-
Hybrisku!
No nie sądziłam, że masz aż taki wstręt do roweru.Trochu szkoda...
Taki totalny brak ruchu to jest dla nas niestety średnio korzystny...Może chociaż intensywne spacery? Ale intensywne - nie człap człap z psem? :D
Ale do niczego nie namawiam, bo każdy ma swój rytm i upodobania, ja też jestem leniwcem w tym względzie, poza rowerem, ale warto by pomyśleć choćby w kontekście stricte zdrowotnym...?
ja z kolei kocham być opalona i tak jak w dużo lepiej mi w okularach niż bez, tak samo z choćby delikatna opalenizną, a że sówj odcień cery mam nieciekawy, to wystawiam się zawsze do słonka:) I tu mam krótkie dość makijażowe pytanie, które wyślę Ci na priv, o ile uzywasz podkładu?
Dziś to chyba wszystko, pozdrawiam ciepło:)
A.
-
Oj, drogie moje, znowu popadam w nastroje mordercy seryjniaka, ale wreszcie w przebłysku geniuszu wpadłam na to, skąd mi się to bierze - przeca mam PMS jak się patrzy! Przeżyć, nie zamordować nikogo i zapomnieć na miesiąc - to mój cel na najbliższe 3 dni.
Łeb mi pęka, jakby ciśnieniowo, ale założę się, że powód jak wyżej. Na dodatek podrapał mnie kot [to chyba nie w wyniku PMS, chociaż diabli wiedzą... :twisted: ]. Tzn. nie podrapał mnie specjalnie, tylko wzięłam gada na ręce, żeby go zanieść do kuchni, gdzie się w. wym. stołuje, a ten, kiedy tylko poczuł kurczaka, chciał "pofrunąć" na parapet - pofrunął, wybijając się z mojego dekoltu. Dzięki temu mam na tydzień - 10 dni zapewnione śmiganie w szaliczkach, półgolfach, ewentualnie w bluzkach szczelnie zapietych pod szyję. Koniec szpanowania całkiem już nieźle zarysowanymi obojczykami, bo wyglądam jakbym sie oddawała niekoniecznie standardowym praktykom seksulanym z uzyciem niebezpiecznych akcesoriów. Mam nagrodę za miękkie serce i za to, że nigdy nie przycinałam moim kotom pazurków...
Agula, myślę, że bałwanek będzie przechodni, teraz wprawdzie klepnęła go Miriel, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś Ty go później przejęła ;)
Szkoda, że nie było Cię dziś dłużej w Warszawie, ale się mówi trudno - jak pojawisz się następną razą, to proszę mnie wpisać do kajeciku, z numerem 1 :) Bo i spacerowiska trzeba nadrobić i mam dla Ciebie małą niespodziankę... a nawet dwie małe niespodzianki... :twisted: ale pary z gęby nie puszcze, dopóki się Waćpanna pod palmą nie pojawisz, o! :P
Golciu, widzisz, jak ślicznie? Wzięłaś się za siebie, to i nagroda przyszła! :lol: Oby tak dalej, dalej, dalej... :D
Pyza, ależ ja jestem bardzo ludzka. Ta cała maska heroiny przeważnie bywa konwencją, w którą starają się wtłoczyć mnie inni, właściwie nie wiem, dlaczego. Nie jestem bohaterką, nie jestem męczennicą, nie dokonuję rzeczy niemożliwych, bo jeśli je robię, to znaczy, ze jednak są możliwe. No chyba, że za nadludzki wysiłek można uznać gonienie za marzeniami, czasem gonienie rozpaczliwe, czasem zbyt idealistyczne - jeden parametr jest konstans - konsekwencja. Czy to takie nieludzkie, że człowiek dotrzymuje danego sobie słowa???
