-
mój ojciec się cieszy bo przynajmniej więcej żarcia jest dla niego ;P
a poza tym on się kompletnie nie zna, dzisiaj coś walnał że niby waze 40 kg i powiedział to na poważnie _-_
-
moja mama przed moim polmetkiem (wazylam 50kg) mowila ze waze tyle co worek ziemniakow
i mowila na mnie kartofel
tata mi mowi ze diety nie sa mi juz potrzebne
ale ja i tak sie bede odchudzala bo musze w spodnie wejsc...
-
Sympatycznie:P
Mnie wkurza brat, co chwila się pyta "jak tam waga". Facet mamy irytuje się, że nie jem jego paskudnego żarcia. Ciotka mówi, że "takie dziewczyny to nie są do odchudzania". Wujek widząc jak jem musli mówi "zjedz coś normalnego schudniesz"(ciotka i wujek od strony mamy są bardzo, bardzo grubi). Znajoma mówi "no i po co się odchudzać", ale znam ją od lat i widzę, że mówi bo to ona ma być ta chudsza. Ogólnie jest ciekawie xX xD
-
nie lubie czegos takiego... od razu mnie spazma bierze i trzaskam drzwiami
-
Ze mnie mama brechta, bo mam słabą wolę, ojciec którego widuję średnio raz na dwa tygodnie tylko mi mówi "schudłaś." "przytyłaś." itd., siostra też się nabija, obie babcie i dziadek marudzą że w anoreksję wpadnę.. Cyrk na kółkach 
Wiecie co? Wczoraj sobie rozmyślałam... Doszłam do wniosku, że nadszedł czas, by mój umysł zwyciężył nad ciałem. Do tej pory robiłam to bez mobilizacji. No, bo wszystkie wiemy, że odchudzanie zaczyna się w głowie. Teraz mam wrażenie, że do tego odchudzania dojrzałam.
Uwielbiam jeść i mogłabym to robić cały czas. Ale np. zjedzenie pączka czy czekolady to przyjemność krótkotrwała - następnego dnia, o ile w ogóle pamiętam o tym, że go zjadłam, to tylko dlatego, że mam wyrzuty sumienia z tego powodu. Ładne, szczupłe ciało, to "inwestycja" - jest ono źródłem większej pewności siebie, która przydaje się w życiu jak mało co. Posiadanie szczupłej sylwetki jest większą przyjemnością niż sto litrów lodów śmietankowych i sto kilo pistacji razem wziętych. Wszystkie znamy te słowa - "dziesięć sekund w ustach, pięć godzin w żołądku, całe życie w biodrach"... Schudnięcie nie zmieni mojego życia o 180°, ale jest spodobem na pokazanie sobie i innym: "potrafię!". 'Jem by żyć', a nie 'żyję by jeść', od dziś to moje motto!
<- chyba mi się nudziło, no ale cóż
-
masz racje...
dlatego ja sie odchudzam od poniedzialku... musze sie nastawic...
-
Wiecie co? Idę robić ten omlet, o którym wczoraj gadałyśmy
-
-
Omlet był pyszny... Zrobiłam z trzech jajek i jednej płaskiej łyżki mąki, wyszedł mi strasznie oklapnięty (chociaż na początku był puchaty), ale był dobry
Do przepisu dodałam od siebie dwie łyżeczki mleka 0,5%, no i zamiast cukru wzięłam słodzik. Zapchałam się nim totalnie 
Ech jakiś taki do dupy wieczór, właśnie mama z bratem pół przedpokoju rozwiercili, bo chcą powiesić gdzieś telefon, posiałam moje Święte Szydło, a jestem w połowie dokręcona, przyjaciółka odwołała spotkanie, za to kumpel zaprosił mnie na wieczorek filmowy na którym na 100% będzie żarcie... Jakiś dół mnie łapie.. :\
-
oj musze zrobic ktoregos dnia
heh mnie wkurza, ze albo raz gadaja, ze nc nei jem, albo nie widzac ile jem, jak sobie raz kupie wafelka czy cos, to slysze: haha i Ty sie odchudzasz
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki