-
Wczorajszy dzień to KASZALOT...poprzedni też...nie to żebym się skusiała na jakieś tłuste co nieco ale jak na osobę mającą do zrzucenia więcej niż co nieco to trochę przecholowałam. Wczoraj o zgrozo o 23: 38 (tak, tak aż zerknęłam na zegarek) po prostu wymiękłam...zjadłam 1,5 opakowania serka homogenizowanego z pomidorkiem popijając prawie 2 szkalnkami zdechłego mleka (żeby chociaż to to było dobre :evil: !) Nie ma dla mnie wytłumaczenia...po prostu baty na goły zad...aż spuchnie! To że miałam ograniczyć nabiał to jedno ale TA GODZINA... niech to jasny... :x !!! Brak słów, porażka.
No i efekt jest- 57,7 (a powinno już być 57,0 do jasnej ciasnej :evil: !!)
Dzisiaj nie było litości: 2 banany
2 malutkie ziemniaczki, surówka z kapuchy pekińskiej, 2 malutkie
pomiidorki, białko z 1 jajka, pietrucha, zielony pieprz, sól (ociupinka)
parę marchewek do schrupania
2 szklanki czerwonej herbaty
Hmmm...wygląda nieźle, oby wytrzymać do jutra rana...cholera akurat mam wolne- zaś w tej pustej łepetynie bedzie tylko JEŚĆ i JEŚĆ!!!
Jeżeli nie dotrwam przykleję sobie na czole kartkę z napisem PALNIJ MNIE!!! i będę z nią chodzić do końca dnia...a na forum będę się przez tydzień podpisywać SZAFODUPA!!!
Qrde zaś o żarciu...ale mi burczy w żałądku...chyba zacznę krzyczeć...
-
helo
Oj, nie smuć sie :!: bEdzie dobrze :!: jedna wpadka na jakisczas to jeszcze nie zbrodnia :!:
3mam kciuki pisz jak wytrzymałaś dzień :P
Pozdrawiam :!: Do uśmiechnięcia :D :lol: :wink: :D :lol: :wink: :D :lol: :wink:
-
Nooo pieknie, kupę czasu mnie nie było- grypsko mnie zmogło...nie miałam sił doczołgać się nawet do kompa :evil:
Z dietką mały kryzys...ale myślę że zażegnany. od dzisiaj obiecałam sobie codziennie zapisywać postępy- bez co i ile zjadłam (na dobra sprawę kogo to obchodzi :D ) Wpis będzie dotyczył czy wszystko gra czyteż coś elegancko sfifrałam.
Jeszcze się czuję nieco sponiewierana- dzisiaj rozbolał mnie żałądek (przez co mało zjadłam) Ale to chyba nie najlepszy sposób na odchudzanie...trochę niehumanitarny :( Noo!To do jutra!
-
No co, Ty grubasie jeden Ty! Trzeba było żreć te daktyle, co??? Wstyd !! :oops:
Dzisiejszy stan 57 kg z małymi gramami...to chyba po tej grypie. Nie sfifrać, byle nie sfifrać!!! Dzisiaj nie najgorzej...nie wiem ile kcal:
1,5 ziemniaka, odrobina gotowanego kurczaka z warzywami, surówka, troszkę maślanki, a na deser 4 jabłka i 3 banany (też mi kara) Właśnie żłopię herbatkę ojca krzysztofa...fuuuuuuuuuuj co za ochydztwo!!! Ale jak poskutkuje to dam znać:-) (przy niej czerwona herbata to rarytas!)
Koniec meldunku:-)
-
całkiem dobrze Ci idzie :D ,ale ja bym zrezygnowała na Twoim miejscu z bananów w takiej ilości , ogólnie 1 na jakiś czas , bo faktem jest ,że zapychają , ale są jednymi z gorszych owoców na diecie .
