-
odp
Witaj Toshi :D
Poruszyłaś kolejny fajny temat :) (robisz to specjalnie???? :))
Niejaki Mckenna ;) jasno stwierdza, że....
KAŻDY CZŁOWIEK MA SWOJĄ HISTORYJKĘ/WYMÓWKĘ 8)
Taka historia ma za zadania"wyjaśnić" mu i innym też dlaczego jest jak jest.
Tematy najczęściej spotykanych "historyjek": duchy (dawne), metabolizm, genetyka, rodzinne obciążenia,wiek, tradycja, ludzie (bo to kolega mnie zaciągnął) itd.
Zasada historyjek jest taka, ze wszystkie te powody są niezależne od nas - my na nie nie mamy wpływu, po prostu taka jest "rzeczywistość". I trochę to prawda, ponieważ ta "rzeczywistość" istnieje i my zgodnie z nią działamy, tyle, że jest ona TYLKO w naszej głowie:wink:
WYMÓWKI cementują stan obecny. Świadczą o bezradności :roll: . Trudno się zmienić jeśli "wiem", że mam taki np. .........(wstaw co chcesz np. metabolizm). Zmiana w tym wypadku jest niemalże niemożliwa (wymówki działają cały czas podświadomie i sabotują nasze działania).
Jak rozbroić historyjkę???, porównać czym FAKTYCZNIE różnisz się od tzw. normalnych, a jeśli nie jesteś w stanie konkretnie stwierdzić (np. metabolizm) to ZAPOMNIJ o tym. Ciekawiej jest np. z grupą krwi, jednak warto zadać sobie pytanie np."czy są (albo mogą być) osoby szczupłe z.................. ?" i...już masz odpowiedź :D
Do tej pory nie WIERZYŁEM :( , ze wymówki są fikcją i ja jestem normalnym człowiekiem. Teraz wiem, że jestem zdolny działać samodzielnie i samodzielnie dokonywać wyborów 8) i odtąd schudnięcie będzie łatwe. :D :D :D
Następnym razem opiszę kolorowy wir. Jest na filmie, w książce chyba go nie ma.
Co u mnie???
Dzisiaj trochę chodzenia :) i 20 min stepa. Wróciłem na tor z jedzeniem. Jest OK :):):)
Zacząłem stosować tapping gdy tylko "łakome myśli" się pojawiły-rewelacja. :lol: Polecam!!!
Mam kłopot z wyobrażeniem sobie siebie jako osobą ... szczupłą 8)
Fajne wnioski wyciągnęłaś z tej ******j. Superowo. Tak trzymaj Toshi
Pozdrawiam serdecznie :D
Majka
PS. U mnie rodzinka na początku się pytała co robię pukając się "tu i tam", ale przyjęła tą metodę "ze zrozumieniem" :roll:
-
odp
Dzisiaj było ok z jedzonkiem. Badałem siebie przed jedzeniem.
Ćwiczenia to 60 brzuszków i 20min stepa.
-
Tak tu ładnie piszecie o zmianach, a ja ciągle się ociągam. Ciągle ciągam stare nawyki ;) Nie byłabym taka pewna, czy w 100% odpowiadam za swoje czyny - również te dietetyczne (dieta jako sposób jedzenia, a nie postny jadłospis). Mój zestaw wymówek, to nawyki, Które porzebują czasu do zmiany, a ja czasu za bardzo nie mam. Ani mocy przerobowych, aby eksplorować nowe obszary zachowań :P No, a przede wszystkim jest zimno, i w naszej ssaczej rodzinie się instynktownie magazynuje tłuszcz. Ładne wymówki, prawda? ;)
Tyle o wymówkach. Teraz o kontroli. Wydaje mi się, że ludzie mają bardzo różnie usytuowane poczucie kontroli - jedni lubią to robić sami, inni wolą być pilnowani przez kogoś, czy przez coś (np. idee ;)) - więc sądzę, że działa to co kto lubi. A skutek może być taki sam - zmiana nawyków żywieniowych. I potem już jest większa szansa na ich utrzymanie.
To, co proponuje Mckenny to zresztą też narzucenie pewnej kontroli zewnętrznej - np. ta szklanka wody przed posiłkiem - nie dlatego, że właśnie masz ochotę, tylko że tak należy, bo coś tam. Tudzież zostawianie kęsa na talerzu (rozumiem po co się to robi, ale...). Czym to się różni od liczenia np. kalorii? To i to zmierza do uświadomienia sobie stylu żywienia i zmiany nawyków, więc?
-
Hello Majeczko :D
Pod wpływem "chwili",opinii naszych, niektórych Odchudzeniek popełniłam
tą /tfu/ dietę z ******i.Wielka ściema z osobistym trenerem /a, jednak!/
o menu nie wspomnę.Jestem generalnie jak to się obecnie mówi na NIE.
Wyobraziłam sobie przez moment, że "ktoś" mnie podgoni, i specjalnie
dla mnie ułoży menu,tak abym zdołała się nauczyć co i kiedy pochłaniać.
Ok.przeczytałam, wkurzyłam się bo gotowce dali a nauka? bardziej nauczka.
Wracam na drogę "cnoty" mniej i bardziej "oględnie" jeść; pogoda
nie zła, więc w plener na moje Nordic-kie kijki i rower i ganianie za/z psem :D
I, to jest to Majeczko co tygryssski lubią najbardziej :wink: :wink:
-
Masz rację Majko z tymi wymówkami. Ale coś trzeba zachować na pociechę :lol: To ,że jak jest zimno tżeba wchłaniać tłuszcz też jest dobre - w każdym razie działa na nas. Każda pani w sklepie powie, że zimą sprzedaje więcej bananów - bardziej kalorycznych i nie polecanych przy diecie SB.
To ciekawe ale kiedy byłam szczupła zawsze zostawiałam jedzenie na talerzu - miałam wymówkę - dla psa. Teraz nie zostawiam, muszę do tego wrócić. I koniecznie spróbuję z tą szklanką wody.
Pozdrowienia :D
-
Witaj :D jeszcze raz prześledziłam w twoim wątku opisywane techniki i myślę,że w kryzysowych sytuacjach (tzn gdy będę bezsilna w poskromieniu apetytu) zastosuję niektóre z nich. Jak na razie panuję nad różnymi pokusami, co prawda nie wiem jak długo. Nie umiem sobie wyobrazić jak można zupełnie zmienić nawyki żywieniowe, które są we mnie przeszło 40 lat :?: :?: :?: Dla mnie to trudna sprawa :oops:
Czy wymówki są stanem naszej bezradności :?: pewnie tak - brakiem silnej woli, wytrwałości a przede wszystkim silnego, twardego charakteru. Każdy/a z nas na tym forum ma większe , czy mniejsze z tym problemy - nie ma się czego wstydzić, normalna ludzka rzecz. Ważne żeby sie wspierać w tych trudniejszych momentach.
Pozdrawiam aga
-
Cześć
Witam dziewczyny. Sorki za to, że trochę mnie tu nie było. Musiałem porobić. Obiecałem kolorowy wir, więc najpierw go opiszę a potem pogadamy o tym co się działo i odpiszę na Wasze posty.
Kolorowy Wir
-
Już myślałam, że się...poddałeś /?/ :lol:
Pozdrawiam
-
Kolorowy Wir
Kolorowy Wir (icmyt 34.avi, 15:43-29:05)
Ćwiczenie ma podobny charakter jak tapping jednak jest dużo bardziej uniwersalne. Ja
tappingu używam gdy coś nagle chcę, a to używam w ramach codziennych ćwiczeń.
Jeśli jestem naprawdę głodny odczucie pozostaje jeśli zaś nie jestem to znika.
I. Identyfikacja odczucia
1.Wyobraź sobie ulubiona potrawę (zobacz w kolorze jak wygląda, poczuj jak pachnie i jak może smakować)
2.Zwracając uwagę na swoje odczucia w ciele oddalaj i przybliżaj w myślach potrawę.
(Najczęściej jest tak, że mamy początkowo odczucie w żołądku. Jak zbliżamy potrawę to uczucie się zwiększa i idzie w górę, a jak oddalamy to się zmniejsza)
3. Przytrzymujemy w myślach potrawę blisko siebie i badamy co dzieje się z odczuciami. (najczęściej jest tak, że odczucie pożądania zaczyna wirować w nas-żołądek, klatka piersiowa, szyja, usta, na zewnątrz, żołądek i tworzy się taki wir)
Pierwszą część(I) wykonujemy tylko raz-to tylko kwestia identyfikacji odczuć. Jak ktoś nie może zidentyfikować to można podejść do ćwiczenia na zasadzie czysto symbolicznej i po prostu wyobrażać sobie, że się coś czuje.
