-
Jedzenie kompulsywne
Jedzenie kompulsywne, to się chyba tak nazywa. Jem gdy denerwuję się czymś, gdy się czegoś boję... Przed dietą jadłam to, co wpadło mi w ręce, na diecie jem to, co ma mało kalorii. Uczę się zabijać takie odruchy ćwiczeniami - działa tak samo, ale gdy coś mnie boli i nie mam siły ćwiczyć jest koszmarnie. Staram sie przestawić na pięć posiłków, staram się nie myśleć o jedzeniu, ale ciągle jest kiepsko:( Jak wy sobie z tym radzicie?
-
Znam to doskonale ... I nie wiem też jak sobie z tym radzić
-
znam az zbyt dobrze temat kompulsywności
nie umiem sobie z tym radzic.
na razie dieta.
za pare dni znow sie zuce na zarcie. wiem o tym.
to straszne.
jakos trzeba zyc...
-
Ehh.....To jest trudny temat dosyć....Poprostu organizm po lub w czasie diety woła o jedzenie i takie są skutki....Kurcze,nie wiem co poradzić....Też czasem mam takie napady ale wtedy staram się czymś zając albo wychodzę z domu....Pozdrawiam.
-
Gdy ja się denerwuję, pochłaniam słodycze :( Wiem, że to nienajlepsze, ale co zrobić? Jedynym rozwiązaniem jest unikanie stresu, ale to chyba niemożliwe... :( Najlepiej jest zastąpić słodycze owocami lub "bezpiecznymi" słodkościami (np. kisielami lub galaretkami).
-
Dziewczyny nie trzeba z tym zyc :!: Ja ciepiałam na typowe'kompulsy",ale postanowiłam to zmienic i poszukałam psychologa...Sama po setkach prob wiedziałam,ze sobie nie poradze.co schudłam pare kg,to zaraz potem je nadrabiałam... :(
Wizyty u psychologa bardzo mnie zmieniły.nauczyły miec kontrole nad jedzeniem,nad soba,własnym zyciem...Nie trzeba pochodzic z patologicznej rodziny itd...,zeby potrzebowac terapii.Mi wydawalo sie,ze wszytko jest ok,tylko z odchudzaniem sobie nie radze.Tak naprawde cale nasze zycie układa sie w jakas jedna logiczna całosc i to my decydujemy jakie ono bedzie...
pozdrawiam serdecznie i pamietajcie,ze to wcale nie usi tak wygladac,mozna duzo zmienic na lepsze.ja zmienilam i jestem z siebie bardzo zadowolona :) .
-
Wiecie co - u mnie wygląda to tak.
Jem sobie załóżmy dietetyczną kolację -ciemne pieczywko, chudy ser itd. Zjem, czuję, że jestem syta, ale chcę więcej i więcej.
I rzucam się na to, co mam pod ręką - najczęściej po słodycze.
-
A ja zawsze trzymam w lodówce mało kaloryczne przekąski. Np. wczoraj wróciłam do domu po północy, po piwku :wink: głodna jak jasna cholera. Od razu poleciałam do lodówki i dzięki bogu że w miseczce był ugotowany kalafior. Zjadlam tak ok. 200g i wystarczyło :D . Napad minął. A gdyby go nie było? to pewnie poleciałby żółty ser, którego uwielbiam a przecież jest diabelsko kaloryczny.
-
Ja też wiem coś o tym. Np. wczoraj: ładnie wszystko dietkowo i w ogóle po kolacji już byłam a coś mnie tak kusiło...otwierałam i zamykałam lodówkę aż zjadłam kromkę z serem i dżemem, niby mało a jednak jakoś mi lepiej było...wiem, że to może głupio zabrzmi, ale chyba mój mózg nie wytrzymuje reżimu i jedzenie pod kontrolą tylko musze coś wpieprzyć nadprogramowo (nawet niewiele) żeby się uspokoić
:shock: :shock: [/u]
-
Ze mną jest chyba to samo.
-
Ja podobnie jak olenkaaa jadłam głownie słodycze...jak nie bylo to co popadnie...
Pierwsze co robilam na terapii,to zastanawianie sie kiedy zdarzaja sie kompulsy,czym sa spowodowane.Moze cos nas denerwowac,mozemy z czyms sobie nie radzic,chcemy,zeby cos inaczej wygladalo,ktos nas nie traktuje w taki spsob na jaki zasługujemy....itd.Ile osob,tyle moze byc powodow.pozniej jak juz doszłam choc do czesci powodow,zastanawianie sie dlaczego tak sie dzieje i w jaki sposob na przyszlosc mozna to zmienic.streszcam to w kilu zdaniach,a to byl ogrom rozmow,przemyslen i pracy nad soba.potem robiłam tak ,zeby byc z siebie zadowolona,zeby mi było dobrze.stałam sie po trosze egoistka po terapii i bardzo mi z tym dobrze :) .
W tej chwili jezdze juz rzadko,ale lubie miec jeszcze taki azyl bezpieczenstwa...
Tak bardzo sie zmienilam,nie musze miec takich napadow jedzenia,nie potrzebuje go tak do zaspokajania swoich potrzeb,szukam przyjemnosci w innych rzeczach,sytuacjach.Przytulam sie czesciej do meza,wiecej rozmawiamy,chodze na spacery,aerobik,skacze z dzieciakami,wygłupiamy.Schudłam i mam teraz wiecej siły i checi na zycie...
Prosze zrozumcie,ze takie najadanie sie nie jest normalne...to nie jest prawidlowosc.jestem wielka oredowniczka wizyt u psychologa.Mi samej bardzo pomogły.
jedzenie kompulsywne jest jakims zaburzeniem,ktore wymaga leczenia.Bywam na kompulsywnym forum i nie widzialam,zeby ktos wyszedł z tego o własnych silach.
Pozdrawiam serdecznie...
-
dobry topik, bardzo.
napycham się, bo to mi daje w jakiś sposób poczucie bezpieczeństwa, w chwilach stresu jestem jak śmieciarka na jedzenie. wiem, że sobie coś rekompensuję, a szczerze mówiąc tylko wlasny rozsądek nie pozwala wsadzić czasem palców w gardlo.
poza tym wydaje mi się że wiele wynosi się z domu.
-
Objadanie sie zawsze czemus słuzy,moze cos zastepowac,moze byc sposobem odreagowania...Kiedys myslałam,ze jestem tylko jedna na swiecie z takim problemem,wiem teraz ze tak nie jest...niestety.pisałam juz gdzies,ze decyzja o terapii była jedna z wazniejszych w moim zyciu.
-
Ja jem jak nikt się mną nie zajmuje (jak małe dziecko ;p)
-
Nan,taki powod tez moze byc...Moze nie poswiecano Ci wystarczajaco duzo czasu...U mnie rodzice bardzo duzo pracowali,byli w domu gdy ja byłam w szkole i mysle,ze tez mam pod tym wzgledem braki...
Z psycholog rozmawialam o tym.Narysowała mi duze koło i po koleji zamalowywała je ciemniejszym kolorem mowiac:"To jest miejsce na mame,na tatae,na szkołe,na akceptacje itd.jesli czegos sie nie da zamalowac,to my musimy sie sami tym zajac".Jesli ktos nie ma ojca,to musi sam sobie zapełnic te dziure i tylko on sam moze ja zamalowac i zajac sie soba.Musimy byc dla siebie najwazniejsi i nasze zycie nie moze zalezec od tego czy ktos nas lubi,czy zajmuje sie nami,czy sie troszczy o nas...My musimy sami niekiedy sobie z tym poradzic,bo my dla nas samych powinnismy byc najwazniejsi...i robic wszytko ,zeby czuc sie sami ze soba dobrze...
