Cudnego świętowania DNIA KOBIET :D :D :D
http://www.gify.biz/gify%20kreskowki...k/disa0047.gif
*
*
*
***
dopóki walczysz jesteś zwycięzcą ! Tutaj zwyciężam każdego dnia: http://forum.dieta.pl/forum/viewtopi...er=asc&start=0
Wersja do druku
Cudnego świętowania DNIA KOBIET :D :D :D
http://www.gify.biz/gify%20kreskowki...k/disa0047.gif
*
*
*
***
dopóki walczysz jesteś zwycięzcą ! Tutaj zwyciężam każdego dnia: http://forum.dieta.pl/forum/viewtopi...er=asc&start=0
Witam!!!!
Jaki mamy dzisja cudowny dzień!!!!! :D :D :D :D
W sam raz na długiiii spacer z dzieckiem. I wiecie co? Nie warto grzeszyć jedzeniowo. Strasznie dużo wysiłku trzeba włożyć w zadośćuczynienie.
Dieta idzie super. Żadnych wpadek, uwielbiam ryby. Ostatnio wszystki moje posiłki składają się z jakichś ryb. Dostałam na tym punkcie kota. I włączyłam do jadłospisu 2 kromki chleba dziennie. Ale jakoś nie mam na niego specjalnie ochoty. Jest to o tyle dziwne, że przed dietą potrafiłam zjeść go bardzo dużo.
Hybris, moje obżarstwo zaczęło się niekontrolowanie, ale skoro już to robiłam postanowiłam miec nad tym kontrolę. I zadziwiająco łatwo przyszło mi je przerwać. Nie mam również żadnych problemów z prowadzeniem dalej diety. I nie mam ochoty tego powtórzyć. Bo wcale nie czułam błogiego spokoju po napchaniu się jedzeniem, jak to było jeszcze niedawno. Myślałam tylko o tym co będę musiała zrobić, żeby to spalić. Mam wrażenie, że sama siebie postanawiłam w sytuacji myszki laboratryjnej i sprawdzałam jak to ze mną jest. Takie doświadczenie, w sumie niezbyt przyjemne.
Pozdrawiam jeszcze zimowo.
a no trzeba odpokutować te cukiereczki, rogalika itd...
a nastepnym razem... sioooooo od lodówki :evil: :evil: :evil:
tak poważnie to bardzo się cieszę, że aż tyle kilogramków i centymwtrow udało Ci się zrzucić (i przyznaję, że mała nagroda należała Ci się).. i wierzę, że będzie ich o wiele wiele więcej!
co do dzieciatka.. to biedne ono strasznie.. ja też od dentysty uciekam jak najdalej.. więc jednocze się z nim telepatycznie :)
pozdrawiam
i trzymam kciukaski:)
To oznacza Myszko kochana, że myślenie zwycięża nawyki - jesteś na bardzo dobrej drodze świadomego jedzenia :) SUPER !! :)
Ściskam ciepło :)
Witajcie!!!!
Wracając ze spaceru spotkałm taką starą znajomą. Wracała właśnie ze swoim synkiem z bilansu 5 latka. Zaczęła opowiadać jaka to lekarka jest beznadziejna, bo kazała dziecku zrobić komplet badań. Później okazało się że jej 5 letni synek waży.......37 kg. Zaniemówiłam, moje 6,5 letnie maleństwo waży 24 kg. I ta dziewczyna nie widzi problemu. Sama jest trochę bardziej niż okrągła, i zgotowała swojemu dziecku taki los. Zupełnie tego nie rozumiem.Już rok temu lekarka kazała zacząć odchudzać małego. W tym roku dziecko na wizytę poszło przygotowane: na stwierdzenie lekarki, że trzeba ograniczyć słodycze powiedział jej żeby sama się odchudzała. Przecież chyba zdaje sobie sprawę co niesie dziecku taka otyłość.
Sama zmagam się ze swoimi kilogramami i wiem ile wysiłku trzeba włożyć żeby zgubić choć jeden kilogram. Ale ja sobie potrafię przetłumaczyć po co to robię, a jak wytłumaczyć to 5 latkowi?