II. Praca z wirem
Gdy już wiemy jak wiruje nasze pożądanie to:
1. Poczuj wir pożądania wraz z jego kierunkiem (odczucie pożądania zaczyna wirować w nas-żołądek, klatka piersiowa, szyja, usta, na zewnątrz, żołądek i tworzy się taki wir)
kręć dłońmi przed sobą w kierunku wiru
2.Nadaj temu wirowi jakiś kolor (na filmie jest to kolor czerwony)
3. "Wyjmij" wir z siebie i patrz jak sie obraca przed tobą czerwony wir-cały czas obracasz wir przed sobą dłońmi
4. Odwróć wir, który jest przed tobą, tak aby kręcił się w przeciwnym kierunku (można też wyhamować i zacząć kręcić w drugą stronę)-cały czas obracasz wir przed sobą dłońmi-tylko tutaj zmieniasz kierunek
5. Zmieniasz kolor wiru (na filmie jest to kolor niebieski) i wkładasz wir w siebie-cały czas obracasz wir dłońmi
6. Zaczynamy kręcić wirem coraz szybciej, a na końcu bardzo szybko (fajnie jest dodać efekty dźwiękowe)-cały czas obracasz niebieski wir dłońmi (nasze pożądanie maleje do zera)
7. Sprawdzenie pożądania odnośnie ulubionej potrawy
III. Przeprogramowanie myśli
1. Zamknij oczy i przypomnij sobie sytuacje, gdy sie obżerałaś i użyj niebieskiego wiru (razem z rękami)-sprawy z przeszłości
2. Zabierz ze sobą niebieski wir do każdego posiłku i sytuacji związanych z jedzeniem(razem z rękami)-sprawy z przyszłości
3. Otwórz oczy-wróć do sytuacji gdy się obżerałeś, a teraz tego nie robisz-jak jest? masz kontrolę?
-
odp
ajka3
Kontrola. 8) Z tym jest tak, że każdy coś kontroluje. Różnica polega na tym, że jedni więcej a inni mniej. Dodatkowo jedni kontrolują rzeczy ważne inni zbędne.
Nic nie może kontrolować naszych odczuć z zewnątrz, ani przedmioty, ani ludzie. To my się denerwujemy (chociaż często mówimy innym, że nas denerwują ;) -ujmując to inaczej-pozwalamy sobie się zdenerwować, na kogoś nakrzyczeć, do kogoś się uśmiechnąć)
Szklanka wody to nie jest kontrola zewnętrzna tylko sprawdzenie czego naprawdę chcemy, ponieważ odczucia głodu i pragnienia u wielu osób podobnie się objawiają. 8)
Samorodek
No jeszcze jestem :) i snuje dalej te swoje kontrowersyjne metody :D
na razie ćwiczę codziennie, chciałbym aby to była stała część mojego życia i mi nie przeszło po miesiącu jak zazwyczaj. :)
Toshi
Trzymaj się Toshi, każdy posiłek to ćwiczenie :)
agaaa
hahaha fajnie napisałaś z tym charakterem. Ja to widzę inaczej :D
Każda osoba na tym forum ma BARDZO SILNY CHARAKTER, który wręcz uniemożliwia dokonanie zmiany. Jak się to mówi jeśli chodzi o np. jedzenie "rozum mówi nie, ale silna wola zwycięża". ;)
Robiąc to co zwykle otrzymamy rezultat taki jak zwykle.
Ja tez miewam trudne momenty, muszę sobie potem wybaczać i dalej do roboty. :)
Cieszę się, że żadna z Was mnie nie potępia za to co robię i nie narzuca własnych (jedynie słusznych)poglądów, za to z wyrozumiałością traktujecie to co robię i często wspieracie.
dzięki dzięki dzięki dzięki dzięki dzięki dzięki dzięki dzięki dzięki dzięki dzięki dzięki dzięki dzięki dzięki dzięki dzięki dzięki dzięki dzięki dzięki dzięki dzięki dzięki dzięki dzięki dzięki
Pozdrawiam Wszystkie Panie
-
Cześć Majka :D Zupełnie nie rozumiem za co dziękujesz :roll: Jesteśmy tu wszyscy po to żeby się wspierać i coś nowego dowiedzieć. Ty podchodzisz do odchudzania od strony psychologicznej i bardzo dobrze. W odchudzaniu nie zawsze pomocne są diety, ważne jest też nasze podejście do sprawy i ,,wsłuchiwanie" się w potrzeby naszego żoładka. Przyznam sie czasem sprawdzam poziom swojego nasycenia i potrafię bezboleśnie z powrotem zamknąć lodówkę. A kolorowy wir :lol: czy poskutkuje :?: to sie okaże :wink: muszę jeszcze raz to przetrawić. Czyli, jak sam widzisz, twoje teorie i poglądy też są potrzebne i myslę, że kazda z nas jeżeli tego nie wypraktykuje, to chociaż sie z nimi zapozna.
Jeżeli chodzi o 6w (6 Weidera)- jest to trening aerobowy kształtujacy i wzmacniajacy mieśnie brzucha - wiecej na ten temat znajdziesz w internecie. Polecam.
Pozdrawiam i czekam na kolejna terapię :D
-
Agaaa
aaaaa weider wiem-znalazłem
Dziękuje bo widziałem już wiele różnych rodzajów pomocy (a w zasadzie motywacji z jakiej pomoc wynikała). B. często spotykam chęć wywyższenia się poprzez pomoc (udowadnianie, że jest się lepszym), narzucanie swojego zdania (oczywiście dla dobra "pacjenta", jako jedynie słusznego).
Widziałem też "pomocobiorców", którzy odrzucali pomoc innych dokładnie z tych samych powodów
Jak wiesz najbardziej cenna jest ta bezinteresowna (co prawda pisałaś o chęci zdobycia wiedzy) i czuję że właśnie takiej tu doświadczam.
-
Hello Majeczko- niech Ci się uda ładnie i "porządnie" trzymać fason w tzw.
łykend. :wink: Pozdrawiam :D
-
Witaj Majko - Rodzynku :lol:
Zagladam przywitać sie i zaoferować wsparcie :lol: Widzę, że masz swoja koncepcję odchudzania i jak słusznie zauważyłeś to forum jest właśnie dlatego tak wspaniałe, ze nikt tu nikomu nic nie narzuca, czasem coś poroponuje z własnego doswiadczenia...ale najistotniejsze, że daje wsparcie - coś o co najtrudniej w życiu codziennym. Jeszcze jedno - tutaj wszyscy cieszymy sie każdym sukcesem razem... to też wspaniale motywuje :lol:
Pozdrawiam serdecznie i zyczę wytrwałości w dążeniu do celu :lol: http://img525.imageshack.us/img525/1162/31gh0.gif
-
Majka Ciekawy ten kolorowy wir. Przy najbliższej okazji wypróbuję (a będzie to po obiedzie, kiedy zawsze pożądam namiętnie słodyczy) Technika wygląda ciekawie, tylko zastanawiam się, czy tak na zimno, bez wcześniejszego treningu autohipnozy czy choćby wizualizacji, każdy będzie ją w stanie zastosować...
A ja tymczasem wglądnęłam do czeluści moich chęci i uczuć i zaprzestałam jedzenia mięsa. Na razie od tygodnia. Zresztą z założenia jest to eksperyment na miesiąc - a potem sie zobaczy. TUtaj akurat zmiana nawyków nie jest bolesna, bo nigdy za mięsem nie przepadałam. Trudniejszy i zdumiewający jest opór rodziny. Ale i ten już nieco zelżał...
Agaa - zdaje się ze zmianą nawyków jest tak, że na każdy rok trwania zachowania trzeba tygodnia oduczenia, więc za 40 lat - 40 tygodni. A żeby to nie było takie straszne, to pewnie najlepiej stopniowo, aby się nei zniechęcić. Bierzemy jeden nawyk, oglądamy go pod lupą, zastanawiamy się, jakie jest jego znaczenie, jaką potrzebę nam zaspakaja, zastanawiamy się jak tą potrzebę można zaspokoić inaczej i opracowujemy strategię zmiany ;)
-
Dzień dobry :).
Bywam na tym forum już od jakiegoś (wcale nie krótkiego) czasu, ale nigdy się słowem nie odezwałam. Teraz jednak postanowiłam spróbować, bo sama stosuję metodę Paula McKenny, więc może kogoś zainteresuje, jakie są efekty. Ale lepiej zacznę od początku, czyli napiszę troszkę o mnie i mojej niekończącej się historii odchudzania.
Mam więc na imię Marta, mam 22 lata i odchudzam się, odkąd pamiętam. Od dziecka słyszę, że ważę za dużo, a temat jedzenia jest jednym z centralnych w moim domu (moja mama dużo o tym mówi, choć niewiele czyni w kierunku dokonania jakichkolwiek zmian w tym zakresie, wciąż ważąc nieco za dużo). W każdym razie od parunastu lat jedzenie jest jedną z ważniejszych rzeczy w moim życiu (jeśli nie jego centralnym punktem). Do tego dochodzi tendencja do tycia, kompleksy, dążenia perfekcjonistyczne, a w efekcie bulimia, jedzenie kompulsywne, swego czasu depresja. Miliony diet (bardziej, mniej mądrych), każda zakończona wiecznie prześladującym mnie jojo. Doszło do tego, że nie potrafiłam wytrzymać na 2000 kcal. I tak w kółko chudłam, tyłam, aż w końcu uznałam, że 62-3 kg to po prostu waga, na którą jestem skazana i tyle. A podkreślam, że to wcale nie tak mało, zważając na fakt, że mam zaledwie 156 cm ;). Oczywiście uwarunkowań takiego stanu rzeczy było o wiele więcej, ale ja przecież „tylko” chciałam schudnąć kilka kg, żeby… właśnie… żeby być idealna i warta miłości. Potem zaczęłam spotykać mężczyzn, którzy mimo wszystko potrafili mnie zaakceptować. I jakoś (mniej lub bardziej skutecznie) przekonałam samą siebie, że przecież „nie jest tak źle”, nie muszę być idealna, ale gdzieś w środku cały czas próbowałam. Wiedziałam doskonale, że żadna dieta nie ma u mnie racji bytu, bo znam siebie na tyle, że wytrzymam miesiąc, dwa, codziennie siłownia, jasne, pięknie wszystko, ale w końcu coś pęknie i skończy się tak, jak zawsze. Wiedziałam, że jeśli chcę coś zmienić, to na pewno nie tędy droga. Wtedy właśnie trafiłam na metodę Paula. No po prostu rewelacja, cudowny eliksir szczęścia. Tak mi się przynajmniej wydawało na początku. Teraz wiem, że faktycznie metoda jest dobra, ale problemów natury psychicznej (przyznajmy szczerze – problem z wagą zwykle ma inne podłoże niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać) nie można się pozbyć w tydzień, czy dwa.
To było jakoś w grudniu chyba. Metodę stosowałam jakieś 3 tygodnie. I schudłam do 58 kg. Czyli tak na oko 4-5 kg. Bez większych wyrzeczeń. Przyznać jednak muszę, że to wcale nie jest takie proste. Nawet zasada „jedz tylko to, na co masz ochotę” jest cholernie trudna do wprowadzenia w życie. Odkąd pamiętam wmawiano mi przecież, że słodycze są złe, a jeść należy chude mięso, „dobre” węglowodany, warzywa, no prawie same świństwa – wiadomo ;). Do tego każdy widząc osobę odchudzającą się z czekoladką ma tylko jedno skojarzenie. Tak więc ten pierwszy tydzień był naprawdę ciężki. Miałam ochotę na prawie same słodycze. Wiedziałam, że z czasem to się unormuje, że mój organizm w końcu zacznie domagać się też zdrowszych produktów, no ale łatwo nie było. Zawzięłam się, wytrzymałam tydzień i zaczęło mi się „chcieć” rzeczy, na które wcześniej bym nawet nie spojrzała. Jasne, ciężko było wytrzymać do momentu aż naprawdę zacznę być głodna, ale krok po kroku uczyłam się słuchać swojego organizmu, który wcale nie wymagał liczenia kcal. Zaczęłam naprawdę cieszyć się jedzeniem, powoli wyrzuty po zjedzeniu pączka ustępowały.
I jak mówiłam, jakieś 3 tygodnie były cudowne. Ale potem… potem zaczęły się problemy w związku, dużo nauki (1 osoba, 2 sesje, ogrom wiedzy do opanowania, brak czasu) i… i czułam się coraz lepiej ze sobą, spodnie były luźne, a na słuchanie płyty Paula McKenny nie znajdowałam ani chwili. I przestałam. Może nie – zaczęłam uciekać od problemów tam, gdzie uciekałam zawsze – do jedzenia. Jasne, mój żołądek się skurczył, teraz za „napad” uważałam jedną czekoladę, a kiedyś… kiedyś jedna czekolada była kroplą w morzu. Jadłam dużo więcej niż podczas stosowania metody Paula, ale w porównaniu z tym, na co stać mój organizm to naprawdę niewiele. I ćwiczyłam. Cały czas ćwiczyłam. Nie mam pojęcia dlaczego, ale odkąd poczułam się lepiej, pewniej, stosując metodę Paula zaczęłam ćwiczyć. I nie poddałam się po miesiącu, jak zawsze. Jadłam więcej, nie słuchałam płyty, nie stosowałam się specjalnie do metody, a nic nie przytyłam. Dalej ważę 58, pomimo że przecież wszystko powinno wrócić. Ale nie wróciło. Postanowiłam więc spróbować jeszcze raz. Po sesji b. się uspokoiłam, przetrawiłam rozstanie, zaczęłam słuchać płyty, patrzeć na siebie z większą życzliwością. Od kilku dni znowu stosuję się do zasad Paula i jest mi cudownie. Wiem, że jeszcze będzie milion dni, kiedy zjem za dużo, ale wiem też, że po raz pierwszy w życiu naprawdę cieszę się jedzeniem. I wiem, że w moim przypadku jest to jedyny sposób na to, by polubić siebie. Bo właśnie, zapomniałam, dzięki tej metodzie nauczyłam się patrzeć na siebie całkiem inaczej. I to nie tylko dlatego, że troszkę schudłam, ale przede wszystkim dlatego, że nauczyłam się (no, uczę jeszcze ;)) słuchać siebie, rozmawiać ze sobą, sprawiać sobie przyjemności i przestałam traktować jedzenie jako coś złego, coś, czego trzeba żałować, wstydzić się.
A pisałam o tym wszystkim dlatego, żeby pokazać, że to jest metoda nie tylko odchudzania, ale coś więcej. Ja nie mówię, że poradziłam sobie ze swoim problemem, bo wiadomo, że nie, ale uczę się akceptować siebie, uczę się słuchając tego nagrania i zaczynając traktować jedzenie w całkiem inny sposób. Jedzenie i siebie.
A tak w ogóle to przepraszam, że aż tyle liter wyszło, ale nie umiem pisać w sposób bardziej zwięzły :). I, jeśli pozwolisz, będę tu czasem wpadała.
-
No, nooo, Guernica - gratulacje ! :)
A jaka jest zawartość tej płyty?
-
Kurcze-chwilę mnie nie było na forum i ...SZOK
Mam artykuł z interii. Tro0chę to inna bajka ale jest fajnie o wartościach i wyszczuplaniu
http://fakty.interia.pl/prasa/przewo...u,1066427,4255
-
:D witaj Majeczko musze tu czesciej zagladac -boć tu przeciez same madre rzeczy wyczytuje . Pieknie Ci to wszystko idzie i zycze dalszych efektow.
Czasem nie moge nadazyc za Toba ,ale pomalu pewnie dam rade. Pozdrawiam serdecznie i zycze milego dnia . :lol: :lol: :lol: :lol: http://www.gifs.nl/gifsdir/smileys/w...miley-rope.gif
-
Już mówię :). Właściwie to się zastanawiam, dlaczego nasz gospodarz :D nic tu chyba o płycie nie pisał (a może ja coś przeoczyłam?), ale być może albo książki z płytą nie posiada, albo posiada, lecz z płyty nie korzysta, albo sama czynność wsłuchiwania się (która dla mnie jest podstawą stosowania metody) nie ma dla Niego większego znaczenia. W każdym razie do książki dołączona jest płyta z treningiem. Trening trwa 25 minut i moim skromnym zdaniem jest fenomenalny. Ba, powiem więcej – jestem przekonana, że gdyby nie on, to mi na pewno by się nie udało. Ale przejdźmy do konkretów – zawartość płyty to trening programowania umysłu (wersja polska oczywiście), który odbywa się w stanie głębokiej relaksacji (tak głębokiej, że kiedy ja słucham po całym dniu na uczelni i siłowni, a wstałam dajmy na to koło 6, to większą część treningu przesypiam, zwłaszcza mój ulubiony fragment dotyczący Michała Anioła ;), aby obudzić się na sam koniec – to dziwne, ale słowo daje, ze sto razy przy tym zasypiałam, a zawsze się budzę na koniec, zawsze!). Podczas treningu przede wszystkim b. się rozluźniamy, a pan, który do nas mówi przekazuje nam sugestie na temat zmian, jakie mają w nas zajść dzięki stosowaniu metody Paula. Oczywiście stosujemy się do wszystkiego, zamykamy oczy, leżymy wygodnie i wyobrażamy sobie, jak będziemy wyglądać chudzi i piękni :D. I powiem szczerze – gdyby nie ta płyta, to ja na pewno bym nie dała rady. Na pewno, podkreślam.
Myślę, że kwestia motywacji podczas odchudzania to podstawowa sprawa. Tam jest nawet taki fragment, gdzie pan, który do nas mówi, wypowiada takie słowa: „Ludzka wyobraźnia zawsze jest silniejsza od woli, więc wyobrażając sobie to wszystko, tak programujesz swoją podświadomość, by automatycznie zmieniła twoje myślenie i zachowanie”. I ja wierzę, że tak właśnie jest, przynajmniej w moim przypadku. Ja pamiętam, że zawsze, kiedy się odchudzałam, to póki byłam silnie zmotywowana, potrafiłam godzinami (w łóżku, przed pójściem spać, ćwicząc etc.) wyobrażać sobie, jak będę wyglądała i jak będzie cudownie, kiedy schudnę. Problem zaczynał się wtedy, kiedy zauważałam pierwsze tego objawy i motywacja spadała. A w tym przypadku, choćby poprzez samo słuchanie płyty, cały czas karmimy swoją podświadomość takimi obrazami. I myślę, że coś w tym jest.
Ajka3, jeśli chcesz, to podaj mi maila, a wyślę Ci ten trening. Na kompie zajmuje tylko 11,7 MB, więc mam nadzieję, że uda się wysłać. Oczywiście jeśli ktoś jeszcze jest zainteresowany, to też służę nagraniem ;). Dałabym to na jakiś serwer, albo coś w tym stylu, ale po prostu nie potrafię. Może ktoś z Was się na tym zna i chciałby coś takiego zrobić, bo moim zdaniem, naprawdę warto. Nawet jeśli ktoś nie stosuje metody Paula, to jestem przekonana, że samo słuchanie płyty dużo da. W każdym razie mi daje ;). Byle tylko udało się wysłać. A gdyby nawet nie dało rady, to jeśli masz (macie) jakichś znajomych, którzy chętnie by się do odchudzania przyłączyli, to warto się złożyć i książkę z płytą kupić. Ale miejmy nadzieję, że się uda wysłać ;).
W ogóle to znowu mnie naszło na pisanie, więc może podzielę się Wami pewną myślą, jaka mi wczoraj przyszła do głowy. Bo może ktoś skorzysta :). Zastanawiałam się bowiem nad tym, dlaczego zawsze, kiedy się odchudzałam, potrafiłam wytrwać na diecie miesiąc, góra dwa. I nawet kiedy to były mądre diety (np. 2000 kcal, plus codziennie siłownia – to na mnie zdecydowanie najlepiej działało, nie żadne tam 1000, nie wspominając o innych, mniej lub bardziej wymyślnych głodówkach), to zawsze kończyło się tak samo. Z jednej strony podałabym tu za przyczynę to, o czym wyżej wspominałam, a mianowicie fakt, że na widok pierwszych efektów zaczynałam być coraz bardziej zadowolona z siebie, motywacja zamiast rosnąć spadała, a ja myślałam, że mogę sobie pozwolić na drobny grzeszek, od którego wszystko się zaczynało. I to nawet wtedy, kiedy jedząc 2000 kcal, potrafiłam poświęcić 500 kcal na słodycze (inne diety u mnie naprawdę nie miały sensu, bo przy moich problemach z emocjami nawet tygodnia bym nie wytrzymała, a jedząc w ten sposób naprawdę chudłam!). Zawsze przychodził taki moment, że się poddawałam. I tak zastanawiałam się dlaczego. Kiedyś doszłam do wniosku, że może po prostu ja chudnąć nie potrafię, że nigdy nie zejdę poniżej 58 kg, że to jest moja ostateczna waga, organizm się uparł i tyle. Wiadomo, że to kompletna bzdura, ale już nie wiedziałam, jak inaczej to sobie tłumaczyć. I teraz pomyślałam o tym, że ludzie z założenia nie lubią być ograniczani. A ja w szczególności. Kiedy tylko ktoś mi mówi, że MUSZĘ się czegoś nauczyć, coś zrobić, to ja się automatycznie denerwuję i nastawiam negatywnie. A będąc, nawet na najbardziej, mogłoby się wydawać rozsądnej, diecie, cały czas myślę: „Do końca życia będę musiała liczyć kcal. Zawsze będę musiała się pilnować. I nieważne, czy to będzie 2000, czy po diecie 2500, nieważne ile, ale jednak liczenie zostanie ze mną na wieki. Zawsze jakieś ograniczenie. Zawsze jakaś kontrola. I ćwiczenia. Nigdy nie będę mogła przestać ćwiczyć, zjeść ciastka bez poczucia, że potem zostało mi tyle, a tyle kcal. DO KOŃCA ŻYCIA BĘDĘ MUSIAŁA SIĘ PILNOWAĆ. KONTROLOWAĆ.” A ja nie chcę się pilnować. Nie chcę mieć wiecznie wyrzutów po zjedzeniu pączka. Nie chcę nic liczyć. Chcę jeść tak, jak wszyscy normalni ludzie i nie tyć. I teraz wiem, że mogę. To jest naprawdę ciężka praca, żeby nauczyć się wsłuchiwać w swój organizm, ale daje fantastyczne rezultaty. Bo jak zaczynałam w grudniu stosować metodę Paula, to przez ponad tydzień siedziałam w domu, bo byłam chora. A ja nie należę do ludzi, którzy chorując nie jedzą. Ja chorując jem. Boże, ja zawsze jem. Od dziecka. Jedzenie jako sens życia, naprawdę. Ale wtedy siedziałam w domu, zero ruchu, a chudłam. Jadłam pączki, krówki, to, co lubiłam, a chudłam! A po tygodniu mój organizm zaczął domagać się nie tylko cukru, ale też zdrowych rzeczy. Tych, na które wcześniej bym nawet nie spojrzała. Nic mnie nie ogranicza. Są dni, że po siłowni (czasem robię porządny trening, np. 5 minut rozgrzewki na bieżni, potem 45 minut treningu siłowego, a na koniec znów bieżnia – godzinka) zjem pączka i mi starcza, a czasem mój organizm po takim treningu domaga się grahamki z chudą wędliną, szklanki mleka i 2 krówek. I daję mu zawsze to, czego on chce. Czasem jestem głodna co godzinę, czy dwie, a czasem potrafię się najeść na cztery godziny. Czasem jem głównie pączki i czekoladę, a czasem warzywa. Bo mój organizm wie, czego potrzebuje. I wie ile. A ja chudnę. Teraz leżąc wieczorem w łóżku, kiedy zaczynam być głodna nie staram się zasypiać na siłę, żeby już było rano i żebym mogła zjeść, bo „na noc się nie je”, tylko wstaję, biorę ciastko, kawałek czekolady, albo piję pół szklanki mleka i wracam do łóżka zadowolona. Zadowolona, bo sprawiłam sobie przyjemność i zadowolona, bo nie mam wyrzutów, bo wiem, że kiedy mój żołądek domaga się jedzenia, to trzeba mu go dać (nie dużo, ale coś tam musi trawić). I piszę o tym dlatego, że może przeczyta to ktoś, kto nie potrafi wytrzymać na „normalnej” diecie i ta metoda wyda mu się ciekawa. Bo ja żałuję tylko jednego – tego, że wcześniej na nią nie trafiłam. I jasne, nie jest łatwo, zwłaszcza na początku, ale efekty są rewelacyjne. I mam poczucie, że nic nie muszę i nie będę musiała do końca życia. Bo wiem, że nawet jeśli przestanę ćwiczyć, to mój organizm będzie mniej żądał jedzenia po prostu. Ja będę dalej go słuchała, sprawiała mu przyjemności (czekolada np. ;)), a on za to odpłaci mi się dobrą figurą. Taką, jakiej przy „normalnej” diecie nigdy bym nie osiągnęła.
A swoją drogą chciałam się pochwalić, że dzisiaj się zważyłam. Od czwartku znowu stosuję metodę Paula, a rano ważyłam 56,6 kg! I ja wiem, że to głównie woda, jasne, ale brzuszek mam coraz piękniejszy, a spodnie coraz luźniejsze. I wiem, że z czasem będzie tylko lepiej. Pomimo tego, że wiele razy jeszcze przyjdą gorsze dni. Ale wtedy biorę mp3, słucham, wyobrażam sobie i wracam na dobrą drogę ;).
A jeśli ktoś chce trening, to dajcie maile ;).
-
No Majka ale rozpętałeś dyskusję. Wracam po kilku dniach a tu nowości tyle, że trudno przeczytać :D . Masz rację , niestety każdy posiłek to ćwiczenie, które dość często oblewam :? Przy tych trudnościach A6W to pestka :lol: . Pozdrowienia :D
-
Witajcie :D
Guernico :D przeczytałam twoja bogata w treśc lekturkę i rozumiem, że to co opisujesz działa na twój organizm. Jesteś młodą osobą, ze znacznie szybszym metabolizmem. Ja nie wyobrażam sobie chudnięcia przy jednoczesnym zjadaniu pączków- mówię tylko o sobie-owszem słuchanie terapii, czy też wmawianie sobie pewnych kwestii może pohamować łaknienie na coś. W odchudzaniu jednak ciągle stawiam na ruch, dietę i dopiero wtedy na tzw wspomagacze. A może sie jednak mylę :?: :?: :?:
AJKO nawet 40 dni nie wystarczy na zmianę moich nawyków, po prostu muszę się kontrolować już zawsze.
Majka- twój wątek robi się coraz ciekawszy i obszerniejszy
Pozdrawiam
-
Agaaa, a czy widzisz może (tak, jak ja) coś wspólnego pomiędzy Twoją teorią (jako osoba starsza ode mnie masz słabszy metabolizm, musisz więc się ruszać i stosować dietę, dobrze zrozumiałam, tak?), a przekonaniem o tym, że np. po 18 jeść nie wolno, albo mitem głoszącym, że aby schudnąć należy jeść jedne rzeczy, a innych unikać? Ja obaliłam oba. Znaczy nie ja, ale metoda Paula. W książce są opisane historie też dorosłych kobiet, które schudły w ten sposób.
Ja rozumiem i nie będę Cię namawiała. Słowo daję, że doskonale rozumiem. Sama umierałam ze strachu zajadając się moimi pączkami w pierwszym tygodniu stosowania tej metody. Nawet sobie nie wyobrażasz jak było mi ciężko, kiedy wszyscy wokół krytykowali, śmiali się, że co ona znowu wymyśliła, w życiu przecież nie schudnie w taki sposób. A schudłam. Pomimo tego, że (uwierz mi, proszę) naprawdę mój metabolizm w wyśmienitej formie nie był (śmiem mniemać, że mam więcej diet na koncie niż Ty, i to naprawdę masakrycznych diet w stylu 3 tygodnie na samych jabłkach etc.). A jednak. Różnica między nami polega na tym, że ja spróbowałam tylko dlatego, że wiedziałam, że na żadnej diecie (nawet 2000 kcal, na której bym przecież schudła) nie wytrzymam, a jeśli nawet wytrzymam, to skończy się tak, jak zawsze (w najlepszym wypadku jojo, w gorszym bulimia albo kompulsy). Ja nie miałam wyboru. Ty masz. Ty gdzieś tam w środku wierzysz, że dieta i ruch dadzą efekt. Ja wiedziałam, że ja tak nie potrafię. I teraz się z tego cieszę. Bo ja się już nie męczę. A na pewno nie tak, jak ci, którzy całe życie muszą się ograniczać. I proszę Cię, uwierz mi, że nigdy nie staram się nikomu narzucać swojego zdania, ale wiem, jak ciężko jest schudnąć, wiem, jakie to jest obciążenie, ale wiem też, że można inaczej. Wszystko, co inne budzi kontrowersje. Ta metoda obala wszelkie stereotypy dotyczące odchudzania. Bo jak to możliwe, jeść pączki i chudnąć? Całe życie nam wmawiają, że jest inaczej. Nie jest łatwo uwierzyć, że wystarczy zmienić podejście do jedzenia i można schudnąć o wiele przyjemniej.
I mam propozycje – pomyśl, czy byłabyś w stanie w najgorszym wypadku stracić 2 tygodnie? 2 tygodnie stosowanie metody Paula. 2 tygodnie stosowania 4 zasad (ja nic więcej nie stosuję, żadnych technik, tylko 4 zasady i płyta), bez ważenia się. 2 tygodnie. Możesz albo schudnąć i potem chudnąć dalej w przyjemny sposób, albo przytyć, czy zostać taka, jaka jesteś. Ja jestem pewna, że stałoby się to pierwsze. Ale zrozumiem, jeśli powiesz, że nie, że wolisz chudnąć tak, jak jesteś nauczona. Że nie wierzysz. Albo że boisz się stracić 2 tygodnie. Albo że po prostu nie chcesz, bo Ci to nie odpowiada. Ale może warto spróbować? 2 tygodnie. I naprawdę nie chcę Ci nic narzucać (zawsze raziło mnie u ludzi takie zachowanie), ale ja po prostu wiem, jak ciężkie może być odchudzanie, a istnieje dużo prostsza i przyjemniejsza metoda, która daje takie same (albo i lepsze) efekty. Jeśli tylko napiszesz, że chcesz spróbować, to wyślę Ci trening i zobaczymy. Ale oczywiście przemyśl wszystko. Najchętniej bym poleciła książkę, bo myślę, że ona by Cię przekonała.
No dobrze, idę spać. Dobranoc. I przepraszam, że sieję zamęt :).
-
Juz też miałam iśc do łózka ale... Mnie też nie jest prosto wytrwać w diecie, męcze się i mam wrazenie , że jeszcze bardziej chce mi sie jeśc niż normalnie. Zresztą w moim odchudzaniu nie ma żadnych sukcesów. Cieszę sie z tego, że mniej wiecej utrzymuję wagę. Piszę o tym, bo będąc w twoim wieku byłam wysoką, zgrabną dziewczyną, jednak lata mijały i co roku z większą nadwyżką. Jeszcze się mieszczę w terminie nadwaga i wcale mnie to specjalnie nie cieszy. Takich osób jak ja jest mnóstwo no więc dlaczego tylko nieliczni tak zachwalają P Mc :?: Jego teorie są nowatorskie i chyba nie całkiem sprawdzone. Super, ze tobie się udało - jak na razie do takich spraw podchodzę z dystansem- może z czasem to ulegnie zmianie.
Pozdrawiam-miłej nocki zyczę
-
No tak wszyscy tu sa tylko mnie brakuje ;)
Napisałem już sobie na kartce co mam komu odpowiedzieć a tu... pojawiły sie nowe wypowiedzi :shock:
Ajka3
"trening do treningu" to tak jak "pamiętać o pamiętaniu"-jestem na bieżąco z Misiem Puchatkiem i tam takie teksty sa na porządku dziennym :lol:
Ja też czasem tak myślę i wtedy nie robie nic bo zawsze czegoś mi brakuje lub coś mi przeszkadza. Taki podświadomy sabotaż.
Opór rodziny-wiem o czym piszesz. Spotkałem sie z taka nazwą jak "ekologia zmiany". W dużym skrócie chodzi o to aby zmieniając się nie zrujnować sobie życia (bo np. żona odejdzie, czy szef będzie niezadowolony). Chudnąc często stajemy się atrakcyjniejsi dla otoczenia i to rodzi niepokój najbliższych. Kolejny aspekt to postrzeganie. Rodzinka, przynajmniej moja, nie ułatwia mi zmian :evil: i dostrzega jedynie powroty starych nawyków np. "o znowu stoisz przed lodówką". (to tak jak w szkole-nauczanie poprzez dokopywanie) 8)
Fajne przekonanie "jeden rok-jeden tydzień" masz na to jakieś dowody czy to takie sobie wdrukowanie??? :wink:
Tam zaleciało mi terapią z tym szukaniem dobrych stron i...zmianą sposobu ich realizacji. masz coś wspólnego z terapią :?: :?: :?:
Guernica cz1 :lol:
Fajnie, że piszesz o swoich doświadczeniach. :)
Słyszałem o takiej teorii, ze organizm może podświadomie sabotować zmiany.
Ten tekst mnie powalił :D :shock: :D :shock: :D :shock:
"Wiem, ze jeszcze będzie milion dni kiedy zjem za dużo ale ....." :idea:
Zgadnij dlaczego???
Podstolina
No ty jesteś już na końcu drogi :) i ....na początku :? . Teraz to utrzymać. Tak jak do tej pory dawałaś radę tak i tym razem dasz.
Zapraszam do wątku częściej :D
cdn.
-
cdn.
Guernica cz2 :)
Pisałem o płytce tylko zdawkowo zdaje się, ze jest coś na pierwszej stronie. Fajnie, ze uzupełniłaś tą część. :D
Nie wrzuciłem plików na serwer ponieważ:
Uważam, że książkę z CDR można kupić, a filmów, które tam są nie
To taka moja wypaczona forma uczciwości :?
Na płytce jest transik hipnotyczny. Samo słowo "hipnoza" wywołuje u wielu ludzi w Polsce skojarzenia z "czarną magią". Tapping czy "kolorowy wir" dla wielu tzw. normalnych ludzi są po prostu "porąbane" :lol:
Jest takie powiedzenie, że "najgorszym doświadczeniem w życiu człowieka jest .... SUKCES" 8) bo potem ludzie siadają na laurach. No ale w Polsce póki co jest "kult sukcesu" cokolwiek to znaczy.
Ciekawym dla mnie jest, że Mckenna poddawanie się łączy z ...wybaczaniem
:shock:
Teraz WAŻNE!!!
Powiedziano mi kiedyś podobnie jak tobie straszną rzecz:
"do końca życia będziesz musiał....."
To jest straszenie. Ja jak słyszę taki zwrot to czuję niewyobrażalne męki do końca życia.
8)
Przemyślałem temat i doszedłem do kilku jeszcze innych wniosków :lol:
Ano, ze będę musiał:
1. Oddychać do końca życia :lol:
2. Spać do końca życia :lol:
3. Chodzić/leżeć też do końca życia :lol:
patrzeć, mówić, słuchać, czuć, śmiać się, myśleć i kochać się :lol: i to wszystko do końca życia :roll: :lol: :lol: :lol: STRASZNE :lol: :lol: :lol:
-
Toshi
Nie ty jedna olewasz ten egazmin. Ja też czasami łapię za jedzenie, a nie pukam się. Będę musiał powalczyć np. z kotletem mielonym :lol:
agaaa
Fakt jest coraz ciekawiej :D :D :D :D
Guernica
Nic dodać nic ująć :D
Miałaś gdzieś jakieś zajęcia z motywowania??? :D
agaaa
Każdy ma wolność wyboru. Guernica namawiała cię i to jest OK.
Kiedyś mój wujek - prosty człowiek powiedział "na Majdanku grubych nie było" i miał rację, tylko, że pożywienia w bród też tam nie było.
Sprawa nie polega na tym aby "jeść odpowiednio i ćwiczyć odpowiednio"-to ma być wynik procesu a nie jego przyczyna. :)
Pozdrawiam
Musze przyznać, że wątek rozwija się w dddduuuuZŻŻŻŻOOOOO ssssssszzzybccciieeej niż myslałem :lol:
Dobranoc
-
[img]http://www.kartki.******.pl/kartki/12/757.jpg[/img]
-
hahahaha skąd wy bierzecie takie obrazki hahaha :lol: :lol: :lol:
-
Tylko na moment - odnosząc się do różnych wątków - też wierzę, że umysł nami kieruje. A czasami i my możemy pokierować tym umysłem. Dlatego nieszczególnie mnie dziwi, że mimo tych pączków Guernica chudnie. Jesteś przekonana, ze to działa, więc działa. Tak jak ktoś inny jest przekonany do słuszności diet - i to też działa.
Kiedyś bardzo ciekawa rzecz się wydarzyła (nie pamiętam dat ani nazwisk, więc to nie będzie rzetelnie przytoczone). Był sobie lekarz, który ekperymentował z hipnozą. I był pacjent, który miał mieć przeszczepianą skórę, bo miał koszmarne zmiany brodawkowe. Rzeczony lekarz dowiedział się o tym przypadku z brodawczakami i postanowił wyleczyć pacjenta za pomocą hipnozy (brodwaczaki są podatne na takie oddziaływanie). Odniósł niesłychany sukces, nastąpiła wielka poprawa, po kojenych zabiegach hipnotycznych - dalsza poprawa, aż do wyleczenia. Wtedy pacjenta zobaczył chirurg, który kiedyś miał przeszczepiać mu skórę - baaaardzo się zdumiał na ten widok i zakrzyknął: "Jakim cudem? Przecież to nieuleczalne!" Okazało się bowiem, że nie był to brodawczak,ale jakaś genetyczna, nieuleczalna choroba skóry. Nasz hipnotyzer miał podaną złą diagnozę... Pacjent jednak został wyleczony trwale. Przypadek został opisany, a do świetnego hiipotyzera zaczęły walić tłumy chorych na tę genetyczną, nieuleczalnę chorobę skóry. Niestety, sukces się nie powtórzył. Wiecie dlaczego?
-
Agaaa, pytasz dlaczego tylko nieliczni zachwalają metodę Paula. No jak to dlaczego? Dlatego, że u nas jest ona prawie nieznana. Ba, powiem więcej – dlatego, że od wieków wmawiają nam, że schudnąć można w jeden jedyny sposób. I na pewno można właśnie tak (dieta, ruch, wiadomo), ale czy trwale? Słowo daję, że znam co najmniej 8 osób (tyle w tej chwili przychodzi mi do głowy), które schudły. Ale żadna z nich tej wagi nie utrzymała. Żadna. I jasne, pewnie, są ludzie, którzy odnoszą pełny sukces, ale jakim kosztem? O to mi właśnie chodzi.
Sceptycyzm (w umiarkowanej formie oczywiście) jest (moim skromnym zdaniem) jedną z najbardziej racjonalnych postaw wobec rzeczywistości. I b. dobrze. Tylko pamiętaj, przed Kopernikiem wierzono, że to Ziemia jest w środku. I to była nauka. Nie dało się tego podważyć. A potem odkryto coś całkiem innego. I czy ta teoria (obecnie uznawana przecież za obowiązującą) tak bez problemów weszła w życie? Wszystko, co inne, budzi opór. U każdego z nas, u mnie też. Wspominałam przecież, jakie ciężkie były początki. Ba, nawet teraz zdarzają się chwile, kiedy wracają stare przekonania i mam wyrzuty, że tak niezdrowo jem i przecież nigdy w ten sposób nie schudnę. A chciałam tylko pokazać, że można inaczej. I że nie zawsze inaczej znaczy gorzej. Ale Ty to wiesz przecież ;).
Jestem wręcz pewna, że i ja, i Majka (a i może jeszcze ktoś się przyłączy :D) niebawem udowodnimy światu, że metoda Paula daje fantastyczne rezultaty :D. Ale wiesz co Agaaa, Ty to już wtedy będziesz równie chuda i piękna jak my, ba, powiem więcej – wszyscy tutaj schudniemy i będziemy wspólnie cieszyć się, że nasze metody (jakkolwiek każda inna) dały nam to, o czym marzyliśmy :D.
Majka, w moc podświadomości ja nie wątpię. A pejoratywny wymiar słowa hipnoza jest całkiem zrozumiały, tak sobie myślę. Zwłaszcza dla ludzi, którzy nie mają o tym zielonego pojęcia i kojarzą wszystko, co nie do końca racjonalne i w pewien sposób ich przerasta, jako zagrożenie.
