"- Uzależnienie od diety zaczyna się niepostrzeżenie - mówi Danuta Wieczorkiewicz. - Więcej myślimy o jedzeniu i o swoim wyglądzie. Po pewnym czasie cała nasza aktywność życiowa koncentruje się wokół działań zmierzających do zredukowania masy ciała. Samoocena zaczyna zależeć od wyników prowadzonej diety. "Udało się, więc jestem świetna". Albo: "Nie dałam rady". I pojawia się depresja.
Kiedy bycie na diecie staje się nałogiem? Wtedy, gdy wolisz zaszyć się w domu, by odważać swoją porcję własnoręcznie wyhodowanych kiełków, niż umówić się na pizzę z przyjaciółmi. O czym to świadczy? Że to nie Ty, ale dieta przejmuje kontrolę nad Twoim życiem."
(Pełny artykuł TUTAJ.)

Nie macie czasem wrażenia że za dużo myślicie o jedzeniu? Patrząc na kotleta widzi się tylko liczbę kalorii, nie będąc na diecie czuje się gorszą i ma się głupie uczucie utraty kontroli nad sobą, swoim życiem, panika, uaaa! To tak a propos innego mojego topiku - "Dzień Rozpusty" gdzie Lean napisała jakie to ma potworne wyrzuty sumienia po zjedzeniu czegoś bardziej kalorycznego, jak się źle czuła ze świadomością że wypełniają ją cukry i inne obrzydliwości.
Niczego absolutnie nie sugeruję, ale z niczym nie można przesadzać, a szkoda poświęcać 75% myśli na planowanie posiłków, rozważania rozkładu białka i innych bzdur w obiedzie, itepe itede.
Próbujecie na róznych rodzinnych fetach tłustych tortów żeby nie zrobić przykrości gospodyni?
let's face the truth!
pozdrawiam