dziś 50.2kg
mam miarke wiec wymiary
pas - 67cm
brzuch - 82cm
bidra 90cm
uda 89cm
udo 55.5 cm
duzo :/
Wersja do druku
dziś 50.2kg
mam miarke wiec wymiary
pas - 67cm
brzuch - 82cm
bidra 90cm
uda 89cm
udo 55.5 cm
duzo :/
Dużo :shock: :shock: :shock: :shock: :shock: :shock: no co ty, super właśnie!!
ale ja mam zaledwie 155cm :)
dzis 1200kcl i 1h rowerkowania
wczoraj
49.7 :))))
1450kcl - :/ ale dosc zdrowo :)
lepiej wiecej ale zdrowo niz mniej ale w postaci "smieci" :P
rowerek 1h :)
co do wymiarków to nie ma się czym dołowac! i pewnie, że zdrowo najważniejsze-bo co to za chudnięcie bez witaminek gdy włosy wypadają itp-więc jak najbardziej pozytywnie ci poszło:)
WItam:)
Dzieki za odwiedzinki u mnie:)
A swoją drogą uważam, ze masz dobre wymiarki:)
Super, ża waga poleciałą w dół :D wymiary też na pewno pójdą, zwaszcza, ze dużo jezdzisz :wink:
mam okropnego dola... nie wiem co sie dzieje wczoraj waga znow pokazala 50.0kg
choc wczoraj wyszlo duzo bo z 1800kcl - impreza i przez alkohol tyle wyszlo to staram sie jesc zdrowo prawie jak nigdy, duzo sie rudzam... a tu co? moje cialo zastrajkowalo i mi przybywa zamias ubywac... :(
dzis 50.5kg nie wiem co robic :((
wczoraj 50.0kg - dzis sie nie waze zeby sie nie dobijac :/
wczoraj 1400kcl ale najgorsze ze 500kcl z czekolady - tak dobrze mi szlo i sie zlamalam, ale glupio mi wzgledem siebie zwlaszcza ze samiast chudnac i tak tyje a jeszcze sie czekolada dobijam - no autodestrukcja, wiec dzis sie ogarniam i znow jem zdrowo :)
Myśle, że powinnaś mocno wziać sie w garść i przestać jeść rzeczy typu słodycze, alkohol, śmieci :wink: i wtedy waga musi ruszyć :!: jak już zaczęłaś dietkowac, to sie pilnuj, a jak Ci trochę zleci, to się nagródź czyms :wink: ale wyadje mi sie, ze chwilowo Twoje ciało potzrebuje restrykcji, zeby się zdziwło i zareagowało tak, jak chcesz :wink:
A tak poza tym to trzymam mocno kciuki, zebys przetrwała ten trudniejszy okres, przeciez w końcu musi być kiedyś lepiej :D buziaki!!
wczoraj 1400kcl i zdrowo...
rowerkowanie 1h
kurcze teraz jem zdrowiej niz kiedykolwiek :P no fakt czasem sie zlamie ale to na prawde czasem :)
dzis 49.4kg dziekuje za wsparcie :))))
inaczej bym pekla i sie poddala a tak chyba wszystko wraca na wlasciwy tor :)
To super, bardzo się ciesze :D
hmmm nawet nie wiesz jak Ci zazdroszcze takiej wagi....jak ja sobie przypomne ze jeszcze pol roku temu tyle wazylam ....;( ...
hmmm ...mam nadzieje ze jeszcze kiedys :)
milego wieczorq :)
kurcze... tak sie chwalilam a wczoraj...
glupio mi ale sie przyznam 1500kcl ale 5ciasteczek, 3 kostki czekolady i 2 kieliszki likieru - czyli to co tak sie chwalilam ze nie jem....
dobrze ze mam Was bo inaczej bym sie nie ogarnela a tak glupio mi przed wami i znow sie ogarniam :)
dzis 49.9kg - jestem mistrzynia wagan wagowych
wczoraj
rower 2h
chodzenie 1h
dzis kolo cholera a nie umiem :/
Lepiej sie nie waż codziennie, bo to deprymuje :wink:
Dobrze, ze sie przyznałas do grzechow, teraz ma byc juz ladnie :D
wlasnie mnie mobilizuje takie codzienne wazenie bo jak cos jest nie tak to od razu to widze, jasno i wyraznie...