Jeśli chodzi o DC - może i mnie rozpieściła, ale widzisz, ja już nie oczekuję wyników rzędu 0,6 kg dziennie. To już było, fajnie było, ale to se ne vrati, bo ja już na DC nie wrócę, decyzja podjeta, a ja jeśli coś postanowię, to się tego trzymam. Teraz liczę się ze spadkami wagi między 0,1 a 0,2 kg dziennie, jeśli będzie mniej - to znaczy, że pewnie coś przesoliłam ;) , a jeśli więcej - miło. Zresztą ja już NIE CHCĘ chudnąć więcej, niż 1,5 kg, a jeżeli to tempo utrzyma się do lipca, to wtedy zwiększę limit kaloryczny, żeby wyhamować. Schudnę i tak, to już wiem ;)
Może rzeczywiście w dzisiejszej porannej notce przypominałam gówniarza, który rzuca się na chodnik waląc pięściami w ziemię i zanosząc się spazmatycznym płaczem... właściwie bez powodu. Widać hormony tak mi przykopały, że nawet moje pisanie było nieco irracjolana... przykro mi.
Pyzuś, a tak między nami, wolę być nie-heroiną ;)
Analenko, z przyczyn jak wyżej moja odpowiedż w kwestiahc rowerowych mogła być nieco przesadzona, za co przepraszam. Poprzestańmy na tym, że nie lubię, ok? ;)
Podkładu używam zawsze, więc pytaj, jak tylko będę potrafiła, pomogę.
spadam na moje człap człap z piesem, może trochę się przewietrzę i chociaż mi ta migrena przed snem przejdzie...
ściskam!
-
No, no, to Cię kotek urządził wcale nie najlepiej, ale jak to mówią do wesela się zagoi :) a narazie apaszki, golfy :?: nie zazdroszczę przy takiej pogodzie...
Gówniarza w żadnym razie nie przypominałaś... raczej osóbkę z deka rozczarowaną... zdołowaną... ale jak sądzę winę można zrzucić na PMS. :wink:
Gonienie za marzeniami jest nadludzkim wysiłkiem, bo przy tych wszystkich porażkach po drodze idzie się załamać... Ja sama bez końca ścigam marzenia... nieraz poległam ale wstaję i otrzepuję się tylko... :D
Twoją konsekwencję podziwiam... bo z moją czasami bywa kiepsko... zrzucam na okoliczności, których nie potrafię przewidzieć ale tak naprawdę to moja wina i niczyja inna. I zdaję sobie sprawę z tego, i znowu próbuję... czasami za drugim razem wychodzi lepiej... ale nie poddaję się - taka dziwna ze mnie osobniczka, że jak mi zależy nigdy się nie poddaję. :)
-
Noc była zimna, Piotrek jak zwykle zostawił luft otwarty na noc - efekt: obudziłam się totalnie zakatarzona. Muszę się szybko podkurować, bo w sobotę koncert, którego odpuścić nie mogę, chyba jeden z ważniejszych dla mnie, od czasu, kiedy mieszkam w Warszawie.
Na parę dni zawieszam katowanie suwaka, już nabieram wody przed @, więc sobie spokojnie przeczekamy, tak od wtorku/środy powinnam znowu rejestrować spadki... i całe szczęście.
Humor mam dalej taki sobie, tzn. może inaczej, humorowi nic nie dolega, ale ja jestem bardzo rozdrażniona, a jedynym, co mi dziś poprawia samopoczucie, jest perspektywa otrzymania dwóch nowych flakoników - jednego z wymiany i drugiego - niesamowicie okazyjnego łupu z Allegro... Już zacieram swoje tłuściutkie paluszki... choć znając mojego pana Pacztyliona (czyli pocztowca od paczek, nie mylić z pocztylionem, czyli roznosicielem listów), to przyjdzie do mnie jak zawsze pod koniec rundki, czyli wczesnym popołudniem... buuuu, a to jeszcze tyle godzin. Cóż, mam wiele zalet, ale akurat cierpliwość zupełnie się do nich nie zalicza ;)
pozdrawiam!
