-
Wczorj byłam na imprezie i.... :D Śniadania w ogóle nie zjadłam. Zjadłam u ciotki: 3 kawałki szarlotki, 2 kanapki z wędliną, lody truskawkowe, kilka cukierków, kieliszek koniaku. Zmieściłam się w 1000 kcal 8) A dokładnie w 900 kcal...Wiem, że powinnam zdrowo się odżywiać, a nie spędzić dnia na słodyczach, ale raz na jakiś czas można sobie pozwolić...Czy jest możliwość, żebym mimo tego, że zmieściłam sie w limicie przytyła od tych smakowitości? Mam nadzieję, że nie przybędzie mi kg, ani nie zahamuje ta uczta chudnięcia :? [url]
[img]
-
Chodzi mi o rodzinke..Często nie chcą słyszeć ze nie jestem głodna lub nie mam na coś ochoty i zaczyna sie awantura ze nie jem!!!:/Koszmar....
-
właśnie. Verdona>>> moja mama zaczyna mi mówić, że już jestem za chuda (Boże, ona chyba nie wie, co to znaczy chuda dziewczyna)i ciągle obserwuje, czy zwiększam ilość kalorii...no bo ona nie rozumie, że jak dodaję orzechy czy miód to też kalorie...eh, trudno to tak z rodzicami 8)
-
Eh...ale widzisz,Twoja mamuśka chociaż rozumie ze wychodzisz z diety, moja nie rozumiała...:(
-
Verdona,
jakoś zapamiętałam Twoje wypowiedzi z różnych tematów, bo masz fajny obrazek (lubię arbuza :wink: ) i wiesz, mam do Ciebie pytanko - czy Ty się nadal odchudzasz :?: :!: :?: Nie próbujesz przypadkiem przytyć? Tak z ciekawości pytam :wink:
-
ja kiedys mialam tyle silnej woli ze moglo stac przede mna ciasto albo krowki mogliby klasc a ja bym nie zjadla a teraz bym zazarla cale cisato i by mi malo bylo.
Pozdrawiam
-
Szeflera,miło ze mnie pamiętasz :) Fakt,musze przytyć,ale chciałam to zrobić powoli i zdrowo a nie poprostu sie spaść(czy jak to ttam sie odmienia) tylko nabrać masy mieśniowej,i wogóle....Takie gwałtowne przytycie jest bardzo szkodliwe dla zdrowia,ale mojej mamie sie nie da nic wytłumaczyc niestety...I to jest okropne uczucie jak cie pilnują i pakują w ciebie zarcie a ty sie czujesz jak tucznik jakiś i w dodatku jeszcze czujesz ze sama nad sobą nie panujesz bo takie słodkości do zdrowych i wartościowych nie należa....Takie to jest skomplikowane...:/ Pozdrowionka.
-
Verdona, zgadzam się całkowicie z tym, że tyć też trzeba stopniowo. Słodkości tak, wartościowe nie są. Ale tu chyba nie o słodkości chodzi, bo ich, jak przypuszczam, nie jesz wcale i raczej Cię nie kuszą :roll: Ale trzymam kciuki żebyś powolutku przybierała na wadze :) Ja na Twoim miejscu sięgnęłabym, po orzechy - kaloryczne, smaczne i zdrowe. Bo ja próbuję schudnąć i zrezygnowałam z orzechów w ogóle i baaaardzo mi ich brakuje, bo je wprost uwielbiam, szczególnie pistacjowe :? Na Twoim miejscu jadłabym tony orzechów - same korzyści :)
Też pozdrawiam i trzymam kciuki, chciałabym Ci oddać to, co sama mam jeszcze zrzucić :wink: O ile Ty też byś tego chciała oczywiście :roll:
-
Szeflera,mnie słodycze kuszą i to bardzo.....Codziennie np jem lody,albo jakieś ciasteczko,to jest troche poważniejsza sprawa,ja z własnej woli bym nie tyła,działam pod przymusem :/.A jeżeli moge zapytać,ile masz wzrostu?Bo 45kg(twój cel)to dosyć mało.Chociaż tez nie można określać tak ogólnie bo ja ważę mało a nikt mi tyle nie daje bo mam taką budowę jaką mam i to tak strasznie nie rzuca sie w oczy(chyba......).U mnie jeszcze jest taki fiks ze ja jak tyję to w brzuszku i nad pupcią(tak,nie w pupci tylko nad....,a pupci nie mam ani troche i płaska jestem jeszcze..).W sumie to chyba wolałabym już być jakimś cudem o te kilogramy cięższa bo sam proces tycia jest niezwykle trudny...psychicznie......:/.Ale mozę jakoś to bedzie,pracuje troche nad mięśniami,moze jakoś wyrzeźbię ciałko i tłuszczyku nie będzie widać.Pozdrowionka.
Co do orzeszków,to też je lubię,a zwłasza pistacjowe i jeszcze takie ziemne w karmelu.....Na diecie odzwyczaiłam sie od nich i teraz trudno mi będzie je ruszyć....(psychika zniszczona dietą i własną głupotą:/).
-
Verdona,
działania z własnej woli są jednak najskuteczniejsze. Naprawdę nie chciałabyś przytyć?
A skoro sięgasz po lody, a ciężko Ci się przełamać co do orzechów, to chyba nie jest tak, że patrzysz na to co zdrowe :wink: Zrezygnuj z lodów na rzecz orzechów właśnie :). Wiem, łatwo powiedzieć, trudniej zrobić :wink:. Ja gdybym nie miała tendencji do tycia, jadłabym po 10 tysięcy kalorii dziennie, bo uwielbiam jeść :P. A teraz przy tysiączku też ciężko mi sobie odmówić słodkości :P
I tak, faktycznie, 45 to mało, ale wbrew pozorom nie podoba mi się sylwetka-"szkielet". Mam 165cm i możnaby pomyśleć, że te 45 to już granica anoreksji :? Ale jak ktoś na mnie teraz popatrzy, przy tej wadze 50 kg, to naprawdę widać, że następne 5 kilo mam z czego chudnąć. To prawda, wszystko zależy od budowy, od indywidualnej osoby.
Pozdrawiam i zmykaj jutro po paczkę orzeszków :lol: