-
Jeszcze trochę boli, ale zdecydowanie mniej. Zastanawiałam się też gdzie, z kim i co piłam zamiast iść na lekcję PO o bandażowaniu, kiedy chodziłam do liceum... ale jakoś mi się udało i to nawet zgrabnie. Złe myśli na temat własnego faceta wróciły więc...troszkę, nie wiem. W ogóle mało wiem.
-
wiesz.. ja też lubię Cię czytać:)
życzę zdrowia i jak najmniej bólu.. tego fizycznego i egzystencjalnego :*
-
podpisuję się pod powyższymi życzeniami :)
-
Siedzę dzisiaj przed komputerem w mojej zajefajnej różowej piżamce...
Heh, przypomina mi sie sytuacji, kiedy z w domu rozbiła mi się szklanka... a, że ja głupia zamiast założyć kapcie, chodziłam Sobie na boso, wbiła mi sie szklana drzazga:P o długości 3 cm. nie opierdzielałam sie tylko pokuśtykałam sobie do mojego pokoju i wygrzebałam pęseta.
heh wiem, dziwna jestem...
Mam nadzieje, ze Ty czujesz sie już lepiej :) Tego życzę:)
A powiedz kochana co to były za przemyślenia na temat Twojego faceta? ;>
-
O matko jaką Ty masakryczną przygodę przeżyłaś :wink: Ale mam nadzieję że nóżka już sprawna :lol: Mi jak jakaś drzazga wejdzie obojętnie w którą część ciała to ją tam zostawiam a ona spokojnie robi spustoszenia. najpierw powoduje ból, później zaczerwienia miejsce obrażeń a potem ropienie aż w końcu gdzieś znika :shock: Ale te przejścia są mniej bolesne niż wyciąganie jej pęsetą :lol: Tak myślę :wink:
-
Misio...ale,żeby tak własna , osobista podłoga...nieładnie z jej strony...ja bym jej nie myła przez dwa tygodnie a karę...Nie wiem dla kogo ta kara byłaby większa dla niej czy dla Ciebie, więc może niech Tomcio myje ją za Ciebie :wink:
Buziaki
-
Witam Misia!!!
Jak samopoczucie?? I nóżka??? Fatalna sprawa.......... :shock:
Wlazłam na stronkę dot. staników (rozmiary itp.) i wiecie co??? Mam (wg nich) 75H :shock: :shock: :shock: :shock:
TO TERAZ JA DOSTAJE SZAŁU!!! HHHHHHHHHHHHHHHHHH?????????????????///
Nie, ja w to nie wierzę!!!!! To jakiś koszmar!!! A powiem wam że ten zakichany biust "urósł" mi trochę po tych tabl. anty... :evil: :evil:
Nie lubię swojego biustu!!!
Ps. Misiu a jak tam Twoja praca??? 8)
Buziaki zostawiam i dziekuję za wsparcie i odwiedzinki na moim wątku.
-
Agn, no ja Cię rozumiem, ten kalkulator stanikowy zwykle służy do tego, żeby w pierwszej chwili szokować. Przy okazji jeszcze pomaga :)
Moja praca bez widocznych efektów (np. świetlnych), ale idzie do przodu. Bardzo powoli, jak żółw ociężale...... drobnymi kroczkami, których gołym (ani odzianym) okiem nie widać.... ale coś trochę jakby się ruszyło..... czyli przesiaduję coraz częściej w bibliotece, czytam, przepisuję różne rzeczy.... przełożenia to na realne strony pracy magisterskiej nie ma, ale coś robię. No, to nie jest jakieś coś, tylko coś niezbędne :)
Dziewoje moje drogie, nóżka lepiej, zadziwiająco nawet lepiej. Myślałam, że skoro ta drzazga była taka wielka i taka straszna; no i że skoro wbiła mi się w takie niewygodne miejsce... to będę "wyłączona z ruchu"na jakiś czas. A okazało się, że mogę chodzić prawie normalnie i że muszę się srogo postarać, żeby mnie naprawdę rozbolała. Zdziwiona tym jestem, ale bardzo pozytywnie :)
Romciu, ja zwykle tej podłogi nie myję, gdyż według umowy jest to "działka" mojego Tomcia. Wynika z tego głównie to, że podłoga jest zwykle brudna.... i ja właśnie nie wiem, co zrobić. Bo Tomcio jest odpowiedzialny za podłogę, ale co z tego, skoro przypomina sobie o tym raz na trzy tygodnie? Mówię mu o tym, ale to niewiele daje..... kiedy sama zacznę ją myć, to się przyzwyczai, że ja robię to za niego. Jesli tego nie zrobię, to jest syf. Jakieś pomysły?
