Dzisiaj byl straszny dzien...
Witam ponownie, niestety dzis nie z tarcza a na tarczy...
Nawet nie bede pisac ile zjadlam i co, bo mi wstyd. Bylo tego ogolem...jakies 1600 kalorii :roll: Patrze na te moja wage i tak sie zastanawiam: czy ona ruszy wreszcie, czy nie?? No, jak tak bede dalej robic (czyli:zrec bez opamietania, jak dzisiaj :shock: ) to ruszy, ale w gore.... :(
Potrzebuje chyba zeby jakas dobra duszyczka dala mi solidnego kopa w tlusty zadek...
Teraz jak patrze na te brakujace do mety cztery kilo, wydaje mi sie to niemozliwe do zrzucenia. Nie dam rady. Zalamie sie. Przyjdzie zima, zaczne znowu sie obzerac, a malo ruszac.
Chce choc raz w zyciu byc chuda:( To bylo jedno z moich pragnien: zeby ktos na moj widok powiedzial chociaz raz "Boze, ta dziewczyna to szkielet"...Chore prawda? Nie, nawet nie to ze chce wygladac jak szkielet..Chce byc szczupla. Ale chcialabym zeby ktos tak powiedzial. Tak dla odmiany po slyszeniu wiecznie"O!Slonica!""moglabys troche schudnac" "Ale masz wielki zad" itp....
Dosc jeczenia. Trzeba sie zabrac za cwiczenia. Trzeba. Moze cos wreszcie ruszy.
Jakie sa cwiczenia na lydki??? Przeszukalam rozne porady ale nic takiego nie moge znalezc. Zawsze mialam "niewymiarowe", grube jak balony lydy. Dalej sa takie. Widocznie te zrzucone kilogramy nie robia na nich zadnego wrazenia.
Dobra, przestaje marudzic. Obiecuje poprawe. I ide po zielona herbate.