Byłam całe życie baaaaaardzo wysportowaną dziewczyną. Pływanie, narty, snowboard, tenis, ping-pong, wspinaczka, koszykówka, był okres na deskorolkę i dlugo by tu tak można jeszcze wymieniać. Nigdy nie lubiłam gimnastyki. Jakieś leżenie i machanie nogą, bez sensu. Teraz jedynym sportem, jaki sprawia mi radośc są narty (no tak, ale jest równiez lato). NIE CHCĘ MI SIE ĆWICZYĆ! Nie znoszę biegać. Po 20 brzuszkach nie mam juz siły. Rower mnie nudzi, poza tym wyciąganie całego tego złomu denerwuje mnie. Źle znoszę upały (dzisiaj 32 stopnie w cieniu! olaboga!!!!) i też nie ma mowy o jakims większym wysiłku. Nie lubie chodzic na basen, bo mam wrażliwą skórę i chlor mi ja bardzo podrażnia, poza tym jak ja bym sie pokazała z takimi wałami tłuszczu na basenie? Kupiłam sobie kiedys karnet do fitnessklubu, hm... to chyba najlepsze wyjście. Nie będe miaął w tym roku szkolnym zbyt wiele czasu, bo jestem w klasie maturalniej i mam spore zaległości, ale może ze 2x w tygodniu udałoby mi się chodzić na fitness...

Możecie mi coś doradzić? Schudłam juz jakieś 10 kg, chcę schudnąc kolejne 10. Moje ciało jednak oprócz chudnięcia potrzebuje więcej witalności, sprężystości i mięśni... Kurcze pod tym wzgledem jestem troche przybita.... Zwyczjnie mi się nic nie chce...