz cytacik:
"Po 4 dniu powiniśmy osiągnąc ketozę, mozna to sprawdzić plastrami keto-diastix do nabycia w każdej aptece. Ketoza-jet ostatecznym rezultatem przestawienia sie organizmu ze metabolizmu weglowodanow na metabolizm tluszczow. Stan ketozy, wzmaga się lipoliza i organizm uczy się nowego szlaku pozyskiwania energi z tluszczu, zarówno spozytego jaki i ustrojowego.A z racji ze mamy ujemny bilans energetyczny to brakujaca ilosc energi pozyskiwana jest wlasnie z tluszczu zapasowego . Jednym słowem organizm przestawia się na spalani tłuszczów zapasowych czyli tzw tłuszczu. Ograniczenie węglowadanów prostych a tym bardziej cukrów może miec negatywne skutki , z reguły objawia się to 4 dnia kiedy własnie przechodzimyw w stan ketozy. Moga pojawic się zawroty głowy , osłabienie organizmu itp , wystarczy kostka cukru jak jest bardzo żle albo fruktoza np w jabłku."
Dlatego jest tak ważny czas trwania SB. Po tych paru dniach spalasz tłuszczyk, metabolizm się nakręca, jesz rzeczy które same w sobie wymagają sporo energii do spalenia. Ja tam nie narzekałam na jojo zaraz po skończeniu SB. Wręcz przeciwnie, dość długo byłam nakręcona, bynajmniej nie utyłam tak szybko!
Szkoda Twojego wysiłku na taki dzień-dwa bez węgli. Nie dość że nie masz siły na sport, poza tym kolejna rygorystyczna zasada-kamyczek do dietetycznego stosu zakazów i nakazów. Nie warto.
Mówisz o wtłaczaniu się w codzienny rytm - aż tak dopadają Cię pokusy? Podjadanie?
A jakiś stały rytm codzienny, bez żadnych rzucawek cyklicznych w stronę SB? Szczerze mówiąc ja już tak nawykłam po tych dwóch tygodniach do swojego "rytmu" dnia że ani mnie nic nie kusi, ani głodna nie jestem, nie wiem. Tyle że jesteś na diecie tak długo, że pokusy są zrozumiałe... Ja mam w sobie entuzjazm świeżo nawróconego grzesznika ;) Mam nadzieję że prędko się nie wyczerpie, ale doświadczenie uczy że już gonię w piętkę :lol: i się zaraz zacznie. Dlatego piątkowe orgie mam nadzieję że ten moment oddalą.
pozdrrrr
-
ja od dzis ma szlaban na slodycze bo sobie folguje ostatnio i to bardzo zle jest :/
A co do SB to ja myslalam nad tym ale ja tak zupelnie nie moge zrezygnowac z wegli.. :roll: :twisted: na razie postawialm na ruch i moja intuicje co jesc a co nie
-
ja te nie zrezygnuję z węgli, ale kurde mam okres i strasznie mnie brzuch boli... :?
-
Zacznę od dziś pożarte ;)
- kawa z mlekiem i cukrem, 2 kanapki z serem i szynką, warzywami
- trochę śledzia w oleju i kawałek wątróbki z wczoraj na zimno
- sałatka z mozarellą + kurczak smażony (pierś)
- podgryzanie sera żółtego
- woda woda woda
Stanowczo jedzenie wieczorem nie wchodzi w grę :? Wczoraj najważniejszy posiłek zjadłam po 20tej i efekty od razu. Wzdęcia, etc, także dziś po 18:00 jestem już pusta i tylko "podlewana" wodą ;)
Kurde jakoś słabo mi :? jestem senna i zniechęcona pogodą. A co, ponarzekam sobie ;)
peszymistin :arrow: ja to BMI mam, bo wzwyż mierzę też trochę ;) A co do uspokajania sumienia rychłym reżimem dietowym - jak Twoje SB - to ja mam tak samo, ale długofalowo :oops: WPIERDZIELAM (miesiącami) jak dzik, z prostą obietnicą, że przecież w każdej chwili mogę przejść na dietę... 8) i tak jest. I w sumie dziwnie łatwo mi przychodzi faktyczne przejście na dietę i reżim, ale nie na długo. Mam pierwszy kryzys. Ale kurde to jest dla mnie faktycznie za łatwe :evil: rozpoczęcie i pierwsze kilogramy lecą same.
