Mifko zdjecia sa fantastyczne! Same artystki na tymn forum. Ja zdjecia robie lustrzanka wiec nie mam jak ich publikowac w internecie ale to sie zmieni jak moj chlopak wroci z nowy aparatem cyfrowym :)
Wersja do druku
Mifko zdjecia sa fantastyczne! Same artystki na tymn forum. Ja zdjecia robie lustrzanka wiec nie mam jak ich publikowac w internecie ale to sie zmieni jak moj chlopak wroci z nowy aparatem cyfrowym :)
Hej mifko,
oglądając twoje zdjęcia zupełnie sie zapomniałam w pracy....
Są cudowne. Jak kiedyś nie bedziesz miała co robić to ja sie z zamkniętymi oczami zapisuje na sesję u Ciebie.
Masz ogromny talent, mówie to choć jestem kompletnym laikiem. Ale te zdjecia są naprawdę super.
c.
Wieczorne cześć :)
Dziękuję wam za bardzo miłe słowa odnośnie zdjęć :) To bardzo fajne hobby bo pozwala skutecznie zapomnieć o jedzeniu ;-) carolll - w wolnej chwili jeśli będzie okazja się spotkać to z przyjemnością zapraszam na sesję :) Brakuje mi już obiektów, na siebie póki co wolę nie patrzeć a dzieciaki już mi marudzą jak robię im zdjęcia :) Więc jestem otwarta na propozycje, szkoda tylko że ładna pogoda się kończy... chociaż jesienne fotki też mogą być całkiem fajne :)
Ja teraz na króciutko bo jutro rano mam kolokwium więc idę zaraz poczytać jeszcze trochę wzorów do poduszki a potem spać.
Dziś rano było 70,4 kg (BUU!) a zjadłam:
* serek waniliowy jogobelli + chlebek fitness = 240
* bułeczka z ziarnami dyni + plasterek sera żółtego light = 200
* sok fit light = 100
* ryż, parówka, sos = 250
* kinder delice = 185
* orzeszki = 300
* kilka galaretek = 300
Razem: 1575 kcal
Tak sobie znów. Wszystko przez te słodycze. Jutro spróbuję wytrwać bez nich.
PS. A za tydzień chyba jadę do Pragi :-)
Na wadze 69,9 kg, na śniadanie trzy kanapki z chleba fitness z wędliną i pomidorek (260 kcal), herbatka bez cukru.
Dziś na wadze znów zaklęte 69,9 kg - mam nadzieję że w końcu ruszę w dół :) Właśnie jem dość syty obiad za jakieś milion kalorii (kuskus, kurczak, papryka, cebula, sos sojowy). No, może za 600 kcal ;) Dopiero niedawno się obudziłam... wczoraj miałam iść na jedno piwo a koleżanka nas zaprosiła do siebie i zamiast piwa wypiłam dwie lampki wina i zjadłam pycha kolację - spaghetti z zielonym kalafiorem i parmezanem. Kalorii pewno ze dwa miliony, ale humor trochę mi się poprawił. Gdyby nie M. który zadzwonił i nie wierzył że jestem u koleżanki ze znajomymi i naprawdę nic złego nie robię to by było super... Najwyżej następnym razem go siłą zaciągnę ze sobą i tyle. Wieczór fajny, przegadany (no, w sumie to w moim wypadku bardziej przesłuchany ale ja tak lubię). W końcu faceci poszli spać o 2 a my we trzy do piątej plotkowałyśmy :) Potem z drugą koleżanką przejechałam pół Warszawy i wróciłam do siebie o wschodzie słońca. I spałam do 16:30 :P Nadrabiałam przy okazji całotygodniowe zaległości...
A teraz muszę jakimś cudem oprzytomnieć i się pouczyć do wtorkowego kolokwium...
Wczoraj poza śniadaniem (260 kcal), było jeszcze kinder delice kokosowe po kolokwium (185 kcal), 2 kanapki bardzo niegrzeczne bo z białego świeżego chleba (350 kcal), jajecznica z pomidorem, kiełbasą, dwie kromki fitnessa (500 kcal). No i wino i spaghetti. Ale był też po kolokwium długi spacer przymusowy (tramwaj zdechł bo prądu nie było) no i drugi z koleżanką w drodze powrotnej z imprezy.
No i tyle. Humor trochę lepsiejszy, może w końcu nie będę zajadać smutków słodkościami dziś!
Hm. Nie potrafię napisać co wczoraj jeszcze zjadłam. W każdym razie poza tym kurczakiem już niewiele. Chyba kilka paluszków i z pięć ptasich mleczek. Nie pamiętam a nie zapisałam sobie nigdzie. Wieczór był taki sobie, dziwnie się czuję. Oby ten tydzień był lepszy. Bo zaczął się dobrze: 69,3 kg na wadze.
Na śniadanie czokapiki z zimnym mlekiem 2% i jeden paluszek z sezamem (360 kcal).
Zobaczymy, co dalej.
Wczoraj po śniadaniu był jeszcze obiad (ryż z kurczakiem bo zostało z niedzieli...) za 450 kcal, bo nie zjadłam wszystkiego oraz princessa (205 kcal). Potem spotkałam się ze znajomymi ale zamiast pić piwo wypiłam sobie latte (z cukrem, więc policzmy ze 300 kcal). Razem wychodzi w takim razie 1305 kcal.
Nocowałam u mojego M., więc podjadanie było mi niestraszne.
Dziś na wadze 68,3 kg. Dumnie ominęłam dziś trzy cukiernie i jeden stragan z pączkami. Oraz nie zjadłam pączka który leży od rana w kuchni i czeka aż mama będzie miała nań ochotę. Zjadłam za to:
* 3 supercienkie kanapki z białego chleba z małą ilością salami u M. - 250 kcal
* 3 wasy (1 z salami, 1 z serem light a jedna z serem topionym light), sałatka z dużego pomidora i cebuli, herbata bez cukru - 285 kcal
* princessa kokosowa - 196 kcal
* kotlet mielony, ziemniaki i ogórki kiszone - 290 kcal
Na razie jest więc 1021 kcal. Dopiero 18, więc być może na coś się jeszcze skuszę za godzinę czy dwie, zobaczymy.
Jutro siłownia i mam nadzieję wykorzystać maksymalnie ten fakt :)
Były też pomiary:
* talia: 83 cm - 1 cm więcej ale wtedy ubyło 7 więc co tu narzekać...
* brzuch: 98 cm - bez zmian (czyli przydałoby się więcej ćwiczeń)
* biodra: 104 cm - -1cm!
* udo: 58 cm - -2cm!!
* łydka: 37,5 cm - -0,5cm!
Jestem zadowolona.
Brawo Mifko. Idzie ci świetnie. Gratuluję. :!: :!: :!:
Ech, zamiast dać dowód że gratulacje były nie na marne to ja całą sobą zaprzeczam. Wczoraj zjadłam jeszcze gruszkę i.... kawałek sernika :(
Dziś rano (bardzo rano nawet) na wadze było 69,3 kg, niestety znów więcej. Rano grzeczne śniadanko za 290 kcal, potem siłownia na którą zapomniałam czegoś do przegryzienia i popicia po i wylądowałam w sklepie. Efekt? 3BIT i green ice tea. Razem 420 kcal. W domu princessa do tego (200 kcal) oraz obiad ryż+parówka+sosa = 390 kcal. A potem paluszki. I croissant. I cholera wie co.
Źle mi, niedobrze, smutno, samotnie i prawie obgryzam paznokcie żeby nie zjeść jeszcze czegoś :|
Kobieto,
gdzie jesteś jak Cię tu nie ma??? Mam nadzieję, że nie jesz .
pozdr.
C.
Już jestem, jestem! Odsypiałam nocny powrót z Pragi... Diety raczej ostatnio nie było i podejrzewam że jak się jutro zważę to raczej zadowolona nie będę. Dziś jeszcze zjadłam zwykły rosół na obiad a rano sałatkę warzywną z majonezem niestety ale od jutra kontynuuję dietę bo już mi lepiej było jak trochę lżej się czułam i nie chcę znów dopinać spodni na siłę.
Pewno się przestraszę tego co zobaczę jutro na wadze ale obiecuję się przyznać do tego co zobaczę choćby było straszne okrutnie!
A jutro rano kolokwium a potem siłownia :)
70,8 kg
brawo, brawo.
aż mi się odechciało iść na siłownię, bo znów będę widziała swój wielki brzuch w lusterku...
w ogóle nic mi się nie chce,
tak bardzo siebie nienawidzę od samego rana :|
Coś mi to opanowywanie nie wyszło.
Minął rok a ja mam na koncie kolejne 7 kg. Dzisiaj rano waga pokazała 79 kg i to naprawdę o wiele za dużo przy moim wzroście (160cm). Bardzo chcę coś z tym zrobić. Na razie walczę o to, żeby już więcej nie utyć. We wtorek mam ważny egzamin i jak będzie po nim to mi ulży nieco i będzie mniej stresu i więcej sił na skoncentrowanie się na zmianie stylu życia.
A póki co chcę zapisywać co jem, żeby mniej więcej umieć ocenić co mam ograniczyć przede wszystkim. No i jak się zpaisuje to zawsze się zje trochę mniej, żeby nie trzeba się było przyznawać do obżarstwa ;P O ile oczywiście zapisuje się uczciwie...
No wię taki mam plan - najbliższy tydzień notować tutaj co wcinam, a od przyszłej środy mam w końcu czas dla siebie. Może nie tyle czas co więcej szans na odprężenie i pomyślenie o swoich potrzebach. Nie mogę się już doczekać.