-
Witaj Agus
Az z zazdroscia czytam o tym bieganiu :wink: :wink: :wink: my z mezem tez juz jakis tam poczatek biegania mielismy , wlasnie mielismy :roll: :roll: :roll: ale jeszcze nic straconego, nastawiam sie juz psychicznie , ze po urlopie wejdziemy w ten rytm na nowo, a poza tym bedziemy miec nowego , malego lokatora na 4 lapach po wakacjach w domu, ktory potrzebowac bedzie DUZO wybiegu to sobie z nim tez pobiegam, zawsze to jakis sposob na wiecej ruchu :wink: :wink: :wink:
Pozdrawiam cie cieplutko i zycze przemilego czwartku :wink: :wink: :D :D :D
-
To bieganie to już chyba nieuleczalne :wink:
i zapadłam w tempie błyskawicznym na to :lol:
Maggy, mówię Ci, warto się przemęczyć pierwsze tygodnie - bo nie da się ukryć, że początki to nie jest bułka z masłem i że od razu jest przyjemnie :roll: :wink:
Ale warto :!: :!: :!: Zacząc pomalutku, i obserwować jak organizm adaptuje się z dnia na dzień a potem pewnego dnia, jak się np. goście zwalą na głowę i nie możesz wyjść, choć właśnie masz ochotę i z tego powodu masz ochote posłać w diabły najlepszą przyjaciółkę razem z mężm i przychówkiem :wink: odkrywasz, że już nie da się nie biegać :roll: Może być 5 dni, góra tydzień, gdzie nie myśli się o tym wcale, a potem nagle odzywa się taki zew, że sama budzisz się o 4 rano, żeby prze 1,5 h polatać i umęczyć się jak pies prze robotą :wink:
A propos tego psa wlaśnie - pewnie byłby szczęsliwy, gdyby mógł pobiegać z państwem,a nie tylko smycz i trawniczek :wink: :wink: :wink:
jest jeszcze jedna fajna rzecz. Na poczatku, jak biegałam, to była taka bariera 30 min +-5, w którym to czasie człowiek gwałtownie opada z sił, puka się w głowę, że po cholerę mi to itd... I często tak biegałam, zeby w tych 30 min się wyrobić, ale przyszła ochota na dłuższe dystanse i odkryłam, że jak się to przeżyje, to skrzydła rosną u butów i mozna biec i biec...
A dopiero później doczytałam, że organizm mniej więcej po 30 min biegu przechodzi na spalanie tłuszczu (wcześniej leci się na glikogenie) :shock: :shock: :shock:
To teraz ten moment niemocy jak kretynka biegnę z uśmiechem, bo potem wiem, że już się tłuszcz topi :lol: 8) Choć nie powiem, czasem mnie zmoże właśnie wtedy, na oparach glikogenu dolatuję do domu, mija dosłownie 10 min odpoczynku i pluję sobie w brodę, że wróciłam :lol:
Dżiiissas :shock: (Jak powiedziała ostatnio jedna nastolatka na mój widok - stara, rozczochrana, czerwona na gębie i spocona jak mysz baba leci na nią i sie głupio śmieje :roll: )
Przynajmniej teraz widzicie, ze to fioł kompletny :roll: :wink:
A co :roll: Tyle nie pisałam, to teraz kilometry postów musze nadrobić :wink:
-
Pisz, pisz, milo sie Ciebie czyta :wink: :wink: :wink: :D :D
Wiesz, jak tak biegalismy z mezem, to niestety ja wysiadlam b.szybko, ale jakos mnie to nie przeszkadzalo i nawet w deszczu, w wiatr itp. wychodzilismy wieczorem pobiegac i faktycznie feeling jest super po takiej porcji joggingu :wink: :wink: tylko tak jak piszezsz cale bieganie poszlo w las, bo to sie goscie zwalili, a bo to choroba i inne takie, ale po urlopie to na 100% zacniemy od poczatku i pomalutku :wink: :wink: :D :D 8) 8) 8)
-
We wszystkich aerobach leci się przez ok. 30 min na glikogenie, dlatego tak ważne jest jego uzupełnienie po treningu (na tym punkcie to ja mam fioła :lol: :lol: :lol: ) a dopiero potem przechodzimy w tryb spalania tłuszczyku :wink: :wink:
Aguś, nawet nie wiesz, jak BARDZO MI BRAKUJE PEDAŁOWANIA, ale dziewczyny przemówiły mi po kilku dniach do rozumu i już nie jeżdżę z bolącymi kolanami :( :( :( :( :( :( :(
Muszą się zregenerować ....
-
Kasia, doskonale Cię rozumiem i współczuję :!: :? Sama boję się o kontuzję jakąś, bo właśnie przy pedałowaniu, czy bieganiu o to nie trudno :? Wyskrobałam nawet resztki z dna konta :wink: i zainwestowałam w porządne buty z amortyzacją. Ale wiadomo, że ze zdrówkiem nie ma co żartować. A tak, podleczysz kolana i znowu będziesz mogła wskoczyć na rowerek :)
Kasia a łykasz cos na wzmocnienie stawów?
Gdzieś mi mignął tekst o tym, co sie powinno w takich wypadkach stosować - postaram się odnaleźć.
o tym glikogenie to ja wiele razy u Ciebie czytałam przecież :oops: ... ale wiesz, jak to jest, jak nie doświadczysz, to gdzieś ta wiedza jest, ale się zapomina. A potem nagle dotarło, że to właśnie to,o czym wiem (powinnam wiedzieć) już od dawna... Muszę tylko powiedzieć, ze przy innych aerobach tak tego nie odczuwałam. Pewnie dlatego, że tu jest ćwiczenie ze stałym natężeniem, tętnem i te rzeczy, a tu nagle czujesz, jak sieę wszystko zmienia - tempo, oddech, tętno, samopoczucie.... Za parę miesięcy powinno już nie być takie męczące podobno :roll: :wink:
A, jeszcze mówiłaś o maratonie, wiesz, że ja też tak sobie pomyślałam, że może kiedyś bym spróbowała :roll: Na razie zaczyna we mnie kiełkowac myśl o pólmaratonie wiosną przyszłego roku np - takie 21 km z kawłakiem powinno się udać przeczłapać (limit jest koło 2,5 h) :roll: Ale to raczej w swerze marzeń :)
-
Aga, powinnam łykać glukozaminę, ale nie łykam, zajmę się tym na poważnie po powrocie z wakacji, bo ostatnio mam tyle na głowie (wizyty z synem na kontrolach u ortopedy i kardiologa, mój dentysta :evil: ....)
Przeforsowałam się niestety i takie są opłakane skutki :( :(
-
O widzisz Kasia! O to mi chodziło, wcale mnie nie zdziwiło, że o tym wiesz :wink: :D W końcu ja tu od Ciebie się uczyłam i wciąż mam nadzieję uczyć :P
Wiem, wiem, że ostatnio sporo sie u Ciebie działo. To teraz faktycznie na spokojny odpoczynek czas, ale potem koniecznie trzeba się sobą zająć :!:
-
Witam kochana,
cieszę się, że jesteś :lol: pełną gębą
przykro mi, że coś niedobrego wydarzyło się u Ciebie
ale widzę, że pomału dochodzisz do siebie
i dobrze
czas leczy rany (wiem, że to slogan ale działa)
buziaczki
c.
-
-
Och, jak Ci zazdroszczę tego biegania!!! Ja też truchtam troszeczkę, a przynajmniej się staram. Teraz wracam do tego po długiej przerwie (znowu!) i po raz kolejny jestem na etapie marszobiegów. Marzę, by być tak zaangażowana i wytrzymała jak Ty! I chciałabym znowu niedługo przebiec 10 km.
Podziwiam Cię!
Powodzenia, miłego dnia!