Mogę powiedzieć, że mam farta, Kacper przemianę materii i figurę dzięki Bogu odziedziczył po swoim tacie. Ale ja też dołożyłam swoją cegiełkę: nigdy nie zmuszam go do jedzenie, nie chce to nie je, jak mu się zachce to powie, gotuję normalne posiłki, dzięki temu mam kontrolę nad tym co je. Jest dzieckiem zupowym, jak ma na obiad zupę to może nie być nic innego. Uwielbia ogórki kiszone, odda wszyskie słodycze świata za ogórka i zupę ogórkową. Je sporo jogurtów i serków, mleko z płatkami to podstawowe śniadanie. Nie przepada za mięsem, wędlinami (ma to po mnie) i chlebem (tego na pewno nie ma po mnie). Jeśli w telewizji jest jakiś program o zdrowym odżywianiu moje dziecko patrzy i zapamiętuje. Później zaskakuje mnie różnymi ciekawymi wtrąceniami. Generalnie wie, że tyje się od nadmiaru słodyczy i jedzenia z McDonalda. Oczywiście czasem odwiedzamy McDonalda, ale nie częściej niż raz w miesiącu.
Cieszę się że moje dziecko jest szczupłe i zdrowe. I mam nadzieję, że tak pozostanie. Że za 20 lat powie, że wyniósł z domu dobre nawyki żywieniowe.
Pracuję, czasem padam na nos, ale nigdy nie zdażyło mi się zapomnieć o przygotowaniu obiadu dla moich panów. Staram się żeby były lekkie i zdrowe, dużo ryb, warzyw, zupa. Wkładam w to trochę wysiłku ( mąż mówi żebym się nie wygłupiała bo on zje "byle co"), najczęściej gotuję na kilka dni,( poza tym jedzą je moi rodzice, mieszkają obok, a mama kilka lat temu straciła ochotę na stanie przy kuchni i konsekwentnie odmawia gotowania na codzień), ale dzisiaj przekonałam się, że warto. Z dumą patrzę ma moje mądre dziecko. I wiem, że on jest moim największym sukcesem i radością.
I taki apel do wszyskich obecnych i przyszłych mam: uchrońmy nasze dzieci przed naszym losem: nadwagą, otyłością, nauczmy je mądrze wybierać, żeby zawsze wybierały zdrowie, a nie chwilową przyjemność.
Pozdrawiam!!!!!
Bardzo mądrze to napisałaś... :) Podklepuję się obydwoma rączkami :)
Mysiu - święte słowa!
Buziaki!!!
Mysza podpisuje się pod tymz pełnym przekonaniem.Jak urodził sie mój syn od razu zaczełam myślec nad tym co zrobic aby nie miał podobnych problemów jak ja.W tej chwili jego waga jest w normie ale postanowiłam zrewolucjonizowac moja kuchnie tak aby go naczyć i przyzwyczaic do zdrowego jedzenia.Mój mąż niestety lubi zjeśc tłusto i słodko ale pracuje nad tym aby to zmienić.Na szczęście nie narzeka kiedy zamiast smażonego kotleta dostaje go w wersji gotowanej.
Moje dziecię czyli Precious jest szczupła. Ale jak widzę CO ona zajada, to zaczynam się bać. Potrafi wciągnąć paczkę płatków kukurydzianych czy CiniMinis w trakcie wieczornego uczenia się. Wtedy staję w drzwiach jej pokoju i wyginam się Estetycznie Inaczej ze słowami "no widzę, że mi figury pozazdrościłaś" :twisted: Zszokowana policzyła kiedyś tu na Forum ile zjada. I CO. Same węglowodany. TERAZ jeszcze niegroźne. Ale na przyszłość źle wróży .. a to już pannica i SKORPION więc nie przetłumaczysz wiele .. :(
Witajcie!!!
Mój synek je napadami tzn przez dwa, trzy dni je normalnie, 4 posiłki dzienie, a później odmawia przyjmowania większości posiłków. Wtedy z trudem udaje nam się wcisnąć mu jakiś owoc, jogurt, nałatwiej zupę, ale ogórkową. Ma to niemal od urodzenia, i w okolicach 1 roku pobiegłam do lekarza, przerażona tym, że on tak mało je, ale pediatra uspokoiła mnie i powiedziła że on najlepiej wie kiedy jest głodny i dwa dni przerwy w jedzeniu krzywdy mu nie zrobią. Także staramy się tylko sterować nim w ramch jakości jedzenia, podsuwamy jogurty, owoce zamiast słodyczy. A tak w ogóle to w pewnym sensie jest ewenementem, uwielbia marchewkę ale tylko w całości, do pochrupania, starta w ogóle go nie interesuje.
A tak z innej paczki, to wracając z sądu do biura, ponieważ rozprawa trwała krótko, a następny klient był umówiony późno pochodziłam po sklepach i trafiłam na taki mały, cudowny sklep z ciuchami. Wyszłam z trzema bluzkami w trzech różnych rozmiarach. Od razu na wstępie podbudowałam się, bo dzisiaj rano w tabeli wymiarów sprawdzałam swój rozmiar i wyszło mi , że 54 będzie ok. (do tej pory nosiłam 56-58). Znalazłam śliczną koszulkę w rozmiarze 54 i okazało się że jest na mnie zwyczajnie za duża. 52 była ok. ale wzięłam 50, która jest też całkiem całkiem. Skoro jeszcze schudnę....... :wink: Zadowolona, kupiłam jeszcze bluzkę rozm. 52, taką na teraz i fikuśną bluzkę ze sporym dekoldem rozm. 48. Ta ostatnia z tyłu jest jeszcze przyciasna, ale wierzę że do świąt będzie leżała jak ulał.
A co najważniejsze, za te trzy zapłaciłam niecałe 100 zł. Jestem w autentycznym szoku.
Nie pamiętam kiedy kupiłam sobie ostatnio jeden ciuch za mniej niż 100 zł, a tu proszę. Obawiam się że będę tam zaglądała zbyt często. :wink:
Bardzo zadowolona pozdrawiam wszystkich na forum!!!!!!!!
Myszeczko - do dywagacji dzieciowych niewiele mam do dodania z racjie nieposiadania takowych (i jak na razie się nie zapowiada). Ale jestem zdania, że osoba, która rządzi kuchnia w domu, powinna byc za wszytskich domowników odpowiedzialna. Sama mam niemały problem z moim facetem, który z domu wyniósł absolutnie paskudne nawyki dietetyczne - moja przyszła-niedoszła teściowa gotowac nie umiała i nie lubiła, dlatego Piotrek od dzieciństwa jadł schabowe albo mielone z bułką (na ziemniaki ma alergię), a do tego słodycze... mnóstwo słodyczy. Teraz staram się może nie tyle walczyć z jego nawykami - za stary już na to, a poza tym nie ma woli z jego strony - co racjonalnie je naginać. Zamiast schabowych codziennie - częściej schab pieczony, zamiast mielonych - mielone z dodatkiem warzyw, zamiast słodyczy na śniadanie - kanapka. Wolałabym, żeby udało mi się więcej warzyw przemycac, ale tych Piotrek nienawidzi serdecznie. Na szczęście trzyma wagę od lat, wyniki ma doskonałe (kontroluje na bieżąco, bo jest honorowym krwiodawcą), więc jeszcze trochę pracy przed nami, ale juz jesteśmy na dobrej drodze, resocjalizacja postępuje :twisted:
Poza tym - gratuluję Ci serdecznie bluzeczkowego sukcesu :) Jakież to przyjemne, kiedy rozmiary lecą jak lawina w dół... a będą lecieć i lecieć nieustannie :) Sama ostatnio mierzyłam swoje letnie spódnice - rozmiar 42 leży już na mnie całkiem nieźle, chociaz do 40 jeszcze mi dużo brakuje. Ale popracujemy i nad tym :D
pozdrawiam!
Mysia ja dziś kupiłam sobie spodnie za 15 zł z jeansu , aż byłam w szoku :shock:
Póżniej wkleję zdjęcie na dowód...
Buziaki!
Witajcie!!!!
Zaczął się weekend. Bardzo ciężki zresztą. Dzisiaj muszę przygotować przyjęcie imieninowe dla moich rodziców. Uwielbiam takie sytuacje. Już mam lekkiego doła. W menu zaplanowałam trzy rodzaje mięs,sałatki, na deser ciasto, sałatka owocowa, dla innych z adwokatem i bitą śmietaną, dla mnie goła :cry: . Dla siebie zamiast mięsa mam pangę w pomidorach. Jawna niesprawiedliwość :wink: .Tylko sałtki są wspólne. I wiecie co, moja rodzina nabiera się, gdy mówię że przy lekach które biorę muszę stosować taką dietę :D .
A tak poza wszystkim kocham moją wagę. Dzisiaj pokazała bardzo ładany wynik. Jak tak dalej pójdzie to w środę pokaże bardzo ładny wynik :D .