Jeśli zaś chodzi o Twoje „do końca życia będziesz musiał…”, to zważ na to, że oddychanie nie wymaga od nas żadnego wysiłku (przynajmniej świadomie włożonego ;)), a spanie, czy kochanie się są czynnościami wyjątkowo przyjemnymi, więc „problem” rodzi się dopiero w przypadku przymusu w stosunku do czegoś, czego nie chcemy (bo kto chce się ograniczać, kontrolować kcal, kiedy jedzenie jest takie cudowne?). Ale tak czy siak, stąd już tylko krok do bolesnego egzystencjalizmu ;), a ten nie sprzyja motywowaniu się do odchudzania ;).
Zajęć z motywowania nie miałam. Po prostu natura obdarowała mnie nadmiarem empatii i kiepską genetyką (tendencja do tycia to genetyka, right?), więc jeśli tylko mogę pokazać, że da się schudnąć przyjemniej, to staram się to robić. A każdy i tak sam wybiera. I b. dobrze zresztą ;).
Ajka3, przykład jest fajny. I nie wiem, co więcej napisać, bo wiele tu dodać nie można. Może po prostu powinniśmy wszyscy popracować nad motywacją i naszym myśleniem w ogóle?
-
Agaaa, pytasz dlaczego tylko nieliczni zachwalają metodę Paula. No jak to dlaczego? Dlatego, że u nas jest ona prawie nieznana. Ba, powiem więcej – dlatego, że od wieków wmawiają nam, że schudnąć można w jeden jedyny sposób. I na pewno można właśnie tak (dieta, ruch, wiadomo), ale czy trwale? Słowo daję, że znam co najmniej 8 osób (tyle w tej chwili przychodzi mi do głowy), które schudły. Ale żadna z nich tej wagi nie utrzymała. Żadna. I jasne, pewnie, są ludzie, którzy odnoszą pełny sukces, ale jakim kosztem? O to mi właśnie chodzi.
Sceptycyzm (w umiarkowanej formie oczywiście) jest (moim skromnym zdaniem) jedną z najbardziej racjonalnych postaw wobec rzeczywistości. I b. dobrze. Tylko pamiętaj, przed Kopernikiem wierzono, że to Ziemia jest w środku. I to była nauka. Nie dało się tego podważyć. A potem odkryto coś całkiem innego. I czy ta teoria (obecnie uznawana przecież za obowiązującą) tak bez problemów weszła w życie? Wszystko, co inne, budzi opór. U każdego z nas, u mnie też. Wspominałam przecież, jakie ciężkie były początki. Ba, nawet teraz zdarzają się chwile, kiedy wracają stare przekonania i mam wyrzuty, że tak niezdrowo jem i przecież nigdy w ten sposób nie schudnę. A chciałam tylko pokazać, że można inaczej. I że nie zawsze inaczej znaczy gorzej. Ale Ty to wiesz przecież ;).
Jestem wręcz pewna, że i ja, i Majka (a i może jeszcze ktoś się przyłączy :D) niebawem udowodnimy światu, że metoda Paula daje fantastyczne rezultaty :D. Ale wiesz co Agaaa, Ty to już wtedy będziesz równie chuda i piękna jak my, ba, powiem więcej – wszyscy tutaj schudniemy i będziemy wspólnie cieszyć się, że nasze metody (jakkolwiek każda inna) dały nam to, o czym marzyliśmy :D.
Majka, w moc podświadomości ja nie wątpię. A pejoratywny wymiar słowa hipnoza jest całkiem zrozumiały, tak sobie myślę. Zwłaszcza dla ludzi, którzy nie mają o tym zielonego pojęcia i kojarzą wszystko, co nie do końca racjonalne i w pewien sposób ich przerasta, jako zagrożenie.
Jeśli zaś chodzi o Twoje „do końca życia będziesz musiał…”, to zważ na to, że oddychanie nie wymaga od nas żadnego wysiłku (przynajmniej świadomie włożonego ;)), a spanie, czy kochanie się są czynnościami wyjątkowo przyjemnymi, więc „problem” rodzi się dopiero w przypadku przymusu w stosunku do czegoś, czego nie chcemy (bo kto chce się ograniczać, kontrolować kcal, kiedy jedzenie jest takie cudowne?). Ale tak czy siak, stąd już tylko krok do bolesnego egzystencjalizmu ;), a ten nie sprzyja motywowaniu się do odchudzania ;).
Zajęć z motywowania nie miałam. Po prostu natura obdarowała mnie nadmiarem empatii i kiepską genetyką (tendencja do tycia to genetyka, right?), więc jeśli tylko mogę pokazać, że da się schudnąć przyjemniej, to staram się to robić. A każdy i tak sam wybiera. I b. dobrze zresztą ;).
Ajka3, przykład jest fajny. I nie wiem, co więcej napisać, bo wiele tu dodać nie można. Może po prostu powinniśmy wszyscy popracować nad motywacją i naszym myśleniem w ogóle?
-
Agaaa, pytasz dlaczego tylko nieliczni zachwalają metodę Paula. No jak to dlaczego? Dlatego, że u nas jest ona prawie nieznana. Ba, powiem więcej – dlatego, że od wieków wmawiają nam, że schudnąć można w jeden jedyny sposób. I na pewno można właśnie tak (dieta, ruch, wiadomo), ale czy trwale? Słowo daję, że znam co najmniej 8 osób (tyle w tej chwili przychodzi mi do głowy), które schudły. Ale żadna z nich tej wagi nie utrzymała. Żadna. I jasne, pewnie, są ludzie, którzy odnoszą pełny sukces, ale jakim kosztem? O to mi właśnie chodzi.
Sceptycyzm (w umiarkowanej formie oczywiście) jest (moim skromnym zdaniem) jedną z najbardziej racjonalnych postaw wobec rzeczywistości. I b. dobrze. Tylko pamiętaj, przed Kopernikiem wierzono, że to Ziemia jest w środku. I to była nauka. Nie dało się tego podważyć. A potem odkryto coś całkiem innego. I czy ta teoria (obecnie uznawana przecież za obowiązującą) tak bez problemów weszła w życie? Wszystko, co inne, budzi opór. U każdego z nas, u mnie też. Wspominałam przecież, jakie ciężkie były początki. Ba, nawet teraz zdarzają się chwile, kiedy wracają stare przekonania i mam wyrzuty, że tak niezdrowo jem i przecież nigdy w ten sposób nie schudnę. A chciałam tylko pokazać, że można inaczej. I że nie zawsze inaczej znaczy gorzej. Ale Ty to wiesz przecież ;).
Jestem wręcz pewna, że i ja, i Majka (a i może jeszcze ktoś się przyłączy :D) niebawem udowodnimy światu, że metoda Paula daje fantastyczne rezultaty :D. Ale wiesz co Agaaa, Ty to już wtedy będziesz równie chuda i piękna jak my, ba, powiem więcej – wszyscy tutaj schudniemy i będziemy wspólnie cieszyć się, że nasze metody (jakkolwiek każda inna) dały nam to, o czym marzyliśmy :D.
Majka, w moc podświadomości ja nie wątpię. A pejoratywny wymiar słowa hipnoza jest całkiem zrozumiały, tak sobie myślę. Zwłaszcza dla ludzi, którzy nie mają o tym zielonego pojęcia i kojarzą wszystko, co nie do końca racjonalne i w pewien sposób ich przerasta, jako zagrożenie.
Jeśli zaś chodzi o Twoje „do końca życia będziesz musiał…”, to zważ na to, że oddychanie nie wymaga od nas żadnego wysiłku (przynajmniej świadomie włożonego ;)), a spanie, czy kochanie się są czynnościami wyjątkowo przyjemnymi, więc „problem” rodzi się dopiero w przypadku przymusu w stosunku do czegoś, czego nie chcemy (bo kto chce się ograniczać, kontrolować kcal, kiedy jedzenie jest takie cudowne?). Ale tak czy siak, stąd już tylko krok do bolesnego egzystencjalizmu ;), a ten nie sprzyja motywowaniu się do odchudzania ;).
Zajęć z motywowania nie miałam. Po prostu natura obdarowała mnie nadmiarem empatii i kiepską genetyką (tendencja do tycia to genetyka, right?), więc jeśli tylko mogę pokazać, że da się schudnąć przyjemniej, to staram się to robić. A każdy i tak sam wybiera. I b. dobrze zresztą ;).
Ajka3, przykład jest fajny. I nie wiem, co więcej napisać, bo wiele tu dodać nie można. Może po prostu powinniśmy wszyscy popracować nad motywacją i naszym myśleniem w ogóle?
-
Guernica
„do końca życia będziesz musiał…”. Ja się odnoszę do odczuć jakie się pojawiają w człowieku słysząc takie słowa, a nie do tego czy to jest fajne czy nie. :wink:
Uwierz, że nadmiar kochania jest też okropny (wiem bo przeżyłem).
Ujmę to inaczej. Mówiąc takie słowa ktoś ci kładzie kamień na plecy, a poprzez zmianę odniesienia robimy z tego kamyczek.
Mckenna twierdzi, że nie ma czegoś takiego jak "genetyczna tendencja do tycia", są tylko złe programy w naszych główkach- nawyki i można je zmienić. Co było wyuczone może zostać zmienione. :D
To jest dość nowa koncepcja, która nie zawiera "sił tajemnych" czy genetyki (równie tajemnej), a mówi wyłącznie o nawykach żywieniowych.
Odnośnie genetyki/metabolizmu zapraszam na str 5 wątku na samej górze. Polecam :)
Pozdrawiam
Majka1
PS. Mam wrażenie, ze nieco za bardzo rozwijasz watąk (3 takie same posty) right? :lol:
-
Ja czytałam cały wątek, zanim się odezwałam, ale zajrzałam raz jeszcze. Książki nie mam w tej chwili w rękach (a i pewnie mieć już nie będę, bo pożyczałam, a oddana już ona zapewne mi nie zostanie), więc nie pamiętam, czy McKenna pisał coś o tym, że nie ma czegoś takiego jak tendencja do tycia, ale skoro tak mówisz, to zapewne tak jest ;). I ja się zgadzam z teorią, że każdy może zmienić swoje podejście do jedzenia, że to jest klucz do sukcesu (trudno, żebym się nie zgadzała, skoro sama to stosuję ;)), ale nie powiesz mi, że wszyscy mamy taki sam metabolizm, a ludzie szczupli to ci, którzy (nieświadomie z reguły) stosują zasady Paula. Nieprawda. Ja mam koleżankę mniej więcej mojego wzrostu, która waży 47 (w porywach 48) kg, a je jak szalona. I to nie tylko wtedy, kiedy jest głodna! Często spędzałyśmy razem cały dzień i widziałam, jak potrafiła np. co godzinę jeść jakieś wafelki, kanapeczki, bo „było nudno”. Zresztą wiele osób je z nudów ;). I czy nazwiemy to tendencją do tycia, genetyką, czy metabolizmem, to ja myślę, że każdy z nas ma ten element inny. Jedni potrzebują mniej, inni więcej (pożywienia, wiadomo), jedni szybciej tyją, inni wolniej. Ale wierzę święcie, że świadome jedzenie, wsłuchiwanie się w swój organizm, może wiele zmienić, zwłaszcza, jeśli ktoś ma problem z wagą.
Jeśli zaś chodzi o ilość notek, jakie mi się dodały, to myślałam, że może Ty, jako właściciel (założyciel) wątku, będziesz w stanie zbędne powtórzenia usunąć, bo mi się komputer jakoś podejrzanie zawiesza, więc cały czas odświeżam, nawet próbując wysłać odpowiedź na komentarz, a rezultaty są takie, jak widać :/.
Majka, a Tobie w ogóle dobrze idzie? Nad czym teraz pracujesz, z czym masz problem? Ćwiczysz dalej?;> Ja myślę nad tappingiem i wirem. Nie próbowałam tego jeszcze, ale brzmi kusząco ;).
-
Zamówiłam TĘ książkę!!! Teraz czekam, aż dojdzie, bo jednak muszę zobaczyć tę metodę bardziej całościowo, posłuchać itd. Ale już teraz, z tego co mówicie, wierzę, że działa. Bo też mam przekonanie, że odchudzanie to przede wszystkim mózg, który zresztą też reguluje metabolizm.
Guernica - tylko Ty możesz usunąć swoje posty - zobacz, tam masz na górzy takie opcje:
- cytuj
zmień
X - to właśnie jest usuwanie postów
-
Kurde, nie ma żadnego X-a u mnie:/ Nie umiem usunąć. Najwyżej zostanie, jak jest. Mam nadzieję, że nikt się nie obrazi :).
Cieszę się b., że postanowiłaś spróbować. Bo jestem pewna, że zadziała. I napisz koniecznie, jakie wrażenia ;).
Tylko jedna rzecz - ja myślę (ale może się mylę), że ta metoda to nie kwestia regulacji metabolizmu przez mózg, ale raczej regulacja zachowań związanych z jedzeniem, co może znacznie wpłynąć na wagę ;). Chociaż w sumie chodzi o ten sam efekt, a to jest przecież najważniejsze ;).
-
Pozdrawiam i bedzie ciąg dalszy? :wink:
Dopominam się :D
-
Cześć
Cześć dziewczyny
Wszystkiego naj naj naj...lepszego z ok. Waszego Dnia :D :D :D
Nie mam trochę czasu teraz wpadać tu tak często jak bym chciał. Na szczęście na ćwiczenia mam czas.
Miałem kłopot ze słuchaniem transu. U mnie się nic nie działo bo nie mogłem wejść w żaden nieco głębszy. Kiedyś jak zasypiałem to wydawało mi sie, że ciecz typu rtęć, podchodzi coraz wyżej i jak prawie mnie zalała to ja ostatkiem sił wygrzebałem się (wypłynąłem). Żeby móc z efektem robić to ćwiczenie na CD wyobrażam sobie teraz lekką białą mgiełkę i jest LEPIEJ.
Opiszę coś jeszcze jak znajdę...czas.
Pozdrawiam i zachęcam
Majka1
PS. Guernica-liczę na ciebie(może za dużo wymagam, ale wierzę) 8)
-
hahaha
to co piszesz i przytaczasz za "magikiem" z Anglii to prawda
NLP neurolingwistyczne programowanie
jak zaczęłam studiować, to się przeraziłam, że to czysta szarlataneria.
pomyślałam i wyśmiałam automatycznie"ja mogę zapanować sama nad sobą" :shock: :shock: :shock: :shock:
przecież wygodniej jak ktoś mną manipuluje
NLP zbyt proste aby było możliwe
tyle że to naprawdę działa :D :D :D :D :D :D :D :D
wszystkie problemy są w mojej głowie i to ja sama nimi zarządzam przez przekonania w jakich sie utwierdziłam i doswiadczenia których nabyłam. Wracam do nich pamięcią i klapa, całe życie byłam gruba więc juz nie będzie inaczej hahaha
to przekonanie
właśnie sięgnęłam dna 131 kg
teraz wizualizacja- piękna, lekka, zgrabna, bez ograniczeń ruchowych
wraca doświadczenie, to czego doświadczałam na codzień:
wielki opadający na kolana brzuch, opuchnięte nogi, obrzydliwe podgardle, bolący kręgosłup i wiele innych
zakłócenia w wizualizacji ja szczupła
"stukanie" czy obojetnie co= tzw kotwica pozwala przywrócić albo powrócic do wizualizacji "ja szczupła"
jem powoli
wiem co jem
jem gdy jestem głodna
nie pamietam kiedy ja byłam głodna
to dlaczego jem i tak wyglądam?
jedzą za mnie moje emocje
ja tego nie kontroluję
jak jem nie jestem sobą
to własnie to co piszesz o odpowiedzialności
wolę żeby ktoś czy cos miało nade mna pełna kontrolę
dieta = super - znam ich wiele, stosowałam- nigdy do końca, zawsze z własnymi perfidnie obmyślanymi usprawiedliwieniami
chcę się pozbyć przekonania
zawsze byłam gruba,
nigdy nie schudnę,
robiłam wiele prób i nigdy sie nie udało to w takim razie i tym razem sie nie uda
to przekonanie
to moja własna wymówka żeby nie pracować nad sobą
pytanie: dlaczego ja sobie to robię?
co chcę wykrzyczeć takim postępowaniem
ludzie zwróćcie na mnie uwagę
jestem chora
cierpię
jestem nieszczęśliwa
obżarstwo, otyłość śmiertelna to już tylko skutki chorej duszy, złamanego człowieka
pytanie podstawowe - co jest przyczyną?
jak ktos mądry powiedział
można biedakowi dawać codziennie rybę i pozwolić mu byc biedakiem do końca zycia
ale tez można go nauczyć łowić ryby by sam zaspakajał swój głód.
tak tak
można proponować stosowanie różnych diet
tylko pytanie
dlaczego ludzie tacy jak ja
nie potrafią,
nie mogą,
nie chcą
ich skutecznie zastosować?