Rec, to nie jest mądre tak sobie drzazgi w ciele zostawiać!! nie rób tak!! To Ci może poważnie organizm uszkodzić.
Chusteczko, no ja właśnie zrobiłam podobnie, chciałam się tego świństwa jak najszybciej pozbyć. Bolało masakrycznie, ale tak jak napisałam wcześniej, założyłam, że albo ją sobie sama wyciągnę, alebo odgryzę sobie z bólu odnóże. Nie dolałabym do przychodni. Poza tym, kiedy sama sobie drzazgę wyciągam, to sama kontroluję, kiedy mnie co i gdzie zaboli. A to daje jako taki komfort...
Co do przemyśleń o Tomciu, to czasem mnie takowe nachodzą..... Wynikają one z tego, że my jesteśmy barrrrrrrdzo róznymi ludźmi. I to nawet nie są różnice w preferencjach codziennych, że tak je nazwę. Raczej różnimy się światopoglądowo, co przeszakdza nam się wzajemnie rozumieć. Nie zawsze oczywiście, bo się siebie uczymy, ale często. Mamy troszkę inaczej wartości poukładane w główce. No i przez to się czasem zastanawiam ile my to wszystko jeszcze wytrzymamy (widzicie, podpis pod suwakiem nie jest przypadkowy). Bo to nasze życie czasem przypomina batalię... w dodatku ja mam jakieś takie romantyczne podejście do życia, romantyczne w sensie nie-boskokomediowe, czyli, że nie może mi być za dobrze, zawsze muszę jakiś "dramat układać", znajduję sobie krawędź, na której staję, włażę metaforycznie na liny nad tą krawędzią porozwieszane............. trudny mam charakter. Nie wiem, czy tworzę problemy, czy one rzeczywiście są.
No a co do diety..... nie wiem czy i ile schudłam, ale po spodniach i innych ciuchach zaryzykuję stwierdzenie, że ważę jakieś 75 kilo..... nie zmieniam suwaka, bo muszę to sprawdzić na wadze jakiejś. Niestety, coraz częściej przekraczam 1000 kcal. W tygodniu jest tak, że 3 razy zjem poniżej 1000, dwa razy tak ok. 1050, a dwa to mi się zdarzy tak nawet ok. 1200 - 1300. Głupio mi jest strasznie przed samą sobą. Nie wiem, czy mam sobie podwyższyć limit, przejść oficjalnie na 1200? Boję się, że jak sobie pozwolę legalnie zjeść 1200, to będę żarła 1400.... serio, jestem w takim punkcie, w którym nie wiem, co mam z tą dietą uczynić dalej....
-
fajnie że nie boli :) a jeszcze fajniej że widzisz że schudłaś, sprawdź to jak najszybciej i się nam chwal :D Może spróbuj 1200 kcal? albo zacznij od 1100?
-
co prawda Cie nie znam, ale wiem po sobie, ze kiedy podwyzszalam limit kaloryczny, za kazdym razem tylam.. a dlaczego? bo co to jest 50 kalorii? ano jest... bo kiedy ma sie np 1300..a wczesniej 1000... to 1350 to juz duza roznica :P
Oczywiscie decyzja nalezy do Ciebie, ale odradzam zwiekszanie granicy... tym bardziej, ze teraz masz problem z jej utrzymaniem.