-
Batusiu, zaintrygowałaś mnie tym sosem, chyba wypróbuję :)
Re: obcasy. Wiesz, to chyba taka źle pojmowana elegancja. Że jak obcas, to elegancko. A że nieczęsto wygląda noga fatalnie, jest zaniedbana, jest ukrop, wystać się nie da, to już insza sprawa.
A co do raka trzustki, to przyznam, nie wiem jak jest teraz. Też mi się wydawało jak Tobie. Z drugiem strony wiem, że mój brat nieco ponad 4 lata zachorował na niezwykle rzadką odmianę raka, która wg światowych statystyk dotyka głównie palących dużo lub pijących dużo wina, a on owszem, wina dużo pija, ale nie powyżej 4 litrów dziennie. W każdym razie szansa wyleczenia była rzędu zero przecinek zero zero zero zero ileś tam, jednym słowem - żadna. Z tym, że były dwie okoliczności niebanalne w przypadku raka. Po pierwsze o raku dowiedział się, kiedy żona była dwa tygodnie przed porodem potomka pierwszego, jedynego i wiele lat wyczekiwanego, i zawalczył bracina ostro. Był tak pozytywnie nastawiony, tak roześmiany, tak niesamowicie niesamowity, że zwalczył. A były już przerzuty (operowane) w płucach i w lipcu, kiedy niańczyłam małego, miał brat nie dożyć Świąt. A przeżył lat ponad 4 od tego czasu, ma się świetnie, kontrole coraz rzadsze, śladu choroby nie ma. Druga okoliczność to taka, że mieszka w Szwajcarii i opłacał od lat najwyższe ubezpieczenie prywatne, ot tak, na wszelki wypadek. I zajęli się nim tak, że polscy lekarze, których konsultowaliśmy (bom z lekarskiej rodziny) prywatnymi kanałami powiedzieli wprost: w Polsce nie ma szansy, w ogólne nie ma szansy, że w Szwajcarii proponują świetną metodę, ale w Polsce nie ma o niej mowy, bo kosztuje tyle, że równie dobrze można zaprzedać duszę diabłu, a i wówczas nie starczy.
Jednym słowem, co dla plebsu, to jedno, a co dla bogatych, to drugie. A zapewne Wielki Luciano ma możliwości wszelakiego rodzaju. Tymczasem dokumentacja brata trafia na różne sympozja jako cudem wyleczonego (ot, co miłość do dziecka sprawiła w połączeniu z terapią eksperymentalną), a ja nadal płacę wysokie ubeczpieczenie medyczne, które jednak u nas w Polsce zabiera mi co miesiąc dużą część zarobków, a gwarantuje naprawdę - niewiele.
Rozpisałam się.
Wiecie, dziś mam psychiczny kryzys. Nie wiem co się dzieje. Waga nadal w górę, dziś 113,3, już nawet z rozpaczy nie zmieniam suwaka, natomiast ja sama zamieniłam się w jakiś potworny balon. O tych wszystkich ciuchach, w które wchodziłam miesiąc temu, mogę zapomnieć, a te które jeszcze parę dni temu luźno opadały, od 2-3 dni opinają się na tyłku niemiłosiernie i ledwo dopinają. Wiem, że to efekt @, które jakoś nie może się rozpocząć, ale frustracja wielka, bo nigdy tak nie miałam, serio. Może w połączeniu z upałem nabrałam jakieś pół tony wody.
Tymczasem dziś 2 posiłki DC i kurczybiust grilowany z warzywami zamieszkał w żołądku, zapijam wodą, tyle na dziś.
Przygotowuję się do wyjazdu, zajmie mi to cały czas do czwartku (kiedy TŻ przylatuje).
I nadal się pytam, co u Was?
:)
-
moje odżywianie dzisiaj to jedno wielkie nieporozumienie.cały dzień poza domem więc cały dzień na kanapkach.przed chwilą znowu pochłonęłam dwie bo w lodówce gwizdało pustką.
faktycznie dziwczyny jakoś wymiotło.może ten upał traktują jak saunę i spalaja tłuszcz na słońcu.
Gratulacje dla Twojego brata.Z tymi chorobami to jest tak,że bardzo dużo zależy od podejścia osoby chorej do problemu.Jeśli podda się juz na początku to raczej marne szanse na wyleczenie.
ja też się zmieniam w balon.Zastanawiam się jak upał na mnie wpływa.Mimo, że człowiek więcej się poci niż normalnie to ja chyba wiecej jakos wody w sobie gromadzi.
Może ktos mądry wypowie się na ten temat.
-
Witaj Fjordingu kochany :D
Zgłaszam się do odpowiedzi :D Niestey nie ma nic ciekawego do powiedzenia, nie mam się czym pochwalić. Weekend upłynął bardzo niedietkowo :? Wczoraj byłam w górach i w drodze powrotnej zajechaliśmy na piwko, bo mąż chciał mecz obejrzeć w knajpie. Pech chciał, że była to pizzeria :?
Od jutra muszę powrócić na dobrą drogę. Mam potężna motywację w postaci nowej sprawionej niedawno i odkopanej z zamierzchłych czasów garderoby, w którą chciałabym się mieścić przez najbliższe tygodnie.
Co do obcasów, to rzeczywiście szkoda nóg w taki upał. Ale punkt widzenia zmienia się z miejscem siedzenia. Kiedy byłam szczupła uwielbiałam śmigać na obcasach, nawet w upał. Teraz nie śmigam, bo jestem ciężka i szkoda mi stawów. Ale wiem, że jak tylko zrzucę balast, znów wskoczę na obcasy. Wiesz, w ramach takiej dzikiej satysfakcji, że znów mogę :twisted:
Przykro mi, że Luciano ma problemy zdrowotne, czytałam że bardzo nastawiłaś się na ten koncert. Kreacja, którą sobie upatrzyłaś jest bardzo fajna - taka zwiewna i kryjąca zaokrąglenia. W sama raz na taką okazję. Wierzę, że takich okazji będzie jeszcze wiele. Ale Ty niekoniecznie na następny koncert Pavarottiego będziesz chciała się wybrać w takiej kreacji :D Myślę, że tym razem będzie to dopasowana sukienka, czego Ci życzę z całego serducha :D
Cieszę się, że wróciłaś na forum :D Trzymam kciuki za Twoją dietę i życzę wytrwałości w spełnianiu Twojego pięknego planu :D
-
Cześć Fjordingu,
co słychac w tym upalnym dniu?jak dieta?
-
Twoje BMI jest powyżej 25?? przyłącz się do Wirtualnego Clubu XXL!!!
jeżeli uważasz, że odchudzanie w grupie ma sens - zapisz się już dziś :)
Wirtualny Club XXL - wielka reaktywacja :)
-
Ojki, ojki, takie miłe wiadomości, a ja nie mam czasu rozsądnie odpowiedzieć, zrobię to jutro między wysłaniem zlecenia i wizytą u FrYzYjra, a konkretnie fryzyjerki. Dziś upał jeszcze bardziej koszmarny, przy włączonym klimatyzatorze jest w pokoju temp. +30, przy wyłączonym (błąd!!) 38... Tak, trzydzieści osiem.
I w ten upał musiałam zapakować psinę do wetki, dostałam zaświadczenie o stanie zdrowia yada yada yada, z którym muszę jechać w czwartek do Inspektoratu Weterynarii, żeby odpłatnie otrzymać kolejne oraz tzw. legalizację paszportu UE piesa, który nic a nic nie domyśla się, jakie go atrakcje czekają. Jej!!! Wiecie co, już tylko 3 dni zostały do przylotu TŻa! Wymyśliłam, że w piątek przed południem wytuptamy się do Łazienek, chyba tam powinno być chłodno, jak myślicie? Bo że miło, to wiadomo. Potem kiś obiad na mieście dla niego i wylot. Firma obsługująca bagaże (=psa) od PIĘCIU dni nie odbiera telefonów, nie odpowiada na wiadomości i mejle. Jak oni prowadzą interesy, bo usług ponoć świadczą całe mnóstwo? (www.jetservice.pl) Odbierając TŻa będę musiała złapać jakiegoś człowieka od nich i się wywiedzieć, jak i co zrobić, żeby piechu był jak najkrócej sam - i przede wszystkim w chłodzie i z wodą.
Rozgadałam się, a sprawozdanie finansowe banku czeka. Tfu! Chyba popracuję jeszcze moment i wstanę o 4:00 rano, bo nie daję rady myśleć przy wyłączonej klimatyzacji (działa pralka, wyskakują korki). Jeszcze zostało mi tysiąc rzeczy do zrobienia, pranie się kończy, ale jeszcze przygotowanie danych, prasowanie, pakowanie itepe. Jej.
Tymczasem dziś DC mieszana, jakoś poszło, ale nie powiem, nie powiem - nie mam najmniejszej ochoty na dietowanie. Już na miejscu w N. muszę wdrożyć program rozmów z samą sobą, bo rozpieszczać kulinarnie TŻa, to ja uwielbiam, i będzie ciężko wytrzymać. Teoretycznie ja będę na DC mieszanej, więc wieczorem 1 posiłek możemy razem jeść, ciężkie będą śniadania (ja - baton), za to w ciągu dnia on je w pracy (tam mają dziwny system drugiego śniadania), więc mi wypicie zupki przeszkadzać nie będzie. Byle do imienin.
Jak Wy żyjecie, dziewczyny, w takim upale, co? :D
-
No, jeśli już w operze nas nie chcą.... :wink:
Śpiewaczka zwolniona za otyłość
PAP 10-07-2006, ostatnia aktualizacja 10-07-2006 15:45
Amerykańska śpiewaczka zwolniona z powodu wagi przez Operę Królewską w Londynie została ponownie zatrudniona po operacji żołądka i utracie 61 kg - podała agencja Associated Press powołując się na rzeczniczkę śpiewaczki i przedstawicieli teatru
Deborah Voigt (sopran) - zaliczana do czołowych śpiewaczek operowych świata - straciła w roku 2004 rolę w "Ariadnie na Naksos" Richarda Straussa, ponieważ w operze w Covent Garden uznano, że lepiej będzie, by partię tytułową wykonywała smuklejsza osoba.
Teatr podpisał kontrakt z odchudzoną diwą na sezon 2007-2008, o czym powiadomiła rzeczniczka teatru zachowująca anonimowość, gdyż teatr oficjalnie jeszcze nie ogłosił tej wiadomości.
Nie podano, ile ważyła śpiewaczka przed operacją, ani, ile waży obecnie.
-
Upały, mhmmmm. Po okrutnie długiej i okrutnie zimnej zimie oraz wrednie długiej, zimnej i mokrej wiośnie wygrzewam się w tych upałach jak jaszczurka chwytając każdą cząsteczkę ciepła. Pierwsze moje lato bez traumy zapoconego stwora. Zrzucenie 35 kilosów spowodowało, że upały na mnie nie działają jak dawniej. Jak dojdę do swojej wagi to chyba będę marzła w podobnych temperaturach. Jedynie spędzanie czasu w mieście przy takiej aurze doprowadza mnie do wściekłości. Co prawda w Lublinie przy ostatnich temperaturach lubi jednocześnie powiać delikatny wietrzyk, co ostudza nieco rozgrzane do czerwoności ciała. No i najbardziej cierpi osiedlowa zwierzyna. Znalazłyśmy z przyjaciółkami sposób na dowodnianie zwierzyny. Ogłosiłyśmy akcję „wystaw wodę dla zwierzaka”. Plastikowe pojemniki wystawione na trawnikach 2 razy dziennie napełniamy wodą. Mamy ich chyba z 50 na nas 3. Ale sąsiedzi też się przyłączają i wystawiają miski z wodą na balkonach. Śmiałyśmy się z tych balkonowych pomocników, ale sama wystawiłam dla sprawdzenia czy to działa. No i działa- wszelka drobna ptaszyna to uwielbia!!!! Też już tęsknimy za deszczem, bo latanie z wiadrem jest trochę czasochłonne, a trwa to już ze dwa tygodnie. Ale cóż… patrzeć jak się stworzenia męczą to tym bardziej ponad nasze siły.
W zasadzie już nie dziwią mnie newsy typu zwolnienie śpiewaczki za otyłość. Świat jest coraz bardziej zmanierowany, nie ma prawa bytu nic i nikt, kto odbiega od ustalonego kanonu miary i wagi. Bużki i wytrwałości!!!
-
a ja myślałam, że pratchett w swoijej "Maskaradzie" się wygłupia????!!!!!! :shock: :x no, jajo nieziemskie. zawsze mi się wydawało, że do śpiewu to głos potrzebny a nie d.u.p.a. Pewnie wywalą nieodpowiednie słowo>>>poprawiłam :D
ja już w upale nie żyję, póki był upał gorący to pół biedy, teraz jest tropik, nawet na basen mi się nie chce :( a dziś jeszcze poćwiczyć trzeba, oj!
-
No, to zblondziłam się dziś ciut bardziej, przycięłam, jest okej. Do tej wiosny nie sądziłam, że istnieje fryzjer, który potrafi zrobić "coś" z moimi cieniutkimi, acz wielce gęstymi ponoć, lecz koszmarnie prostymi włosami. Kiedyś robiłam trwałe, od paru lat mialam raczej długie włosy, a wiosną zaryzykowałam. Młoda dziewczyna tnie tak, że przez 3 miesiące fryzura trzymała się świetnie. Tak cienuje, że włosy mi się odwijają same (całe życie o to ubiegałam), fruwają, fryzura wygląda lekko, ładnie, po prostu miód, a sama pani Ala w ogóle nic dziwnego nie widzi w tym, jak umiejętnie tnie i dziwi się moimi zachwytami. Nałożyłam biały T-shirt, którego krój jakoś u dołu pogrubia i tak patrzyłam się w lustrze na wylewające się fałdy tłuszczu po bokach, których jakoś normalnie nie zauważam w innych ciuchach. I zastanawiałam się, jak wyglądałam 7-8 kg temu? Toć to musiał być jeszcze gorszy widok.
@ w pełni, waga jest niewiarygodna, bo jak jej wierzyć w takie upały? Nie było mnie 4 godziny i po powrocie ważyłam o całe 1 kg mniej wyparowanej wody.
Powoli wchodzę na drogę cnoty ale szczerze mówiąc, wszystko we mnie się buntuje przeciwko diecie - i nic poza walką na siłę z samą sobą na to nie pomoże. Bardzo chciałabym się nafutrować wszystkim kalorycznym. Od soboty będzie trudno - będę musiała (na)uczyć się innego, nowego trybu życia z TŻem, takiego, przy którym ja mu nie gotuję (no, chyba że mnie palce będą świerzbić), nie podtykam specjałów, nie piekę - i kurcze jakoś nie mogę sobie wyobrazić śniadań, kiedy on pałaszować będzie te swoje olbrzymie ilości, a ja (jeden) baton DC. Przysięgam, muszę trzymać DC - nie ma mowy, żebym wytrzymała psychicznie tykanie i wydzielanie sobie innego jedzenia. Próbowałam, znam siebie, no way. Za to wieczorem planuję mnóstwo jarzyn i kuroka, TŻ z chęcią zje to samo. Podrasuję to na jakiś typ kuchni i będzie pycha. A tymczasem do piątku.
Wiecie co, porażka, mieszkanie leży odłogiem, do pakowania/prasowania/sprzątania nie jestem ani tyci bliżej. Naprawdę w moim mieszkaniu się nie da. Kiedy tylko zejdę ze szlaku klimatyzatora, wytrzymać można co najwyżej minutę.
Za to w piątek ponoć w Wwie mają być tylko 22 stopnie (wg dzisiejszej Wybiórczej), no i bardzo ze względu na piecha liczę na to, że ta prognoza się utrzyma. Firma odbagażowa na Okęciu nadal się nie odzywa, jakaś absolutna paranoja. Przy tak niskiej temperaturze nie mam się co martwić o jego dwugodzinną bytność w transporterze.
A upał ma tylko tą jedną zaletę, że z przyjemnością wypijam butlę 1,5 litra wody.
(potwornie mnie rozbolał brzuch od @ - rzadkość - dokończę później)
-
Hej Fiordingu!!! :D
Ale mialam zaleglosci!!! :shock: Jednak juz wszystko nadrobilam i moge sie wpisac. Szkoda, ze Ci ten koncert nie wypalil, chociaz moze powinnam napisac, ze dobrze skoro mialas takie problemy przez niego. :wink: Swoja droga, nie jest nam latwo a zwlaszcza jak musimy kupic cos eleganckiego. Mowisz, ze sie zblondzilas. Fju, fju!!! Niech Cie tylko TZ zobaczy to padnie. Ja kiedys robilam sobie balejaz tez w blondzie a teraz sie zastanawiam, ale chyba zrezygnuje bo chodzi mi po glowie cos innego a mianowicie zrobic lekko trwala taka co podnosi wlosy. Nie wiem jak to sie nazywa i czy w ogole ma nazwe. Mam teraz wlosy za ramiona i lekki skret by mi pasowal tak wlasnie, zeby zrobily sie bardziej puszyste i lekko uniesione. Jeszcze sie zastanawiam chociaz czasu mam niewiele bo do fryzjera moge sie tylko wybrac w Polsce. W Danii drozyzna a efekty mierne typu farba schodzi po pierwszym myciu itp., itd.
Acha mialam Ci jeszcze napisac, ze w Spektrum tez bylam i tez na koncercie, ale Stinga. Bylo super. :D
Co do Twojego brata to niewiarygodne!! Musi byc niezwyklym czlowiekiem, niezwykle silnym. Moja kuzynka tez ma przyjaciolke ktora zachorowala na raka a ma dwie male coreczki. Kazdy wolny czas spedzala je z nimi. Lekarze sie dziwili skad brala sily bo potrafila po chemii (no moze nie od razu) zapakowac namiot i wyjechac z dziewczynkami na biwak. Miala caly czas pod gorke bo i walka z choroba i z tesciowa ktora buntowala swojego syna caly czas. Nie wiem jak sie sytuacja rodzinna u nich rozwiazala, ale ona wraca do zdrowia i nie wybiera sie na tamten swiat. Podziwiam takich ludzi za ich determinacje, za energie i moc ktora musz miec w sobie, zeby zwalczyc takie zlo. :D
Fjordingu teraz ja sie rozpisalam. :D Mowisz, ze w piatek wylatujesz, a ja w sobote wyjezdzam na trzy tygodnie i nie bede miala dostepu w tym czasie do neta, wiec zajrzyj do mnie od czasu do czasu i zostaw jakis slad, zeby nie bylo tam calkiem pusto, okiej??
Pozdrowionka i mam nadziej, ze bol juz Ci przeszedl. :D :D :D
-
Daniku, człowiek po chemii ma energii za 3 osoby. Ja 5 dni po 4 kursie chemii pojechałam z chórem na tydzień na koncerty do Anglii (podróż autokarem)
-
Beverly :shock: a ja myslalam, ze wtedy czlowiek jest oslabiony i nie ma na nic sily. No zobacz. Dobrze, ze i u Ciebie wszystko dobrze sie skonczylo. Zycze Ci duzo zdrowka!!! :D :D :D
Fjording wpadlam sie pozegnac bo w sobote wyjezdzam i nie wiem jak jutro znajde czas na forum bo sama rozumiesz, pakowanie i te sprawy. Zycze Ci udanych wakacji w N. i milych wycieczek z TZ. Pozdrow ode mnie Oslo i Twoja dzicz. Bede o Tobie myslala. Trzymam kciuki za dietke i do zobaczenia za trzy tygodnie!!! :D :D :D
http://image06.webshots.com/6/1/99/9...3aYEmzA_ph.jpg
-
to siła psychiczna. apo skończonej terapii jak się trzyma :D
-
Dziewczyny, przepraszam, gonię plan i czas (który miałam, kiedy forum wariowało :evil: )
Trzymam się DC mieszanej, wyniki marne, odezwę się jutro już z dalekiej północy :wink:
Dziś jeszcze tona rzeczy do załatwienia, spakowania itp.
Miłego piątku :D
-
jak na dalekiej Północy?
mam nadzieję, że będziesz miała udane wakacje.
jak podróż minęła?
odezwij się jak tylko wypoczniesz po podróży i nacieszysz się TZetem;)
buziaki z Polski
-
jak przebiegała podróż? jak piesio to wytrzymał?
odezwij sie w wolnej chwili
Pozdrawiam
-
-
a Ty gdzie się podziewasz ? ;)
-
Hello Fiordingu!!! Jak Wam minęła podróż, jak dieta i w ogóle co u Ciebie????
