-
Kasienko :!:
Wstalam bladym switem, zeby zyczyc Ci wszystkiego najlepszego na ten dzien i na wszystkie kolejne, ktore po nim nastapia. Niech decyzja o wspolnym zyciu okaze sie najlepsza, jaka kiedykolwiek podjelas, a Twoj partner zawsze daje Ci nie mniej wsparcia, niz sam bedzie go potrzebowal i nie mniejsza radosc, niz ta, ktora otrzyma od Ciebie.
:!: :D :!: :D :!: :D Sto lat Kochana Kasiu :!: :D :!: :D :!: :D
-
Cześć Kochane,
będzie krótko, bo właściwie tylko dałam sobie break na kawę i musze wracać dalej do roboty.
Kocik. Słuchajcie, on jest niesamowity po prostu. Już trzeci raz zdarzyło mu się, że kiedy pojawił się taki ciężki kryzys i już wszyscy, włącznie z Małgosią, mysleliśmy, że dalej nic z tego - on zbiera się w sobie, jeszcze walczy - i jego stan się poprawia. Wczoraj po południu Małgosia go znowu zbadała i mówi mi, że to nie ten sam kot. Wygląda, jakby on sam kurczowo trzymał się życia, jakby sam nie chciał jeszcze odchodzić. I póki w nim samym jest jeszcze tyle woli walki, będę robiła wszystko, żeby mu pomóc.
Ja. Zmęczona, padam na pysk. Wczoraj spałam 4 godziny (kociej), dziś niewiele więecj. Zostały mi jeszcze sałatki, podłoga w kuchni plus sprzątanie łazienki. Ledwo żyję, tak naprawdę marzę o tym, żeby był już wieczór i żebym mogła spokojnie pójść spać. Niestety, od tego wymarzonego momentu dzieli mnie jeszcze kilka dobrych godzin plus jedna impreza towarzyska. Nie, stanowczo nie lubię. Może i to się nazywa wielki dzień, ważny dzień, ale nie w tym momencie, nie w tym okolicznościach, nie w tej kondycji.
Anetko, Kochana, dzięki, że wstałas świtem bladym i dzięki za życzenia ;) Za piękne życzenia. Oby miały moc sprawczą.
ściskam dziewczynki i pewnie odezwę się dopiero wieczorkiem. Albo i jutro. W każdym razie najpewniej już jako kobieta stanu niewolnego ;)
-
cześć hybris,
mój kuzyn dziś bierze ślub... powiedział, ze to fajna acz męcząca sprawa...
-
Hybrisku strasznie sie ucieszylam ze Macius tak mocno walczy ale on wie jaki jest kochany i dlatego trzyma sie jak moze.Dzielny chlopiec.Pozdrawiam Maciusiu i caluje :)
Hybrisku :D
Wśród ciągłej życia pogody,
niech rozkosz Was oplata,
wśród miłości , wiary, zgody
żyjcie w zdrowiu długie lata.
Wszystkiego najlepszego Hybrisku :D
http://i73.photobucket.com/albums/i2...1202816291.gif
-
Droga, Mądra Hybris, życzę Tobie dni pogoodnych i pełnych słońca i uroku, cierpliwości i wytrwałości w tym co sobie postanowisz - jak i też w związku.
-
Wszystkiego najlepszego. Aby ślub jeszcze bardziej umocnił Wasz związek i pokonał wszelkie przeszkody jeśli takie kiedykolwiek się pojawią (czego nie życzę). Wielu, wielu lat, radości, uśmiechu i wszystkiego NAJ.
No i cieszę się, że Kociej walczy :) On się cieszy Twoim szczęściem. Walczcie razem.
Buziaki!
-
Hybris wygladała świetnie :!: Oboje na luzie, uśmiechnięci - wśród szanownej publiczności tylko kilka osób z najbliższej rodziny i ja z Precious :) Oczywiście moje emocje wzięły górę - składając Hybris życzenia bezradnie wymamrotałam jakieś stereotypowe "na nowej drodze życia", bo w kąt poszły wszelkie inteligentniejsze myśli i słowa ;) - Kasiu wybacz ;) Zdołałam jednak gdzieś wcisnąć "tak jak WY chcecie i sobie zaplanujecie". Precious cykała zdjęcia swoim aparatem. Nie spodziewałyśmy się, że będziemy oprócz Mamy Kasi jedyną ekipą uwieczniającą to podniosłe wydarzenie i siadały nam niedoładowane akumulatorki w aparacie, ale i tak kilka fotek jest super :) Piotr to niesamowity facet - kupił mnie chyba do końca życia jednym gestem - po zakończonej ceremonii rozpakował mianowicie kopertę z dokumentami, uważnie przestudiował wpisy i z szerokim uśmiechem w geście tryumfu wzniósł obie kopie jak puchar do góry :) co zostało oczywiście uwiecznione przez Precious :)
Publikacja zdjęć możliwa jedynie za zgodą Hybris :)
Wszystkiego LEPSZEGO, kochani :)
-
Ufff... Dawno mnie tu nie było. Niestety w sobote wpadałam już w paranoję ze zmęczenia, a wczoraj - właściwie cały dzień przespałam. Jeszcze z tego wszystkiego dostałam @ całe 10 dni wcześniej, więc byłam cała zapuchnięta, obolała i rozlazła. Dziś się wreszcie zwlekłam z wyra... ;)
Po kolei: Maciuś. Maciuś jest słabiutki i marniutki, ale jego stan utrzymuje się na pewnym stałym poziomie i nie widzę jakichś szczególnych wahań w jedną czy w drugą stronę. Je niedużo, ale je. Z kolejnym mega zaparciem - niestety po żwirku - poradziliśmy sobie przy pomocy oleju parafinowego. Infekcja gardła tez juz opanowana. Ma apetyt, jest spokojny, dużo odpoczywa, ale jednocześnie nie leży jak kłoda, jest z nim kontakt, ślicznie mruczy, kiedy go głszczę ;)
Ślub.
Dzięki Wam wszystkim za pamięć i życzenia. Dzięki Mirielce, która się pojawiła [uwaga!!!!!] W SPÓDNICY! Tak! Ona, znana spodniomaniaczka, założyła kiecę i co więcej - świetnie w niej wyglądała.
Sama ceremonia... wiecie, mało co z niej pamiętam :) Tzn. pamietam jak przez mgłę, pamietam rozpaczliwą gonitwę myśli w głowie i bezbrzeżne moje zdumienie, że TO się dzieje naprawdę :) Nie wiem, ile to trwało, wydaje mi się, że bardzo krótko. Moja matka twierdziła, że kwadrans, ale jakoś nie chce mi się w to wierzyć.
Dementuję jednocześnie plotki, jakobym ja wyglądała świetnie. Niestety. Byłam totalnie niewyspana, zmęczona, po potężnym ataku alergii, a do tego - no coż - gruba :twisted: Patrzę na zdjęcia, które robiła moja macierz i Magda (moja świadek) i naprawdę, nie ma się czym chwalić. Bardzo się sobie nie podobam, więc raczej nie będe tych fotek publikować. No może kiedyś, za 15 kg, jak już będę u celu. W każdym razie - nie teraz.
Impreza po ślubie była mała i kameralna, jak sam ślub. To napisać Wam muszę: przygotowanie menu dla 7 osób z których każda ma jakieś mniejsze czy większo organiczenia dietetyczne - graniczy z cudem :) Ale się udało. Wszyscy chwalili sałatki, ciasta, sernik na zimno okazał się hitem - poszła cała 30-centymetrowa tortownica. Ja oczywiście próbowałam wszystkiego, co skończyło się karą za grzechy pod postacią wielkiej zgagi - czyli na diecie mam jeszcze jeden środek dyscyplinujący - na tyle bolesny, że niewatpliwie skuteczny.
