-
Hybrisku !
Strasznie dawno mnie tu nie było, ale czytama cały czas na bieżąco Twój wąteczek. Co zabieram się żeby coś napisać to ciągle ktoś mi przerywa, odkładam pisanie na wieczór i okazuje się , że mój mąz ma coś do zrobienia na kompie.... Ja mam również w pracy komputer więc mu ustepuję.
Dużo się tu działo ostatnio :wink: . Przede wszystkim ogromnie gratuluję Ci przejścia na etap "tylko nadwaga" . Och jak bardzo bym chciała też tego doczekać. Nawet nie chcę myśleć kiedy ja ważyłam tyle co Ty teraz. Twoje osiągnięcie jest naprawdę ogromne. Przed Toba jeszcze trudny etap, ale myślę , że przy takim samozaparciu na pewno Ci się uda.
Jeżeli chodzi oto co napisała Ci Trinia w sprawie "dróg życiowych" to również obudziło to moje wspomnienia. Miałam w życiu jedno takie wydarzenie gdzie naprawdę przypadek zadecydował o zmianie całego mojego dalszego życia. W takich sytuacjach wolę myśleć, że widocznie tak musiało być. Na początku jest mi często ciężko na duszy, ale jakoś się zbieram i staję na nogi. Uważam, że świat bez marzeń byłby okropny, niestety ciężko jest mi uwierzyć ,że każde z nich może się spełnić jeżeli tylko mocno się tego chce. W to po prostu nie mogę uwierzyć.
Jeżeli chodzi o moją dietkę to niestety ostatnio nie jest zbyt dobrze. Nie oznacza to,że jem niewiadomo co , ale jem bardzo nieregularnie ( a takie miałam piękne założenia ). Zaraz po weekendzie mam zamiar zacząć DC. Liczę zatem na Twoją ewentualną pomoc w tym temacie.
Przesyłam buziaki!
-
Można oszaleć z tym wysyłaniem jak nie zeżre posta to go wyśle kilka razy!
-
Kasuję podwójny tekst! Jeszcze raz pozdrawiam!
-
Dziękuję bardzo, bardzo za pomoc, jutro zanoszę do optyka i po wolnych dniach zakładam na nosek. Moim przyjaciółkom bardzo się podobają, zapach ciągle za mną chodzi i to jest właśnie ten, którym będę pachniała latem. Poallegruję teraz chwilkę może coś się trafi. Buźki.
-
Witaj!!!!!
GRATULUJĘ, GRATULUJĘ, GRATULUJĘ
Jak zwykle dietka idzie Ci świetnie. Bardzo mi przykro, że humorek szwankuje, ale wierzę, że już wkrótce słoneczko zacznie Cię znowu cieszyć. A jeśli chodzi o spełnianie marzeń. To ja wolę je mieć..............spełnione. Marzenia są nam potrzebne do życia jak tlen. Bez nich nic byśmy nie osiągnęli, są motorem postępu w naszym życiu. Co prawda czasem nie udaje nam się ich spełnić, albo gdy już się spełnią, okazuje się, że to nie tak miało być. I mocno wierzę, że to my ponosimy odpowiedzialnośc za swoje życie. I tu pojawia się moja schizofrenia religijna. Głęboko wierzę w Boga, ta wiara jest wyniesiona z miesięcy ból, z dni kiedy tylko modlitwa pozwalała mi przetrwać. Kiedy było bardzo ze mną źle przyjaciółka zaczęla czytać mi o wierze, w szeroko rozumianym pojęciu. I przeczytała takie zdanie, które od ośmiu lat rządzi moim bytem: "Jeśli Bóg z tobą, to kto przeciw tobie". Bardzo zapadło mi to w serce i gdy jest mi źle, to sobie to powtarzam i zaczynam ............odczuwać ulgę. Ale równocześnie jestm zdania, że za zło w naszym życiu odpowiedzialni jesteśmy my sami, ludzie, bo przecież Bóg jest dobry, więc z całą pewnością nie chce nas skrzywdzić, a tym bardziej ukarać.
Przepraszam, że tak się rozpisałam, ale tak teraz przyszło mi do głowy, że naprawdę mam za co byc wdzięczna wszystkim forumowiczom, Bogu i .......sobie, za to że spełniam swoje marzenia.
Pozdrawiam!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
-
ZIEEEEEEEEEEEEEEWWWWW... Co za obrzydliwie senny dzień...
Nie wiem, czy to pogoda, czy efekt mojego wczorajszego zarwania połowy nocy, ale jestem nieprzytomna totalnie. No to troszkę sobie pobredzę... :)
Dziś rano ja i mój bałwanek odnotowaliśmy kolejny mały kroczek do przodu (w wypadku bałwanka - kroczek na szafot :twisted: ) - czyli waga pokazała 82,5 kg. Kiedyż ja się wreszcie z tym paskudem rozprawię? Chyba postanowił, że tak będzie się za mną wlekł w nieskończonośc, jakby to drania bawiło. No nie powiem, ten suwaczek jest niczego sobie, ale chiałabym... chciaaaaaaałaaaaaa... ;) A przy okazji z zazdrością zerkam na prześliczny suwaczek Ciciabelli. która już zadusiła zarazę i została z piękną gotycką "7"... buuuuu... ja tyż chcę! :lol:
Sandra - oficjalnie oświaczam, że po tygodniowym maratonie jęczenia (nie wiem, jak wy to wytrzymałyście) - kończę z tym. Nie chcę zadręczać się więcej tym, że coś mi się nie udało - nie tak, to inaczej, mam zamiar zawalczyć o swoje marzenia. Dzięki za wsparcie i... bycie :)
Moim i własnym tempem spadku wagi się nie przejmuj, Olu, przeciez ja na "wspomagaczach" jadę :) Spokojnie, Ty też schudniesz, szybciej niż myślisz :)
Cicia Kochana, do tego, że spadek wagi jest tylko spadkiem wagi i nie przekłada się na ogólne pojęcie szczęścia - na szczęście doszłam już dawno :) Z tym, że moje chudnięcie było w konkretnym CELU, właściwie gdyby nie CEL nie dałabym rady wziąc się za dietę ani przeprowadzić jej z taką konsekwencją (a właściwie przeprowadzać, bo wygląda na to, że pozostałe 20 kg będę tłukła jeszcze co najmniej 3 miesiące...). A kiedy okazało się, że mój cel ze złośliwością skacowanego tramwajarza zmknął mi drzwi przed nosem - wpadłam z jednej strony w furię, z drugiej - przybiło mnie to. Ale cóż, kiedy przemyślałam sprawę i nabrałam trochę dystansu - doszłam do wniosku, że ani nie odpuszczę, ani nie pozwolę sobie na wielką smutę - będę walczyć o swoje marzenia. Dieta wre, a ja znowu pełna zapału - myślę, kombinuję, planuje - wiem, że dam radę. To po prostu okazała się nie ta droga... nic to, znajdę inną. Ale TEN cel jest mój. Nie zrezygnuję, za dużo w niego "zainwestowałam" ;)
Jak skończę aktualny strumień świadomości - polecę do Twojego watku walnąć peanik jakiś na temat "7" - ależ Ci zazdroszczę :D
Triskellku - myślę, że ilu ludzi, tyle dróg życia i koncepcji szczęścia - i bardzo dobrze!
Twoje podejście do szklanki jest wręcz zajebiste (czy takich słów wolno uzywać na forum? :twisted: ), naprawdę optymistom o wiele lepiej się zyje :) Ja jestem raczej realistką-idealistką, tzn myślę sobie - o kurczę, ona rzeczywiście jest pełna TYLKO do połowy, ale nie ma tak, nie spocznę póki będzie cała... (opcja B jest taka: niech no ylko dorwę tego, co wypił te połowkę, to go... - ale to tylko, jak mam gorszy dzień ;) ).
Angielski na szczęście rozumiem dość dobrze, chociaż jak pies, w drugą stronę może nie ani be ani me ale z wielkim bólem :D
Po przeczytaniu Twojego wpisu już wczoraj zaczęłam się zastanawiać, jak w tej chwili układa się gradacja moich cytatów przewodnich... Te będę z kolei po łacinie - to język mi najbliższy, zresztą do sentencji wymarzony.
:arrow: pierwsza będzie taka: maximum vitae impedimentum est excpectatio, quae pendet ex crastino perdit hodiernum - czyli: w życiu największą przeszkodą jest oczekiwanie, które zależąc od tego, co stanie się jutro, odwraca uwagę od tego, co dzieje się dzię (można by nawet powiedzieć: zabija dzień dzisiejszy). To raczej smutna konstatacja, bo niestety tak żyłam przez ostatnie kilka lat - stale czekając na coś, że w moim życiu stanie się coś lepszego i to najlepiej samo z siebie. Nie stało się, ale ta sentencja tkwi terazwe mnie jak swoiste memento. Żebym nigdy więcej tak głupio nie traciła raz danego mi czasu.
:arrow: drugi: volenti non fit iniuria, i ta akurat sentencja już funkcjonuje w języku polskim: chcącemu nie dzieje się krzywda. To z kolei stała sentecja obrazująca mój stosunek do świata - panuję nad moim zyciem, podejmuję decyzję, ponoszę konsekwencje. Nienawidzę zyciowego dryfu, bezwolności czy powolności. Wybieram, idę wytyczoną drogą i bez względy na to, czy jest mi dobrze czy mniej dobrze wiem, że to moja droga i że to ja jestem odpowiedzialna za to, co się ze mną dzieje. I jeśli dostanę w tyłek od życia za złe decyzje - to trudno, nie rwę włosów z głowy, tylko zastanawiam się, co zrobić, żeby w przyszłości moje wybory były lepsze.
:arrow: a trzeci cytat, czy raczej złota myśl juz jak najbardziej po polsku: chodzenie po bagnach wciąga :D I tego już nie będę interpretowała :P
A na koniec powiem Ci jeszcze jedno - z mojego dołka-nie dołka już się otrząsam, ale warto było go przeżyć chociażby dla tej wymiany myśli z Tobą. Jesteś fascynującą osobą, mam nadzieję, że będą jeszcze okazje do podobnych dyskusji. Dzięki Ci za to, dzięki wielkie! :D
Balbinko - spokojnie, ja też ostatnio na forum uprawiam jedne wielkie wagary - cały czas liczę na to, że jeszcze kiedyś nadrobię - w tym kontekście pocieszający jest fakt, że odchudzać się będę jeszcze 3 miesiące przynajmniej :lol:
U mnie w domu na szczęścia są dwa kompy (tzn 2 pracujące, a 3 inne mój P ciagle składa, udoskonale, poprawia... no maniak po prostu... :lol: ), chociaż tylko mój z internetem, więc czasami tez niestety muszę ustąpić, czeno niecierpie, nienawidzę, nie znoszę - typowa jedynaczka :D
Balbinko, dzięki za gratulacje, ale zobacz - Ty tez strasznie dużo osiagnęłaś - 100 gram dzieli Cię od osiągnięcia 15-kilowego spadku, a może nawet ten rezultat już jest Twój, tylko jeszcze suwaczka nie ruszyłaś? Ja swój tłuke regularnie, ile mogę :) Jak tylko zdecydujesz się na DC - będę Cię wierne wspierać, na ile tylko będę potrafiła, a gdzie ja nie dam rady, pomoże Małgosia :D Niczym się nie martw - będzie dobrze :D
Agula - ja też Ci serdecznie dziękuję, bo w Twoim towarzystwie spędziłam wczoraj niesamowicie fajny dzień i już wiem, że po prostu MUSIMY to powtórzyć :D Więc dawaj znać, jak tylko będziesz się wybierała do stolicy. Dla poznanai takich ludziów, jak Ty, naprawdę warto na forum przychodzić :D
Myszko - dzięki za gratulacje :)
A co do tych marzeń spełnionych - jestem dokładnie tego samego zdania. Z tym, że czasami, żeby spełnic swoje marzenie, trzeba zawalczyć, czasami włożyć w to kupe energii, czasami pograć va banque. A przy tym warto pamiętać, że możliwe, iż post factum dochodzimy do wniosku, że gra była niewarta świeczki. Ale ja bez marzeń byłabym nikim - stałabym w miejscu i kwitła. Dlatego - i tym razem postanowiłam zawalczyć.
