Ja wole nie kupować kwiatków, bo rok temu mi popadały, chociaż dbałąm o nie :(. Mam paproć, na razie nieźle się rozwija, jak nie umrze to kupie inne kwiatki :)
Wersja do druku
Ja wole nie kupować kwiatków, bo rok temu mi popadały, chociaż dbałąm o nie :(. Mam paproć, na razie nieźle się rozwija, jak nie umrze to kupie inne kwiatki :)
@@@
...co się dzieje teraz na świecie, przekracza ludzkie pojęcie :shock:
Chyba nikt się takiej re-akcji nie spodziewał.
Żeby tylko to wszystko dobrze się skończyło...
Terroryści na pewno nie śpią...
pozdrawiam Was serdecznie
Nantosvelta, musisz czulej przemawiać do kwiatków :wink: :D Moje bratki przetrwały w ub. roku do połowy lata na wietrznym i często zacienionym balkonie, więc na pewno uda ci się następnym razem coś wyhodować :)
Wioluś, boję się tego samego. Gdy dzisiaj rano pomyślałam o dwustu (o ile nic nie pomieszałam) przywódcach państw zgromadzonych w jednym miejscu, przeszły mnie ciarki po plecach. To byłby nielada kąsek dla terrorystów. No i ta rzesza zwykłych ludzi wokół...
Ja w ogóle do nich nie przemawiam ;).
A'propos terrorystów, wczoraj na granicy z Włochami to na pewno pare przemytów było skoro nie sprawdzają wnikliwie każdego, zresztą nie dziwie się.
Hej Dziewczyny,
No i jestem znowu Z Wami :D
Wiolu, gratuluję siostrzenicy !!!
Po tygodniu na nartach zeszły mi nieplanowanie ostatnie klogramy. Zupełnie niechcący. Jest już 66 kg, BMI 19,95 i wystarczy... Doszłam dzięki temu do wniosku, że jednak ruch to podstawa. Tydzień jazdy na nartach od rana do piątej i wszystko na swoim miejscu: mięśnie na brzuchu, zszedł tłuszcz z kolan i ostry prześwit między udami. Szok poprostu :shock: Co do odżywiania przez ten ostatni tydzień, to było co prawda pełne MM, bo towarzystwo zabrało jedzenie, którego nie mogłam przełknąć: chleb, mielonki, rybki w puszkach, makarony i puree w proszku. Zatem kupowałam sobie jogurty naturalne 1% i soczewicę i tym się praktycznie żywiłam cały tydzień.
Nie wiem tylko, co teraz zrobić, żeby to utrzymać, chyba się zapiszę na aerobik albo inny fitness przynajmniej 3 x w tygodniu, bo widzę, że bez ostrego wysiłku fizycznego idzie znacznie wolniej, a ciało jest flakowate.
No i tyle. Jesli mnie od razu nie wyrzucicie z tego wątku, to będę Wam sekundować w gubieniu kilogramów i walce ze słabościami. Powodzenia i do dzieła !
Buziaki.
FLEUVE
Fleuve!! Gratuluje!!!!!!!!!! Boje się, że wyglądasz jak szkielet, ale w końcu najważniejsze żeby się sobie podobać :)
Przejdź na II fazę i nie przytyjesz :)
Fleuve MOJE GRATULACJE! Teraz musisz wpadać do nas jeszcze częściej, żeby nas utwierdzać w przekonaniu, że można osiągnąć swoją wymarzoną wagę!!! Tak trzymaj! :D 8)
No dokładnie, będziesz naszą motywacją :)
Dzięki Dziewczyny za ciepłe słowa. Jesteście wspaniałe!
A teraz w ramach motywacji opowiem Wam trochę jak się czuję w nowym ciele. W ciągu roku przeistoczyłam się ze 180 cm i 85 kilowego miśka w nieomal wiotką trzcinę z resztką krągłości gdzieniegdzie. Okazało się nagle, że przyciągam spojrzenia, wzbudzam uznanie i wszędzie słyszę komplementy. To naprawdę miłe, podnosi morale i poprawia nastrój. Ale najważniejsze jest to, że sama się dobrze czuję w swoim ciele, z przyjemnością wchodzę do wanny, z uśmiechem mijam swoje odbicie w lustrze. Ustawiam się z miłą chęcią do zdjęć i mam frajdę jak je potem oglądam, nawet pozując w obsiłych spodniach z węża, z tyłkiem w obiektywie, niesiona "po strażacku". To daje najlepszą motywację, żeby nie jeść złych indeksów. Cały tydzień patrzyłam jak miśki wsuwają moje niegdyś ukochane 3-bity, ciasta z kremem i czekolady i spaghetti z najróżniejszymi sosami i nawet mi oko nie drgnęło. Ja bez cierpiętnictwa mlóciłam swoją soczewicę, głosząc wszem i wobec filizofię, że to najzdrowsze, nie gnije w jelitach, jak mięso, a po warzywach skóra pachnie miodem, a nie potem. I oczywiście głęboko w to wierzę.
Powodzenia Dziewczęta, jeśli ja mogłam, może każda z Was.
Buziaki,
FLEUVE
Niestety Fleuve, kobieto szczęśliwa :P , ja takiego wyczynu dokanać nie mogę :(
Na przykład: ostatnie dwa tygodnie były wyjątkowo grzeczne i MM. (Napiszę dokładnie, bo może ja za dużo żrę? :shock: )
Na śniadanie mały jogurt lub mleko 0% z łyżką płatków górskich, na obiad 200 gram najczęściej gotowanego mięsa (filet z kurczaka lub chudy schab), na kolację sałatka z pekinki z pomidorami i tuńczykiem lub ryba wędzona. Wszystko to w odpowiednich porach i bez podjadania. Nie jestem przejedzona, raczej wieczorami wściekle głodna... Efektu prawie brak. Przez dwa tygodnie 0,5 kg raz na + raz na -. Uświadomiłam sobie właśnie, że przecież ja prawie od roku czas jem wg zasad Montiego, z małymi wyskokami na święta, podczas których nawet nie przytyłam. Jakąś blokadę mam czy co ? Tylko czemu ta blokada działa tylko w jedną stronę? Czemu tak łatwo się tyje?
Właśnie wczoraj po ważeniu porannym chciałam się poddać i dać sobie na luz, ale mam tą przerażającą świadomość, że gdy zacznę normalnie jeść, to zacznę przecież tyć.
I co to za sprawiedliwość?! Nie mogę się poddawać i na tym głupim odchudzaniu będzie się skupiać całe moje życie... Amen
Pozdrawiam Was serdeczniaście !!!!!!!! :D
Fleuve, chudzinko, to napisz co dokładnie jadłaś. :D
Cholera, na nartach nie mam gdzie pojeździć ... :wink: