Odp: Ciotka zjadła Jolkę, Jolkę trzeba oddać
No i ciotka sobie wykrakała. Nie dość, że nie spada, to wzrosło o kilogram do dwóch.
Dramat.
Ciotka mogłaby udawać, że nie wiadomo skąd, ale prawda jest taka, że ciotka jest zmęczona. Zrzuciła 17 kilo i to jest dużo, to jest 3 miesiące stałego myślenia o jedzeniu, koszernego gotowania i się-pilnowania. I nie, żeby świadomie, ale tak podświadomie, to ciotka się trochę sabotuje. I a to kotlecik nieduży zarzuci, a to jakaś kanapka na obiad, bo 'jakoś nie ma nic innego', a to wody się nie chce pić bo jakby zimno i w zamian kolejne kawki z mlekiem, a to wyjątkowo dziś windą a nie schodami - i te wszystkie małe, malutkie decyzje kumulują się w zastoju wagi.
Wczoraj domownicy mieli ochotę na lody. Ile ciotkę kosztowało, żeby sobie nie nałożyć, to tylko ciotka wie. Stała ciotka nad tym pudełkiem a w głowie rozgrywała się znajoma pieśń lodu i ognia pt przecież to tylko kawałek, przecież nie zaszkodzi, a do tego przecież tyle dziś chodziłaś.
Tak było.
W końcu ugotowała sobie ciotka jajka w koszulkach, zrobiła wypasioną surówkę (z dodatkiem prażonych ziaren słonecznika) i jakoś tam rozeszło się po kościach. Ale jest trudno. Ciotka właśnie postawiła sobie butelkę z wodą koło biurka i ma zamiar wymęczyć te półtora litra.
Ciotka jeszcze nie wie, czy poradzi sobie z wieczornym głodem i jak. Ale może teraz ciotka spróbuje kolacji węglowodanowych - bulgur w pomidorach, z ciecierzycą? Albo coś.
Z tego co ciotka widzi, na forumie nikt nic nie pisze, co pewnie oznacza, że reszta jest zbyt zajęta natłokiem obowiązków (czytaj - też popłynęli i mają naprawdę dobre wymówki). Ciotka ma nadzieję, że wrócą z dobrą wagą i bez problemów.
Odp: Ciotka zjadła Jolkę, Jolkę trzeba oddać
Dziś:
trochę warzyw na śniadanie
kanapka z pasztetem (pasztet chudy, sama robiłam, z mięsem, soją i warzywami)
bulgur z warzywami z patelni i ciecierzycą
Woda - kończę półtora litra
Kawa - jedna... a nie, dwie. Dwie kawy.
Ruchu brak, nie licząc schodów.
Waga stoi, ale ogólnie czuję się ogarnięta i nie odbija mi, chyba ciotka wraca na dobry tor.
Odp: Ciotka zjadła Jolkę, Jolkę trzeba oddać
Jak przeżyć jesień odchudzając się.
Bo kryzys ciotka raczej ma już za soba, odpukać.
Otóż, tu porada ciotki dobra rada- należy jesień zaakcetować i wziąć na klatę. Jesień to nie pora na lekkie sałatki z cytryną i odrobiną oliwy. Jesienią, żeby nie zwariować, należy jeść jedzenie jesienne - warzywa korzenne, bulwy, kapustę kiszoną.
Ostatnio ciotka zrobiła sobie puree z dyni, batata, marchewki i pietruszki. Warzywa gotowane na parze, zmiksowane blenderem na puree (z łyżeczką oleju kokosowego, solą i pieprzem). Jako, że to same warzywa (oprócz łyżeczki oleju, ale ciotka nie eliminuje jej bo witamina A z marchewki), to w zasadzie się do kalorii nie liczą. Jako dodatek do ryby na parze i surówki - bardzo smaczne i sycące i, ciotka ma nadzieję, nietuczące.
Gdzieś tam z tyłu głowy słyszy ciotka głosy o podejrzanie wysokim IG.
Sprawdźmy.
Batat - 50
Marchewka - 80!
korzeń pietruszki - ? pewnie też jakos wysoko
no i dynia - 75.
Ale z drugiej strony - obniżyła ciotka całość jedząc to z surówką o niskim IG. I do tego ten łosoś.
Hm, no dobra, umówmy się, że to puree to nie jest potrawa na codzień. Ale z trzeciej strony - lepsze takie, bardzo ogólnie zdrowe jednak puree i trzymanie ciotki w ryzach niż popłynięcie w kanapki po kolacji czy ciągłe dojadanie bo samą surówką z rybą się człowiek nie najada w takie zimno.
Waga jakby się waha, ale generalnie stoi. Ciotka bierze na klatę że postoi pewnie z tydzień albo i dwa, dopóki się ciotka nie przyzwyczai do jesieni.
Woda - wczoraj mało, dziś idzie super.
Reszta współosadzonych na forumie to się chyba na dobre wypisała. To sobie ciotka pogadała do siebie i robotów googla.
Odp: Ciotka zjadła Jolkę, Jolkę trzeba oddać
a ja polubiłam ciotkę bo widzę, że na tym samym etapie jesteśmy i z podobnego zaczynałyśmy ;)
Jak przeżyć jesień? hm kupiłam sobie rowerek stacjonarny bo nie będę sama sobie kitu wciskać, że w zimny, deszczowy dzień ruszę zad na siłownię, kupiłam skórzaną kurtkę ( używaną) bo nagradzać siebie trzeba ( nie jedzeniem!)
Poprawiać sobie humor nie jedząc, oczekiwać od siebie więcej, podziwiać zmniejszające się fałdki, oglądać motywujące programy i cieszyć się, że TYLE już się udało :). Ja dopiero teraz widzę jak żałosne były moje wymówki do tej pory więc rozumiesz nie mogę ich już użyć ;)
Nie daj się tłuszczowi, słabości i kaloriom!
Odp: Ciotka zjadła Jolkę, Jolkę trzeba oddać
Siema Fatslim! Wirtualna piąteczka!
U ciotki nadal idzie, powoli ale w dobrą stronę. Jeszcze kilka dni i ustabilizuje się na dobre ten mój pierwszy cel. Który na kilogramie przed metą postanowił zafundować ciotce zastój, kryzys i w ogóle. Ale już się wskazówka buja po lewej od setki więc naprawdę, lada chwila.
Ciotka grzecznie je. Po kryzysie (ale dajcie spokój, żadne tam fastfoody czy słodycze, ot nieogarnięcie i podjadanie, co to w ogóle za kryzys, gdyby nie to, że taki niepowstrzymany powoduje rzucenie diety na dobre to ten) najpierw poszła ciotka w bulwy i korzenie, nie patrząc specjalnie na ilości, ale jak już było dobrze, to się ciotka pozbierala na dobre i jedzie dalej.
I naprawdę, jakiś ruch więcej ciotka powinna, bo same schody to chyba za mało. Ale myśli sobie ciotka, że może jak jeszcze z dycha spadnie, żeby jednak tych stawów nie obciążać setką.
I tak to. Walka trwa. Zmiana trwa też, bo ciotka pracuje nad zmianą stylu odżywiania na dobre, żeby nie jojo itd.
Odp: Ciotka zjadła Jolkę, Jolkę trzeba oddać
I tak oto narzekając i marudząc osiągnęła dziś ciotka swój pierwszy duży cel wagowy. Jest minus osiemnaście, jest poniżej setki!
Następny cel ciotka ma w głowie, suwak zaktualizuje pewnie jutro. Dziś się ciotka napawa pierwszym (nie)małym zwycięstwem.
No!
============
Ciotka sobie dopisze, bo może.
Obiad dziś - jajecznica z 2 jajek z połową awokado, pomidor, pół czerw. cebuli, trochę sałaty. I kolacja - jakieś 200g fileta z indyka na parze, razem z 1/3 batata, marchewką, kawałkiem brokuła. Do tego surówka.
Normalnie wzorcowo!
Za to wody mało. Zimno jest, kurcze. Pić się nie chce.
Odp: Ciotka zjadła Jolkę, Jolkę trzeba oddać
GRATULACJE!!! ja czekam na te magiczne 99,9 na wadze, a jak już przyjdzie to przysięgłam sobie, że nigdy więcej się tak nie spasę i po latach odchudzania nareszcie przyszła ta determinacja i zawziętość o której niemal marzyłam. Jak przychodzi kryzys i zaczynam szukać jedzenia to przy otwartej lodówce potrafię sobie powiedzieć "zamknij te drzwi ty głupia ci...o" działa :D.
A na serio są dni kiedy jest cholernie ciężko i tylko te stracone kg ( i mniejsze portki na dupie) dają siłę, aby trwać.
Od rana u mnie leje, oczywiście zaraz przeszła ochota na siłownię, zjadłam grzecznie śniadanko, włączyłam tv, usadziłam zad na rowerku i grzecznie godzinkę machałam nogami
Damy radę! nigdy więcej setki!!!
Odp: Ciotka zjadła Jolkę, Jolkę trzeba oddać
Do forum się ciotka wbić nie mogła chyba z tydzień a tu kilo spadło kolejne. Walka trwa, czuj duch!
Odp: Ciotka zjadła Jolkę, Jolkę trzeba oddać
No cóż, pora się przyznać... waga 106
Ale, nie pisałam, bo ciężko przyznać się choć to dość częsta przypadłość...
Mam depresję od 3 lat, tj od urodzenia syna. Długo by pisać co i jak, ale problemy się nawarstwiają i jest coraz gorzej. Przeczytałam cały internet na ten temat i wszystko wskazuje na wysoki poziom kortyzolu, objawy w 99% takie jak przy zespole Cushinga. I chyba nigdy sobie z tym nie poradzę.
Nie umiem nie zajadać stresu, choć codziennie mam postanowienia. Masakra
Odp: Ciotka zjadła Jolkę, Jolkę trzeba oddać
Cytat:
Zamieszczone przez
maggi104
No cóż, pora się przyznać... waga 106
Ale, nie pisałam, bo ciężko przyznać się choć to dość częsta przypadłość...
Mam depresję od 3 lat, tj od urodzenia syna. Długo by pisać co i jak, ale problemy się nawarstwiają i jest coraz gorzej. Przeczytałam cały internet na ten temat i wszystko wskazuje na wysoki poziom kortyzolu, objawy w 99% takie jak przy zespole Cushinga. I chyba nigdy sobie z tym nie poradzę.
Nie umiem nie zajadać stresu, choć codziennie mam postanowienia. Masakra
3 lata w depresji to strasznie długo! Leczysz się? Jeśli nie, to gorąco polecam wizytę u psychiatry i dobranie odpowiednich leków! Ja brałam antydepresanty przez jakieś 2 lata i powiem, że wyprostowały mnie bardzo. Teraz nie biorę, miewam lepsze i gorsze dni ale generalnie funkcjonuję całkiem przyzwoicie. Pamiętam, że miałam wcześniej wrażenie, że jestem całkiem zaplątana, zasupłana w jakiś węzeł. Potem powoli zaczęłam wyciągać pojedyńcze nitki i jakoś poszło. Ale nie jest lekko.
U mnie ostatnie dni właśnie ciężkie są bardzo. Niby nic się nie dzieje, ale jakoś tak nieogarnięta jestem, jem bez sensu, w halloween nawet zjadłam 2 czekoladki. Ciągle mi zimno (albo jem za mało białka albo mam tu zimno w otoczeniu, heh), piję za mało wody, zamiast jeść w miarę regularnie co te 3 godziny, przesuwam sobie pory posiłków wydłużając przerwy (co na dłuższą metę powoduje ataki wieczornego głodu, które wprawdzie zaspokajam jakimiś serkami wiejskimi zwykle, ale i przedwczoraj np zjadłam 2 kromki świeżo upieczonego chleba), nie mam pomysłów na posiłki i ogólnie każdy dzień od rana to kolejny dzień walki. Jak się zmuszę do szklanki wody od rana, to jeszcze jest szansa, że te 1,5 - 2l wypiję. Jak nie dam rady rano przed śniadaniem, to już cały dzień będzie na sucho, bo 2 kawy czy 3 to się jakoś nie liczy.
I tak jest ze wszystkim. Teraz zbliża się 11, idę zrobić drugie śniadanie. Na samą myśl o warzywach gotowanych na parze i piersi z indyka jakoś mi dziwnie. Ale dam radę, kolejna mała bitwa wygrana.
Waga stoi i cieszę się, że nie rośnie.