corsican, xixa :arrow: nie rezygnujcie z węgli, SB daje fajne rezultaty, ale za pewną cenę. Ja tam za Chiny Ludowe nie zrezygnuję ze swojego śniadańska z chlebem!
pozdrrrr
-
ja tam uważam, że węgle są ważne, ale na śniadanie. tak więc, co rano zajadam się owsianką;)
kryzys też łapię. niestety. dzisiaj nie było za dobrze, ale już mi się poukładało w głowie i jest lepiej;)
-
Pris a czy my mowilysmy, ze rezygnujemy? wprost przeciwnie :twisted: :twisted:
-
A ja u rodziców z moim facetem, wczoraj cały dzień w pociągu i nagrzeszony (jak co tydzień) równo...
Wczoraj pożarte:
2 kanapki, 2 parówki drobiowe, kawa z mlekiem i cukrem,
mini-pizza na ciepło,
m'n'msy ;)
ciabatta z kurczakiem,
cola light,
trochę frytek,
krupnik.
Dziś pożarte:
2 kanapki, kawa z mlekiem i cukrem
pączek MAMY - sama robi! :roll:
m'n'msów ciąg dalszy
Zaraz obiad rodzinny, etc. Wiecie co? Wcale mi nie jest z tym źle. Trawienie ruszyło jak nie wiem, myślałam dzisiaj rano, że się we mnie gromadziło chyba od tygodnia... :oops:
Wiem że te przyjemności to na chwilę tylko i nie mam zamiaru się przyzwyczajać. Mam pełną świadomość że to chwilowa dyspensa i trzeba się tym rozkoszować z wiedzą że zaraz KONIEC Z TYM! :twisted:
Leżę plackiem na słońcu, nade mną kwitnie wiśnia i jabłonka, zaraz na rower a wieczorem piwo z przyjaciółmi niewidzianymi od miesięcy.
Jest dobrze i słodko, od jutra obiecuję wrócić do niejedzenia węgli poza śniadaniem.
cheers!
-
to dobrze, ze masz swiadomosc, ze trzeba bedzie wrocic do diety :):)
mmm piwko :twisted: :twisted:
-
ja też wracam do jedzenia węgli tylko rano...
wiśnia i jabłonka... mmm
-
hej hej
powróciłam z dlugiego weekendu..
ale wczoraj nie mialam sily sie odezwać..
obudziłam sie dzis rano w swoim mieszkaniu...
zmeczona jak nigdy.. czułam sie jakbym sama jakies ogromne pole przekopała..
na wpol przytomna.. z zamknietym jednym okien powedrowalam do toalety..
w drodze powrotnej w oko wpadl mi baton...
rozpakowalam go szybko i zaczelam z apetytem zajadac...
rozsiadłam sie przed kompem.. wlaczyłam forum i nagle trach!
kurde! co ja robie!
dopiero sobie przypomnialam, ze jestem na diecie.. że unikam słodyczy.. i że śniadanie to pełnoziarnisty chleb a nie słodki mars..
no i cóż z tego jak już zjadłam 3/4 batona :)
Organizm i moja podswiadomość spłatały mi psikusa..
dobrze, że ten baton zjedzony tak rano - zdążę go spalić..
czy wam tez tak się zdarzało??
Prócz batona zjadłam kanapki..
a teraz ide na czerwona herbatke..
Pozdrowienia dla wszystkich :)
-
-
...i zniknęłam znowu.
Uzasadniając: wyjazd do pracy i brak netu.