Wczoraj dojadałam resztki, plus kawałek marchewkowca, który został po imprezie, a którego w sobotę nie spróbowałam, ale już bez szaleństw kalorycznych. Dzisiaj juz pełen reżim, tzn. 1200 kcal.
Wprawdzie zostało mi jeszcze rewelacyjne ciasteczka - przepis nazywa je owsianymi, ale moje to raczej pieczone musli, ale ciasteczka moga poleżeć sobie spokojnie, a ja zjadać jedno takie dziennie do porannej kawy. O, tak jak teraz :)
Co do diety - w czerwcu wyniki miałam absolutnie do kitu. 2,6 kg. To się nazywa ponoć "zdrowe tempo chudnięcia", ale ja chromolę takie tempo. W lipcu chciałabym chociaż ze 4 stłuc... bo wierzcie mi, chciałabym juz zacząć patrzeć na siebie z przyjemnością, a tej chwilowo nijak w swoim wizerunku odnaleźć nie mogę.
Dobra, koniec jęczenia. Zaraz czeka nas rajd po urzędach - mnie trzeba zameldować, musimy złożyć wnioski o nowe dowody - Piotrek chce to załatwic od razu. Może ma rację?
Do zobaczenia później :)
-
Tia .. ŚWIETNIE wyglądałam :!: :( Popatrz lepiej na fotki i zastanów się co mówisz .. :( Wyszłam fajnie tylko na JEDNYM zdjęciu, gdzie widać mi tylko roześmiane pyszczydło, a resztę szczęśliwie zasłania Piotr :) A to moje zdjęcie w czasie składania Ci życzeń (chuchraku jeden) to powinnam sobie na lodówce nalepić .. :( Jeśli wierzysz w to co mówisz - że jesteś gruba - to zaczynam się bać, że wpadasz w paranoję i anoreksjo-bulimię :!: :evil:
-
Oj, Mirielko Kochana... Mamy bawić się w erystykę, która lepiej wyglądała? Przecież Ty masz, Miła moja, bardzo zgrabne nogi - więc kiedy je pokazujesz, a maskujesz góre - wyglądasz doskonale. Ja Cię chyba będę molestować, żebys sobie jakąś spódnicę codzienną zanabyła... Miriel, naprawdę warto, bo bardzo korzystnie wyglądasz.
A co do mnie... Hmmm... chciałabym nie wierzyć, że jestem gruba, ale niestety każde luknięcie na fotki mi o tym przypomina. Ja wiem, że aparat dodaje kilogramów bla bla bla... Wiem. Ale na tych zdjęciach wyglądam w moim mniemaniu bardzo niekorzystnie. Może góra w miarę, ale gęba szeroka i nalana, uda wielkie i masywne, łydki tak samo. Ohyda. Chowam to w ciemny kat i raczej nie chcę o tym pamietać. Dlatego zdjęcia zostają zapakowane na płytki i odstawione do izby pamięci. Proszę, nie wrzucaj nic na forum. Nie czułabym się z tym dobrze.
W dzisiajszym rajdzie po urzędach Piotrek załatwił sporo, ja - nic. Aha, dokumenty musimy wymienić oboje, bo teraz oboje nosimy podwójne nazwisko. Ale niestety - ja mogę to zrobić dopiero po zameldowaniu się w Warszawie. A zameldować się w Warszawie mogę dopiero po wymeldowaniu się z Kielc. A wymeldować się z Kielc mogę tylko osobiście. I jak ja mam, jasna cholera, nie być zła? Ta przyjemność będzie mnie kosztowała stracony dzień plus zupełnie bez sensu wydane 70 zł. A poniewaz nie mogę wyjechać z Warszawy nawet na pół dnia, póki z kocikiem jest jak jest - to kwestia wymiany moich dokumentów przesuwa się w bliżej nieokreśloną przyszłość.
I trudno.