-
Hej dziewczyny, hej, hej! No, poleniłam się troszkę, ale czuję się przywołana do porządku i piszę. Od czego by tu zacząć... od początku? ;-)
Podróż. Poszło świetnie. Nie wiem jak by było, gdybym była sama, ale w towarzystwie TŻa stres nie był zbyt wielki, głównie przed odlotem, po zdaniu bagaży odstawiliśmy transporter lotniczy psa "za panie" odprawiające i spacerowaliśmy z nim na zewnątrz aż do 30 min. przed odlotem. Kiedy wróciliśmy lotnisko było już puste i tylko ostatnie osoby z obsługi na nas czekały, żeby nas prześwietlić, odebrać psa i odpaszportować. Ściełam się tylko dość asertywnie z panem zakarabinowanym (ochrona lotniska), który zażądał na początku, żebym psa do kontenera włożyła, bo na terenie lotniska nie może być poza nim. A że w kolejce do odprawy staliśmy koło godziny w duchocie strasznej, to nie zgodziłam się, bo piesa by wykitował i skończyło się na tym, że wyewakuowałam się na zewnątrz budynku a TŻ rozpaczliwie popychał co chwila do przodu 2 wielkie walizki, 2 bagaże podręczne i wielki transporter. W samolocie się minimalnie rozmazałam tak, żeby nikt nie widział (czy on tam żyje? czy nie jest przerażony? po co ja to wszystko?), ale tak naprawdę tylko hamując przy lądowaniu samolot wydawał dźwięki na tyle przerażające, że martwiłam się poważniej. Poza tym - zdecydowałam się na opcję wyjazdu z piechem tylko dlatego, że to najradośniejszy, najbardziej pozytywny i wdzięczny piesek, jakiego ziemia nosiła - i wiedziałam, że kiedy tylko mnie zobaczy, o wszystkim zapomni. I tak też było. Na lotnisku w Oslo kontrola psich papierów okazała się zwykłą formalnością, po niej wyjęcie psa i odczyt mikroczipu czytnikiem (zadziałał dopiero drugi) i hop na świeże powietrze. Psina wyzhasała się po okolicznym lasku o godzinie drugiej rano i po chwili zasnęła w nogach w samochodzie snem psa po wielkich przeżyciach lotniczych. Od tego czasu ma się świetnie, rozkoszuje się ogrodem i lasami, chodzę z nim na dłuższe spacery i jest mu/nam ogromnie dobrze. Dziś byliśmy u weta norweskiego celem odrobaczenia wymaganego w ciągu 7 dni po wjeździe do N., co kończy procedurę, jesteśmy na miejscu :-). TŻ wzruszył mnie tym, że czekała u niego pełna wyprawka, miski, jedzenie suche, mokre, smak-kości psie ;-), pasy psie samochodowe, różne ustrojstwa do długich spacerów na łonie natury, która zaczyna się tuż za domem :)
Żeby tak bardziej na temat... dieta. Trzymam się rygorystycznie, ale co z tego. Brak rezultatów. Dziennie spożywam w okolicach 700-800 kcal - i nic. Nie zamierzam jednak nic zmieniać i czekam dalej (nie)cierplwie na ładniejsze wskazanie wagi. No właśnie, waga doprowadza mnie do szału. TŻ ma elektroniczną, ale można się ważyć 20 razy, pokaże to samo wskazanie, a wejdzie się po dwóch minutach - pokazuje 0,5 kg więcej. Nie chcę, żeby kupował nową tylko na mój pobyt, bo ledwo co kupił mi na Święta dobrą elektroniczną wagę (została w W-wie), a sam naprawdę ;-) nie musi o pół kg więcej lub mniej martwić. Przyjmuję, że jakoś tam widzieć będę i tak, czy chudnę. Na razie wychodzi na to, że jakieś 1 kg zrzuciłam. Wg mojej konsultantki DC na mieszanej powinnam chudnąć od 1 do 1,5 kg tygodniowo i tylko tego oczekuję - więc w sobotę dopiero będę wiedzieć, czy te 1-1,5 opuściło mnie na zawsze. Na razie (%^#^%#%$# waga!) wygląda na to, że jest okej. W sobotę pokazywała 110 do 110,5, dziś od 109 do 109,5. Jak ja tęsknię za moją wiarygodną, niezawodną wagą! :twisted:
Poza tym niewiele mądrego mam do powiedzenia. W ciągu dnia stukam swoje zlecenia, TŻ jest w pracy, około 16tej idę sobie na dłuższy spacer z psem, wracam i przygotowuję dla nas kurczaka w różnych wersjach, tyle że z różnymi dodatkami - dla niego ryż i coś tam jeszcze, dla mnie warzywa. Rano i w południe jakiś produkt DC. Mało węglowodanów, nic słodkiego, diety się trzymam, więc spodziewałabym się większych efektów na tak małej ilości kalorii, ale cóż, trudno. Byle do przodu, prawda?
Problem miałam na początku tylko z wodą. Tu się pije kranówę, która niespecjalnie mi sama smakuje, a nie chcę dodawać słodkich ani owocowych syropów itp. Butelka 1,5 litra wody mineralnej kosztuje tu zaś w przeliczeniu 9 pln, więc odpada. Piję więc mnóstwo herbat, których przywiozłam całe 2 kg :roll: typu yerba mate, pu-ehr ++. I trochę coli light. Bardzo chciałam zejść do setki do końca sierpnia, ale nic tego nie zapowiada, idzie mi bardzo opornie mimo starań.
Różne złe rzeczy mnie czasem trafiają kiedy TŻ objada się chlebem i jajkami na śniadanie (a on pożera porcje olbrzymie, które jakoś znikają i ulegają unicestwieniu w jego szczupłej, wysokiej postaci) czy innymi dobrociami - ale tak naprawdę jakoś mi idzie.
Szczerze mówiąc wybór mam nikły. Do jednego sklepu jest niezła chwila na piechotę, a przejść muszę przed domem mamy TŻa (która od razu wyskoczyłaby do mnie zagadać zaglądając do tych hipotetycznych czipsów i czekolad) i innymi sąsiadami. Do drugiego sklepu jest jeszcze dalej i ostatni kawałek mocno pod górę - odpada, tyle wysiłku i pół godziny sapania w każdą stronę po świństwa, nie ma mowy. A w domu nic niedozwolonego nie ma, bo TŻ się nie żywi takimi rzeczami, mogę co najwyżej naszamać się mąki, ryżu i mielonej kawy :lol: Z pozostałych wiktuałów jest tylko to, co mogę jeść, czyli całe zamrażarki warzyw i kurczaka 8)
Ach, a Tośka-Kot-który-nie-boi-się-niczego u ciotki w Poznaniu podporządkowała sobie kocie i ludzkie towarzystwo, psy lubi, i ostatnio ponoć przyszła przytulić się w nocy i pomruczeć, wreszcie, po 3 tygodniach. No, ale Tośka łatwą naturą nie jest. Wiem, że jest jej tam arcyświetnie, szkoda tylko, że słuchając telefonicznych opowieści wydedukować musiałam, że o planowanym na jesień dokoceniu się drugim potrzebującym miłości kotulem zapomnieć mogę - Tośka kotek nie toleruje, goni je i poluje na nie :cry: Nie rozważałam dotąd adopcji męskiego kotopodobnego, muszę to rozważyć.
Robię przerwę, bo nastukałam całe tomisko, i wieczorkiem nastukam jeszcze więcej - odpowiedzi czas zacząć :wink:
Nawet nie wiecie jak się cieszę, że jesteście :)
-
nawet nie wiesz jak się ciesze, że sie odezwałaś;) już się bałam, ze zapomniałaś o nas i upajasz się towarzystwem TŻeta.
psie spacery górą. ja od wyjadu moich rodziców codziennie wieczorkiem wyprowadzam moje trzy potwory i maszerujemy;) w zasadzie to tylko 2 są moje a jeden ciociny, ale skoro wyjechała to ktoś musiał się zaopiekować:) wszystkie duże i silne jak byczki młode, więc jak się decyduje na jakiś dalszy spacerek to mam lekkiego stracha [sory za niegramatyczność, ale po 9 godzinach pracy ledwo żyję...]
trzymaj się w diecie tego co robisz i na pewno spadnie. to proste i logiczne jak matematyka. nie dajesz swemu organizmowi tyle ile potrzebuje, więc musi zabrać sobie z zapasów tłuszczu... spadnie, spadnie...
tylko ważne, żebyś się tego trzymała. myślę, że TŻ Cię wspiera;) tak jest lepiej, prawda?
ja ostatnio mam jakąś mase stresów, które oczywiście zajad i nie potrafię utrzymac diety przez dłuższy czas... ;/
-
Dziękuję za odwiedziny w moim wątku :D
Miłego pobytu na dalekiej Północy :D
Odezwij się do nas czasem :D
Pozdrawiam :D
-
czesc!! przeczytalam twoj watek i gratuluje , samozaparcia , wytrwalosci itp itd no i wyobrazam sobie jak ci tam dobrze , bylam jak narazie raz w tej pieknej krainie ale juz sie zakochalam i che jeszcze tam jechac !!pozdrawiam i trzymam kciuki
-
Fjordi, czy ty zaginęłaś może w tej Skandynawii?????
-
Bev', melduję się do raportu :)
Nie, nie ukradli mnie, nie podjedli, nie straciłam na wadze - ale utrzymuję. W przypadku tak jojującej i chwiejnej dietetycznie postaci jak ja to duży sukces. Trzymam się diety zdrowej, ale obawiam się, że na szlak "w dół" wrócę dopiero za 3 tygodnie, po powrocie do W-wy. Wiesz, zostawiałam Ci ślad bytności na blogu, ale za czorta nie widzę go w żaden sposób - może tylko Ty możesz go zobaczyć? :cry:
Agulka74 - serdecznie pozdrawiam! Gdzieś tu była?
Pewnie, pewnie, dobrze mi tu ogromnie. Kształcę się w wolnych chwilach czytając całe tomy o zdrowym odżywianiu, rozmyślam bardzo dużo na temat diety, siebie, celów, mam wrażenie że poznaję siebie od wewnątrz, jakkolwiek by to patetycznie miało zabrzmieć. Ten czas z dala od domu i prozy życia (choć tu też pracuję normalnie) potrzebny mi był, żeby na spokojnie podejść do wielu spraw i spróbować znaleźć do nich klucz.
Ach. Zapomniałabym. Wielki postęp. Rozruszałam się na dobre. Byliśmy 2 tygodnie w górach, tuptałam po 7 godzin ostrym marszem, ba, byłam tych wędrówek inicjatorką, tzn. sama prosiłam TŻa, byśmy wybierali długie trasy, takie, o których pokonanie w życiu bym się nie podejrzewała. Po powrocie na domu tuptam dalej, w week-endy i wolne popołudnia TŻa - z nim, a w bardziej zajęte dni, sama. Co drugi dzień, mniej więcej. Czasami nie więcej niż pół godziny, ale bardzo szybkim marszem, po którym wracam spocona jak smok, a zachwycony piechu - zziajany.
Bo przyroda jest tu piękna i wszechobecna, i czuję się niczym w raju.
Bo mimo negatywnej ewolucji kraju (narastające problemy z przestępczością związane z imigrantami) nadal jest o trzy galaktyki bezpieczniej, niż u nas.
Bo mogę sobie tuptać po lasach, polach i poboczem nie martwiąc się o własne bezpieczeństwo.
Bo absolutnie nikogo nie dziwi spocony, wymordowany pomidorek sapiący jak kowalski miech - tu większość społeczeństwa jest modelowo aktywna i niezależnie od wieku także sapie, zdobywa, biega, zjeżdża, podjeżdża, kroczy i pedałuje.
I tego potwornie będzie mi wkrótce brakować. Cały czas myślę, jak ten ruch przełożyć na centrum Wwy.
A pisząc do Was jednym okiem podglądam ciekawską wiewiórkę, mocno zajętego dzięcioła i całą hordę zgłodniałych sikorek :-)
Dziś w Wyborczej ciekawy artykuł:
http://kobieta.gazeta.pl/wysokie-obc...1,3557388.html
i przypomnienie starszego:
http://serwisy.gazeta.pl/zdrowie/1,56682,2144898.html
Jeśli chodzi o 1szy, to troszkę jednak zdziwiło mnie przeczytanie, że pani doktor śniadania je w okolicach 200 kalorii - powszechnie rekomenduje się nawet do 400 kcal tak, by był to dający kopa, zdrowy, mocny początek dnia, czyż nie? :shock:
Miłego tygodnia!
-
Ja startowałam od 102kg. Teraz mam 90kg. Kilka lat wcześniej udało mi sie schudnąć 20 kg w zbyt krótkim czasie i po 3 latach efekt jojo i bylo 107 kg. Dwa lata temu ważyłam znów 90 kg. Teraz walczę kolejny raz. Z chęcia będę Ci towarzyszyć :D
-
-
Fjordingu, wróciłam z Angielskich krajów.
a co u Ciebie? odezwij się ciutkę ze swojej pustelni.
-
Fjordingu daj znak zycia!!! Teskno tu za Toba!!! :D :D :D
http://imagecache2.allposters.com/images/ARG/20681.jpg
-
Fjording czekamy na wiadomości :!: :!: :!: :twisted: :twisted:
-
Jak Twoje wyniki :?: Pozdrawiam :D
-
Fjording czy Ty jeszcze do nas wpadniesz czy juz calkiem o nas zapomnialas?? :(
Pozdrowionka!!! :D
http://imagecache2.allposters.com/images/GLX/20137.jpg
-
Widze, ze sie poddalas chociaz w glebi serca wierze, ze walczysz dalej o normalna sylwetke. Bo warto. Buziaczki!!! :D :D :D
-
Fjording! Gdzie jesteś ?!
Nowy Rok , nowe szanse , nowe nadzieje ...Wróć do nas!!!
-
Fjordi!!!!! Pora już się może pokazać, co? Czekamy na Ciebie i strasznie tęsknimy...