-
Zapełnić czym?? Zajęciami?
-
Ja jestem właśnie po 5 dniach jedzenia wszystkiego, co popadnie :? Czuję się troche usprawiedliwiona faktem, że wyjeżdżałam i nie było mowy o przygotowywaniu posiłków samej.Ciocia u której mieszkałam uważa, że jestem szkieletem , stała nade mną aż nie zjadłam wszystkiego, co miałam na talerzu ( a duzo tego było). No i zaczęło się, rajd pięciodniowy ...
Dzis wróciłam do zdrowego odżywiania.
Myślę, że u mnie jedzenie kompulsywne ma jakiś związek z relacjami w domu...wczesniej cierpiałam na anoreksję i bulimię , w sumie 6 lat.
Najdziwniejsze jest to, że podczas ataków wcale nie czuję głodu, czasem wręcz przeciwnie- boli mnie brzuch z przejedzenia, a jednak nadal wrzucam w siebie jedzenie.Jakbym zagłuszała tym jedzeniem wszelkie uczucia.
Całe szczęscie te ataki zdażaja mi się coraz rzadziej, bardzo pomaga mi mój chłopak, dzięki niemu wyszłam z bulimii. :)
Pozdrawiam!
-
Voodia,bardzo dobrze,ze z tego wyszłas,ale ciekawe czy sprawy ,ktore ja powodowały sie rozwiazały ,czy staly sie mnie wazne...?
Nan,zajac sie w sensie psychicznym,zadbac o siebie,miec dla siebie szacunek,myslec co dla nas jest najwazniejsze...
-
Trycka, chyba i jedno i drugie...W domu trochę sie zmieniło, choć w zasadzie na temat mojej choroby nadal niewiele się rozmawia.Bardzo "ociepliło sie " w rodzinie odkąd...kupiliśmy kota :)
Nabrałam dystansu do wielu rzeczy, nie przeżywam juz wszystkiego tak mocno.A z drugiej strony staram się nie dusić emocji w sobie.
Najtrudniej przestać czuć żal do rodziców..wiem, że to nie tak, że oni są całkowicie winni, ja też gdzies zawiniłam.Ale boli, że uważają iż to ja "sprowokowałam " chorobę, że nie chcą wziąść części winy na siebie.
Na szczęście od pewnego wieku człowiek sam siebie wychowuje i ja teraz próbuję siebie wychować na pewną siebie, zdrową emocjonalnie osobę. I nieźle mi to wychodzi. :)
Jeśli zaś chodzi o jedzenie kompulsywne- dla mnie osobiście najważniejsze jest by nie męczyć się wyrzutami sumienia, jeśli już jest "po fakcie". To tylko utrudnia powrót na "zdrowy tor".
-
Dzisiaj po jakichś może 5 miesiącach miałam napad....Nie bede mówić co wchłonęłam,bo wstyd.....Tylko ja zastanaiwam sie właśnie,dlaczego,szukam powodu.....Było juz tak dobrze,aż wkońcu coś pękło....Chciałabym to pokonać,ale mam za słaby kontakt z mamą,ona nic o tym nie wie,nie zdaje sobie sprawy i wogóle...Kiedyś to była codzienność,ale miałam bardzo długa przerwę i dziwię sie.....Nie moge sie z tym pogodzić......I boję sie konsekwencji......
-
Verdona- tak długo wytrzymałaś, jeżeli nie będziesz się dalej obżerać to myśle, że ten powrócony kilogram (bo podejrzewam że cos Ci waga skoczyła) zaraz odejdzie w niepamięć, ważne żeby się nie poddawać i nie popadać w depresję.