-
:D
Ładnie Ci miśq idzie! Wierzę w Ciebie co to jest 5 kilosów :P.... Będę tu zaglądać, bo ciekawie sie zapowiada :D. :*
http://www.TickerFactory.com/ezt/d/3...6ba/weight.png
-
Idzie Ci dobrze, tylko mi sie tu nie podłamuj słonko i na siebie nie krzycz :!: Staraj sie być wyrozumiała czasem dla swoich słabości, bo jak to sie mówi: "im bardziej na siebie zaczniesz naciskać tym mniejsze odniesiesz sukcesy" I coś w tym jednak jest...
Pozdrawiam :D Do usmiechnięcia :D :lol: :wink: :D :lol: :wink: :D :lol: :wink:
-
Qrcze minęła środa, minął czwartek a ja jak ta ostatnia du...a zawalam i nic nie piszę! Trochę miałam zakręcony tydzień...najgorsze jest to że znowu waga mi się zablokowała (TO NAPEWNO SABOTAŻ!Baterie mi podmienili!!!) jak pokazało w środę rano 56,5 tak nic sie nie zmienia...WRRR!!!!!
Żeby mi już tak totalnie dokopać to zagonili mnie do pieczenia tych ochydnych , lukrowanych, pachnących, nadziewanych bakaliami...śluuup...pierniczków. No i tak skubię sobie to rodzynka, to migdała to daktyla, czy orzeszka i efekty są. Co do bananów przy ich dzisiejszej cenie (tak, tak dzisiaj widziałam :shock: 4,99!) można ciśnienie sobie podnieść. Ostro grzeszyła z nimi przez CAŁE 2 dni, a co! Kiedyś schudłam w 2-3 dni na diecie bananowej ze 3 kg:-) Ale fakt jako owoc dietetyczny to jest zdecydowanie do luftu :D
Co do reszty win to skusiłam się na parę plasterków serka żółtego...byłam już na takim głodzie że zlitujcie się...tak dawno nie jadłam nawet zdechłego kawałka goudy!
No i znowu daktyle- durna tępa baba...cóż poradzić taki już ze mnie wybrakowany model :x Dzisiaj jednak powiedziałam sobie stanowcze nieeeeeeeeee...czy dotrwam :?: taaaaaaaaa, pocieszam sie faktem że do Świąt tylko 3,5 kg (chociaż sądząc po przygotowaniach jakie poczyniła moja NIEZAWODNA :evil: rodzinka to przydałby się taki mały zapasik 2 kg...51???? Che, che, marzenia ściętej głowy :x )
DZisiaj (jak na razie!) 1 kefirek z ogórkiem i koperkiem (jak sobie poczytałam ile ma procent to się omało nie zakrztusiłam...całe szczęśćie tylko 200 g) 2-3 małe jabłka, DAKTYLE (no jakże mogłabym zapomnieć!!!...nie za dużo) i herbatka ojca krzysztofa (łeeeeeeee!!!!!) poprawka 2 herbatki- właśnie widzę że mam przygotowane to świństwo przed obiadem.
Na obiad planuję:
2 małe ziemniaczki, surówka (przez dwa dni miałam rybę po grecku bez tłuszczu of course :wink: i dość tego dobrego) no i jakiś tam owoc, może marchewkę. Boże Dopomóż!!!
-
Wczorajszy dzień pod znakiem owoców (jakie wolę nie wspominać... :oops: ) Nie najgorzej- jedyne pocieszenie...ale nic nie schudłam, wręcz przeciwnie było juz ładnie 56 kg a teraz jest prawie 57 (56,5!) Może jeśli zrezygnuje dzisiaj z kolacji jutro w prezencie mikołajkowym ujrzę wreszcie 55 kg? (jakikolwiek postęp, błagam!!!)
Dzisiaj mała niespodzianka- po raz pierwszy jeździłam rowerkiem w grudniu! Ciepła kurtka, czapeczka, grube spodnie i skarpety od babci, noooo i majtasy z froty- nawet było ciepło :-) Tak więc spaliłam (chyba) ten mały grzeszek z rodzynkami...a na obiad 1 ziemniaczek... rodzina patrzyła (sic!) surówka z ogórkiem i "chińską" kapuchą, koperek. Teraz popijam napar z bobków ojca grzegorza, który śmie nazywać herbatka, bleeeeeeee!!!!
-
Acha i 3 marchewki- trzeba mieć coś z życia :D