wstałam, skpczyłam na wagę i jest juz 101,5 a jeszcze 6 dni temu było 104. Nie martwi mnie brak jedzenia. Mam za soba głodówki półroczne...ale strach, ze zabraknie mi chęci na wysiłek fizyczny. Wystarczy , ze będzie padało ..nie cierpię gimnastyki na dywanie...jeździc na rowerze w deszczu 3 godziny...brr, albo uprawiac marszobiegi po mokrym i zimnym lesie...wciąz zastanawiam sie czy nie jem za dużo. wczoraj było tego 890 kcal, przed wczoraj 1200, znowu 560 ...takie mam skoki. Jak przekroczę 1000 to następnego dnia boje sie i z kazdym pomidorkiem biegnę do komputera ha, ha, ha. idzie na razie świetnie, znalazłam super kontakt ze swoją córka i razem się wzięłyśmy za siebie. Ja marze aby wejśc w jej spodnie a ona w spodnie młodszej siostrzyczki hi, hi, hi. a własciwie to dlaczego by nie ?