-
Myślę, że odchudzanie zmienia pogląd na jedzenie na zawsze. A Verdona z tym napadem, to może jak zaczęłaś jeść jakieś ciastko to podświadomie zapaliła ci się taka lampka, że "co ty robisz?! nie wolno ci!" No i podświadomie chciałaś się napchać tych słodyczy, bo twój mózg traktował to jako ostatni raz, jakbyś np. miała już tych wszystkich ptysiów czy napoleonek nie zjeść. Nie wiem, ale najważniejsze, żebyś się teraz nie załamała bo to wyżuty są najgorsze.
-
Worry, masz dużo, dużo racji.
Ja muszę bardzo się pilnować przed "zakazanym" jedzonkiem, a jak już to od razu liczyć kalorie i nie ma, że chciałoby się jeszcze - chociaż najczęściej kompulsy wynikają u mnie z takiego podejścia "już zjadłam to ciastko, przepadło, jedno więcej już nic nie zmieni" i mówiłam sobie, że od jutra przecież znowu będę trzymać dietę, że tyle czasu sobie odmawiałam to mi się coś należy, a w rzeczywistości to po prostu wtedy jadłam i jadłam bo jak przestawałam to od razu się pojawiały wyrzuty... Więc jadłam dalej, żeby je zagłuszyć i kółeczko się zamykało... A to wszystko z alarmem w głowie "co ty wyprawiasz!? wszystko zawaliłaś!" Boże, koszmar. Oby już nigdy więcej, odpukać :P
Co do diety, to ona rzeczywiście zmienia podejście do jedzenia - na razie położyłam sobie dwumiesięczny absolutny szlaban na puste kalorie, ale myślę, że po tych dwóch miesiącach będę już w stanie się bez problemu kontrolować. Tym bardziej, że jak człowiek zmieni styl żywienia na normalny, to bardziej patrzy na wartości odżywcze, a nie tylko na kalorie i rzeczywiście wolę zjeść np. kawałek melona czy gruszkę niż batona :)
-
Ja miałam nie jeść słodyczy przez dwa miesiące, ale jak się wściekłam i zjadłam sobie pare to już poszło lawinowo, więc w moim przypadku nie powinnam sobie stawiać jakiekolwiek zakazy.
-
Ja też tak mam : obiecuję sobie, że nie zjem ani jednego ciastka. W chwili słabości
sięgam po jedno. Jak zjem jedno ,to mam trochę wyrzutów sumienia, więc jem następne,
myśląc : "Skoro zjadłam jedno, to zjem i następne - i tak ten dzień jest już
spisany na straty". Chyba po prostu boję się, że taka "okazja" do nażarcia się słodyczami
już mi się w najbliższym czasie nie przytrafi.
-
Obiecałam sobie, że jedzenie nie będzie już mną rządzić. Myślę, że nie powinnam jeść tak często jak kiedyś jadłam, nawet jeśli nie przekraczałam limitu kalorii. Spróbuję ustalić sobie stałe pory pięciu posiłków dziennie i trzymać się tego.
-
Stałe pory dnia to dobre rozwiązanie, bo nie podjada się. Ja tak mam, że jak nadchodzi pora posiłku to mój brzusio już robi koncert z niecierpliwości ;)
-
Powiem Wam to czego nauczyła mnie terapia...
Uwielbiam słodycze,jak mialam kompulsy to glownie je wtedy jadłam.Tak jak pisałam obiecywanie sobie,ze nie bede ich jadła,dawało skutek odwrotny...W chwili słabosci najadalam sie nimi do bolu brzucha.
Terapia nauczyla mnie kontroli.Na chwile obecna wiem,ze nie potrafie zrezygnowac ze słodyczy,lodow.Jak mam ochote to jem sobie batona czy loda.Ostatnio jadam lody,wybieram małokaloryczne...Zjadam jednego i basta!KONIEC!Na poczatku było sie ciezko opanowac,ale teraz daje sobie z tym rade.
jesli ktos daje rade wytrzymac bez słodyczy,to ok.Gratuluje i podziwiam,ja na dzien dzisiejszy nie potrafie ich nie jesc...
Moja psycholog powiedziała,ze jesli czegos sobie zabraniamy to jeszcze bardziej tego pragniemy...To prawda...stad te napady.
Wiem,ze słodycze absolutnie mi przeszkadzaja w diecie ,mimo ze bardzo ograniczam ich ilosc,ale cały czas sa.moze to mało polularne i naraze sie na krytyke,ale wole zjesc jednego loda niz po dwoch dniach rzucic sie na nie i zjesc 5 na raz...
-
Tylko jednego nie rozumiem. Przez pare miesięcy (gdy odchudzałam się rok temu-po raz pierwszy na poważnie) nie wzięłam do ust ani okruszka słodkiego, nie wiem czemu teraz nie mogę się pozbierać, czyżby słomiany zapał, który trwa tylko pół roku?? (bo tyle wytrwałam bez wpadki)
-
A ja dzisiaj znów to miałam.......Nie dociera tylko do mnie dlaczego!!!!!!!Najpierw jak głupia zjadłam kilka pomidorów,a potem.......Klapka się "otworzyła"i połowa zawartości lodówki zniknęła......Boję się.....
-
ah nie wiem może (prsynajmniej teraz to u mnie działa) jem słodycze, tyle ile mogę, a potem myślę sobie, że jutro zjem sobie bekarnie znowu. Jednak verdona rozmuiem cię, też miałąm takie napdy, to jest takie głupie bierzesz coś jesz, potem wracasz szukasz czegoś jeszcze i tak znowu i znowu. kiedyś miałam taki napad nawet jak przyszły do mnie qmpele, wychodziłam wtedy do kuchni i np. jadłam po kryjomu kanapki z dżemem ehhh i też często jadłam nadal pomimo bólu brzucha np aż do końca gdy już opakowanie ciastek było puściutkie :?
-
Oj ja dzis prawie się rzuciłam na słodycze. To było tak: rano otwieram lodówkę (wcześniej byłam u lekarza z godzinkę, więc byłam z deczko głodna) i patrze: nic dietetycznego oprocz mój chleb żytni. No to wcinam 2-ie kromki z malo-dietetycznym-pasztetem (zero pomidora, ogórka, sałaty-które tak uwielbiam) myśle sobie: 200kcal, mogę jeszcze coś zjeść no to naleśniki bez żółtka, które nie wyszły więc dałam siostrze. Spokój był przez pare godzin aż się głodna zrobiłam i zjadłam chleb z serem żółtym:( wiadomo, że ser żółty nie jest dietetyczny więc sobie myśle: dobra, jutra licze już co do kalorii żarło a dziś...no właśnie co dziś??Zaczęlam rozmyślać nad renowacją diety i wpadłam na pomysł: warzywa i owoce ile chce, inne do 500kcal. Dziś zjadłam z 1700kcal i prawie całość to nie warzywa i owoce, ale pomyślałam sobie, ze chyba dobrze na moją psychikę zrobi jedzenie bez skrupółów warzyw i owoców. Co o tym myślicie??
-
To jest bez wątpienia lepsze niż to,co ja dziś zjadłąm.....Zaczynam siebie nie poznawać.I zaczynam sie bać porpostu siebie.....:/
-
Niestety doskonale was rozumiem... :(
mam tak samo...
rygor diety wszystko super i nagle niespodziewanie jedna chwila - czegos za duzo i lawina... nie wiem czemu nie mysle wtedy ze przeciez zaprzepaszczam caly ten trud, ze w godzine nadrabiam cale tygodnie, ze spodnie sie nie dopinaja, ze lato idzie, ze moge zjesc troche... ale wtedy nie wiem co sie ze mna dzieje i dlaczego... objadam sie do bolu brzucha... a potem kolejne dni jakbym byla w transie :/
no dziewczyny czy to pomaga?
nie!!!
potem jest tylko gorzej, wyrzuty sumienia, wiekszy rygor i wieksze postanowienia az do nastepnej wpadki...
tak sie nie da zyc, mnie to wykancza...
tak bardzo chce sobie z tym poradzic...
Trycka dzieki za to co tu piszesz... naprawde wielu osobom twoje rady pomagaja... piszesz co ci mowila psycholog, nie kazdego na niego stac dlatego chocby szczatkowe rady ktore nam przekazujesz - sensowne i odpowiednie - daja do myslenia i daja nadzieje...
ty juz nie masz napadow prawda??? wogole?? jesli tak o znaczy ze wyjsc z tego jest mozliwe :)
a to co piszesz o slodyczach... to takie proste i logiczne... i napewno skuteczniejsze... musze sprobowac :)
trzymajcie sie dziewczyny i nie dajcie sie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
-
no i ja dołączam do grona tych co jedzą kompulsywnie...
ja już nie mam siły...
odchudzam sie dwa lata , na koncie mam zrzucone ponad 20 kg, no i co z tego, jak teraz jest coraz gorzej... miałam lekki kryzys , o którym pisałam tu na forum, poprostu oszukiwałam troche tą moja diete 1000 kcal, ale zawziełam sie w sobie, jak już tyle schudłam to schudne tyle co zamieżałam czyli jeszcze 6 kilo... i wróciłam na tory mojej dietki :) zapisuje co jem, bo jesli nie zapisywałam to oszukiwałam... ćwicze , i niby waga leci :) pomału ale juz 3 kilo mniej...
jednak ostatnio mam takie straszne wyrzuty jak coś zjem, ze nie mysle o niczym innym jak o tym, sama sie pogrążam ...
npidąc na imieniny albo cos w tym stylu , oczywiscie pasuje coś zjeść , wliczając to w limit, albo małe porcje, a ja wtedy pakuje na maxa co widze, bo wiem ze ten dzien i tak jest stracony , że jutro to naprawie... tylko ze nie doczekam do jutra, bo w nocy sie budze, wszystko mam w gardle i zwracam !!!! powtórzyło sie to niestety pare razy ostatnio... ja tak nie chce!!!!!!!!!!!
troche mnie to martwi :(
poza tym mam dzien ze dieta jest super , itp, a czasem to zjem to moje 1000 i jak jestem w domu to chodze z kąt w kąt bo bym cos przegryzła, i tak jak własnie przed chwilą, zjadłam jabłko, potem gryza kromki od brata, potem kawałek sera żóltego i dalej bym cos przegryzła, dlatego wolałam wejśc na forum, zeby nie myslec , chociaz dalej mnie nosi...
Trycka ratuj!!!! ja wiem że osoby które miały pomoc osoby fachowej tez mogą pomóc... przekazuj jak najwięcej swoich rad, prosze!!!
mi juz nie pomaga jak sobie mówie ze bede pieknie wyglądac, ze bede chuda, ze musze schudnąć, nie mam juz motywacji... a ja musze schudnąć !!! boje sie ze nie dam rady...ostatnio usłysząłam ze mam obsesje... i to prawda, wpadłam w jakiś obłęd !!!
no to pozdrwaiam, pa
-
Imieniny.....Byłamna nich 2 dni temu....I gdyby nie te cholerne imieniny,to nic by sie nie zepsuło!!!!!A tak już od tych 2 dni(z dzisiejszym 3)mam kompulsy....I boję się co bedzie dalej!!!Po imieninach nie miałam mozliwości przytcia(zjadłam bardzo dużo i bardzo kalorycznie.....)ale w nocy mój organizm sie zbuntował i sam wszystko wyrzucił....Ale dzisiaj już nie.Dzisiaj zapchałam sie jak dzika,tak jakbym juz nigdy miała nie ujżeć jedzenia..I już widzę efekty.....Widzę,ze jutro rano mój brzuch nie będzie płaski tak jak zwykle,tylko dalej bedzie przypomniał napuchnięty balon...Dlatego boję się.....iść spać... :shock: Naprawdę nie wiem,co się ze mną dzieje...Przecież nie głodowałam na diecie,nie miałam jakiegoś wielkiego rygoru.....Nie rozumiem tego!!Gdyby nie te cholerne imieniny......GDYBY NIE TE CHOLERNE IMIENINY NIE BYŁOBY TEGO ŁAŃCUSZKA!!!!!
-
no Verdona, dokłanie, wszystko przez te imieniny :)) i wogóle nie planowane wyjścia w których trzeba brac udział... chyba najlepiej zamknąc sie w domu i nie wychodzic !!! no do czego tu dochodzi !!!
-
Dziewczyny,niestety nie jestem specjalista,choc bardzo w tej chwili interesuje mnie ten temat,bo jest tak bardzo mi bliski...
Ja zaczełam sie odchudzac 3 lata temu i niestety bardzo nie madrze...Zjadałam:
*1 kromka wasa z Almette(sniadanie)
*jagodzinka(to było lato)
*jogurt odtłuszczony mały do 100 kcal(kolacja)
To było gora 600 kcal i tak własnie trwałam przez 3 miesiace,Zero wpadek,schudłam 17 kg.czułam sie swietnie.Wystarczylo jednak tylko jedno małe złamanie diety,kawałek pizzy zjedzony u siostry i polynełam.Przez 3 miesiace przytyłam 10 kg.Potem znowu dieta,znowu nie madrze,chudłam i tyłam.miałam za soba zrzuconych prawie 20 kg i nie mogłam ruszyc w ogole do przodu...
Zaczełam miec dostep do internetu i chciałam sie dowiedziec co sie ze mna dzieje...Czytałam ,szukałam i zrozumialam ,ze to "kompulsywne jedzenie".Wszystko sie u mnie zgadzało.Przeczytałam gdzies tez,ze moze na to pomoc psycholog.ucieszyłam sie,ze to mozna zmienic.
Umowiłam sie na wizyte zjedna pania,potem było kilka innych.Zrozumiałam wtedy skad sie biora moje napady.Pani jednak zupelnie mi nie odpowiadała i zrezygnowalam ze spotkan.nadal było ze mna zle.
Poszukałam dalej i po 2 miesiacach umowilam sie u innej pani w Warszawie...To było w sierpniu zeszłego roku .Pani przed 50 ,bardzo sympatyczna i storzyła jakby plan mojej terapii.Spotykałysmy sie na dwie godziny w tygodniu i pierwsze co to byłam bardzo zaskoczona jak bardzo siebie poznaje.
Kazde spotkanie rozpoczynało sie od pytania pani Eli:"Co słychac?"
I ja wtedy rozpoczynałam swoje opowiesci o nieradzeniu sobie z jedzeniem.Ona wtedy dociekała co sie dzieje teraz w moim zyciu.Wydawało mi sie,ze wiode fajne zycie,tylko z jedzeniem sobie nie radze...Powoli zdawalam sobie sprawe z tego,ze moje jedzenie jest w duzym stopniu zwiazane z tym co sie dzieje w moim zyciu...
Teraz juz wiem,ze jedzenie kompulsywne powoduje nasze nieradzenie sobie z własnym zyciem,z jakimis sprawami,przeszloscia...Ile osob,tyle powodow.musimy tylko to własnie zrozumiec...To jest tak cholernie powiazne.
cdn.
-
Pierwsze co to pani Ela uczyła mnie kontroli,to bardzo trudne w naszym przypadku.
Opwoadałam jej,ze zjadłam wieczorem kawałek pizzy wieczorem,a nie chciałam...Ona na to,ze ja chciałam zjesc te pizze i zjadłam.Nie rozumiałam...
Uczyła mnie przestac siebie oszukiwac...inny przykład.jestem na diecie nie jem słodyczy.Jestem z mezem na zakupach.chcial,zebym kupiła mu cistka-kokosanki.Ja powiedziałam,ze nie bo sa niedobre...i kupiłam swoje ulubione z czekolada.Oczywiscie jechałam do domu z mysla,ze jestem na diecie i nie jem ciastek.przyjechalam do domu i najdałam ie moich ciastek...Wniosek z tego,ze ja juz w sklepie dobrze wiedziałam ,ze ja bede te cisatka w domu jesc!!!oszukiwałam siebie na wiele sposobow.czasem az byłam zdziwona,ze sama przed soba tak krece...
:wink:
Oczywista rzecza jest oczywiscie to,ze w domu nie moze byc słodyczy i rzeczy,ktroe bardzo lubie jesc,bo wymiote wszystko.Na szczescie to ja decyduje o tym co mam w domku a co nie.Ile razy kupowałam kiedys jogurty z mysla,ze przeciez dzieci powinny je jesc,a potem sama robiłam sobie sesje przed telewizorem... :? .
Pomyslcie czy z Wami tez tak nie jest,ze oszukujecie siebie.Zjem tylko ten maly kawałeczek...a potem leci cała paczka.
Powinnyscie pomyslec o sobie...o swoim zyciu...O tych momentach w jakich jecie.czy gdy chodzicie po domu i cos wami targa,ze zjadłybyscie cos ,nieustannie cos skubiecie-to przypadkiem nie dzieje sie cos w Waszym zyciu co Wam nieodpowiada?
Ja szukałam tez bliskosci w jedzeniu.Teraz czesciej przytulam sie do meza,wiecej rozmwaiamy,jestm bardziej otwarta ...
kiedy juz poznamy choc czesc powodow i sytuacji,przez ktore jemy to trzeba je zaczac zmieniac...Powolutku,stopniowo.ja musiałam zmienic moje relcje z ludzmi,bo dawałam sie im zawsze wykorzystywac.Robiłam tak,zeby to inni byli zadowolenie,a nie ja...Sytuaja po sytuacji wszytko sie zaczeło ukladac.nie bede tu opisywac moich zmian i z w kontaktach z kim miały miejsce,bo sa zbyt osobiste...Musiałam stac sie egoistka i bardzo lubie nia byc,lubie byc dla siebie najwazniejsza.Wazniejsza od innych,lubie sie o sobie troszczyc i słuchac swoich pragnien...Pewna osoba z mojego forum powiedziala mi,ze nie wszyscy musza mnie lubic i teraz juz i ja to wiem i nie przejmuje sie tak bardzo sytuacjami zwiazanymi z innymi liudzmi.
Stało sie jednak tak,ze po 4,5 miesiacu intensywnych spotkan cos sie zaczeło zmieniac w moim zyciu.zmiany powoli ,ale nastepowały i co dziwnego...ja zaczelam chudnac.
Mam w sobie teraz wiecej odwagi,sama stawiam czoła moim sprawom i problemom.
zdarza mi sie zjesc wiecej,choc rzadko...Mam jednak nad tym kontrole i jem bo mam ochote i nie mam potem tych potwornych wyrzutow sumienia...
I tak jak pisałam jem słodycze,bo lubie,ale nie przesadzam z nimi :)
Pamietajcie,ze to nie musi Was tak meczyc,to mzona zmienic,ale trzeba skorzystac z pomocy specjalisty=psychologa.Trzeba rozwiazac sprawy,ktore powoduja to nadmierne jedzenie,kiedy czujemy,ze tracimy kontrole...Ja sie nie wstydze tego,ze chodizlam do psychologa,bo bardzo mi pomogł,troche wyprostował moje myslenie.Teraz jestem zadowolona z siebie,patrze w lustro i widze ,ze zrozbiłam kawał dobrej roboty dla siebie.
POZDRAWIAM I SCISKAM>>>Przepraszam za błedy,ale oczy juz mis ie kleja... :wink:
-