Ja wiem Niobe, miewam nieraz podobne desperackie myśli :-)
Nie raz, na nawet dość często.
Ale warto szukać. Kup, czytaj, dziel się, może coś razem ciekawego wykombinujemy w końcu?
Wersja do druku
Ja wiem Niobe, miewam nieraz podobne desperackie myśli :-)
Nie raz, na nawet dość często.
Ale warto szukać. Kup, czytaj, dziel się, może coś razem ciekawego wykombinujemy w końcu?
Wszyscy jedzą truskaaaaaaaaaaawkiiiiiiii!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Kurde. Idę dziś i kupię. CAŁE STADO KUPIĘ! Na obiad dziś makaron z białym serem, jogurtem i truskawki!!!!!!!!!!
Moje ciało już się chyba dostosowało do nabiału. Po serniku też żadnych niespodzianek. Po zsiadłym mleku też nie. Jeszcze tylko 'dwójkę' luźniejszą robię, ale nie ma wzdęć. Dziś ostatni test. Biały twaróg!
Nie przejmuj się bardzo obżarstwem. Jednorazowy skok. To było dobre jedzenie (baton musli?! No weeeź. To niedobroć!). Minusem może być rozepchany żołądek. Ale zakładam, że to było grubo po południu, więc tylko go nie rozpychaj dziś.
To nie jest tak, że się nie nadajesz. Po prostu masz mniejszą praktykę! Ale się człowiek uczy no. A jak ci się złamał? Tak krasz, czy odłamał ci się lakier?
Dieta.
Mam książkę Dąbrowskiej. Chodzi o taką małą, żółtą? Znajoma mnie bardzo namawiała na tą dietę kilka lat temu. Poczytałam, stwierdziłam, że super, ale to zdecydowanie nie dla mnie. Ani wtedy, ani teraz. Są prowadzone całe turnusy dwutygodniowe na tej diecie + lewatywy. Dla mnie chyba tylko jedna rzecz działa - więcej ruchu. Różnorodnego. Mniej szkodliwe to niż ograniczanie sobie jedzenia. Jedyne oczyszczanie na jakie jestem gotowa się zgodzić, to czyszczenie wątroby gorzką solą, oliwą i sokiem z grejpfrutów. Wtedy też jest dieta. Trzydniowa. Po niej to się ma dopiero mega dużo energii! I zdecydowanie mniej w jelitach ;) I na wątrobie :p
Kilogram w miesiąc to nie jest mało. Nie dużo, ale i nie mało. A jakbyś do tego co jesz teraz dołożyła ćwiczenia interwałowe?
Może zrobimy sobie jakąś wspólną akcję? Np pośladki + różne wariacje nt planka? Suma ćwiczeń nie przekroczy 15 min, a może nawet 10, a jeśli do tego doda się 5 min ostrej rozgrzewki na początek, a potem 5-10 min rozciągania, to będzie niecałe 20-25min całość. Wystarczy by się spocić, dobrze zrobi ciału. Albo może któreś z fut burn fit mamy? Naprawdę ostra jazda bez trzymanki! Możemy sobie któryś jej tydzień wybrać i zrobić. Niobe, co ty na to? Będę robiła z tobą.
Niektóre jej ćwiczenia można robić inaczej, po swojemu, bo np jak robiłam jej pajacyki, to nie podskakiwałam bardzo wysoko, bo mnie łydka bolała. Albo te końcowe burpisy to w tempie żółwim robiłam, ale to było naprawdę niezłe!
Shin, dziękuję za wsparcie, ale ja muszę być przekonana w 100% żeby się za coś brać. A nie jestem przekonana do akcji. Nadal mam uraz.
Tak się zastanawiam co się ze mną stało? Skąd się wzięła ta rozmemłana zawartość mojej cielesności? Nie rozumiem. Od roku-dwóch nie mogę się zebrać do kupy. Jestem chwiejna jak chorągiewka. Kocham cały świat miłością płomienną, by za chwię być w czarnej dupie z nastrojem. Ze skrajności w skrajność i żadnego konkretu. Nie wiem jak, ale muszę się jakoś ogarnąć bo jestem jedną wielką panną katastrofą. I TO NIE JESTEM JA!!! WTF? Jak wy ze mną wytrzymujecie tak długo? W pracy jestem mistrzem, a trzy minuty po wyjściu z biura rozmontowuję się na rozlazłą masę. Nie lubię siebie takiej.
Ja wczoraj jadłam truskawki, i dzisiaj :) i jutro zjem. J kupił to korzystam.
Baton musli był dobry jakościowo i tylko 86 kcal miał więc spoko. Może był mi potrzebny bo cukier spadł po całym dniu pracy?
Dzisiaj za to zjadłam mało a brzuch mam wywalony jak świnia. Aż J skomentował jak się ubierałam do biegania.
Chyba na szybko zrobię sok z buraka.
Na obiado-kolacje też będą buraczki bo chłodnik z botwinki.
A ja wparowałam dzisiaj do saloniku prasowego i udało mi się kupić nową gazetkę Be Active z kolejną płytą Chody - tym razem Secret do kolekcji. Ale wypróbuję chyba dopiero w przyszłym tygodniu bo jutro rodzice przyjeżdżają.
Idę się myć bo na szybko wpadłam po biegu.
no to wskakuj na rower. Ty już nie schudniesz tylko na diecie. Twoje ciało już tak nie da rady na dłuższą metę. Wiem, że tamta jedna co miałaś niedawno to dawała rezultat. Ale czy nie wróciłaś do poprzedniej wagi? Musisz zacząć się ruszać. Nie dywanówki to chociaż rower. Połóż tyłek na siodełko, nogi w strzemiona i ruszaj!!! Musisz odzyskać kontrolę nad swoim życiem!
Może straciłaś sens. Wszystkiego. To co w głowie przekłada się na to co w ciele. Straciłaś kierunek.Cytat:
Tak się zastanawiam co się ze mną stało? Skąd się wzięła ta rozmemłana zawartość mojej cielesności?
Dajemy raaaadę :) Ty się nie poddałaś na nas. Więc i nie zostaniesz pozostawiona.Cytat:
Jak wy ze mną wytrzymujecie tak długo? W pracy jestem mistrzem, a trzy minuty po wyjściu z biura rozmontowuję się na rozlazłą masę. Nie lubię siebie takiej.
pfffffffffffff!
Ja dziś a zaliż owszem także!
DWA kilo kupiłam. Kilo poszło na obiad. A teraz pożeram co zostało!!! Mniaaaaaaaaaaaaaaaaaaam!!!!!!!!!!! Nie przegapię ani minuty truskawkowej!!!!
znalazłam warzywniak i nie omieszkałam go obrobić. Mam botwinkę. Jak robiłaś chłodnik? Kiedyś mówiłaś, ale mi się zapomniało, przeraszam. Potrzebuję od nowa. Na maślance? Na ogórkach? Jak?Cytat:
Na obiado-kolacje też będą buraczki bo chłodnik z botwinki.
A ja dziś poszłam pobiegać. Przebiegłam niecały kilometr i dzwonię do HA, że kurde, nie dam rady wracam. ZERO siły. Wiecie co, nie daję rady na nabiale. Słabość taka w mięśniach jakbym miała ciało z gumy. Niedobroć!!! Nie zrezygnuję, bo kupiłam całą kostkę MEGA pysznego sera białego (została końcówka ;)), ale nie w dzień biegu :p Ewentualnie po. Oczywiście wydęło mnie. Mam nadzieję, że niespodzianek twarzowych nie będzie, bo moja twarz idzie w dobrym kierunku!
Niobe, myślałaś może czy przypadkiem twoja słabość w trakcie biegania nie wynika z tego co jesz?
Dziś byłam na depilacji. Znowu się pani zmieniła.... Wiecie co? Ja już chyba nie mam w sobie wstydu :p
Aha, Niobe, w tym nowym miejscu po czterech razach zostało mi 5% do zgarnięcia. Zostaję u tych co jestem. Zaczęłam też pachy :D Pachy jakoś lepiej zareagowały. Mam tam chyba ciemniejsze włosy, bo nie goliłam się od... marca? Lutego?
Wow. Sama nie wiem co powiedzieć. Jeden bloger rzucił na stronę. Rozgorzała dyskusja. ... Mam dziwne wrażenie, że ani jedna z osób, która to komentuje nigdy nie stanęła na starcie, nigdy nie brała udziału w międzynarodowych zawodach, nigdy nie doświadczyła stanu odwodnienia, nigdy nie myślała o tym, że zawiodła pokładane w niej nadzieje, że zawiedzie swoją rodzinę i przyjaciół... siebie. Sama nie wiem co trudniejsze w takiej sytuacji i co wymaga więcej odwagi: zejście z trasy, czy jakoś ukończenie biegu?
Jest dużo komentarzy o głupocie, o przesadzaniu, o śmierci, o debilizmie. Kilka osób dało "super!", "Mega!"... Ani jedni, ani drudzy nie wiedzą co mówią. Sama nie wiem co myśleć o tej dziewczynie. Czy o sobie. Widzę jej ból i jej przekroczenie mety. Nie potrafię jej osądzić w żadną stronę. Jestem w zawieszeniu.
Rower! Myślisz, że to takie proste? :D Kupić sobie nową pompkę to raz, ale wiedzieć jak jej użyć to zupełnie inna sprawa :D Dobra, udało się, ale zanim zajarzyłam co robię żle, że zamiast pompować koło to spuszczam z niego resztki powietrza to się umeczyłam jak na siłce :D
Kurde, problem tylko w tym, że bez auta spędzam mnóstwo czasu w tramwajach i pociągach i wracam do domu bardzo późno. Umordowana i bez szans na rower.
I oczywiście, że siła zależy od jedzenia. Ale ja nic nie zmianiałam. Jem jak zwykle. A nawet nie brak siły u mnie tylko zadycszka. Normalnie tętno z kosmosu i brak oddechu. Zimny pot i kręci się w głowie. Nie daję rady. Dzisiaj zrobiłam tylko 3,5 km. I się poddałam. To jakby jakiś problem z natlenieniem był. Nie wiem co się dzieje.
..................
Wiem jedno. Nigdy więcej nie chcę musieć schodzić z trasy! Nigdy! Teraz, jak przejeżdżam przez to miejsce to nadal wraca. I chce mi się płakać. Bo jak resztką sił i godności przekroczysz metę, to mimo bólu w trakcie, mimo tych wszytskich czarnych mysli, mimo całego trudu biegu, masz satysfakcję że dałaś radę i udało się. Masz medal. Jesteś zwycięzcą.
A po zejściu z trasy nie ma nic. Nic na pocieszenie. Zostaje tylko smutek i gorycz porażki. Mam nadzieję, że nigdy tego nie doświadczycie. I ja już też nie. Ale pamietać będę zawsze.
Dlatego sprzedałam pakiet na połówkę.
no właśnie mam w swojej pamięci ciebie. Ja nie wiem jak to jest zejść. Wiem jak to jest nienawidzić siebie za to, że się nie schodzi. Można by stwierdzić, że medal osładza tą nienawiść i żal do siebie za nie poddanie się. Ale tak nie jest. Ja po prostu o tym nie myślę. Bo jak pomyślę, to boję się, że uznam, że zrobiłam sobie krzywdę. A wtedy nie będę mogła udawać, że wszystko jest ok. Złamać samą siebie na trasie wcale nie jest wielkie i chwalebne. Wcale nie jest oznaką wytrwałości i siły. Ale znęcaniem się nad sobą. Są sytuacje kiedy schodzisz i już. Koniec. W Poznaniu mój bieg był bez sensu. Jak mnie złapie ten boczny ból (to co muszę rozciągać) to nie ma zmiłuj. Nie da się na tym biec. Ani iść. Ciągniesz z bólem nogę za sobą i świeczki stoją ci w oczach z bólu. To nie jest ból, który da się znieść. To nie jest jak z kwasem mlekowym, że jest bolesny mega, ale jednostajny i po prostu zaciskasz zęby i na siłę przesz dalej. To jest ból, którego nawet się nie da rozmasować. W Krakowie bolało mnie kolano (haha ;)), ale w innym miejscu. Kilka naciągnięć i już mogłam biec dalej do następnego bólu. Kilka skłonów, naciągnięć i już ok. Ja w Poznaniu chciałam zejść prawdziwie. Pogodziłam się z tym. Nie myślałam o tym jako o porażce. Po prostu pogodziłam się z tym, że tego biegu nie ukończę. Nie zeszłam tylko dlatego, że jakaś wiedźma mi zwyczajnie nie pozwoliła. Ja ten bieg przeszłam. A wiedźma razem ze mną. Jej nie chciałam zawieść (choć około 30. km chciałam się jej ponownie pozbyć ;) Z jednej strony z powodu bólu, a z drugiej z powodu tego, że naprawdę dobrze jej szło i mogła ten bieg ukończyć ze świetnym czasem. A przeze mnie nie mogła tego osiągnąć. Ale jej słowa: "Czas nie ma znaczenia. To nie jest ważne!"). Ale nie potrafiłam jej powiedzieć prosto w twarz " spadaj. Nie biegnę dalej".
Nie gnęb siebie, że zeszłaś. Twój problem z kręgosłupem nie jest zwykłą błahostką. To jest problem, który albo cię złapie, albo nie. To jest ponad tobą. Trudno. Zdobędziesz tą trasę. Potem. Nie teraz. Ona jest do zdobycia i czeka na ciebie. I jest bardzo cierpliwa.
A ta babka co biegnie? Nie, nie potrafię dalej tego ocenić i chyba nie ocenię. To inna sytuacja. To inne zawody. To był pierwszy i ostatni raz kiedy tam była. Były 32stC. Po wbiegnięciu na stadion było 42stC. Odwodnienie. Mięśnie, które nie reagują na to co im karzesz. Wiedziała, że to jej ostatni bieg na TAKICH zawodach. Nie mogę powiedzieć, że zrobiłabym to samo. Nie wiem co bym zrobiła. Wiem, co by zrobiła Freyra ;)
Wiem co chciałam zrobić w Poznaniu. I że wisiało mi, że w Krakowie nie będzie rekordu. Cieszyłam się pomiędzy skurczami i odwiedzinami w tojtojach, że znowu jestem w mieście Smoka. Lubię smoki. Tam też kiedyś pobiegniemy. Wszystkie trzy :)
No tak... jest czasem coś takiego w głowie bo już nawet nie w ciele co nie pozwala przestać.... hmmmm... chyba mam coś takiego hehehe :lol:
Przepraszam Shine ale wtedy w Poznaniu nie wyobrażałam sobie, że możesz zejść z trasy, nie wyobrażałam sobie, że w obcym mieście mamy się rozdzielić i być zdane same na siebie. I czas naprawdę nie był ważny. Nie czułam absolutnie ani grama zawodu czy rozczarowania z powodu maszerowania. Miałam i pewnie mam dalej w głowie świadomość, że koronę zdobędziemy razem! Nie ja, czy ty, tylko RAZEM!
Ja to odrębna sprawa. Ja to pewnie ciągnęłabym do przodu nawet jakbym nogę jedną zgubiła gdzieś po drodze. Nie wiem jak to się dzieje ale upór zaślepia odczuwanie bólu. W Krakowie dopiero jak dobiegłam do tak naprawdę poczułam jak bardzo bolą mnie palce. Już wiedziałam co zobaczę w butach. A może wiedziałam wcześniej tylko nie dopuszczałam tej myśli w głowie? Nie wiem....
A może po prostu nie przeżyłam jeszcze na tyle mocnego bólu by zrezygnować? Widać stopy, bolące płuca i obtarty od smarkania nos to dla mnie za mało... ;-)
Z drugiej strony, ta dziewczyna z filmu to nie jest zwykła dziewczyna. To zawodniczka, zawodowy sportowiec. A sytuacja to nie podmiejskie zawody ale olimpiada. Do olimpiady trenuje się nawet nie kilka lat, trenuje się całe życie! to jedyny cel do osiągnięcia, jedyne marzenie! I z tego punktu widzenia jestem w stanie zrozumieć tą dziewczynę. Z tego punktu widzenia zrobiłabym dokładnie to samo! Nie wiem jak ale parłabym dalej....
A tak w ogóle już całkiem poza tym wszystkim gratuluję biegu!!! Cudownie!!! :lol:
Ja przezywam najazd rodziców. I sama wizyta jest ok, ale te wszystkie lody, ciasteczka, gofry, pizza, frytki.... kuźwa! ja będę przynajmniej ze 3 kilo do przodu i do tego same spacerki...
Ech przede mną będą potem ciężkie tygodnie odwyku.
Nie no, nie wytrzymam, chyba sobie hantlami pomacham w kąciku :)
Kurde!!!
Nawet nie wiecie jak mnie nogi bolą! No dobra, przesadzam, ale wystarczająco mocno, abym ze schodów schodziła jak z kijem w tyłku! I wczorajsze chodzenie w poszukiwaniu krzesełka i skrzyni na balkon sprawiło mi wieeele trudności! No halo! Przecież to było tylko 5km!!! Ok, z górkami, ale hej! 5 km! No. Nie biegam to mam.
A co ja paczam dziś na fb?
W sobotę jest 15km!!!!!!!!!!
Nieeeeeeeeeeeee!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Ja myślałam, że teraz szerszeń! A teraz 15km a w niedzielę Poznań!
...
Ej.
Hm.
No dobra. Tak naprawdę to się cieszę!
Ale wybaczcie, muszę po raz drugi z tego powodu zrobić stresową dwójkę.
Zaraz wracaaaaaaaam!
-----------------------------------------------------------------------------------
no. Już.
Normalnie się zestresowałam :D
Ej, Niobe, ja mam twój wiedźmowy kubeczek!!! Zapomniałam go zabrać!!! Koniecznie wieczorkiem w sobotę przypomnij mi proszę, abym go zapakowała!
Wiecie co?
Ciągle śni mi się, że biegam. Moje ciało/Dusza, bardzo chcą, abym już zaczęła biegać. Czemu nie biegam? Dupa ze mnie.
I śniła mi się dziś moja mama. Źle mi się śniła. Ostatnio jak mi się śniła w ten deseń, to było "na chorobę". Nie lubię tego snu.
I przytyłam. Albo może lepiej napisać, że napuchłam? No to napuchłam. Wojtek wielki. Waga duża. Dwa dni :D Dwa dni i się kulam.
HA sprawdził, że do Poznania będziemy jechali 3h. Policzmy 3,5 na korki/niespodzianki/siku. Biuro zawodów zamykają o 10:30. Myślę, że najpóźniej trzeba wyjechać o 7:00, ale przyznam szczerze, że biorąc pod uwagę ilość ludzi, proponujemy wyjechać o 6:30. A czy my biegniemy w jakichś hawajskich strojach? Czy mam brać perukę? Może być na nią za gorąco :D Ale całą resztę? Myślałam o lei, to na bank, ale spódniczkę też?
Frey, czy ja mam ci coś przywieźć? Czy ja mam coś twojego albo coś potrzebujesz?
hahaha :D
rodzice coś mówili, że machasz?
A u nas, pod oknem, w pobliżu, stado wron sobie upatrzyło miejsce :cry: Drą japy, straszą inne ptaszki i teraz to już tylko kra i kra i kra :(
A w ogóle to skończyłam książkę "Piotruś Pan" po angielsku. W wersji małej nowelki. Kurczę. To jest smutna książka tak naprawdę. Nie lubię!
Idę na kawę, bo dziś znowu pracowity dzień. Zmęczył mnie ten długi weekend ;)
Shin, nogi cię bolą? Hihihih, ja wczoraj jak biegłam to myślałam, że zdechnę :) Ale jakoś doczłapałam.
Kurde, nie mogę uwierzyć, że pobiegłam tak dobrze w ten skwar. Szok!
A wczoraj znów doopa.
Spoko, możemy wyjechać o której chcesz. Tylko daj znać żebym wiedziała jak dojechać do Ł. Ja mam jedną spódniczkę z trawy i jeden naszyjnik hawajski i pobiegnie w tym córa. Ja sobie zostawię wpinkę z kwiatem we włosy. A o peruce nie ma mowy w taką pogodę.
