Artykuł znaleziony w internecie :

"Kalorymetr jest urządzaniem pozwalającym zbadać wartość energetyczną każdego produktu spożywczego. Na przykład 100 g miodu zawiera 290 kcal, 100 g masła – 750 kcal, 100 g dorsza 80 kcal, a 100 g wieprzowiny – 380kcal.

100 g białka dostarcza organizmowi 4 kcal;

100 g węglowodanów dostarcza organizmowi 4 kcal;

100 g tłuszczu dostarcza 9 kcal;

100 g alkoholu dostarcza aż 7 kcal.

Termin „kalorie” jest obecnie często używany w błędnym znaczeniu. Mówiąc o kaloryczności jakiegoś produktu, mamy tak naprawdę na myśli kilokalorie (kcal). Chcąc posługiwać się systemem SI powinniśmy podawać wartość energetyczną pokarmu w kilodżulach (1 kcal = 4,18 kJ)

Reakcja ludzkiego organizmu na dostarczanie zbyt dużej lub zbyt małej ilości energii była przez długi czas tłumaczona w prosty, choć niezupełnie prawidłowy, sposób. Uważano, że nadmierna podaż energii powoduje odkładanie się tkanki tłuszczowej, ponieważ nasze ciało nie jest w stanie wykorzystać nadwyżki dostarczanych kalorii. Człowiek zaczyna przybierać na wadze. Z kolei niewystarczające pokrycie zapotrzebowania na energię miało uruchamiać zapasy zgromadzone przez nasze ciało i w rezultacie prowadzić do chudnięcia.

To wytłumaczenie ignorowało zdolność naszego organizmu do samoregulacji i dopasowywania tempa metabolizmu do zaistniałej sytuacji.

Wbrew obiegowej opinii osoba otyła nie zawsze je dużo. W grupie osób z nadwagą:

tylko 15% jadło za dużo (wartość kaloryczna ich posiłków wynosiła 2800–4000 kcal dziennie);

35% jadło normalnie (2000 – 2700 kcal dziennie);

50% jadło niewiele (poniżej 2000 kcal dziennie).

Sportowcy wyczynowi są w stanie utrzymać stałą masę ciała otrzymując dziennie od 2500 do 12000 kcal w zależności od uprawianej dyscypliny. Maratończyk Alain Mimoun utrzymywał stałą masę ciała, otrzymując jedynie 2000 kcal dziennie, podczas gdy kolarz Jacques Anquetil potrzebował aż 6000 kcal, żeby utrzymać wagę.

Różnice w ilości kalorii otrzymywanych wraz z pożywieniem przez osoby szczupłe, o normalnej budowie i otyłe, mogą być minimalne. Wynika z tego, że nie istnieje żadna zależność pomiędzy dziennym spożyciem kalorii a otyłością. Osoby cierpiące na nadwagę wcale nie jedzą więcej od szczupłych.

Niestety wciąż jeszcze wiele kuracji odchudzających polega na ograniczaniu ilości przyjmowanych kalorii. Tłumacząc zasadność tej praktyki, podaje się następujące wyjaśnienie: jeżeli organizm dorosłego człowieka potrzebuje dziennie 2500 kcal, a otrzymuje jedynie 2000, powstaje deficyt 500 kcal, który organizm zmuszony jest zaspokoić, uruchamiając rezerwy tłuszczowe. Dochodzi do spadku masy ciała. W rzeczywistości sytuacja przedstawia się zupełnie inaczej. Kiedy pojawia się deficyt energii, organizm przystosowuje się do zaistniałej sytuacji, zwalniając procesy metaboliczne. Innymi słowy – otrzymując 2000 kcal, będzie potrzebował tylko 2000 kcal.

Nie ma więc mowy o żadnym deficycie energii. Zapasy tłuszczu nie zostają wykorzystane i masa ciała stabilizuje się. Odchudzająca się osoba uważa, że osiągnęła tymczasowy stan równowagi i cierpliwie czeka, aż wskazówka wagi znów zacznie opadać. Organizm jednak pamięta o tym, że w pewnym momencie podaż energii została zmniejszona. Co będzie, jeśli taka sytuacja znów się powtórzy? Mózg decyduje, że należy zmniejszyć zapotrzebowanie na energię do, dajmy na to, 1700 kcal, a nadwyżkę zmagazynować w postaci tkanki tłuszczowej. Odchudzająca się osoba, ku swojemu zdumieniu, zaczyna ponownie tyć. Zdenerwowana odwiedza lekarza lub dietetyka, który nie bardzo wierzy w całą opowieść. Podejrzewa pacjenta o popełnianie błędów w liczeniu kalorii lub ukradkowe pojadanie. Nieszczęsny odchudzający się grubas oskarżany jest o nieumiejętność podporządkowania się zaleceniom lekarza lub wręcz o kłamstwo! Następuje kolejne obniżenie liczby kalorii, powiedzmy do 1500. Pacjent odzyskuje nadzieję na skuteczne leczenie i wraca do domu.

Po kilku tygodniach rzeczywiście okazuje się, że stracił na wadze. Organizm jednak nie daje się przechytrzyć i znów zmniejsza swoje zapotrzebowanie na energię. Spadek masy ciała jest jeszcze bardziej krótkotrwały niż za pierwszym razem. Znów dochodzi do ustalenia tymczasowego stanu równowagi. Instynkt przetrwania każe naszemu ciału wykorzystywać jedynie 1200 kcal, a nadwyżkę magazynować na wypadek większego głodu. Wskazówka wagi znów idzie w górę. W tym momencie odchudzająca się osoba dochodzi do wniosku, że stałe zmniejszanie dziennej racji pokarmowej jest jedynym sposobem na schudnięcie. Sama opracowuje sobie dietę „tysiąc kalorii”.

Cały cykl zaczyna się od początku. Po krótkotrwałym okresie tracenia na wadze następuje stabilizacja masy ciała i ponowne przytycie. Organizm człowieka jest niezwykle czułym urządzeniem, szybko reagującym na warunki zewnętrzne. Zmniejszenie wartości kalorycznej posiłków jest czynnikiem uruchamiającym mechanizmy odpowiedzialne za gromadzenie zapasów.

Przywiązanie do diety niskokalorycznej może obrócić się przeciwko osobie, która ją stosuje. Wystarczy bowiem najmniejsze odstępstwo, na przykład „słodki weekend”, żeby masa ciała podskoczyła w ciągu jednego dnia o kilka kilogramów.

Wykres zmian masy ciała odchudzającej się w powyższy sposób osoby charakteryzuje się ciągłymi wzrostami i spadkami. Im bardziej ograniczamy spożycie, tym skwapliwiej nasze ciało gromadzi zapasy tłuszczu. Zdarza się, że osoba ważąca na początku kuracji 70 kg i pragnąca zrzucić jedynie 5, przekonuje się po kilku miesiącach, że waży 75kg.

Aby następował stały spadek masy ciała, wartość energetyczna posiłków powinna być nieustannie redukowana. A i tak na końcu okaże się, że im mniej jemy, tym bardziej przybieramy na wadze.

Gabinety lekarskie pełne są pacjentów, którzy za cenę własnego zdrowia i nieludzkich wyrzeczeń stosują dietę nie przekraczającą 800 kcal, licząc na to, że w końcu uda się odzyskać szczupłą sylwetkę. Nie trzeba chyba przypominać oczywistego faktu, iż tak restrykcyjna kuracja wywołuje uczucie apatii, powoduje obniżenie ciśnienia krwi, niedobory składników mineralnych, a nawet może prowadzić do depresji i chorób, np. anoreksji. Odchudzający się pacjenci potrzebują w tym momencie opieki nie dietetyka, lecz psychologa.

Tak zwany „efekt jo-jo” polegający na naprzemiennym tyciu i traceniu na wadze jest zjawiskiem powszechnie znanym. Jego istnienie udowodniono, prowadząc badania na zwierzętach. Profesor Bronwell z Uniwersytetu w Pensylwanii badał to zjawisko na szczurach, stosując u nich na przemian dietę nisko- i wysokokaloryczną. Zwierzęta traciły na wadze przez 21 dni, a odzyskały poprzednią masę ciała w 46 dni. Kiedy doświadczenie powtórzono, potrzeba było już aż 46 dni, by szczury schudły. Wystarczyło jednak tylko 14 dni, aby powróciły do poprzedniej wagi.

Podczas kolejnych diet obniżenie masy ciała następuje coraz wolniej, natomiast tycie następuje coraz szybciej. Udowodniono, że tempo metabolizmu dopasowuje się do podaży energii. Deficyt energetyczny może obniżyć wydatki energetyczne nawet o 50%. Każdy powrót do normalnej diety, nieważne jak krótkotrwały, powoduje natychmiastowe przybieranie na wadze. Im większa różnica między wartością kaloryczną posiłków normalnych i dietetycznych, tym szybciej ten proces następuje.

Nie wystarczy stosowanie diety liczącej 1500 kcal, jeśli nie jest ona odpowiednio zrównoważona. Osoba pozwalająca sobie na picie słodzonych napojów gazowanych i objadanie się kanapkami na białym chlebie nigdy nie doczeka zadowalających rezultatów. W diecie musi znaleźć się odpowiednia ilość węglowodanów, błonnika i składników mineralnych. Jedynie wtedy można oczekiwać, że spadek wagi będzie systematyczny, a uzyskana masa ciała utrzyma się przez długi czas.

lek.med. Mariusz Gawlik"



Co o tym sądzicie ?