-
Hybris!
Na szczęście PMS mija :)
Już piszę maila, na gazetę.
Miłego dnia!
A.
-
Witaj!
Cieszę się że mnie odwiedziłaś w moim wątku. Napisałaś mi dużo mądrych rzeczy. To wszystko prawda. Przeczytałam, przemyślałam i chce mi się walczyć :D
Dziękuję :D
-
Drepczę w miejscu na niespodzianki, za dwa tygodnie pewnie we czwartek 25 maja będę w Warszawie caluśki dzień, :D :D :D . Rano załatwię sprawy i będę wolnaaaaa. Tup, tup, tup przebieram nogami. Wczoraj miałam w stolicy ciężki dzień. Zazwyczaj załatwiam swoje sprawy w godzinkę i już, ale tym razem tak się zabukowałam w korkach, że miałam ochotę wyć jak wilczyca w autobusie. A wieczorkiem miałam ważne spotkanie w Lublinie. Chyba tylko cudem zdążyłam, choć zasadniczo jako animal rationale w cuda nie wierzę.
-
Ależ miałam nadrabiania na Twoim wątku!
Zacznę od końca czyli od... zadu :lol: U mnie zawsze też była to najbardziej newralgiczna część ciała, najbardziej wymagająca odchudzenia. Byłam zresztą równie mądra jak Ty i też pierwszych pomiarów dokonałam po ok. miesiącu. Wtedy było 111 cm. Wydawało mi się, że co jak co ale tzw. midsection pomiędzy talią a udami to zawsze będę miała masywną, bo przecież to budowa układu kostnego, nie da się tego przeskoczyć... A tymczasem mój organizm sprawił mi niespodziankę: w tej chwili często mój "dół" wchodzi w mniejszy rozmiar ciucha, niż moja "góra". I stało sie to jakoś tak niepostrzeżenie. A więc z zaskoczeniem stwierdzam i własnym przykładem potwierdzam, że i owszem, da się.
Gratuluję codziennie mniejszych wartości na wadze. Okruchy ciast dla bóstw pomniejszych zostawiane? :wink:
A na jaki koncert wybierasz się w sobotę?
Coś tu chyba gdzieś przeczytałam o wątkach z obrazkami i niecheci do nich, ale i tak wkleję. Dwa tygodnie temu mieliśmy tu w Olympii paradę Procession of the Species, wklejam Ci z niej rodzinę kangurów, drzewo i cokolwiek tam jeszcze załapało sie na tym zdjęciu :-)
Ściskam i życzę miłych wrażeń zapachowych po nadejściu Pacztyliona :)
http://i51.photobucket.com/albums/f3...ng/5a4cscd.jpg
-
Hej dziewczynki! Dziś znowu świtem bladym i na krótko, bo robota mnie woła i to głosno woła :( Waga nadal stoi, ja dzięki @ nabrałam minimum 0,5 kg wody, ale ponieważ już wiem, jak to działa, więc większego wrażenia na mnie to nie robi. To już raczej bardziej nie podoba mi się to, że mnie wszystko drażni, uwiera i przeszkadza, no ale ok, duża już jestem, nie po raz pierwszy ani ostatni tak mam, trzeba przetrwac i zapomnieć... na następny miesiąc.