Strasznie się cieszę, że się przebiegniemy w komplecie!
nnoooo, mówię ci! Ja myślę, że to przez te podbiegi, ale aż mnie to zdziwiło! Jest też szansa, że to przez.... SCHODY! Wiem, to śmieszne, ale naprawdę ciężko mi się na nie wchodziło i bolały mnie uda. I właśnie schody stanowiły dla mnie trudność.
Ale wczoraj się już przebiegłam prędziorem i po bólu śladu nie ma. W trakcie biegu przypomniałam sobie o treningu o nazwie "wytrzymałość tempowa". Dawno nie robiłam. Więc przyspieszyłam i tylko miałam nadzieję, że biegnę szybciej niż poprzedni kilometr i starałam się wytrzymać. Wg runloga istotnie, co kilometr to szybciej. Muszę zacząć robić to na dłuższych wybieganiach z fazą schłodzenia.
A pomyślałam sobie w trakcie biegu, żeeeee. Może łapie cię zadyszka, bo ty oddychasz tylko płucami? Czy już nauczyłaś się oddychać przeponą? Oddychanie przeponą w trakcie biegu ma większy zasięg tlenowy. I uspokaja ciało. I rozluźnia. I lepiej dotlenia.
kurczę, idzie burza, muszę z Zochą wyjść, aby zdążyć przed deszczem. Wrócę!
40 min na poczcie...... Aż mi pani w okienku było szkoda. Bo się ludzie denerwowali. Ale ona jedna przecież. A spraw dwa miliony
co ja miałam....A!
Niobe bieg poszedł ci naprawdę świetnie! Warunki, górki, wszystko! I pobiegłaś świetnie! Gratuluję!
Czy można ładnie przefarbować koszulkę techniczną? Ja się jednak wstydzę w różowym!!!!!!!!!
Postanowiłam zbijać Wojtusia lodami! I truskawkami! Dobra. Dziś już mniej na wadze i w napuchnięciu. Muszę dziś koniecznie też coś ruchowego zrobić. Czy mogło by dziś lunąć? Prooooszę! Mój las potrzebuje deszczuu! Burza gdzieś jest, ale na pewno nie nad naszym lasem :(
Dieta lodowa nie działa.....
grrr
Ale ale. Ale nauczyłam się rozpoznawać co mówi moje ciało. Wiem kiedy mówi: za dużo kalorii, jeśli przez min 30min się postarasz to nie będzie tragedii, jeśli nie - waga up! Wojtuś blow up!
Tylko się trzeba jeszcze słuchać, a nie na drutach dziergać!
Niobe, O N I będą się pytać w sobotę czemu cię nie ma. Powiem im o samochodzie i o zaliczeniach córy. Może być?
Ale jakbyś jednak zmieniła zdanie, albo chciała i w ogóle (Olej, udaj, że nic się nie stało, uśmiechaj się i już!), to idziemy potem na burgera. NIE! Czekaj! Ty burgera nie możesz. Ale jakbyś chciała wpaść na kawę w burgerowni, albo co, to jesteś tam mega miło widziana.
Martwię się czy zdążymy w niedzielę. Powiedz, co myślisz? Myślisz, że 6:30 będzie ok do wyjazdu?
Freyra, powiedz, Malta w Poznaniu, to jest tam, gdzie myśmy odbierały pakiety?
Hahaha! Problem polega na tym, że ja podczas biegu nie oddycham tylko walczę o oddech :meuh:
A tak poważnie, to czasem łapię się na tym, że oddycham bardzo płytko. I nie wiem tylko czy to przyczyna czy skutek. Generalnie w innych okolicznościach nie mam problemu z kontrolą oddechu po 4 latach pływania. Ale przy bieganiu jest jakiś zonk Zawsze miałam z tym problem. Na początku sobie tłumaczyłam, że to przez dawne dawne palenie fajków. Ale sorry, ja już od ponad 4 lat nie palę!!! Zatem to nie jest ten powód.
Nie bardzo rozumiem co znaczy oddychanie przeponą :erf:
Moja waga wróciła do punkt wyjścia. A raczej obserwuję normalne wahania wagi z powodu zatrzymań wody i różnych objętości posiłków. Czyli nie chudnę. Dzięki bogom, że nie tyję :grrrrrr:
Raz farbowałam spodnie i nic o farbowaniu dobrego nie wiem :) Ej, naprawdę tak cię stresuje ten kolor? :D Wybacz, ale strasznie mnie ten twój opór bawi. Strasznie strasznie :666: Kochanie! Ślicznie wyglądasz w tej koszulce! :yes:
Co do soboty... Shin, nie chcę niczego udawać. Nigdy już! Nie chcę się uśmiechać kiedy nie jest mi do śmiechu.Nie mam ochoty go widzieć i już. Szczerze? Moim zdaniem nie musisz mnie tłumaczyć. Wystarczy, że powiesz, że mam swoje sprawy. I już. Jak będą chcieli wiedzieć to mogą sami mnie zapytać. Wiesz... nawet wolałabym, żebyś mnie nie tłumaczyła. Ty wiesz dlaczego i zachowaj to dla siebie. I nie wymyślaj niepotrzebnych wymówek. Nie potrzebuję wymówek. Wystarczy, że decyduję czegoś nie robić, czegoś nie mówić, gdzieś nie iść i z kimś się nie widywać. Po prostu. Wiesz... to jest właśnie kochanie siebie. Muszę się w końcu tego nauczyć. ASERTYWNOŚĆ w relacjach z ludźmi nie jest moją mocną stroną. Potrzebuję to zmienić.
A dlaczego nie mogę jeść burgera? Bo mięso czy z innego powodu? Bo jeśli dlatego, że jestem gruba to nie przyjmuję tego powodu do wiadomości :out:
Dobre lody? :rules:
Aaaaaaaa! Poznań. Kurde, może wyjedźmy ok. 6:00? Mała wstanie? Może być ciasno już nad samą Maltą bo sporo ludzi biegnie. A zanim znajdziemy miejsce do parkowania... Zapowiada się ładna pogoda i zawsze możemy poczekać na trawce na kocyku. A jakbyśmy się mieli spóźnić to by bardzo szkoda było.
A w ogóle to przyszłam z czymś słodkim dla naszych dziewczynek w deszczu z okazji Dnia Dziecka!
Miłego świętowania!
http://kawiarnia-paslek.pl/images/ar...s21361d232.jpg
to znaczy brzuchem. Pamiętam, że Kruk cię próbował nauczyć. Miałaś leżeć na brzuchu i oddychać. Nie wiem czy to zadziałało, znam podobną metodę, ale wg mnie bardziej efektywną. Kładziesz się na plecach. Na brzuch kładziesz kilka książek. Wcale nie lekkich nowelek. I próbujesz tak oddychać, aby książki szły w górę i dół. To jest oddychanie przeponą. Dzięki temu oddech jest pełniejszy, więcej tlenu wchodzi i w ogóle wow i łał :) A jak się naumiesz, to nauczę się oddychania połączonego. Relaksuje, ale jest też wstępem do uruchomienia wspomnień ;)
i właśnie dlatego nie dostaniesz burgera! Bo ci zależy! Bo w lecie założysz zwiewną sukienkę na plażę!Cytat:
Moja waga wróciła do punkt wyjścia. A raczej obserwuję normalne wahania wagi z powodu zatrzymań wody i różnych objętości posiłków. Czyli nie chudnę. Dzięki bogom, że nie tyję http://dieta.pl/grupy_wsparcia/image...es/grrrrrr.gif
NO WŁAŚNIE! ŚLICZNIE! Kuźwa!!!Cytat:
Ej, naprawdę tak cię stresuje ten kolor? http://dieta.pl/grupy_wsparcia_xxl/i...on_biggrin.gif Wybacz, ale strasznie mnie ten twój opór bawi. Strasznie strasznie http://dieta.pl/grupy_wsparcia/images/smilies/666.gif Kochanie! Ślicznie wyglądasz w tej koszulce! http://dieta.pl/grupy_wsparcia/images/smilies/yes.gif
Serio! Stresuje mnie jak nie wiem co! Nigdy nie lubiłam różowego! Wręcz nawet ocierało się to o nienawiść! A ja już mam bufkę różową, koszulki różowe.... :cry: Ale tłumaczy mnie to, że to nie z własnego wyboru ;) A garnuszek z muminkami najbardziej podobał mi się różowo-zielony! Ale byłam przed okresem, więc to się nie liczy :p Mam też jedną piżamę różową w serduszka i kwiatuszki. ... .... Ubieram ją tylko jak mam smutny dzień i potrzebuję cukierków. Nie zapominajmy, że buty, które zrobiły mi krzywdę miały w sobie elementy RÓŻOWEGO! Przypadek? http://dieta.pl/grupy_wsparcia_xxl/i...s/icon_eek.gif Nie sądzę.... A moja saszetka do biegania różowo - czarna? To był prezent, ale.... Gdy zobaczyłam ją to myślałam, że będę rzygać tęczą... Fuuuu!!! Ale nie miałam innej a ta się sprawdziła. Więc biegam. Udaję, że jest innego koloru! A poza tym, jest z tyłu, więc i tak nie widzę;)
Przyznaję, że w Czechach byłam na granicy wyciągnięcia spluwy i zabarwienia tego szaleństwa mocą czerwieni!!! Tak bardzo się hamowałam, że dopiero milion minut później zorientowałam się, że w tym biegu nie biegną mężczyźni.... No sama widzisz! Tak się blokowałam, aby nie wybuchnąć agresją na ten róż, że aż nie zauważyłam braku facetów! Nawet nie pokojarzyłam, że skoro tyle różu, tzn że coś jest na rzeczy... Błagam. Nigdy nic w różu, nie truskawkowe i nie z anyżem!
ALE.
Muszę przyznać, że ten pudrowy róż na biegu kobiet nawet mi się podobał. Ale nie potrafię jej założyć na bieg :D
Muszę to jeszcze parę razy przeczytać, zapamiętać i uskutecznić. Znaczy się wobec siebie.Cytat:
Co do soboty... Shin, nie chcę niczego udawać. Nigdy już!
Wystarczy, że decyduję czegoś nie robić, czegoś nie mówić, gdzieś nie iść i z kimś się nie widywać. Po prostu. Wiesz... to jest właśnie kochanie siebie.
Dobrze, powiem, że masz swoje sprawy.
nie, nie dlatego, że uważasz, że jesteś gruba, tylko dlatego, że chcesz być szczuplejsza!Cytat:
A dlaczego nie mogę jeść burgera? Bo mięso czy z innego powodu? Bo jeśli dlatego, że jestem gruba to nie przyjmuję tego powodu do wiadomości http://dieta.pl/grupy_wsparcia/images/smilies/out.gif
Cicho!Cytat:
W ramach ochładzania zakupiłam zajebiaszczy dzbanek prosto z Japonii do robienia kawy mrożonej. Chciałam zapłacić ze skarpetkowych, bo mi trochę głupio było, że tyle kasy na zachciankę, ale G uznał, że możemy ze wspólnych, bo premia przyszła ;)
Robienie kawy polega na tym, że wsypujemy mieloną kawę (najpyszniejsza jest Robusta, moim zdaniem. Czyli ta mniej szlachetna), a potem zalewamy ZIMNĄ wodą. I zostawiamy w lodówce min 8h. Najlepsza jest jeśli postoi dłużej. I w ten sposób mam litr kawy, mocnej kawy, zimnej oczywiście, bardzo smakowej, na dwa dni. W teorii ;) W praktyce, piję właśnie drugą. Ale tym razem dolałam trochę wody, aby nie przesadzić z ilością kofeiny. Nie straciła na walorach smakowych :D
Poznań. Pogadam z G. Młoda wstanie. Młoda to pewnie spać nie będzie mogła ;) Nie mówiąc o tym, że myślimy, aby właśnie w ten dzień wypróbować namiot. Hm... Chyba się nie wyśpimy ;) Więc myślę, że ta 6:00 nie jest złym pomysłem. Tym bardziej, że Młoda ma problemy z pęcherzem i jest szansa, że siku trzeba będzie robić częściej niż normalnie.
a propo dziewczynki w deszczu, G się mnie pyta wczoraj co chcę na dzień dziecka.
...
Powiedziałam, że nie chcę sprzątać, nie chcę gotować i chcę cały dzień wyszywać, dziergać i oglądać seriale. A na koniec chcę zrobić trening.
No to trochę posprzątaliśmy wczoraj, ale dziś już zaliczyłam odkurzanie... No dobra, przyznaję, że sprawiło mi to przyjemność :D
A wy co dziś zrobicie dla dziewczynki w deszczu?! Pamiętajcie! Zabawa!!!
No tak, przypomniałaś mi o tym oddychaniu. Kurde, w stanie spoczynku umiem. Ale przy bieganiu to nie wiem. Chyba nigdy nie zwracałam na to uwagi. Spróbuję zaobserwować co i jak.
Ja myślę, że już nie zdążę z sukienką na plażę.
No ok, jak nie możesz w różowym to nie zmuszaj się. Bez sensu! Ja bym sobie nigdy świadomie takiej koszulki nie kupiła, ale skoro ją dostałam to... uwielbiam ją! Ale szerszenia chyba pobiegnę w zielonej :D
Pytanie czy moje młode wstanie tak wcześnie :na:
Ja to właściwie nie wiem co bym chciała na dzień dziecka. Poza mężem, ale to wiadomo :go:
Poszłabym na rower bo c h y b a dziś wrócę trochę wcześniej. Ale powinnam pobiegać bo szerszeń wkrótce a ja dyszkę nie pamiętam kiedy przebiegłam ostatnio. Nie chce mi się biegać.
To może kupię sobie gałkę sorbetu u Sowy po pracy? Eeee... nie, chcę sukienkę. To nie wiem co chcę.
Córa u dziadków. Wolny wieczór. Lubię wolne wieczory.
Mat chciał wpaść. W sumie mógłby. Ale zapytał, czy może mi pozawracać tyłek. A ponieważ ustanowiłam zakaz zawracania tyłka Niobe... no to powiedziałam NIE. Wolny wieczór.
W sumie chyba są przyzwyczajeni bo nie raz przy nich ćwiczyłam, albo jak dzwonią to albo biegnę albo się tarzam po podłodze hehehe.... tylko mama komentowała do taty, że ma się przyglądać bo on niby w domu moimi starymi hantlami macha ale zupełnie inaczej :lol:
Kurde w niedzielę się nabiegałam. Z kamerą. Za J i jego ekipą. Jak ja żałowałam że nie mam na sobie stroju biegowego i butów. Ugrzałam się w dżinsach jak dziki łoś, buty mnie obtarły..... taaa, terenowa masakra.
Czy masz mi coś zabrać? No jedynie moją bufkę masz tą pomarańczową.
Hmmmm ja biegnę... normalnie.... nie mam siły na przebieranie, zwłaszcza jak będzie taki skwar.... poza tym moje lei się rozwaliło na którymś wspólnym sylwestrze :lol: peruka odpada, w moich własnych włosach jest mi wystarczająco gorąco a spódniczka na moją grupą doopę to zły pomysł :lol:
Malta.... nieeee... to to jezioro co na 25 km noga Ci siadła.... my w ogóle biegniemy własnie wokół tego jeziora. nie mam pojęcia gdzie to jest :?:
Nie mam pojęcia jak wczesnie trzeba wyjechać.... Nic jeszcze nie mam zaplanowane.
A propos biegów, 10 czerwca mam powtórkę tego biegu policyjnego heheheheheh tym razem sprytnie napisali "trasa ok. 4 km dla kobiet i 8 km dla mężczyzn" - "około" to znaczy? 8-)
Wybaczcie, że tak na raty odpisuję ale mam braki i zaległości i nadrabiam, a jak się zaczytam to zapomnę na co miałam odpowiedzieć :lol:
Ja tak się zastanawiam.... nad sobą oczywiście , i dochodze do wniosku że chyba jednak największym czynnikiem w moim obecnym kiepskim bieganiu i problemie oddechowym, jest wzrost wagi. Muszę powiedzieć sobie jasno, moje ciało, moje serce i płuca nie radzą sobie z tą wagą. Banał , ale obawiam się prawdziwy.
Przetestowałam witaminy, buraki i sto innych cudów i to jednak musi być to. Tylko teraz jakimś cudem schudnąć.
Przed przyjazdem rodziców miałam ponad 2 kilo mniej. teraz , sorry ale boję się wejść na wagę.
Wczoraj biegłam i miałam wrażeniem że ktoś mi założył w pasie oponę od tira! Tak ciężko mi w życiu nie było! A w ciągu dnia byłam 4 razy (słownie: CZTERY!) w toalecie na dwójce...
Koniec, kuźwa, koniec! koniec użalania się! Koniec obżerania się i udawania, że nic się nie stanie bo wybiegam. Mam grubą doopę i mam rok żeby wrócić do mojej ulubionej wagi!
Teraz to już się wkurzyłam na siebie!!!!
----------------------------
Koszulkę techniczną chcesz farbować? nie polecałabym.... to taki specyficzny materiał, raczej mało chłonny dla takich typowych farb które zwykle są przeznaczone do bawełny.
Co Ci szkodzi ten różowy? Chciałaś być kobieca. Miej coś rózowego! Koszulka jest śliczna i Ty w niej ślicznie wyglądasz!
No ale ok, jak aż tak nienawidzisz to może wykorzystaj ją żeby rozprawić się z różem i tym co Ci się z nim kojarzy- weź nożyczki, nóz czy co tam masz, podziuraw i powieś sobie na widoku hihihihihihihi... może przejdzie? Nie musisz wyrzucać :lol:
Niobe, z tego pięknego obrazka biorę truskawki i orzeszki! :lol:
Wszystkiego dobrego Dzieciaki!!!!!
No dobra, to dzisiaj:
30 min fitness blender (moja ulubiona para ćwicząca, i śliczna dziewczyna, która urzekła mnie kiedyś swoją historią o problemach z jedzeniem, szarpaniu się wewnętrznym i o tym jak odzyskała równowagę) - dzień 1 - hiit i ćwiczenia na tyłeczek i nogi
Micha:
rano woda z cytryną
śn. musli z truskawkami i jogurtem
kawa z mlekiem
Śn II: koktajl z truskawek i 1/2 banana na mleku sojowym
Lunch: sałatka (roszponka, pomidorki, ogórek, mozarella) kawałek ciabaty z awokado i pomidorem suszonym
Obiad: spaghetti z sosem słodko-kwasnym (niestety kupnym bo J robił obiad), 3 kotlety sojowe
Kolacja: miseczka truskawek, koktajl białkowy z 1/2 banana
ja z prywatą przychodzę.
Coś sobie zrobiłam ze stopą. Lewą.
To nie rozcięgno. Znaczy się, może i tak, ale nie. To nie jest to coś co się masuje i w ogóle. To nie ścięgno wzdłuż idące od palucha grubego.
Ale z tym w jakiś sposób połączone.
Nie jestem w stanie wygiąć palca. Nie wtedy kiedy mam wyprostowaną nogę. Palucha dużego już nie wygnę. Nie mogę chodzić. Ale jak siedzę, albo bardzo zegnę nogę, to mogę go wygiąć. Boli bardzo przy chodzeniu. Blisko kości od kciuka stopowego. Lekko z boku. To musi być jakiś przyczep czy ścięgno skoro nie boli jak mam zgiętą nogę. :(
Rozmasowuję. Delikatnie. I staram się nie naruszać. Staram się też rozciągnąć biodro i nogi.
Nie mogę biegać...:cry:
Najważniejsze jest to, że ważne biegi już zostały pobiegnięte. Szkoda połówki nocnej, ale spoko. To tylko dodatkowy bieg. Wiedziałam, że muszę się rozciągnąć. Już po poniedziałkowym biegu biodro lewe mnie bolało. Znaczy się boli mnie od jakiegoś czasu (nie to, że boli, po prostu czuje tam takie coś, taki dyskomfort. To jest właśnie krzywa miednica, która się przestawiła Pomaga rozciąganie..., którego brak), ale po poniedziałku czułam, że muszę. I nie rozciągałam się....
