-
A ja na studiach tez raczej schudlam, bo nie pamietam abym miala jakies wieksze problemy z waga. Mi pomoglo chyba to bieganie po roznych wydzialach z wykladu na wyklad z zajec na zajecia, zwiekszona praca mozgu bo to tez spalanie kalori o ile sie ich nie nadrabia przegryzajac czekolade w trakcie, no i slynne imprezki studenckie na ktorych szalalama na parkiecie w rytmie rokendrolowych kawalkow tak, ze nawet piwo, ani kopytka polane tluszczem, ktore wcinalysmy w jadlodajni przy uczelni nie wplynely na moja wage. Ech to byly czasy. Chyba musze isc na koilejne studia. :wink: :D
Julcyku trzymam za Ciebie kciuki i mam nadzieje, ze jakos to sobie wszystko poukladasz!!! Pozdrowionka!!! :D :D :D
-
Buziaki, kochana :)
Ja na studiach byłam jak patyk - 50-52 kg ... echhh to chyba stres tak trzymał
-
No to oczywiście pod wpływem tej dyskusji próbuję sobie przypomnieć, jak to ze mną było, ale chyba na studiach utrzymywałam przez cały czas mniej więcej taką samą wagę, tak gdzieś o 5-10 kg może za dużą, ale nie była to nadwaga tak wielka, żebym się nią wtedy przejmowała.
Wydaje mi się, że w Twoim przypadku to mogą być nie tyle studia same w sobie, ile fakt, że sytuacja jest nowa i jeszcze się w niej dietowo nie "ustawiłaś". Minie miesiąc czy dwa i łatwiej będzie wpasować dietę w ten nowy tryb życia. Tak przynajmniej mi się wydaje na moim przykładzie, bo zauważyłam, że np. jak wyjeżdżam do nowego miejsca, to na początku jem więcej (czy w związku z tym powinnam już się obawiać swojej grudniowej wizyty w Polsce?)
A na zlot do Wrocławia byś się w grudniu nie wybrała?
Uściski :)
-
Julcyk nie wiem czy tu wogole zagladasz... Ale napisze :) 4 listopada jest spotkanie w Katowicach... Moze przyjedziesz :) :?: :?: :?:
-
zaglądam... na spotkanie nie w Krakowie to raczej szans zbytnich nie mam w normalny weekend.
zastanawiam sie nad spotkaniem u Triskell. ale tez nie wiem;/
-
-
wiecie, co jest najgorsze? jedzenie wieczorne... i jakas taka niemoc. chciałabym... codziennie mówię sobie, że nie mogę więcej tyle jeść, bo moja uda robią się coraz większe, bo mam fałdy na plecach i brzuchu i to już jest poza granicami normy. ale i tak kazdego dnia jest jakies słodycze, białe pieczywo i nic zdrowego.
ruszać, też się nie ruszam spektakularnie... chodzenie i basen półtora raza w tygodniu [raz jest porządnie a raz takie sobie pływanko przez jakieś pół godziny, takie ralia basenu na uczelni...]
i nie wiem co mam zrobić by wreszcie wziąć się w garść...
studia też mi dają popalić. jeszcze nie skończył się nawet październik a mam nauki w cholere i troche... boję się, że nie dam sobie rady z tym wszystkim... w tej chwili pada na dietę...
-
nie wiem co Ci poradzić J ulcyku :roll: ja chyba do trzydziestki bezkarnie jadłam wieczorami, dopiero potem mi się zaczęło odkładać :twisted: u mnie działa jeżeli zajmę głowę i ręce - to jeść się nie chce :roll:
http://www.fotoplatforma.pl/foto_gal...3_DSCN6614.jpg
Pozdrawiam
***
Grażyna
-
U mnie też z wieczornym jedzeniem jest trudno, bo ja już jestem po kolacji, gotowa niczego więcej nie jeść... i wtedy wraca z pracy mąż i robi sobie kolację. :? I naprawdę dużej siły woli trzeba, żeby się do niego nie przyłączyć. Chyab muszę wywalić tego męża, bo w diecie przeszkadza. ;-) :lol:
Uściski :)
-
znalazłam motywację.
spódnica, która zawsze była na mnie luźna jest teraz opięta a dziś chcę w niej iść na wesele...
chce cos zrobic ze soba. wiec eliminuje slodycze... a pozniej sie zobaczy...