kurcze to nie takie proste, jedzenie to cos wiecej nie jedzenie to spoleczny rytual a nie uczestniczac w nim czuje sie gorsza...
tak bylo wczoraj poszlam ze znajomymi... chcieli isc na lody, no to ja tez... jedna galeczka a potem oni do KFC no to mi glupio bylo i tez z nimi poszlam i tez jadlam bo mi koszmarnie glupio bylo sie tak gapic jak oni jedza i jak oni jedli to mi sie tez chcialo jesc...
ale tak nie mozna bo nawet jak schudne to jojo murowane, musze sie nauczyc jakos to rozwiazywac... jak radzicie sobie w takiej sytuacji???
teraz sezon grilowan, wyjazdow i takich tam... no juz sie stresuje...
wczoraj 1600kcl :/ rower 1.5h
dzis 49.2kg ale jutro pewnie znow w gore :/
Echhh, powiem Ci, ze mam ten sam problem, nie dosc, ze wylączona z rytualu, to jeszcze pozbawiona przyjemnosci, ja nie mam sily tak ciagle sie pilnowac, powoli sie lamie :(
jestem zalamana... na weekend majowy pojechalam w gorki... malo jadlam, nie pilam alkoholu, patrzylam jak inni sie opychaja i lazilam po gorkach... wrocialam a tu...
50.2kg...
wczoraj zjadlam 1200kcl a dzis rano 51.1kg az 2 razy sie wazylam bo uwiezyc nie moglam... no nie wiem co robic, moje cialo mnie nie slucha. coraz bardziej boje sie jedzenia, a chce zyc normalnie i ladnie wygladac... co robic????
może jednak spróbuj nie ważyć sie codziennie? Bo wydaje mi się,że lepiej,gdy stajesz na wage raz w tygodniu ,bo wtedy nie widać codziennych wahań, a takowe ,jak widzisz, są nieuniknione, bo raz masz wiecej wody w organiźmie, moze jeszcze jesteś przed wizytą w toalecie... a wydaje mi sie,że jak tylko zobaczysz 1 gram więcej niż wczoraj,to bardzo sie przejmujesz,ze utyłaś.
A to przecież nieprawda:) Waga czasem sie chwieje, co nie oznacza,że przytyłaś.
A wypadów z przyjaciółmi raczej nie ograniczysz, chyba,ze będziesz chciała się od nich odsunąć, czego zapewne nie zrobisz. Tak więc od czasu do czasu można zjeść loda, lub coś innego,byle nie za dużo i nike za często.
Ja nie potrafię być cały czas na rygorystycznej diecie,bo bym zwariowała. Chudnę powoli, ale w mniejszym stresie.
Odchudzanie ma być przyjemne:)
Elemiach, nie martw sie, ja przytyłam 1.5 kg, nie jestes sama :roll: dobrze Cie rozumiem, ja co prawda zdecydowanie za duzo jadłam, ale mimo wszytsko - 1.5 kg w tydzien to duzo, wiec humor mam nieciekawy :roll: na dodatek przeraza mnie, ze musze dietkowac i sie pilnowac cale zycie, bo inaczej waga od razu leeeeeeci w gore :( :(
Przyszłam Cię pocieszyć... takie dietkowe załamki chyba są nieuniknione... jak poczytasz rózne pamiętniczki, to nawet te najbardziej wytrwałe i "twarde" co jakiś czas wymiękają. Najważniejsze, żeby się jakoś trzymać. Mnie jak się zdarza załamka, to pędzę na forum, od razu mam wsparcie i jakoś jest lepiej. od ostatniej wpadki parę dni temu trzymam się pięknie.
To, co u Ciebie jest pocieszające, to fakt, że u Ciebie wpadka to 1600 kcal, a nie 5000, jak to się zdarza niektórym (np. mnie :oops: ). Więc poczucie klęski jest, ale przynajmniej obiektywnie nie zjadasz tyle, żeby potem tyć. Ja sobie myślę, że w ogóle utrzymanie wagi, czy wyjście z diety jest trudniejsze od samej diety. To już musi być sposób na życie po prostu. I tu się pojawia to, o czym napisałaś: w towarzystwie jesteś inna, dziwna, wszyscy jedzą, a Ty zawsze masz fanaberie. Ja nie mam na to sposobu: czasem odpuszczam dietkę, spisuję dzień na straty i potem wracam, a czasem staram się wybrać z menu coś, co się w dietce mieści. poza tym moi znajomi, którzy wiedzą, że dietkuję, biorą to w planach pod uwagę, na obiedzie u rodziców mama coś robi pode mnie itp. Więc inni też mogą to ułatwić, jak się z nimi dogadasz. Mam ten problem podwójnie, bo nie jem mięsa i ciężko jest czasem, jak jesteś u kogoś i jest tylko mięso. Zdarzało mi się nawet zjadać z obrzydzeniem kotleta, bo niecierpię się użerać z mało wyrozumiałymi ludźmi.
Jakoś trzeba to sobie poukładać i próbować żyć na codzień zgodnie ze swoimi przekonaniami. Nikt nie mówił, że będzie łatwo :wink:
Całuski! Trzymaj się i nie daj załamkom!
dobra racja - jest ciezko do kitu i takie tam... ale nie poddam sie chocby nie wiem jak pod gore bylo - to juz jest sukces - wytrwac mimo porazek... w ostatecznosci bede walczyla o utrzymanie wagi - zawsze cos
wczoraj 1300kcl - jakos nie moge zejsc nizej ale staram sie tej ilosci nie przekraczac...
przez ta pogode nie rowerkuje ale dzis 1h chodzenia - zwsze cos :)
dzis 50.0kg ufff...
bardzo bardzo dziekuje za wsparcie...
tez nie jem miesa :) i wiecznie marudze ale jak mowie o odchudzaniu i utrzymaniu wagi to mowia ze glupia jestem... latwo mowic ludziom co jedzac fast foody i slodycze nie tyja :/
Moja wspołlokatorka żre wszytsko - słodycze, fast foody, smażone, pieczone i waży 40, w porywach do 39 kg, no i gdzie tu sprawiedliwość? :evil:
dokladnie :/ a ja sie mecze i nic :/ wlasnie zarloczne chudzielce sa dolujace :/
przedwczoraj 1300kcl wczoraj 1300kcl wczoraj 49.9kg a dzis 50.4kg tja ja sobie cialo sobie... i jeszcze chlapa i nie rowerkuje :/ i zaburzenia miesiaczkowania ble :/
Ja to chyba z 1700 kcal dzis zezarłam, i jak ja mam wrocic do wagi sprzed weekednu majowego? :evil:
Kurczę, najważniejsze, to się nie frustrować za bardzo, tylko trzymać się dietowych założeń bez względu na wszystko. Na dłuższą metę musi to przynieść efekt, jeżeli nie będzie wpadek, to może nie z dnia na dzień, ale za jakiś czas zauważysz, że waga spada. Ja przynajmniej tak się pocieszam :wink:
pozdrowionka!
HMMM Megg skad ja znam takie wspollokatorki, wiem ze to potrafi byc dobijajace ...!! ehhh no ale swiat jest brutalny i nic na to nie poradzimy :/
u mnie chłopak tak je wszystko i niezdrowo, wprawdzie brzuszek mu rosnie ale gdybym ja tak jadla to bym ze 100kg wazyla :/
dobra podsumowanie mojej nieobecnosci: malo ruchu :/ ale ok 1300kcl jalam dziennie no oprocz dwuch dni gdzie jakies 1500kcl najgorsze ze ciagle mi sie chce slodkiego nic innego mnie tak nie intaresuje jak czekolada i ulegam :/
dzis 50.0kg i wznawiam rowerkowanie
najgorzej ze zaczyna sie ciezki czas zaliczen a ten tydzien mam caly fakultetow i cale dnie na uczelni do 20 :/ masakra, juz mi sie nie chce nic :/
a jak musze sie zmobilizowac i uczc to zawsz mam miliony rzeczy do zrobienia i tysiaca zaintresowan i ciagle cos mi umysl zajmuje i na nauke miejsca brakuj :P
dziekuje dziewczyny za odwiedziny :)
Echhh, ja cały weekend tak wcinałam, że powinnam dziś 100kg ważyć :( mam kryzys dietowy :cry:
U mnie też zaczynają się zaliczenia, w maju muszę dwie prace napisać, a zawsze jak się uczę, czy coś piszę, to lubiłam sobie coś skubać - czekoladę,paluszki, cukierki...a teraz nie wolno :( nie potrafię się uczyć bez tego, bo ciagle myśle, ze czegos mi brakuje :roll: :evil:
W trudnym okresie zawsze można sobie wcinać paluszki z marchewki, ogórka, "chipsy" z rzodkiewki itp :D Gorzej, jak słodycze nie dają spokoju... cóż, pozostaje trochę ulec :wink: Kalorycznie całkiem ładnie, więc się nie przejmuj.
Życzę natchnienia i zapału do nauki... :D
jej przez kilka dni mi forum nie dzialalo i nie moglam nic pisac
wiec moze podsumuje kilka dni
14.05 - 1200kcl i rower ih
15.05 - 1600kcl - nie wiem nawet jak to się stało :/ ale rower 2h
16.05 - 1300kcl i chodzenie 2.5h
dzis waga 49.7kg... oby dalej w dół
jej przez kilka dni mi forum nie dzialalo i nie moglam nic pisac
wiec moze podsumuje kilka dni
14.05 - 1200kcl i rower ih
15.05 - 1600kcl - nie wiem nawet jak to się stało :/ ale rower 2h
16.05 - 1300kcl i chodzenie 2.5h
dzis waga 49.7kg... oby dalej w dół
forum nie chodzi... aaa
dzis 49.7kg
Już chodzi :D Śliczna waga! Wyszłas z kryzysu? Gratulacje!!!
No niestety, forum nie chodziło, moja dieta też nie chodziła :evil: ale widze, że u Ciebie ok, gratulacje :wink:
bardzo powolutku ale znow musze wcinac progesteron wiec pewnie gastrofaze dostane :/
wczoraj zjadlam 1200kcl i chodznie 1.5h
dzis 49.6kg wiec powolutku w dół ale chora jestem wiec rchu zero niestety apetyt dopisuje :/
ciezko sie wiecznie ograniczac to cholernie frustrujace wiec sie nie dziwie ze z dieta problem... sama nie umialabym jako takiej diety trzymac, staram sie tylko ograniczac jedzenie i tak idzie mi to opornie :/
Trzymaj sie Elemiach, uda Ci się i choć lekko nie jest, ja znam ten ból
i gratuluje sukcesów :)
Pozdrawiam :)[/url]
Kurcze, ja sie czuję, jakby mi całą radość z życia ktoś odbierał :?
wiesz Meeg moze za duzo restrykcji i to wyczerpuje nasza wole, wiesz te zasoby sa ograniczone i jak e skupiasz na diecie to wszystko jest okropne. Ja kiedys sie ostro odchudzalam efekty miala swietni 2 miesiace - 6kg ale co z tego jak pol rok wracalam do zdrowia psychicznego bo wpadalam w panike na widok jedzenia i takie tam...
teraz mi idzie zdecydowanie gorze ale wszystko jest rosadnie :)
nie wazylam sie ostatnio bo biore progesteron wiec po co mam sie dolowac.
nadal chora - nie wiem co to wiec zero ruchu ale em tez mniej
przedwczoraj 1100kcl
wczoraj 900kcl
dzis odzyskuje apetyt wiec pewnie wiecej bedzie :P
wczoraj 100kcl
ciagle mam temperature kaszle niemilosiernie i stracilam glos, fatalnie bo jstem do niczego i ciagle widze jak mi sie nawarstwiaja zaleglosci, zaraz zaczna sie zaliczenia i egzaminy a ja leze plackiem... mam dola, no i jeszcze dzis weszlam na wage a tam 49.9kg ciekawe jak mi przybylo te 300g to tylko ten cholerny progesteron moze to tlumaczyc, dzis na szczescie ostatni zjadlam