Jestem debilką. Normalnie debilka! Dlaczego uważam, że mi się upiecze bez rozciągania?! Przecież wiem, że nie!!!!!!!!! KU#$%^&*(!!!!!!!!!!!!!!!!
Shin, to aż tak poważne? Ale będziesz coś działać? Może Kruk? Kurde, nie wiem... myślisz, że sam odpoczynek wystarczy?
Aż mi głupio pytać... co z Poznaniem?
Nie wiem co powiedzieć :(
spoko spoko, Poznań zostaje. Myślę, że nie jest aż tak źle, abym nie przeturlała się tych 5km. Myślę o Kruku, tylko kuźwa, ja się tak stresuję jak pierdoła jedna. Wykonanie telefonu to dla mnie tak trudne, że wolałabym przebiec maraton :D Nie no, spoko, narazie trochę poczekam, podziałam sama. Jak się nie poprawi po tygodniu to idę do Kruka. Wiem, że odpoczynek nic nie pomoże. Muszę rozciągać biodro i duo całe. I pod kolanami. I wszystko kurde NO! AAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!
Bo mi wczoraj na rowerze tak przyszło do głowy, że nasze pakiety awaryjnie może odebrać kapitan drużyny. Awaryjnie ofkors. Tylko musiałabyś mieć Frey podrukowane nasze oświadczenia zdrowotne i zgody rodziców dla bejbików.
nie boli, nie boli, nie boli, nie boli!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Nie boli mnie stooooooooopaaaaaaaaaa!
Poszłam z Zochą na spacer i nie boliiiiiiiii! Nic a nic! Rozciągałam mięśnie tyłka, bioder i ud! Masowałam stopę, łydkę i uda! I poszłam na szybki spacer! I nie boli! Ani jak naciskam, ani jak się schylę na wyprostowanych nogach i ręką złapię za kciuka i pociągnę!!!!
Huraaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! Dziś się jeszcze będę rozciągała i jutro też! I masaż oczywiście też!
Nie wiem co to było! Ja nie mogłam chodzić!!!!!!!!!!!!! Może to jakiś skurcz był?
aaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Co do pakietów, trochę próbowałam Justkę w to wkręcić, ale coś chyba nie za bardzo jej się chciało ;) Zdążyyyymy! G na 100% sprawdzi adres. Znajdziemy i szybciutko odbierzemy. Nie martw się nic:)
Shin, cudownie! Bardzo bardzo się cieszę.
Tylko... to znaczy, że pobiegniemy. Ehhh, a już myślałam że mi się upiecze :D
nie zgadzam się, aby mówić, że będę kobieca jak będę nosiła różowy!
Śliczna... Ślicznusia. Rzygam tęczą!!!!!!!!!!! Ciemne moce się we mnie kotłują jak widzą ten róż!
hm...
Ej. Może to jest sposób, aby je do końca wygonić? Rogów się już nie pozbędę pewnie, ale może ze środka???
Wiecie co?
Dobrze. Będę w niej biegać.
Zacisnę zęby i będę w niej biegać.
I nawet ... Dobra. Zamówię obraz.
Bo my obrazu szukamy. Będzie szaro różowy. W stylu japońskim.
Ej, bo mi się może trochę różowy może podoba. .... Ale nie każdy. I nie dużo. Ja z ciemnych mocy wyciągnięta. Ja nie mogę tak od razu na głęboką wodę. No już saszetkę mam z różową lamówką, no... P O W O L I bo ucieknę...
Dobrze. będę w niej drałować. Zwłaszcza, że nie jest obcisła :)
Dobra, trochę przesadziłam z ciągłym sprawdzaniem mojego palca ;) Zaczęło znowu boleć. Ale lekko. Jeszcze się dziś porozciągam i będzie dobrze.
może się upiecze, a może i nie. Zobaczymy :)
a w ogóle jaki dziś miałam sen....
Poza tym, że w nocy któraś sąsiadka miała mega zarąbisty orgazm i wielką przyjemność (!) to dręczył mnie koszmar.
Biegłam zawody i nie mogłam biec... Ciężkie nogi, nie mogłam się rozpędzić, nie mogłam złapać oddechu! A jedna znajoma, ubrana na czerwono, zaczęła mnie łapać i pchać do tyłu! Nie dość, że każdy krok to była walka o przeżycie, to ona mnie jeszcze cofała! Ukończyłam ten bieg, ale to było KOSZMARNE!
A potem sen się zmienił. To był zły sen. Niedobroć. Mega niedobroć. Chyba trzeba z tym różem się pogodzić... Albo posprzątać w głowie.
O Bogowie! jestem padnięta.... :lol:
Zrobiłam sobie niezły trening hehehehe... pobiegłam 3,5 km do lasu, po drodze jeden długi podbieg....
A w lesie skipy, wieloskoki, wyciągnełam jakąś kłodę z chaszczy i przeskakiwałam przez nią na rózniaste sposoby.... i tak 20 minut. Wiem, może to nie dużo ale tak się zmachałam jak już dawno nie. I potem jeszcze ponad 2 km do domu :lol: I po schodach na wiadukcie hehehehhe...
Zajebiście wygląda ten wykres z ćwiczeń hihihihi :lol:
Kurde, lubię to!
Hmmm.... tylko pytanie kto będzie pierwszy w Poznaniu :)
Możemy się wymienić tymi wszystkimi papierami na maila ( o matko, ja to muszę jutro w pracy wydrukować!!!! no dobra, mogę w sobotę bo też pracuję) i kto pierwszy ten odbiera.
Micha:
Zaspałam do pracy, to znaczy zdązyłam ale wstałam w chwili odjazdu mojego tramwaju, którym zwykle jeżdże hehehe więc nie było wody z cytryną z rana
Śn: musli, truskawki, jogurt
Śn II: koktajl białkowo-truskawkowy, 3 wafle ryżowe, w tym jeden z masłem orzechowym
Lunch: sałatka z kaszy gryczanej z pomidorkiem suszonym, burakiem marynowanym, mozarallą, szczypiorkiem i koperkiem oraz pestkami dyni, do podgryzania ogórek świezy sztuk 2
Obiad: spaghetti - powtorka z wczoraj i 1 kotlet sojowy z wczoraj
Kolacja: koktajl białkowy z 1/2 banana i truskawkami, garść słonecznika
Na minutę. Ja już nic nie wydrukuję bo jutro jadę raniutko do Warszawy i wrócę późno i już nie będę w biurze przez cały weekend. W domu nie mam drukarki.
Muszę opowiedzieć o rogach, obrazie i zwierzętach mocy. Ale nie teraz.
Caluski :*
szubko szybko puki pamiętam!
bazylia
kremy
..
i już zapomniałam...
kiełki!!!!!!
dobra.
Niobe, olejek do włosów mega super! To jest pierwszy olejek, po którym mam miękkie włosy i jednocześnie włosy nie są tłuste! Jak przesadzę, to są. Ale jeśli nie, to nie! A przy innych, które do tej pory miałam, to nawet małe ilości powodowały, że włosy za bardzo się obciążały i tłuściły.
Krem pod oczy - bez wowa, ale mi nie szkodzi. Jakbym miała wybrać sklepowy, to byłby to ten.
Bazylia. Wyhodowałam z nasionek bazylię cytrynową.... Wiecie co? Zarąbista do wody! W sensie, że do dzbanka wlewam wodę mineralną + zioła. I ona jest super do tego! Ale na kanapki niedobroć :P Zbyt cytrynowa ;)
Kiełki. Znalazłam stado przedziwnych kiełek! Kapusta biała, jęczmień, rukola, cebula i ... kurde, coś co pachnie jak cebula, ale nią nie jest. Wyrzuciłam już opakowania. nie wiem :D
Frey ja ci wyślę tą chustę jak przyjdzie. Bo będziemy się widziały znowu dopiero w lipcu, a tak to już sobie pobiegasz.
Aha, koszulka!
Niobe, niestety, ale koszulka jest za wielka na G. OGROOOMNA!
Frey, świetny trening! Ale miałaś radochę!!!
Zdążyyyymy. G już myśli o tym, aby wyjechać o 6 :D W najgorszym razie ostatnia tura ludzi wybiega o 12 :) Jeśli o 6:00 wyjedziemy to w najgorszym razie dojedziemy o 10:00. Może chwilę po.
Malta (darmowe parkingi) oraz miejsce odbioru pakietów oraz start, to wszystko jest dość blisko siebie. Na mapie przynajmniej ;) Znajdziemy się.
dziewczyny!
Muszę wam coś opowiedzieć! Ale nie mogę jeszcze wszystkiego!!!
Chciałam powiedzieć, że od piątku żyję tak aktywnie, że nie wiem dlaczego jeszcze oddycham!!!
W piątek trening. I w zasadzie od czasu "przed treningiem" wszystko się zaczęło. Cała prędkość życia, informacji i działania szarych komórek!
W sobotę piętnastka.
GORĄCO!
Spotkałam super biegaczy na trasie! Nie no, masa rzeczy dobrych się wówczas wydarzyła! Tyle emocji, tyle ludzi, tyle dobroci!
Ta piętnastka w sobotę naprawdę dała mi w kość. Przedziwna trasa, gorąc ... Bolały mnie nogi! UDA! TYŁEK! I nie wspomnę, że całą piętę miałam zdartą bo mi się skarpetka zsunęła :P A około 8. km zabrakło mi już paliwa. Zjadłam po treningu w piątek makaron (o 21:15!) ale śniadanie trochę bylejakie. No zabrakło paliwa w sobotę. A żel zostawiłam w samochodzie ;)
No nieważne. Cała impreza cudowna. Nawet to, że na obiad w burgerowni pani pomyliła moje zamówienie i dostałam nie to co zamówiłam (wyszłam głodna :P Nie umiem się kłócić...) obszedł mnie jakoś bokiem, bo miałam w sobie tyle radości, że normalnie... Nie potrafiłam jej unieść i się wylewała!
Potem Sis, namiot, Maja, która wkur$%^& G tak bardzo, że postanowił spać w aucie. Ale zaproponowałam spanie w domu (bo jakaś mega impreza była na wiosce i disco polo było mega uciążliwe. Jak to G stwierdził, dalibyśmy radę, ale Maja wymyślające kolejne pomysły dlaczego jeszcze nie zamierza spać (siku, kupa, picie, w głowie jej się kołuje itp), dobiły go totalnie. W pokoju, w którym spaliśmy nie byliśmy w stanie usnąć. Zochę brzuch bolał, bo dorwała się do wiaderka z wyrzuconymi resztkami z grila (skóra z ryb, ości, resztki spalonych ziemniaczków, spalone części kiełbasy...), o 2:10 wypuściłam ja na dwór. Podobało jej się bardzo. Pogoniła kuny i zjadła ich kupy. Najwyraźniej ból brzucha przeszedł. Spała. O 3:30 ptaki zaczęły śpiewać tak pięknie!!! Troszkę mnie uśpiły. Wreszcie. Na sekundę w sumie. W tym pokoju naprawdę nie da się spać. Myślałam, że to przez to, że nowe miejsce, ale nagle G mówi, że ten pokój ma tak dziwną energię, że on nie jest w stanie spać!!! No. No to sobie nie wymyśliłam. Jak śpię u nich w tym pokoju, to nigdy nie jestem w stanie usnąć. Wstaję padnięta i obolała...
I o 5 rano pobudka. Cieszyłam się, że wreszcie możemy wstać, a z drugiej strony, wreszcie ciało zaczęło się rozluźniać, gdy słońce wschodziło!... No trudno, czas wstawać!
Więc spoko, że w nocy zero snu. Potem podróż i spędzenie w Poznaniu naprawdę cudownego czasu! Trochę dziwne było to, że tak krótko, ale jeszcze się będziemy widzieć długo, prawda? Potem powrót, załamanie G (początkowo ze zmęczenia w aucie, a potem, pod samym domem Sis nie wytrzymał i nawrzeszczał na Maję :D),... W domu byliśmy po 21:00.
Zocha obrażona. Serio Miała focha na nas. Nie chciała w ogóle z nami wracać. Sis stwierdziła, że na widok Jarka bardziej się cieszyła niż na nasz widok. Nie wiem czy to dlatego, że było jej aż tak dobrze tam, czy była na nas zła, że ją zostawiliśmy. Dziś już ok, ale wczoraj... Mało tego, ona wczoraj w ogóle drzemki nie miała w ciągu dnia, więc jak wróciliśmy to padła.
I spaliśmy prawie 11h.
Aż byłam odwodniona i ból głowy ściągnął mnie z łóżka. Czy się wyspałam? Gdyby nie ten ból głowy, spałabym dalej. Ale przyznaję, że ciało mam wypoczęte. Wreszcie! G się poddał i nie poszedł do pracy.
Myślicie, że to koniec?
Nie.
Dziś spotkałam się z Rafałem. Ale skoro obudziliśmy się o 11:00, to nie zdążyłam na autobus więc musiałam pojechać na rowerze. Ciekawe kiedy moje ciało się zbuntuje :P
Ale warto było.
Naprawdę warto!
Nie mogę wam nic opowiedzieć jeszcze. Bo wiem tylko ja i G. Ale. To jest coś. I potwierdza się zasada, że ten rok jest rokiem zmian. I spełniania marzeń. I że trzeba chwytać co świat przynosi i nauczyć się iść za tym, bo inaczej za rok będzie przeeeechlapane.
Matko z córką!
Wiecie co?
Strasznie intensywne to wszystko.
Aż się trochę przerażam. Ale jedyne co mogę, to się rozluźnić i pozwolić by zmiany wokół się działy :)