Takie zdjęcia bardzo motywują do działania :) Jeszcze raz powtórzę: wyglądasz ekstra! :)
Wersja do druku
Takie zdjęcia bardzo motywują do działania :) Jeszcze raz powtórzę: wyglądasz ekstra! :)
Dziękuję wam... Za te słówka o motywacji... Ochłonęłam trochę po tych wszystkich zachwytach nade mną i zakasuję na nowo rękawy - czas zakończyć etap 2, 3 i 4 !
Ale:
potrzebuję porady... mówię całkiem poważnie, jestem rozdarta... Co tu robić ????????
8 września idę na wesele. Nie byle jakie. Jestem świadkiem, muszę jakoś wyglądać. Według planu teraz kończę trzeci cykl i powinnam zrobić stabilizację dwutygodniową... ale to oznacza, że do wesela już nic nie schudnę... a nawet mogę przybrać kilogram (dotychczas tak się działo na stabilizacji - kilogram wraca). No a ja bym tak chciała do tego czasu zejść do 65... Chcę pociągnąć dietkę kolejne 2 tygodnie bez przerwy, potem zrobić dłuższą i powolniejszą stabilizację... Co radzicie? Boję się, że potem się rzucę na żarełko... ale jestem gotowa zaryzykować, żeby tylko efekt był lepszy... Naprawdę potrzebuję porady... Wydaje mi się , że wytrzymam i dam sobie radę na stabilizacji... co byście zrobili na moim miejscu ?
WOW niesamowita zmiana.Dopiero teraz obejrzalam twoje zdjecia i jestem pod wrazenie.Moje gratulacje.
WOW :shock: Wyglądasz ŚLICZNIE!!! Jeju..Podziwiam Cię!!!! Naprawde..świetne zdjęcia!! i taka duża różnica!!!!!!!!
Ja bym zaryzykowała i przeciągneła dietke o te dwa tygodnie :)
Ale sama musisz podjąć decyzje - czy się czujesz :)
Dziękuję dixie, tamarku :) Tamarek, Ty też sobie wspaniale radzisz :) Gratuluję półmetka! Dixie, Ty masz jeszcze sporo pracy przed sobą, ale i dwa etapy zakończyłaś - gratuluję ! I życzę sił!!! Warto walczyć!!!!
Brzydulko kochana, dziękuję Ci za głos... Właściwie co chwilę zmieniam zdanie, wczoraj postanowiłam ciągnąć, dziś mnie naszły wątpliwości... ale skoro nikt tu nie podnosi larum "o rety co ty wyprawiasz" , to spróbuję... A co tam. Twarda jestem. Podjęłam decyzję i będę się jej trzymać - mam jeszcze jeden dzień do namysłu, ale raczej się podejmę.
Do odważnych świat należy:) Próbuj:) Trzymam kciuki!!:)
Trzymaj trzymaj !! I dzięki bardzo!!
A jednak zrobiłam sobie króciutką stabilizację,dopiero od wczoraj weszłam na kolejny cykl 14 dniowy Po stabilizacji jak zwykle przybył mi kilogram (trochę sobie pofolgowałam za bardzo, mea maxima culpa),ale już mam spadek. 68,5.
Tak sobie patrzę na te cyferki i myślę...kurczę,niemożliwe,ja już tyle schudłam ? Pamiętam, jeszcze tak niedawno nie wierzyłam, że jeszcze kiedyś będę miała szósteczkę... A tu... mam ją i wydaje mi się,jakby nigdy nie było inaczej... dalej jestem gruba...
Ale walczę. Postaram się w tym cyklu zakończyć drugi dłuuugi etap i dobić do 65 kg...czyli uzyskać bmi w normie. I wreszcie postaram się o porządną stabilizację,stopniowo, tak jak ma być 1700-2000-2300. Tym razem nie chcę, żeby mi cokolwiek wróciło. No,ale łatwo się mówi... ;)
Pozdrawiam zaglądających :)
Hejo :) To ja.. :)
Rozleniwiłam się strasznie... Tak się w sobie zakochałam, zasłuchałam w komplementy, które sypały się z każdej strony, że odpuściłam... I ważę 72 kilo - a nie jak na suwaczku 69... no ale nie robię z tego tragedii. Nie zmieniam suwaczka :) Bo mi się nie podoba siódemka z przodu :)
Tak sobie myślę, że to nawet nieźle zrobić sobie taką przerwę w diecie. Metabolizm troszkę się podkręcił i kolejna dwutygodniówka na 1500 poskutkuje na pewno ciekawym spadkiem... No ale to się okaże, czy wytrwam :lol: Dziś zamknęłam 1 dzień.
Dużo się u mnie dzieje, odchudzanie zeszło na dalszy plan. Dzieciaki żyć nie dają, a tu jeszcze pracę dyplomową muszę pisać na gwałt.
Weszłam tu właśnie w ramach odpoczynku od pisania ;) I bardzo się cieszę, bo mi motywacja wraca pomalutku...
No nic, będę się starała pisać króciutkie dzienne raporciki, ale nie obiecuję...
Pozdrawiam odwiedzających i WALCZCIE, BO WARTO!!!!!!
Właśnie przeczytałam cały Twój wąteczkek i jestem naprawde pod ogromnym wrazeniem, jestes absolutnie rewelacyjna!
ja w najgorszym wagowym dla mnie okresie dobiłam do 82 czyli podobnie, teraz jest 73 ale tez po tym jak juz było 71 ;) ogólnie nie ma lekko, ale marzy mi sie tak bardzo bardzo na święta i sylwestra 65, chociaz jakby sie skończyło na 68 to tez bym była happy.. w gruncie rzeczy najbardziej mi sie marzy 6 z przodu bo juz nie pamietam kiedy ostatni raz ją miałam (chyba na samym poczatku liceum.. ech szkoda gadac) :) tak czy owak jak kończe prace magistrska i cos skończyc nie mogę... ;)
trzymam mocno mocno za Ciebie kciuki i zazdrosze dzieciaczków ;)
buziaki
foremkaa
Witeczka !
Dzięki za wpis u mnie :) Dzięki temu namierzyłem Twój wątek...będę zaglądał :)
Ech... nie pisałam ... bo i co tu pisać... koszmarny tłuszcz powrócił... Nietrudno jest chudnąć, kiedy jest dobrze. Słońce, powietrze, zajęcia na dworze, zabawy, spacery... Ale przyszła zima, najgorsza zima w moim życiu. Trudna, wymagająca. Wszystko jest w porządku, nie martwcie się. Ale wpadłam w depresję... taką typową... zimową - z braku słońca. Jadłam. Dużo i więcej. mam rozepchany żołądek, wzdęcia, jestem ociężała . Taka bigfatmama... Przytyłam... Smutno mi , nie da się opisać tego, co czuję... Złość, rozczarowanie, rozżalenie, wyrzuty sumienia, poczucie niespełnienia, niesprawiedliwości...
Jutro zikam aż do Wielkianocy. Nie włączam kompa. To ten pożeracz czasu najbardziej przyczynia się do tycia. Ech, aż mi się nie chce gadać.
Mam do zgubienia 25 kilogramów, z czego 12 zrzucam po raz drugi. KOSZMAR.
Ważę 80 kilogramów i chcę zacząć zupełnie od początku.
Peszko... zrezygnowałam z odwyku ;) Jestem, ale zmieniłam sposób traktowania komputera... Nie zabija już mojego czasu :) Korzystam stosownie do potrzeb :)
Bardzo Ci dziękuję za to, że napisałaś i za to, co napisałaś. Wzięłam się do kupy. Dzisiaj zaczęłam 1000 - tylko przez 10 dni, żeby nie przesadzić. Potem przez tydzień 1200 a następnie już 1500.
Przyszła wiosna... czuję ją :) Mimo że ja przeziębiona i dzieciaki też... ale jest dobrze. Mam w sobie dużo wiary w to, że mi się uda... Nie , to złe sformułowanie. Udać się może coś przypadkowego... coś na co nie mamy wpływu. A ja wreszcie czuję, ze mogę.
Dużo mi rozjaśnił w głowie artukuł, który zamieścił kubaxxl u siebie... na temat kompulsywnego objadania się. I tak mnie oświeciło ... że przecież nie jem z głodu... bo ja nie wiem , zapomniałam jakie to uczucie... Ja jem i nawet nie czuję kiedy, nie myślę o tym... Jedzenie mnie uspokaja, odpręża. Objadam się na smutno i na wesoło... Zajadam głody emocjonalne. Ale uporządkuję to moje obżarstwo :)
Sądzę, że za dużo czasu poświęcam myśleniu o diecie, o ważeniu się.
Chcę tym razem zacząć zupełnie coś nowego. Wytrwam, bo mi zależy. Bo wiem już, że nie w mojej wadze tkwi problem, tylko zupełnie gdzie indziej. Ja po prostu... najzwyczajniej w świecie... zasiedziałam się w domu. Nie pracując, , wychowując dzieci stałam się zaniedbaną kurą domową i nawet tego nie zauważyłam. Złościłam się w duchu na wszystko... że mnie taką stworzyły okoliczności... Aż tu nagle oświecenie :) Przecież to ja sama a nie okoliczności :) No i kiedy dokonałam tego wiekopomnego odkrycia, decyzja o podjęciu zmian stała się prosta :)
Szkoda mi, że zaprzepasciłam to , co osiągnęłam. Straciłam rok, bo ważę teraz dokładnie tyle co rok temu. Ale ... no trudno. Zaraz po dobiciu do półmetka zaczęłam obżerać się na max. Myślałam sobie "jeszcze tylko dziś sobie poużywam, a jutro zacznę kolejną dietkę". I momentalnie waga skoczyła w górę - nie ma co się dziwić :) Ale ja ovczywiście nie widziałam w sobie winy... Uważałam, że to los jest okrutny i mści się na mnie za to, co mi się należy - fastfoody, pizze, słodycze... w nagrodę za śliczne schudnięcie. Rety, jak teraz o tym pomyślę, to normalnie chce mi się śmiać :) :) :)
No nic. Tyle słowem wstępu :)
Jeszcze raz dzięki, że napisałaś :) W dobry mnomencie, bo jak mówię, dziś zaczęłam. Z Twoimi słowami dźwięczocymi w uszach ten dzień stał się jeszcze jaśniejszy :)
Duża buźka !!
....................................... 12 IV :arrow: 03 VII :arrow: 11 VIII :arrow: 10 IV
biust................................ 107 ... :arrow: .. 103 . :arrow: 100..... :arrow: 103
pod biustem ...................... 92 ... :arrow: ... 87 .. :arrow: ... 84 ..:arrow: 88
talia .................................. 98 ... :arrow: ... 87 .. :arrow: ... 84.. :arrow: 85
biodra............................... 105 .. :arrow: .. 100 . :arrow: ... 98 .. :arrow: 104
udo.................................. 65,5 . :arrow: . 62,5 . :arrow: ... 59 .. :arrow: 65
nad kolanem...................... 47,5 . :arrow: ... 44 .. :arrow: ... 42 .. :arrow: 47,5
łydka................................. 42 ... :arrow: . 40,5 . :arrow: ... 39,5 :arrow: 40,5
ramię................................ 33,5 . :arrow: . 30,5 . :arrow: ... 29,5 :arrow: 33,5
Wiesz, jak tak siedzę i się użalam nad sobą, potrzeba mi żeby ktoś z boku powiedział, że "co Ty opowiadasz, chciałabym być na Twoim miejscu" - to się pomaga zdystansować. Więc także i Twoje słowa teraz tak podziałały.
Dzieciaki mam małe 1 i 3,5 roku i tak nie za bardzo umiem sobie zorganizować jakiś ruch przy nich - rowerek czy jakiś ogólne trening. Poza tym wolę iść do klubu, oderwać się od monotonii dnia codziennego, spotkać z ludźmi. Tyle, że od pół roku się wstydzę tego falującego na ćwiczeniach tłuszczu... i tego, że niektóre ćwiczenia są dla mnie za trudne - tymbardziej, że sama mam uprawnienia instruktorskie. Pali mnie wstyd.
No ale pierwszy krok w stronę odzyskania dawnej kondycji to zaakceptowanie tego, jak teraz wyglądam i jakie mam możliwości. Nie mogę oczekiwać, że będę śmigać jak prowadząca... bo do jakiego poziomu musiałabym wtedy dążyć :D
Jestem na starcie... na początku walki. I czuję się tak, jakby to było moje pierwsze odchudzanie w życiu...
Nie mam niestety czasu na to, by śledzić różne wątki, ale już z tego co piszesz u mnie widzę, że masz sporą wiedzę i duże zrozumienie dla innych. Cieszę się, że są jeszcze tacy forumowicze jak Ty... Jako użytkowniczka różnych for z kilkuletnim już stażem widzę, że to cechy na wymarciu...
Pozdrawiam i życzę wytrwałości w diecie :) Wiosna wiosna :) !!!!!!
Ps. Pewnie, ze bedzie mi dobrze z wagą ok 70 kg. Wyglądałam w miarę dobrze i czułam się już świetnie. Ale w sklepach nie wszystkie ciuchy w rozmiarze L były już dobre... A chciałabym móc się ubrać w orsay np. Dlatego na razie bedę walczyć o 65 - to już by było naprawdę świetnie. A co dalej, to zobaczymy... na pewno będę chciała utrzymać każdy zrzucony kilogram i stanę na 65 na jakiś czas... może już na stałe. Zobaczę, jak się będę czuć. Ale wrócimy do tej rozmowy za jakieś 3 miesiące... myślę, że tyle mniej więcej czasu zajmie mi walka o 65.
