Kompleksy, kompleksiska........
Jako że mój umysł jest przez ostatnie miesiące nastawiony na zagadnienia związane z dietą postanowiłam napisać parę słów o kompleksach. Na ten temat naprowadziła mnie wczorajsza moja "ciężka praca" nad porządkowaniem szaf i szafeczek w moim mieszkaniu... Praca ta była nad wyraz ciężka, bo po pierwsze jestem okrrropną bałaganiarą, a po drugie trzeba było się przemóc i powyrzucać zbędne, stare, niemodne i o dziwo rzadziej za małe (!!!) ciuchy :-)
Przy tych porządkach natrafiłam na rzeczy, w których chodziłam ładnych kilka lat temu, gdy byłam jeszcze na studiach i moja waga wynosiła 55-60kg (czyli ideał dla mojej sylwetki....). Na szczęście takich ciuchów było niewiele, odnalazłam za to dawno nieużywane ubrania (spodnie czy spódnice), które były na mnie ciasne, a tu o dziwo leżą na mnie dobrze lub prawie dobrze :-) Nie powiem, bo bardzo mnie to ucieszyło i dodatkowo zmobilizowało do odchudzania.
No tak, ja tu piszę o porządkach i ubraniach, a miało być o kompleksach ;-). ok, już postaram się pisać na temat, ale to wprowadzenie jest wbrew pozorom istotne. Otóż, przeglądałam sobie te moje dawno nie noszone ciuszki i natrafiłam na bardzo ładną bluzeczkę, z dużym dekoltem, obcisłą, ale oryginalną. I przypomniałam sobie jak kupił mi ją mój mąż (nie będący wtedy jeszcze chyba moim mężem) a ja uparcie nie chciałam w niej chodzić... głupio mi było taki dekolt wszem i wobec prezentować. Tak sobie wzdychałam do tej ładnej bluzeczki i olśniła mnie dziwna myśl - dlaczego właściwie wstydziłam się swojego ciała (dodam, że ten dekolt nie był znów taki strrrasznie wielki, często widzi się na ulicy duuużo większe), byłam ładna (no w miarę), szczupła, zgrabna (no to też w miarę, ale znów nie przesadzajmy;-)) a głupio mi było w takiej ładnej, podkreślającej urodę bluzeczce chodzić, ponadto znalazłam spódniczki, krótkie, w których też mi było głupi się pokazywać ludziskom... dlaczego? pomyślałam sobie, przecież dopiero teraz mogłoby mi być głupio, przecież obecnie moja figura pozostawia wiele do życzenia.... I wyobraźcie sobie, że chyba trochę dojrzałam przez te lata i chętnie ubrałabym dziś tą bluzeczkę, czy któtką spódniczkę, ale niestety figura jeszcze nie ta.... chociaż, chociaż jest coraz lepiej, w końcu 10 kg to już widać :-)
Jeśli o kompleksach mowa, to podzielę się jeszcze moimi chyba głupim (bo wszystkie kompleksy są tak czy inaczej głupie), ale jednak kompleksami związanymi już konkretnie z moją dość dużą wagą.
Koszmarem dla mnie były zakupy odzieży. Wydawało mi się, że wszyscy sprzedawcy patrzą na mój tłusty tyłeczek i kiwają z politowaniem głowami, paskudnie też było szukać największych rozmiarów 44 czy nawet później i 46, a takie to niestety rzadko bywają w "normalnych" sklepach.... na szczęście jakoś dobierałam sobie garderobę i nie musiałam chodzić do sklepów z rozmiarami XXL, to dopiero byłby dla mnie stres. Może ja głupia jestem, ale cóż poradzić, nie znosiłam robić zakupów.... na dodatek większe rzeczy są na ogół mało młodzieżowe, a często niestety szyte wybitnie na starsze panie (takie 50-60-cio letnie), a ja w wieku niecałych 30-tu latek mam jeszcze aspiracje czuć się młodą :-)
Na podsumowanie napiszę tylko, że jeśli schudnę jeszcze te 20 kg (a mam nadzieję, że tak się stanie) to nie będę się stresować, tylko będę seksowna i nie będę się przejmować. Będę się ładnie, a jak trzeba to skąpo ubierać (oczywiście w granicach rozsądku i dobrego smaku) tak też będę się upierać, tak postanawiam i mam nadzieję, tak też będzie :-)
Pozdrowienia dla wszystkich grubasków, tych zakompleksionych i tych niezakompleksionych też :-)