Wracaj do nas! Mobilizujmy się wspólnie. U mnie na razie TRAGEDIA :(
Jutro wyniki matur, stresik jest? :roll: U mnie malutki :wink:
Wersja do druku
Wracaj do nas! Mobilizujmy się wspólnie. U mnie na razie TRAGEDIA :(
Jutro wyniki matur, stresik jest? :roll: U mnie malutki :wink:
Mocca nie szalej a ruszaj z ćwiczeniami i dietą, wystarczy, że Grzybowa nabiera idealnego kształtu kuli przez tą cholernie długą sesję :evil: .
A pamiętnik to pamiętnik - nawet w tym zwykłym nie ma, że każdy dzień jest idealny, że ciągle same piątki, udane miłości, sylwetka modelki i życie jak z bajki :) .
Wpadnij na chwilę, cio? Nie myśl, że nie brak nam ciebie łobuzie :wink:
Ajm hiiiiir :mrgreen: . Ajm wejting for juuuuuu :mrgreen: .
Mocca wyłaaaaaaź :twisted: . Bo cię grzybem obrosnę :mrgreen: !
Jestem, jestem :):)
Gruba a może i jeszcze grubsza :roll:
Ogólnie to bez zmian. Czyli do dupy. Ze mną, z moją porytą psychiką- winowajczynią mojego odbicia w lustrze i samych niepowodzeń. Ehhh.
Papiery na studia złożone. Z mojego punktu widzenia to strata czasu i pieniędzy, mam świadomość, że z moimi wynikami... Liczę na cud.
Nieczęsto tu piszę, bo nie dzieje się nic dobrego. Stoję w miejscu jak stałam, z wagą 71 kg, z wymiarami spasionego wieloryba, z wielkimi ideami, których nadal nie potrafię wprowadzić w życie. Wakacje mam, pracy znaleźć nie mogę, dzień za dniem mi leci, tracę rachubę czasu, budzę się rano i nie wiem czy to czwartek, a może sobota? Chodzę w największych spodniach, jedynych jakie mi zostały, reszta, jakieś 7 par wisi w szafie. Każdego dnia patrzę na te spodnie i mówię sobie: bierz się za dupę, od dziś, od zaraz. I każdego wieczora uświadamiam sobie, że zawaliłam. I że od jutra to już na pewno...
Przytłacza mnie to, że już tyle razy tu o tym pisałam. Że jestem tak żałosna w Waszych oczach, taka bezwolna, do niczego. Niczego nie umiem wprowadzić w życie, nic mi nie wychodzi.
A przecież doskonale zdaję sobie sprawę, że moje ciało ma kolosalny wpływ na moje samopoczucie. Dlatego moim obowiązkiem jest doprowadzenie go do zadowalającego wyglądu...
Trafiłam tu przed 2 klasą liceum. Chciałam wrócić we wrześniu do szkoły szczupła i zadowolona z siebie, dumna ze swojej figury. Nie wróciłam. I nie jestem taka do tej pory, po tych 2 latach. Teraz zaczyna mi się kolejny etap w życiu. Etap, w który chcę wejść jako osoba choć częściowo pozbyta kompleksów. Zwłaszcza tego jednego, najgorszego. Ale jak tu się wziąć w garść po dwuletniej, gigantycznej, jednej wielkiej porażce, po tym, jak straciłam tyle w swoich oczach?
Ciągle sobie powtarzam, że jeszcze dziś, a od jutra zmiany i początek nowej, lepszej mnie... :roll: Spójrzcie na tytuł: start w chudsze życie. Żałosne. Ten start trwa prawie dwa lata... :oops: :? :oops: :?
No nic, to się rozpisałam.
Mam nadzieję, że kolejna notka będzie w nieco optymistyczniejszym nastroju :roll:
Dziękuję, że zaglądacie :***
Z biegiem czasu coraz trudniej się zabrać. Człowiek się przyzwyczaił, że i tak mu nie wychodzi :? U mnie takie podsumowanie tylko pogarsza sprawę bo sobie uświadamiam ile czasu zmarnowałam.
Mocca najgorzej się wdrożyć w diete, ale nie ma rzeczy niemożliwych!
Jeszcze ponad dwa miechy do października, jak się zaprzesz - dasz rade! :twisted:
Wierzę, trzymam kciuki i zapodaje kopa motywacyjnego w tyłek!! :twisted:
Przesyłam jednego kopa w tyłek :wink: . U mnie narazie nie wypalił początek diety w piątek trzynastego (ważne by mieć powód :lol: ), jak zleniwiałam w przeciągu sesji jeżeli o ruch u jedzenie chodzi tak mi już zostało i prezentuję gdzie tylko się da obraz biedy i rozpaczy :roll: .
Ale zaparłam się że w tym wrześniu kiedy zaczyna nasz wydział nie będzie już tej grzybowej z oponą, bezgustnie ubranej, wyglądającej jak moja babcia. A just pokażę pieronom :twisted: ! No co tam - czysto dwa miesiące nim mi zacznie trzeci rok, jest czas i można rzplanować i uskuecznić, więc wio do roboty :twisted: !
Udanej soboty i twardo wojowniku, twardo :twisted: !
Mocca nie zaszywamy się :twisted: ! Dietujemy :wink: !
U mnie też chmurzasto...kompulsy stale na topie... :roll:
Cześć mocca :D .
Jesteś tam jeszcze gdzieś :( ? żyjesz? Jak po maturach, co studia :| ?
Pozdrówka dla ciebie :)
Moccuś, martwi mnie troche to co napisałaś... w sumie takim pisaniem pograzasz sama siebie, wiesz... zdaje mi sie ze pierwsze co musisz zrobić bezzwłocznie to zmienić nastawienie, zmienic swoje spojrzenie na wlasna osobe... mysle, że gdybys sie zawzieła, wypisała sobie kilka punktow typu 2l wody dziennie, niejedzenie po 18, 20 min cwiczen dziennie i przez dwa tygodnie sie ich trzymała po czym staneła na wage to miałabys wiecej siły do walki z balkastem. Wiem, że kazdego dnia jest trudniej zaczac... zwlaszcza po porazkach... widze to po sobie, znikam z forum na dwa miesiace, czasem na trzy.. tyje, znow zaczyma walczyc wracam... to jest cale zycie i wciaz od nowa... wiesz jak bedziesz na forum... jak wejdziesz to odezwij sie na priv, moze nr gg zostaw chcetnie pogadam :)
buzka :*
aaa i nie jestes zalosna :) chcesz cos zmienic i jestes na najlepszej drodze :)
:twisted:
Witajcie!! :)
Ostatnie tygodnie to horror. Tysiące kalorii dziennie w postaci chleba, słodyczy, fast foodów... Czekoladę pochłaniam nałogowo. Działa jak morfina. Aż się wystraszyłam, że się uzależnię, poważnie. Niemoc. Codziennie wieczorem postanawiam sobie różne rzeczy, rozpisuję ćwiczenia, jadłospis... I każdego poranka zaczynam kompulsem, bo przecież ten jeden dzień nic nie zmieni...
Tych "jednych dni" minęło kilkadziesiąt. I tak za póltora tygodnia rozpoczynam studia (ochrona środowiska, nie tak miało być, mimo tego spróbóję). Ważę jakieś 73 kg, brzuch mi się rozrósł, tkanka tłuszczowa zadomowiona na dobre, wilka i gruba. Ohyda.
Dziesiejszy dzień zaczęłam jednak od wody. Chciałabym zupełnie wyeliminować węgle, boję się, że to będzie skok na głęboką wodę, ale stopniowo chcę dojść do zupełnego uniezależnienia się od pieczywa, mącznych rzeczy, ziemniaków. I SŁODYCZY.
Apeluję, OD DZIŚ NIE JEM SŁODYCZY!!!
Boję się, że takiej ilości tłuszczu pozbyć się nie da. Jest wszędzie, dosłownie wszędzie. Ten na udach największy, aż boli gdy nawet lekko się uderzę.
Tego lata w stroju kąpielowym wyszłam raz, jeden jedyny i to na jakieś 2 godziny. Czujecie? Raz. Raz w ciągu moich pięciomiesięcznych wakacji.
Lato minęło, można chudnąć na spokojnie. Ale gdy widzę te świetne rurki, gdy widzę dzieczyny w tych rurkach... Ehhh, tak mi żal minionego czasu i mojej bezczynności, mojego braku konsekwencji... Ale zaraz pojawia się iskierka: to wszystko w Twoich rękach, masz to na co się godzisz...Do boju!
DO BOJUUUUU!!!!!!!!
:twisted: :twisted: :twisted: