Hej!
Leniwy, fajny weekend... A sobota niegrzeczna! Spędziłam fantastyczy wieczór u znajomych, gdzie jadłam fenomenalną pizzę domowej roboty, racuchy z winogronami i piłam morze wódki z coca-cola. Aż do trzeciej nad ranem graliśmy w kalambury (niewiedzieć czemu straaasznie nas to bawiło)
Wieczoru nie żałuję, bo świetnie się bawiłam. Tym bardziej, że sobotnie przedpołudnie przyniosło traumatyczne przeżycie: zakupiliśmy wagę elektorniczną (taką z bajermi - mierzy poziom tłuszczu i wody w organiźmie) i ... pokazała, że ważę 69,6 kg! Buuhuu! ;( Ale rowerek w naprawie i tym bardziej będę miała mobilizację do ćwiczeń. Dzisiaj już trzymam dietę (po walkach z Teściową in spe, która usiłowała mnie nakarmić rosołkiem z kołdunami i wołowiną w sosie grzybowym...)
![]()
Zakładki