A wiara... wiesz, mogę Ci jej tylko zazdrościć, bo to jest coś, czego ja jestem pozbawiona. Nie umiem wierzyć i nie chcę wierzyć. Miałam w swoim zyciu właściwie kontakt z tylko jedną szczerze wierzącą osobą - była nia moja babcia. Ale jej przykład też nie był budujący - bo można powiedzieć, że w jej wypadku wiara, rozumiana przez nią jako konieczność wzięcia na siebie życiowego krzyża - była maksymalnie wypaczona - tzn. poświąciła swoje zycie komuś, kto absolutnie nie był tego wart. I nie była z tym szczęśliwa. A życie miała tylko jedno i to zycie się skończyło.
Ale z drugiej strony rozumiem, skąd wynika Twoja religijność i mam do niej pełen szacunek. Jeśli Twój Bóg dobrze prowadzi Cię przez życie, jeśli jest Twoją siłą - moge się tylo szczerze razem z Tobą cieszyć, że go masz. Sentencję, którą zacytowałaś - znam, pochodzi z łaciny: Si Deus nobiscum, quis contra nos? :) Ale rzeczywiście, trzeba wiary, żeby nie były to puste słowa.
Właśnie spojrzałam na zegarek, dochodzi już 14... Dzień się nie rozkręca, ale na szczęście mnie zamulenie ogólne już przechodzi. Dziś ostatni dzień IV tury DC... ależ się z tego cieszę. już za 20 godzin normalne jedzenie, które będzie można POGRYŹĆ - ależ to radocha po 3 tygodniach picia i zucia :D Nie wie ten, kto nie był na DC :D
ściskam pogodnie! :D
-
A nie mówiłam? Przesuń CEL w czasie .. :twisted:
Dziewczyny kochane wspomóżcie mnie biedną w argumentacji z tą szaloną małolatą - niechże ona zacznie pisać książkę :!: Mnie Korni męczy tym tematem naprawdę nie wiem po co, bo ja i moje teksty w obecności autorki tekstów powyżej to mały Pikuś :!: Tu się takie teksty marnują, że głowa mała :!: Na wszelkie moje prośby do Hybris aby zebrała swoje przemyślenia i wiedzę na temat diety DC w książeczce pod (przykładowym) tytułem "Nie ma to jak samozaparcie - moja droga z dietą DC" dostaję dwie odpowiedzi:
1. Jestem za leniwa
2. A kto to będzie czytał :?: :!:
Więc podstępnie ładuję się na wątek i proszę o wpisy chętnych - okrzyki, hasła, plakaty, transparenty itp mile widziane .. :twisted:
-
Hehe, Miriel, widzisz - odzew na Twój apel zerowy - wniosek - wszystko może ludzio wyjśc uszami, moje bredzenie też :) Ponieaz robię to w mikroskali, przynajmniej moje brednie nie sa toksyczne - kolejny argument, żeby powstrzymać się z ekspansją :D
Skończyłam IV cykl DC.
