Od szesciu dni jestem na "tysiaczku". Poczatek byl ciezki, ale juz mieszcze sie w limicie. Tylko... tak mi jakos smutno! Moze to ta pogoda, nie ma slonca i tak zimno... Mam jakis kiepski dzien. Jeszcze nie cwiczylam, pol dnia przesiedzilam przy kompie, nic mi sie nie chce, dno! I nawet nie moge sie pocieszyc jakims smakowitym kaskiem :cry:
Ech, ciezki wieczor! Napiszcie, ze to ma sens - tzn.dietkowanie. Bo ja juz sama nie wiem...