Wróciłam szczuplejsza (68kg), po 4tyg września przytyłam 2kg z powodów leczenia hormonami. Uch, gehenna, w ciągu DOBY przeistoczyłam się w ciasteczkowego potwora, którego nic nie powstrzyma. Płakałam i szłam o północy na stację po delicje i batony. A całe wakacje jadłam jak marzenie, mięska z grila, warzywa, węglowodany tylko rano. 2 miesiące wakacji i czułam się naprawdę bosko, waga powolutku, ale spadała. Tylko niestety, lekarz przypisał hormony 4x dziennie i nie ma przebacz.
W tym momencie kuracja już za mną, właśnie kończy mi się @ - ważę się w poniedziałek i zobaczymy. Chcę wrócić do mojego ukochanego i sposobu dietowania, czyli rano węgle w postaci 2 kromek ciemnego pieczywa, obiad - mięsko i warzywa, kolacja jakiś serek, nabiał ogólnie z warzywami.
Nie obiecuję, że wracam, bo kwestie internetu w moim życiu są chwiejne, przeprowadzka, nowe mieszkanie jeszcze bez sieci.
Ale pamiętam, żyję, jestem i ciąglę walczę o te 65kg ;)
pozdrawiam.
-
trzymam kciuki :)
mam nadzieje ze osiągniesz swój cel ;)
-
peszymistin :D
Właśnie zobaczyłam Twój wątek z sumowaniem czasu przeznaczonego na ruch, świetny pomysł. I masz rację z tym ignorowaniem sportu, jako sprawy drugorzędnej wobec diety. Sama jestem idealnym przykładem, astmatyk co nienawidzi zadyszki w dodatku z paskudną naczynkową cerą, co każdy wysiłek kończy się burakiem na twarzy :lol: dla mnie tylko basen istnieje, oh well :roll:
-
kocie, wróciłas :twisted: :roll: mam nadzieję,że niedługo będziesz miała net :roll: heh, ciągle podziwiam cię za niskowęglową :roll: a czemu musiałaś hormony brać?
-
No nie! co to sie dzieje :) Pris sie pojawila :)
Dobrze, ze pamietasz ;) pieknie Ci poszlo w wakacje :D oby jesien Cie nie zniechecila do diety.
-
Pris! :)
dobrze Cię widzieć :*
mam nadzieję, że będziesz częściej tu z nami... no i że wszystko sobie ułożysz ładnie z dietką i będzie tak, jak było podczas wakacji :) w końcu wiesz, co dla Ciebie dobre :P
powodzenia :*
-
Wiem, że święta i nie wypada.
Ale jak widać po tickerze: jest źle.
(tak w ramach samotłumaczeń: net w nowym mieszkaniu założony niedawno, dieta vs łakomstwo: 0:1).
Popuściłam pasa po wakacjach z pełną świadomością, że wrócę do dietowania, low-carbowania i w miarę prędko wrócę do "stabilnego" 70 z apetytem na 65 (którego nie widziałam na wadze od lat... 6). Wszystko by było powiedzmy "po mojemu", klasyczne jojo coroczne: cudowne lato, równia pochyła na jesieni i upiorna zima z apogeum wagowym. Wiosenna walka bądź dalsza załamka. Norma :roll:
Tyle, że ostatnio byłam sobie (a co, pochwalę się ;) na wakacjach w tzw ciepłych krajach, odziewając bez krępacji bikini (wszędzie obwisłe Rosjanki, więc spoko ;) ). Tam po łyknięciu opalenizny spojrzałam ze zgrozą na swój brzuch.
ROZSTĘPY.
Tak tak, po jojowaniu 5-8kg, w skali roku z regularnością zegara atomowego, przez ostatnie kilka latek dorobiłam się takiego defektu urody, co myślałam że po ciąży się zdobywa.
Ech. Serio, młotkiem w łeb i dbanie o racjonalną dietę przez okrągły rok. Tyle że w zimie jest tak ciężko :cry:
Nieważne, wracam na dieta.pl, forumuję, piszę CODZIENNIE i startuję z dietą zaraz po świętach tzn 27.12 ;)
Założenia stałe, węgle rano w formie 2 kromek chleba, potem tylko warzywa, nabiał, mięsko.
(Sama rezygnacja ze słodyczy da mi kilka cm w talii na minusie, coś czuję).
-
witaj.
zalozenia piekne. teraz to sie ich tylko trzymac i chudnac...
ja swoje kilogramy tez mam do zrzucenia. wiecej niz kiedykolwiek. nienawidze joja.
-
:)
Peszymistin - wiem i ostatnio zrządzeniem losu będę miała ruch czy chcę czy nie chcę :) Znajomy jeździ na basen, chętnie zabierze, odwiezie, itd. żeby samemu nie jeździć. Także GRZECH nie skorzystać i korzystać będę. Na razie raz w tygodniu, potem zobaczymy, może coś dołącze.
Julcyk - założenia "jak zwykle" i nieźle już wytrenowane, więc grunt pewny. Jedyne co, to słaba psychika :roll: ale tą mam nadzieję zwalczyć.
Dziś się cieszę ostatnimi dniami pożerania świątecznych smakołyków, jutro startuję low carbowanie, spokojnie, bo ze "standardowym" śniadaniem węglowym.
pozdrawiam
-
witaj pris :D jak zwykle węgle won :roll: :D :D :D a to ty masz astmę kurcze... :? a mnie od miesiąca boli gardło i nie wiem, o co biega :evil:
-
Hej Pris :)
witaj znow :D
super ze masz basen w planach :) basen pomaga w odchudzaniu (byleby regularnie chodzic)
-
Wracam z apogeum wagowym wszechczasów.
NIGDY nie ważyłam tyle. Magiczna 80-tka... o matko :shock:
Ok, ważę tyle od miesiąca-dwóch. Jem na potęgę.
A że wiosna... to jak zwykle... zaczynam..? :?
Co gorsza, gdyby nie ciuchy nie czułabym się ze sobą źle. No, może gdyby też nie bycie ludzikiem Michelin w talii :twisted:
Serio, muszę, MUSZĘ MUSZĘ MUSZĘ się za siebie wziąć. Od paru dni wbijam sobie do głowy dietowe przykazania, myślę o tym.
A nawet zamówiłam sobie horrendalnie drogi... strój kąpielowy ;)
Grzechy główne:
1. Klasyk, czyli słodycze (przynajmniej batonik dziennie) i gazowane napoje.
2. Drugi klasyk, czyli pieczywo all day long.
3. Trzeci klasyk, to powroty do domu o siódmej-ósmej wieczorem i wielki posiłek bez ograniczeń o późnej godzinie.
Grzechy poboczne:
4. Brak ruchu. Zero. NULL :)
5. Ostatnio biurowo-siedzący tryb życia.
6. Duże porcje. Wszystkiego.
Awaryjne spodnie (tzw dżinsy jo-jo ;) ) są już niemal za ciasne. A rozmiar spodni z lata eksploduje mi na tyłku, dosłownie.
Uwaga. Przytyłam od września.................................... 11 KG.
----------------------------------------------
Dziś pożarte:
śniadanie: kawa z mlekiem i cukrem, 2 kromki chleba z szynką, serem i warzywami. BOUNTY :oops:
II śniadanie: banan, jogurt Activia, kawa z mlekiem i cukrem.
obiad: bagietka z szynką (biegiem przez miasto)
kolacja: 2 jajka na miękko, kromka chleba z szynką, herbata z cukrem.
Pepsi Max, czyli bez cukru; woda mineralna.
Czego chcę?
Oczywiście, marzę o South Beach. Ale na razie wystarczy mi jak zamiast chleba na śniadanie zjem płatki. A kolację zjem bezwęglową. I że wywalę słodycze z jadłospisu zupełnie.
Och. Dobra. Będe zapisywać tu codziennie co jem, bez ściemy, sama zobaczę co ze mnie będzie i czy mam szansę na dojście chociaż do 70-tki :roll:
-
czesc Pris
kurcze a tak liczylam, ze nie dasz sie joju :roll:
ale dobrze, ze jak juz Cie dopadla ta niecnota to przyszlas na forum ;)
nie daj sie slodyczom!!