Wczoraj poczta spisała się tak średnio i przyleciał tylko jeden flakon, na drugi nadal czekam, więc zachwyty będę roztaczać pewnie jutro, jak będę to mogła robić na spokojnie. Zresztą już od paru dni zbieram się, żeby napisać wam, jakie cudo wąchałam u Mirielki, a dokładnie u jej córy, bo to ona dumną posiadaczką jest ;)
Mogę powiedzieć tylko tyle, że dziś będę stwarzała wokół siebie aurę niedostępności przy użyciu czarnych ciuchów, czrnych opraw okularowych i... Malabaha Panheligons, obłednego, korzenno-przyprawowego zapachu z wszechobecną nutą cytryny i dość wyrażnie wybyjającym się akordem... herbaty earl grey :D To angielskie perfumy, nie da się ukryć, ale ewidentnie podszyte kolonialnym orientem - zapach jest niesamowicie charakterystyczny i niby dyskretny, ale w praktyce wszechobecny :) Z warkoczem, tak jak lubię :), a przy tym ciepły, na dziesiejszą dość ostrą i mokrą pogodę będzie idealny. Choć nie ukrywam, że mimo niesamowitości Malabaha, wolę perfumy francuskie, chociaż świet perfum bez np. Stelli McCartney byłby niepełny... choć nie dam sobie łapy uciąć, że i dla niej nie komponuje perfum jakiś francuski "nos". Muszę sprawdzić :)
Analenko, uffff... na szczęście już mi przechodzi ;) Maila dostałam, już WIEM, co Ci poradzić, odstukam w porze obiadowej.
Biglady - miło mi, że zajrzałaś, trzymaj się mocno!
Agula, a tuptaj, tuptaj, bo jak zobaczysz, to będziesz skakała :P 25 maja wpisuję do kalendarzyka i biorę pod uwagę - postaram się nic większego tego dnia nie planować. Korki warszawskie to rzeczywiście spora atrakcja i ja czasami wręcz cieszę się, że nie mamy samochodu - poruszanie się tramwajami wychodzi o wiele sprawniej.
Triskell, a witam w moich skromnych progach! :D
Dzięki za pociechę w kwestiach zadnich, ale biorąc pod uwagę moja budowę - watpie, żeby kiedykolwiek było zbyt różowo - ot po prostu mam budowę tzw. klepsydry i niechaj tak będzie - żadna sylwetka nie jest brzydka, o ile jest zadbana i jej waściciel nie dźwiga xyz dodatkowych kilogramów. Przynajmniej na trwam w takim przeświadczeniu :)
Sobotni koncert to plenerowa impreza na ul. Francuskiej, z okazji odsłonięcia pomnika Agnieszki Osieckiej, która jak wiadomo całe życie przemieszkała na Saskiej Kępie, na Dąbrowieckiej. Ciekawa jestem, ile osób pamieta, że w przyszłym roku minie... 10 rocznica jej śmierci. Tak szybko płynie ten czas...
Na koncercie wystąpią ci, których od dawna słucham i lubię: min. Maryla Rodowicz, Magda Umer, Anna Szałapak, aktorzy Rampy. Dlaczego koncert szczególny? Bo 10 lat temu, kiedy w Opolu był jeden z najlepszych i najlepiej wyreżyserowanych koncertów, jakie widziałam, tzn. Zielono mi - byłam za młoda, źle zorganizowana i miałam za mało inicjatywy, żeby tam być. A tak się składa, że Osiecka to osoba w moim zyciu szczególna - dzięki niej nauczyłam się wrażliwości, poznawałam jej teksty i starałam się je rozumieć, zamin jeszcze nadszedł w moim zyciu czas, kieda sama zaczełam to postrzegać - uczyły mnie pasji, miłości, odczuwania smutku radości, rzeczy, które później same przyszły, a kiedy nadchodziły, orientowałam się - tak, to jest to. Mogę śmiało powiedzieć, że teksty Osieckiej opowiedziały mi, zanim byłam w stanie zrozumieć, jak wygląda życie uczuciowe kobiety, czasem trochę z dystansem, trochę z przymrużeniem oka, trochę z ironią, która miała zamaskować niespełnienie - ale szczerze, głeboko i pięknie. Dlatego to będzie dla mnie szczególna sobota :)
Wrażenia opiszę na pewno :)
ufff... a miało byc krótko ;) Kończę sniadanie i do roboty!
pozdrawiam!
-
Krótko w Twoim wydaniu bo krótko się czyta - znaczy się pochłania to co piszesz... :)
Bardzo lubię Twoje teksty z samego rana czytać.