Hybris mój mąż jest tak zwanym śmieciownikiem. Zje co mu podsuniesz pod rękę, specjalnie nie zastanawiając się co to jest. Jest chyba jedynym lekarzem w szpitalu, któremu nie przeszkadza tamtejsze jedzenie. Chociaż ma swoje ulubione potrawy: schab ze śliwką, gołąbki, rybę po grecku, pstrąg lub łosoś z rusztu. Wszystko podsypuje dużą ilością warzyw. I oczywiście uwielbie słodycze. Teraz po całym domu leżą porozstawiane pudełka z czekoladakmi, ptasiem mleczkiem, ciasteczkami, które on i mój synek dali mi na dzień kobiet. Ja, osoba odchudzająca się, dostałam jakieś 4 kg różnych słodkości. To się nazywa wsparcie. Chociaz ustępstwem było 2 kg mandarynek zamiast kwiatka od mojego dziecka. Zawsze coś, a mandarynki uwielbiam. Teraz sami zjadają te góry cukru i są z siebie bardzo zadowoleni. Zostałam zmuszona żeby dzisiaj upiec karpatkę, to cholerne ciasto ma jakieś milion kalorii w jednym kawałku, więc mnie nie wolno go nawet powąchać, bo jutro waga podskoczy.
Animko, czekam na zdjęcie twoje i nowych jeansów.
Pozdrawiam!!!!!!!!
Myszko rodzinne imprezy to wielkie wyzwanie dla dietki.Ja musze bardzo powąznie wysilac moją silną wolę aby sie na nic zakazanego nie skusić. ja na szczęscie dostałam kwaitki na 8 marca ale mój męzulek do tych kwaitków kupił nam po puszeczce mojego ulubionego piwka :!: i skusiłam się niestety :oops:
Na szczęscie waga było miłosierna i nie skoczyła do góry.
Nawet nie chcę myśleć o tym jak pięknie wygląda i pachnie karpatka - życxzę solidnej porcji samozaparcia :)
Myszeczko - a ja jestem pewna, ze sobie poradzisz! Co za zbieg okoliczności - sama dziś wcięłam pangę w pomidorach w/g przepisu z Mirielkowego wątku, zaadaptowanego do potrzeb własnych. Była genialna. Aż się cieszę, że mam jeszcze połowę mojego rybska na jutro.
Imprezy rodzinne są rzeczywiście wyzwaniem i to sporym, kiedy jesteś na diecie. Bardzo mi się podoba Twój wybieg z lekami :lol: :lol: :lol: Super, świetnie, wtedy nikt nie będzie Ci truł nad głowa, że "jeden naprawdę malutki kawalątek" wcale Ci nie zaszkodzi, no bo przecież zdrowie najważniejsze. Szkoda tylko, że tak niewiele osób zdaje sobie sprawę, że zdrowie to także szczupła, a może nie tyle szczupła co nieobciążona nadmiarem sadełka sylwetka.. My na szczęście sobie z tego sprawę zdajemy i o to walczymy. Howgh! :lol:
Mam nadzieję, ze spędzisz miły wieczór i że nie zamęczysz się przy okazji przygotowaniami - napisz jutro koniecznie, jak było.
pozdrawiam!
p.s. jestem strasznie ciekawa Twoich suwaczkowych rewelacji - już się nie mogę doczekac środy :D
Miłej niedzieli!
Witajcie!!!
Wczorajszy dzień minął całkiem sympatycznie. Zwyciężyłam swojego największego wroga, łakomstwo.
Impreza była bardzo udana. Dzięki mojemu małemu wybiegowi z lekami, nikt nie patrzył na mnie ze współczuciem, że tyle dobrych rzeczy na stole, a ja nie mogę tego jeść. Ciasta pozbyłam się z domu z całą premedytacją. Każdemy wychodzącemu wręczyłam paczuszkę ze słodyczami do kawy na niedzielę. W domu zostawiłam tylko po trochu dla męża i Kacperka na dzisiaj. I dobrze, bo nic mnie nie kusi. W lodówce pozostały tylko rzeczy, które mogę jeść, lub których nie lubię, np. mięso.
Właśnie mąż i synek robią sobie na śniadanie kanapki wiosenne, tzn pod sałatą, ogórkiem pomidorem i jajkiem ukryli grube plastry pieczeni, karkówki w ziołach, która wyszła podobno rewelacyjnie.
Waga jest dla mnie w dalszym ciągu bardzo łaskawa i mam coraz większe nadzieje na ładny wynik w środę. Chociaż wprowadziłam do swojego jadłospisu dwie kromki chleba dziennie. W ten sposób w mojej diecie jest wszysko ( nawet cukier, ponieważ co drugi dzień zjadam Bakusia czekoladowego).
Głodu prawie nie odczuwam, ponieważ podzieliłam swoje jedzenie na 7 posiłków. Tylko obiad ma trochę więcej kalorkii (ok. 200), a jeśli jest zupa to też dzielę to na dwa posiłki, które jem w odstępie 1,5 godziny. Pozostałe posiłki mają ok 70 - 130 kcl. Ja nie jestem głodna i jestem bardzo zadowolona z siebie. Pozwala mi to patrzeć z optymizmem na moje dalsze chudnięcie.
Pozdrawiam!!!!!!!!!!
Myszka, ja bym chciała czytać u Ciebie same takie posty - naprwdę tchną optymizmem i radością życia. Super!
Jesteś kolejną osobą, która udowadnia, że mozna być na diecie, która nie zakłada regularnego samoudręczania, a przynosi efekty :) W tym masz coś wspólnego z Devoree i myslę, że jeśli nie zmienisz sposobu myślenia czy linii postępowania - i efekty osiągniesz podobne :D
ściskam mocno!
Myszko jest ślicznie! :) Masz wspaniałe podejście ! :) Znowu mam oczy na mokrym miejscu .. ;) I gęba śmieje mi się od ucha do ucha od samego rana - same dobre wieści :) A i chłopaki widzę też mają dobry kierunek ogólny z wiosennym "maskowaniem" kanapek ;)
Myszko gratuluję Ci pokonania wroga! Takie rodzinne imprezki są trudne dla osób odchudających się - głównie te "przeciez taki malutki kawałeczek ci nie zaszkodzi". Każda z nas pewnie sie o tym przekonała nie raz.
Moj synek ma bardzo podobna metodę jedzenia jak Twój. W jeden dzień jest super a na drugi nie chce niczego wziąść do ust. Mam nadzieję, że to się unormuje.
Dziękuję za wsparcie i życzę wspaniałych dietkowych dni! Pozdrawiam!
Witajcie!!!!
Spędziłam bardzo miłą, rodzinną niedzielę. Ponieważ wybieraliśmy się na długi spacer, postanowiłam poszukać sobie czegoś do ubrania co nie będzie ssuwało mi się z pupy (prawda że delikatnie). I zaczęłam wyciągać ciuchy, w których ostatnio chodziłam pod koniec 2002 r. W zeszły poniedziałek z jednych spodni z tego okresu zrobiłam ciuch diagnostyczny. Wtedy spodnie wciągnełam, ale zamek dałm radę zapiąc do połowy. I jakie było moje zdziwienie wczoraj, kiedy okazało sie że zapinam je już normalnie. Są co prawda jeszcze trochę ciasnawe (przez ostatni miesiąc przyzwyczaiłam się do luzu), ale spokojnie mogę już je ubierać. Idąc za ciosem wyciągnęłam jeszcze inną parę spodni z tego okresu i też są dobre. Hurrra!!!!!! :D :D :D :D
Jak tak dalej pójdzie to za miesiąc nie będę miał się w co ubrać, ponieważ wszystkie starsze ciuchy wylądowału w pojemnikach PCK. :twisted: :twisted: :twisted:
Więc pewnie udam się po prośbie do mojej mamy, żeby pozwężała ciuchy z tego i z zeszłego roku :D :D :D . Dobrze mieć zdolną mamcię. :wink:
Dzisiaj stanęłam na wadze, w ramach pomiarów dla klubu XXL i ............
Sama w to nie mogę uwierzyć, chociaż od kilku dni waga dawała znaki, że może to być prawda. Jest 118,7 kg :D :D :D :D :D :D :D :D :D .
Pierwszy krok za mną. Zaraz złamię swoją zasadę i zmienię suwaczki też dzisiaj. Mam nadzieję, że w środę, podaczas ważenie po 6 tyg diety, też będę mogła je choć odrobinę przesunąć :wink:
Pozdrawiam!!!!!!!
Myszko kochana serdecznie Ci G R A T U L U J Ę !!!
Jak to pięknie wyszło - pierwszy etap wyrzuciłaś do śmietnika :) Na pewno łatwo nie było, ale satysfakcję musisz czuć OGROMNĄ :!: Ale z przerabianiem ciuchów może poczekaj jeszcze trochę .. po co ma Mama po próżnicy dwa razy to samo robić .. :lol:
G R A T U L U J Ę :!: :!: :!: :!: :!: :!: :!:
Myszko, już od paru dni obiecywałaś nam jakies niesamowite rezultaty i rzeczywiście, wyniki piękne. 1 kroczek za Tobą - widzisz, jaka to satysfakcja? Potem będzie kolejny i następny i ani się obejrzysz, jak przejdziesz na dwucyfrowe wyniki.
A mamy - jak mądrze mówi Miri - może nie zarzucaj od razu całą garderobą do przeróbek, bo przecież z tygodnia na tydzień będziesz potrzebowała ubrań coraz mniejszych i mniejszych i mniejszych...
Myszko, bardzo się cieszę z Twojego sukcesu i prosze o jeszcze :D
WPADLAM MILEGO DNIA ZYCZYC :lol: :lol:
I GRATULACJE Z PIEKNEGO SPADKU WAGI OBY TAK DALEJ 8) 8)
Gratulacje olbrzymie.. :)
Ja powiem Ci szczerze, że cieszę się z każdego oddanego za dużego już ciucha, mimo że musiałam oddać w ten sposób trzy pary moich ulubionych spodni :)
ja też z całego serducha Ci gratuluję!
i berdzo się cieszę, że widać efekty!
a co do przerabiania ciuszków to popieram dziweczyny... poczekaj z tym troszeczkę, bo mama nie nadąży ich przerabiać:)
jeszcze raz bardzo bradzo gratuluję!!!!
i mam nadzieję, że juz niedługo na wdze pokaże się liczba dwucyfrowa!
pozdrawiam
Witajcie!!!!
Na wątku Devoree trafiłam na ciekawe przemyślenia, na temat jak my siebie postrzegamy
Właśnie zaczęłam myśleś o sobie. I nie było tak źle, wiedziałam że jestem gruba, ale wydawało mi się że wyglądam przyzwoicie. Teraz widzę, że skrzętnie unikałam luster pokazujących całą sylwetkę. W sypialni mam garderobę, w drzwiach której jest duże lustro. I zawsze siadam do niego tyłem, a jak już zdażało mi się w nie spojrzeć, byłam tym widokiem przerażona. I wtedy mówiłam sobie, że musze coś z tym zrobić. Ale kiedy odchodziłam od lustra..........pozostawała tylko ta kobieta w mojej głowie, a z nią nie było tak źle. Tak samo jest ze zdjęciami, nie pozwalałam ich sobie robić. Jedyne na jakich mnie widac to te gdzie majaczę się gdzieś w tle. Wczoraj znalazłam jedno, tak z października 2005 i patrzę na nie z przerażeniem. Chyba wcześniej go nie widziałam.
Teraz na moim biurku stoi moje zdjęcie sprzed roku. Patrzę na nie często i staram się nie zapomieć jak wyglądam i dlaczego się odchudzam. Do tego z października dojrzewam. I chyba jeszcze nie jestem gotowa. Prawda jest zbyt smutna.
Jeśli chodzi o jedzenie to moje nawyki żywieniowe są dobre. W moim jadłospisie są i zawsze były głównie warzywa, soja, ryby, owoce, nabiał, pieczywo. I gdybym jadła tylko to to pewnie dzisiaj mnie by tu niebyło (a to też byłoby szkoda, bo nie poznałabym Was). Ale leki w połączeniu ze........ słodyczami, i to nie tymi które zjadałam oficjalnie przy wszystkich, ale te tabliczki czekolady, batony, ciasteczka, paluszki, które kupowałam po kryjomu niemal hurtowo i wyjmowałam z torebki kiedy wszyscy już spali spowodowały, że doprowadziłam się do takiego stanu. I pożerałam, zabijałam strach i nawet czasem przez chwilę czułam się lepiej, ale po chwili robak odzywał się i chciał więcej i więcej.
Myślicie że nie byłam u psychiatry, czy psychologa.? Byłam, stwierdziła u mnie depresję endogenną o podłożu lękowym. I dostawałam kolejne leki. Dobrze, jeśli nie tyłam po nich jeszcze bardziej. A objadanie się lekarze traktowali jako jeden z czynnków wskazujących na jednostkę chorobową. I oczywiście rak, to dlatego ciąglę się boję. Czasem udawało mi sie zapanować nad jedzeniem, ale było to na krótko, bo organizm przyzwyczajał się do leku i z powrotem zaczął domagać się swojego.
I kiedyś trafiłam tu na forum, ktoś mądry napisał, że do odchudzania trzeba dojrzeć. Bo inaczej żadna próba się nie powiedzie. Szczupła sylwetka nie sprawi, że nagle stanę się szczęśliwa, że już nigdy nie zachoruję na raka. Ale dieta pozwala mi odbudowywać zaufanie do samej siebie. Powoli zaczynam się z powrotem szanować. Dzisja myślę, że może otyłość jest jednym z najważniejszych czynników z powodu którego wpadałam w depresję. Nie lubię siebie, nie akceptuję siebie taka jaka jestem. Ale lubię to dziewczynę w mojej głowie, nie jest szczupła ale jest normalna. I zderzenie rzeczywistości z moim wyobrażeniem spowodowało, że były w moim życiu momenty, że zwyczajnie nie chciaałm żyć. Pewnie wiele z Was ma identyczne problemy.
Miesiąc diety sprawił o wiele więcej niż cała lata leczenia psychiatrycznego i psychologicznego. Jestem w całkiem niezłym stanie, co nawet przyznaje moja pani psycholog.
A wszysko dzięki temu forum i obecnym na nim osobom. Dlatego, że tu mogę się wykrzyczeć, powiedzieć co myślę i nie usłyszę "a czego ty byś jeszcze chciała, masz wszystko", ale konkretną i życzliwą radę.
Hybris, Devoree, Xxxona, Asiulkavip, Balbinko, Pyzuniu, Mirielko, Animko bardzo Wam dziękuję że tu jesteście. Z mojej strony to egoizm, bo pewnie wolałybyście nigdy nie mieć problemu z wagą, ale ja mam farta bo dzięki niemu trafiłam na tak wiele mądrych osób.
Pozdrawiam wesolutko w tym pięknym, ale mroźnym dniu!!!!!
I tak jeszcze dla porządku, nie zamierzam na razie zmniejszać ubrań, zrobię to dopiero jak nie będę miała kompletnie co na siebie włożyć, a szafę mam dość pojemną :D :D :D
Kochana Mysiu! Wspaniale to wszystko ujęłaś. Myślę ,że każda z nas prawie to samo myśli. Ja znowu nie cierpiałam swojego odbicia w witrynach sklepowych. Dopiero wtedy docierała do mnie prawda jak rzeczywiście wyglądam ( lustro w domu chyba oszukiwało?!). Teraz jest ciut lepiej bo podbudowuje mnie mysl,że jeszcze troche i będzie lepiej. Poza tym w zeszłym tygodniu po raz pierwszy jedna z moich koleżanek zauważyła że zeszczuplałam - to dopiero sukces. Tym bardziej, że ona też jest puszysta i miała zamiar zaczac się odchudzać razem ze mną. Niestety nie podołała bo ciągle mowi ,że zacznie od jutra ( skąd ja to znam ?!).
Ja również cieszę się, że mam Ciebie i inne dziewczyny. Ta świadomość ogromnie mnie podbudowuje w codziennej walce. Biuziaki!
Myszeczko gratuluje nowego suwaczka
Miałam podobne podejście do luster i bycia fotografowana.Nie mam zdjęcie z najwieksża waga ale zostawiłam sobie kilka innych ku przestrodze.Ja nadaj chodze w swoich ciuchach mimo że mam w nich dośc pokaźne luzy.Kupię coś nowego albo zwęże je kiedy zaczną ze mnie spadac( dosłownie)
cześć myszko:)
trafiłam na ciebie u mirielki,
przeczytałam co nieco i mam podobne problemy...lustra, hurt słodyczy, psycholog który niby mi wyjaśnił o co chodzi...ale i tak nic z tego...i forum, które mnie wspiera:)
muszę ci pogratulować, bo idzie ci świetnie, tyle kg od lutego, nnonono...znów patrzę na to przez pryzmat zmarnowanego mojego czasu....ale zmieni się, oj zmieni...
trzymam za nas wszystkie kciuki...dietkujmy i chudnijmy:)
buziaczki wielkie
Witajcie!!!
Mamy dziś troche ponury dzień na dworze, a ja jestem właśnie po wizycie marudnego klienta. Ubwielbiam takich którzy tak naprawde nie chcą sami sobie pomóc, ale winę oczywiście zwalają na innych. Cóż, bywają takie cuda w przyrodzie.
Dietkowanie ok, ilość kalorii w normie. Wczoraj odkryłam cudowny pyszny i sycący deser. To mrożone truskawki, do których po rozmrożeniu dodaję trochę słodzika i 3 łyżeczki jogurtu 0%, mało kalorii i niesamowita satysfakcja z jedzenia.
Dzisiaj będę pichcić na swój obiad bigosik z soją i pieczarkami. Niezbyt pracochłonny, niskokaloryczny i ...... bardzo zdrowy. Już mi ślinka cieknie.
Co prawda po trzech dniach jedzenia będę miała go pewnie dość.
Pozdrawiam!!!!!!
hej hej, to jeszcze raz ja:)
przeczytałam jednym tchem wszystkie 13 stronek...i normalnie jesteś wielka, ale w najlepszym tego słowa znaczeniu:)
od dziś masz mnie na głowie codziennie! bo najlepszą motywacją jest czyjś dobry przykład...sama mam 6,5 roku po ślubie, które to kosztowało mnie plus 35kg o zgrozo, które zamierzam zrzucić, piękną małą córę, którą w życiu nie zapuszczę jak rodzice mnie! i kuuupę walki za mną o utratę choćby kg i jeszcze więcej przede mną, ale wytrwam...widocznie to nie jest takie trudne jak mi się wydaje skoro inni potrafią:)
Korni witaj!!!
Cieszę się że trafiłaś na mój wątek. Właśnie biegnę na twój wątek żeby trochę poczytać.
Pa!!!!
Bigosik w wersji mniej czy bardziej oszczędnościowej z pieczarkami - rozumiem. Ale .. z SOJĄ?! To ja plisuję uprzejmie o słów kilka. Granulat? Jak? Ile? Kiedy?
Lubię soję - zwłaszcza makaron :) Kupiłam też kotlety, ale jeszcze nie zrobiłam, choć przepis mam. Dowiedziałam się też, że można granulat dodawać do mięsa mielonego zamiast bułki tartej. Ale w bigosie - no nie umiem wykombinować kiedy i jak.. :(
Miri, ja jestem taki pół wegetarian i lubię soje. Do bigosiku możesz kupić kostkę sojową, ale ja wolę kotlety, które obgowtowuję, a później kroje na małe kawałki i wrzucam do kapusty (na 0,5 kg kapusty daję 5 dkg suchych kotletów z soi i 30 dkg pieczarek, przyprawy i przecier pomidorowy to już wg smaku). Dla mnie pychota. A z granulatu to ja robię kotleciki mielone, ale bez żadnego mięsa. Gotujesz granulat, jak przestygnie to dodajesz jajko, drobno pokrojone pieczarki, przyprawy i sypiesz suchą bułkę tartą, tyle, aby wszystko zaczęło miec taką konsystencję jak na kotlety mielone. Sucha bułka pochłonie ci nadmiar wilgoci jaki masz w ugotowanym granulacie. Później opiekasz na patelni jak normalne kotlety mielone. Już mi cieknie ślinka, następne będą właśnie kotleciki.
U mnie z soją jest tak, że oficjalnie to tylko ja ją lubię, ale kotleciki podjada chętnie mąż, jak go na tym złapię to tłumaczy, że nie wiedział że są z soji. Natomiast mój brat jest zaprzysięgłym wrogiem soji. Tylko jak ostatnio zrobiłam bigosik, to stanął przy garnku i go wyjadał. Kiedy poszedł drugi raz wyjadać moja mama zlitowała się nad nim i powiedziała, że to z soją. Natychmiast przestała jeść, ale później przyznał się swojej żonie, że wyjadał właśnie soję, bo myślała że to mięsko. :D I bardzo mu smakowało. Identycznie jest z kotlecikami. Je dopóki ktoś go nie uświadomi, że to z soji, zresztą mój ojciec reaguje podobnie.
Zupełnie tego nie rozumiem. Soja jest bardzo zdrowa i ma 50 g białka w 100 g. Może właśnie o to chodzi. Jest dla nich zbyt zdrowa.
No to już wiem na czym mi zejdzie dzisiejszy wieczór! :) Dzięki słonko za przepisiki :)
*pędzę z wywieszonym językiem do sklepu po granulat sojowy.. ;)*
Miri jeszcze jedno, granulat po obgotowaniu (dobrze dodać kostkę warzywną Knorra i trochę sosu sojowego do wody) na durszlaczek żeby odciekł, a pieczarki po pokrojeniu obgotowuję tak z 5 minut z odrobiną pieprzu, solą i cebulką, też drobno pokrojoną. te kotleciki i twoja suróweczka z kapusty to prawdziwy hit zeszłego tygodnia na moim stole. Jeden kotlecik ma ok. 75 kcl. po usmażeniu. Tak więc niewiele.
Kotleciki obgotowane w Ziarenkach Smaku (bo mam ich nadmiar) z sosem sojowym właśnie odciekają na sitku :) Dziś jestem już powyżej limitu kalorycznego więc jęzor na supełek :( To na JUTRO :!: *wygrażam sobie paluchem* :evil: