-
Wróciłam po 3 dniach rozpusty. Słodycze, pizza, cola, fastoody... Och.
Całkiem pysznie, ale mam dość i najlepszym przykładem dzisiejszy dzień:
śniadanie: duża kroma chleba z ziarnami z szynką i warzywami, kawa z mlekiem i cukrem (300kcal)
II śniadanie: activia (160kcal)
obiad: sałatka z tuńczykiem (200kcal), 3 paluchy drożdżowe (300kcal)
podwieczorek: kawa z mlekiem i cukrem (80kcal), big milk (90kcal)
kolacja: truskawki 250g (80kcal), czereśnie (200g)
= 1300kcal
Jak tylko odbieram wypłatę zabieram się za niskowęglową, czyli od jutra lub pojutrza.
Felicja - ja też mam pewne przejścia z hormonami, tzn do trzech razy sztuka się u mnie sprawdza :) Miałam depresję na yasmin i yasminelle - też się o mało nie rozstaliśmy z moim facetem. Koszmar, ale lekarka przypisała mi harmonet i odpukać - jest w porządku. Jedyne na co narzekam to zaparcia na początku opakowania :roll: Nie wiem z czego to wynika... Ale jak porównać to do płaczów i paranoji po yasmin to i tak jest SUPER :lol:
Co do jesienno-zimowej deprechy to słyszałam o dziurawcu i tych lampach - nawet nie są takie drogie. Ratowałam się trochę solarium, ale efekt dość krótkotrwały :? Na tą zimę muszę zaplanować coś wcześniej, myślałam o tych lampach. W Skandynawii każdy ma je w domu, siedzi się godzinkę dziennie w ich świetle i deprechy jak nożem uciął. U nas są za około sto-kilkadziesiąt - dwieście złotych. Myślę że wybulę, bo nie mam zamiaru znowu tyć tej zimy!!! :twisted:
-
wiesz co? podziwiam Cię! ja po 3 dniach rozpusty nie wróciłabym do diety, za bardzo by mi się ta rozpusta spodobała...
-
A ja hormony zastąpiłam gumkami. I też jest super.;) Hormony były bez sensu totalnie, bo mi się nawet nie chciało korzystać. :x
Co do rozpusty: właśnie zjadłam miseczkę wczorajszego risotto, a w pracy oprócz dwóch kaw... colę light. Bosz, ale mi smakowała :roll: A potem byłam w kinie i wtrąbiłam paczkę paluszków. Teraz mnie suszy jak nie wiem...
-
Wiesz co no ja też mam libido nawet nie szczątkowe. ZEROWE. Tylko że poza antykoncepcją hormony stabilizują mój porypany cykl.
Chętnie bym się ich pozbyła.
A tak wogóle to wszystko do dupy.
Zjadłam kanpkę wielką jak transatlantyk.
Dół jak Rów Mariański, muszę zaatakować sadło radykalnie, bo się stoczę.
-
hej Pris :)
wiec jednak Twoja ulubiona nisko weglanowa znow zakroluje? ;)
ja jem same warzywa i owoce i nie jest zle ;)
-
Wiem, że nie aprobujecie tej niskowęglowej, ale muszę się wziąć w karby, zaczęłam nie wiedzieć kiedy się rozpuszczać - tu lodzik (tylko 90kcal!), a skończyło się ostatnio pożeraniem wieczorami kanapek i innych takich... :? Nie tyję, bo bilans wychodzi mi z tym podżeraniem wieczornym na poziomie 1800-2000kcal. Tak więc mogę jeść jeśli nie chcę schudnąć, a jestem ledwo co na półmetku!
Zrobiłam dziś zakupy: chude serki wiejskie, chude parówki drobiowe, mleko 0%, ryby, warzywa, jajka, szpinak, itd. Jutro startuję.
Dziś pożarte:
śniadanie: standard (350kcal)
II śniadanie: kawa z mlekiem i cukrem (80kcal)
obiad: bulion z warzywami (100kcal), sałatka z kurczakiem z dressingiem (350kcal)
podwieczorek: activia (160kcal)
= ~1050kcal.
Zaraz dobiję czereśniami (100kcal) i truskawkami (100kcal). Bombowo.
Tyle że idę też na spotkanko więc będzie wino i kalorie się znów idą je*ać wieczorową porą :twisted:
-
jeśli niskowęglowa ma Ci pomóc to czemu nie. najważniejsze żeby dieta Ci odpowiadała. Życzę udanego startu jutro a dzisiaj świetnej zabawy :wink:
-
witaj panno niskowęglowa 8)
ja tylko z krótką notka wpadam, bo nie mam czasu ani sił pisać, aż się dziwię,że jeszcze zyję :mrgreen: tylko się pochwalę, że dzisiaj stała się rzecz niemożliwa, bo znalazłam w tym swoim sklepie stanik...nie pytaj, jaki i za ile. tzn. sama napiszę. freyę, nie pamiętam, jaki model, eh...niemożliwe...80 FF :roll:
-
i jak tam pris, na niskowęglowej?
Bosz, ja bym chyba nie dała rady... Uwielbiam pieczywo. W każdej ilości.
-
Pomoże mi, wziąć się w karby na pewno :roll:
Poza tym liczenie kalorii i głód wieczorem (jeśli się np. obiad zjadło za duży) troszkę mnie zmęczyły. Teraz nic nie liczę i jem do syta. Czyli odwrócenie zasad niskokalorycznej, z jednym zastrzeżeniem węglowodanowym ;)
Dziś łatwizna, oby zawsze było tak łatwo i pięknie jak pierwszego dnia :roll:
śniadanie: serek wiejski 3% z rzodkiewką, pomidorem i ogórkiem; parówka z indyka, kawa z mlekiem 0% (bez cukru też smakuje, choć GORZEJ :D )
II śniadanie: jogurt naturalny bez cukru,
obiad: zupa z soczewicy, mała porcja sałatki greckiej
podwieczorek: trochę makreli wędzonej z ogórkiem kiszonym
kolacja: warzywa z patelni (mieszkanka orientalna - bez ziemniaków, marchwi, kukurydzy,itd - węgle!) z piersią kurczaka.
woda, czerwona herbata.
Już czuję lekkie "wsiąknięcie" policzków. To jest w sumie prosta dieta. Na drugi dzień nie ma się ochoty na chleb, cukier, ziemniaki, nic. Człowiek się najada malutką porcją, bo bez węglowodanów tak dobrze nie wchodzi ;) Najgorsze jest osłabienie trzeciego-czwartego dnia, ale to szybko mija. Organizm się przestawia na tryb bez-cukrowy, ketoza, także nie jest to zbyt fajne. Najbardziej się boję weekendu bez alkoholu :?
Ogólnie: wiem, że to nie jest super-zdrowe, ani mądre; ale: to tylko 10-14dni. Schudnę te uporczywe kilogramy do siedemdziesiątki, co mnie zmotywuje i kopnie w dupę. Bo z tym ostatnio u mnie najgorzej, 1200kcal stało się fikcją i obżeraniem wieczornym :evil:
Także wychodzę na prostą, do końca czerwca chcę ważyć 70kg, BEZ GADANIA! ;)