Specjalnie piszę to wołami, bo dla mnie samej to wydarzenie wielkiej rangi. Kiedy 4 miesiące temu siadłam z kalendarzem i rozplanowałam sobie ochudzanie (tu robię ścisłą, a tu przerwa), policzyłam potem, ile będę musiała obyć sie bez jedzenia. Wyszło m 84 dni samej diety ścisłej i to przeraziło mnie bezmiernie - jak ja dam radę? Nie myślałam już wtedy o słodyczach, ale o normalnym, codziennym jedzeniu, możliwości przeżywania, dostarczaniu sobie przynajmniej 1000 kcal, z którego jak wiemy można zrobic furę żarcia... Ale mimo strachu weszłam w to, zawalczyłam i... wygrałam. Do pozbycia się nadwagi, czyli prawidłowego BMI muszę zrzucić jeszcze 13 kg. Do szczęścia brakuje mi 15,5. Do końca suwaczka, który nie myślałam, że kiedykolwiek skończę - 20,5. Jest to już ta krótsza część drogi - teraz moje życie nabrało innej jakości, tusza przestała być problemem. Mam się w co ubrać, jestem sprawna, zdrowa, czuję się świetnie. To jest cudowna nagroda za 4 miesiące wyrzeczeń. Jestem szczęśliwa, bardzo szczęśliwa i nie mniej z siebie dumna :D
Teraz przechodzę na 1000 kcal. Tzn. chciałabym, bo to przynajmniej w pierwszym tygodniu będzie trudne - bo ja wiem, że mogę jeść do momentu poczucia lekkiej sytości - jak po batonie DC. No więc moje śniadanie składało się z:
:arrow: 100 gram wędliny drobiowej
:arrow: 4 widelców surówki z kapusty kiszonej
:arrow: 5 daktyli
i więcej mi nie wejdzie, za Chińską Republike Ludową. Następny popas za 2,5 godziny :) Zależy mi, żeby chociaż 800 kcal wtrąbić, żeby zacząć normalnie funkcjonować, ale jeśli dziś mi się nie uda, to będę z tym walczyła przez kolejne dni, już bez histerii :)
I wiecie - tak mi qrcze chodzi po głowie - żeby jeszcze raz zrobić ścisłą w okolicach 20 maja. Może wtedy nawet nie pełną, może dwutygodniówkę, ale ochotę mam i to sporą. Bo podejrzewam, że teraz, po ścisłej spadek wagi się zatrzyma, przynajmniej na jakiś czas, więc zastanawiam się, czy by sobie jeszcze w taki sposób później nie pomóc. No ale to na razie pieśń przyszłości, na razie skończyłam 4 cykl i mam jak na razie serdecznie dość proszków, o! Zakupy mam zrobione na cały najbliższy tydzień i właśnie stoję przed życiowym wyborem, czy dziś na obiad ma być indyk, panga czy krewetki? :twisted: Jak ja uwielbiam TAKIE dylematy :lol:
pozdrawiam serdcznie!
-
Aż sama się uśmiecham do siebie czytając Twój tekst. GRATULUJĘ! Sama wiesz jakie to wielkie osiągnięcie. Nie będę się dziś rozpisywać bo muszę się pakować do wyjazdu, ale nie oparłam się oczywiście wejściu na forum aby szybko poczytać co u Was słuchać.
Jednak u Ciebie nie sposób się nie zatrzymać na dłużej. Jeżeli ja osiągnęłabym taką wagą to byłabym najszczęśliwszą osobą na świecie :wink: .Ja niestety krążę cału czas wokół tej samej wagi, ale cieszę się że nie przybywa więcej. Po powrocie z urlopu zważę się i zmienię suwaczek. Mam nadzieję ,że w dobrą stronę :lol: .
Aha! Na książkę też czekam!!
Przesyłam pozdrowionka!
-
Hybrisku, ja tylko na chwile, bo nie mam teraz czasu, ale musze to napisac. Ksiazka Twojego autorstwa jest niezbedna dla rynku ksiegarskiego. Sama tez ja kupie. Wprawdzie DC jako taka niekoniecznie mnie interesuje, za to ogromnie interesujesz mnie TY... :D
Mooocno sciskam. :D