Wiem że podobny post chyba był już(?), ale nie mogę go znaleźć..

Może zacznę od pytania - jakie jest zapotrzebowanie kaloryczne w trakcie okresu?

Bo przyznam że w trakcie nie mam wręcz wogóle apetytu, słodycze są dla mnie obojętne, ale za to przed...
Tydzień przed zaczyna się koszmar, mam niesamowite, dzikie zachcianki, jak niemal ciężarna, bo nie chodzi tu tylko o słodycze ale rzucam się na np słój ogórków kiszonych i zagryzam dżemem. Kalorycznie to już jest wogóle masakra, lepiej nie mówić, ale jest to też nieco dziwne.,. Czy tylko ja tak mam? Nie mogę nad tym zapanować, po prostu ŻRĘ jak zwierzę Normalnie potrafię się żywić dosłownie byle czym i to w minimalnych ilościach.

Od razu wspomnę o tym że miałam problemy hormonalne i np zatrzymywał mi się okres na 3-6 miesięcy, potrafiłam w tym czasie przytyć 5-10kg tylko przez stan ciągłego PMS... Teraz bardzo o to dbam, bo moja nadwaga jest właśnie tym spowodowana w większej części, bo byłam w stanie ciągłej "żrały"