Jestem ,jestem tylko nie mogłam się dogadać z techniką. I to ja - inteligencja techniczna
No ale kto sobie poradzi ,jak nie ja. I jestem.

W diecie trwmam , ale nie jestem taka mocna jak mi się wydawało. Jakoś tak wyszło ( przez tę wojnę techniczną i wiatr- tornado), że nie ugotowałam sobie nic na zapas. Wydawało mi się, że przecież po miesiącu to dam radę.

I guzik z pętelką. Nie nabałaganiłam, ale było mi naprawdę trudno. Już zaczynał pachnieć chlebek, a może kupić kawałek serniczka, amoże te trzy ziemniaczki z obiadu.Naprawdę kosztowało mnie wiele wysiłku, a i tak zjadłam pewnie ze 3000.
Dlatego od rana gotowanie. Zupka seledynowa, indyk duszony w cebuli i pieczarkach, kapusta kiszona, ryba wędzona i jest ok.

Przekonałam się jednak, że nie mogę sobie odpuścić wcześniejszego przygotowywania potraw, bo skończy się jak zwykle. Kiedy mam pełną miskę pysznej zupy to inne potrawy mogą nie istnieć. A kiedy się porządnie najem to jedzenie wogóle może nie istnieć.

Nowe postanowienie. Przestaję się ważyć. To za duży stres. Najważniejsze ,że odzież się z lekka luzuje Nawet jeśli to złudzenie to nie chcę go rozwiewać jakimś tam narzędziem tortut.

W końcu chudniemy dla dobrego samopoczucia, a nie dla wagi. Zważę się , jak przyjdzie na to czas.

Kupiłam sobie na wyprzedaży książeczkę o odchudzaniu ( chyba 200-tną!) i jest w niej napisane: Wybierz dietę, stosuj a efekty muszą przyjść. Dietę dostosuj do siebie, nie odwrotnie. Jeżeli zmusisz się do diety, która jest dla ciebie karą, to nic z tego nie będzie.

Bardzo mnie ta lektura pokrzepiła. Potwierdziła, że moja dietka należy do najskuteczniejszych w dłuższym okresie czasu. Więc nastrój mam naprawdę dobry i nawet zaczęłam sobie szyć nowy mundurek. Wogóle nabrałam chęci do szycia i życia.

Dzisiaj pomaga mi w tym pyszne czerwone wino. 2 kieliszki - tak niewiele kcal, a tyle przyjemności.

Pozdrawiam wszystkie towarzyszki doli i niedoli, dzięki za podtrzymywanie topiku na first stronce podczas mojej wymuszonej nieobecności i do juterka ( mam nadzieję )