wojna qbusiowo puchatkowa
to tak całkowicie na początek rocznik 72 wzrost 183 waga 135.
miś to ze mnie zawsze był. od małego . zresztą jak się jest dzieckiem dwóch misiów to inaczej być nie może. ostatni raz bliski ideału byłem w zaraz po studiach 9 lat temu gdzie ważyłem około 90 kg.
od tego czasu moja waga systematycznie wzrasta. z małymi przerwami. pierwsza tak przerwa maiła miejsce w 2003 kiedy zirytowany kretyńskim uśmiechem jakiejś panny w sklepie z ciuchami:"takich rozmiarów nie produkują" zawziąłem się i głodowałem na "13" ,czy jak kto woli na "kopenhaskiej". zjechałem dobre 10 kilo w miesiąc. siłą rozpędu poszedłem na pielgrzymkę do Częstochowy co dało kolejnych kilka kg. ale przyszedł wrzesień i wszystko szlag trafił. mam bardzo nieuregulowany tryb życia. pracuję w różnych miejscach, bywa że dziennie po kilkanaście godzin prze co jem byle gdzie byle co i byle kiedy. dobry rok temu zorganizowałem z kolegami ekipę na salę. spotykaliśmy się raz w tygodniu. spotykają się nadal ale beze mnie. no nie mam kiedy. albo nie mam jak. wkurza mnie to bo brak mi kondycji, brak mi sił i dostaje zadyszkę po wejściu na piętro. oczywiście i serce pobolewa i kręgosłup dostaje no i nogi tym bardziej że od dziecka mam żylaki.
mam zamiar coś z tym zrobić. chcę w tym tygodniu spotkać się z lekarzem który pomoże mi ustalic co dalej czyli dieta itp.
pewnie najlepiej było by unormować jakoś swoje życie zawodowe i zacząć w końcu myśleć o sobie.
w kazdym razie qbuś idzie na wojnę.