Dziś stanęłam kontrolnie na wadze i jest 78,1. Chyba jelita i żołądek się opróżniły... Miałam się nie ważyć codziennie... bo w psychozę wpadnę. Chowam wagę do szafy ;)
bogfatmama.. wstydzic w fitness clubie? NIGDY :) ty jestes w porownaniu do mnie szczuplaczkiem,a ja chodze do klubu i sie nie wstydze :) no bo czego? ze sie staram?ze mi sie chce chodzic? ze walcze? :) NIGDY ! to przeciez powod do dumy :)
Peszko, ja się gdzieś na Twoje posty natknęłam, owszem, bo przeglądam forum :) Ale nie mam czasu na takie regularne śledzenie :)
Adria, kochana... pomyślałam sobie... kurde, no jestem może jedną z większych babek na sali... ale skoro ja narzekam, to co mają powiedzieć dziewczyny cięższe ode mnie, które ćwiczą ? Nabrałam ochoty na ćwiczenia. Choć jeszcze decycji o rozpoczęciu nie podjęłam... Ale to kwestia czasu i dogrania szczegółów.
Chciałam powiedzieć, droga Peszymistin, że Twoje wypowiedzi przeczą nickowi :) Napełniasz mnie optymizmem :) I dzięki Ci za to :)
A teraz może parę słów o mojej dietce, skoro dorwałam się do kompa ;)
Jadłospisy są skomponowane przez fachowców.
Ten na 1000 kcal mam z kliniki leczenia otyłości ( leczyłam tam nadwagę już jako nastolatka - zupełnie niepotrzebnie, bo nie było źle... bmi w normie... ale kasę wzięli i jadłospis dali)
Menu na 1200 i na 1500 kcal pochodzi z Shape'a i są genialne (żarełko smaczne, proste, sycące) !
Dziś jestem 3 dzień na 1000 z kliniki. No i musze powiedzieć że ani jedzenie specjalnie smaczne, ani jakieś ciekawe. Zwymyślane, np. sałatka z rzepy czy nadziewany kabaczek. Dania pracochłonne a porcje mini-mini. Mąż jak widzi co jem, nie wie czy się śmiać czy płakać. Nie dałabym rady wytrzymać na tym jedzeniu dłużej niż 10 dni - na tyle mam rozpisane posiłki. Aha, zapomniałam napisać, że to 5 posiłków dziennie, czyli tak, jak lubię.
Jem o 8.00, 11.00, 13.30, 16.00 i 18.00
Idzie mi dobrze, nie złamałam się do tej pory ani raz, nie oszukuję. Ważę porcje i zjadam ile trzeba. Są już skutki uboczne - mam zawroty głowy i jestem rozkojarzona. Więc na pewno nie będę ciągnąć tego dłużej niż przewidziane - według planu 10 dni i wskakuję na wyższy poziom 1200.
1200 mam rozpisane również na 5 posiłków, tyle że na 7 dni.Następnie chcę przejść na 1500 - jadłospis mam na 14 dni. Obie te diety -1200 i 1500 - już kiedyś wypróbowałam i byłam bardzo zadowolona - bo jedzenia dużo, bardzo smaczne i urozmaicone. Nawet można raz na jakiś czas wsunąć małego batonika. To takie rozpiski, na których można sobie wzorować dietę na resztę życia.
Jak skończę 14 dni na 1500, zamierzam powtórzyć cały cykl - 1000, 1200, 1500 ale to jest tak odległy czas, że może nie mówimy jeszcze o tym...
Póki co cieszę się, że znalazłam w sobie siłę i że te trzy dni minęły tak szybko ;) Staram się wynajdować sobie zajęcia, żeby nie myśleć o jedzeniu ;)
Wkurza mnie tylko, że te dania takie czasochłonne... jedzenia na 5 minut ( choć staram się delektować ;) ), a przygotowań godzinę. No, może pół ;)
Przy daniach z diet Shape'owych roboty mało... a jak jest coś bardziej czasochłonnego, to przynajmniej warto ;)
No nic, chyba to wszystko co miałam napisać... Idę sobie do spanka. Ciekawe ile rano będzie na wadze - wyjęłam ją z szafy z powrotem ;) i ważę się codziennie ;) Ech... choroba ...
Pozdro all!!
Udanych i radosnych Świat Wielkanocnych :P :P :P
Duzo slonka , spacerków i miłych chwil w gronie najbliższych :P :P :P
http://s3.amazonaws.com/luckyoliver/...gs-1434106.jpg
buziaki :P h